Orleans jest miastem w środkowej Francji położonym nad Loarą. Wśród jego zabytków znajduje się między innymi dom Joanny D’Arc, słynnej francuskiej bohaterki narodowej walczącej za ojczyznę. Miejsce to stało się też tłem akcji gry planszowej o takim właśnie tytule.
Strategia nad Loarą
[Reiner Stockhausen „Orléans” - recenzja]
Orleans jest miastem w środkowej Francji położonym nad Loarą. Wśród jego zabytków znajduje się między innymi dom Joanny D’Arc, słynnej francuskiej bohaterki narodowej walczącej za ojczyznę. Miejsce to stało się też tłem akcji gry planszowej o takim właśnie tytule.
Dziękujemy wydawnictwu Baldar za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Reiner Stockhausen
‹Orléans›
„Orleans” jest bardzo wysoko na liście gier wszech czasów popularnego magazynu boardgamegeek.com i jeszcze wyżej w rankingu gier strategicznych. Pozwala to domniemywać, że mamy do czynienia z grą, którą wiele osób ceni i która powinna zapewnić wiele godzin rozgrywki na wysokim poziomie. Celem graczy jest uzyskanie dominacji w mieście dzięki pozyskiwaniu wpływów u jego mieszkańców i zdobywaniu dóbr podczas podróży po Francji. Brzmi to całkiem dobrze, choć tak naprawdę mamy do czynienia z dość suchą eurogrą, gdzie klimat odgrywa zdecydowanie drugorzędną rolę (jeśli w ogóle można o klimacie pisać).
Wspomniana dominacja, to punkty zwycięstwa, które pozyskiwać można na kilka sposobów – dzięki zdobywanym towarom (takim jak zboże, sery czy wina), gromadzonemu majątkowi czy postępowi na torze rozwoju. Wszystkie czynności wykonuje się z pomocą „mieszkańców” – żetonów reprezentujących ludzi mających różne profesje – farmerów, rybaków, rycerzy, mnichów i wielu innych. Zasady są dość proste – każda akcja, i to zarówno wykonanie zadania, jak i zdobycie nowego pracownika – wymaga położenia na planszy konkretnych żetonów. Przykładowo pozyskanie farmera wymaga zatrudnienia rybaka i cieśli. Jeśli zostanie to wykonane, to dzieją się dwie rzeczy – po pierwsze do gracza trafia nowa postać i wraz z nią bonus, który ona oferuje (farmer zawsze daje jakieś dobro), a następnie wszystkie trzy żetony trafiają do woreczka. I tu jest sedno zabawy – co rundę losujemy żetony z woreczka i możemy je rozstawić na planszy. Szczęściem w losowaniu można w pewien sposób zarządzać – nie ma konieczności wykorzystania wszystkich żetonów – część może zostać przydzielona do zadań lub czekać w odpowiednim miejscu. Akcja wykonywana jest wyłącznie wtedy, gdy posiada komplet znaczników (czyli przypisanych wskazanych mieszkańców) i gdy gracz w ogóle tego chce, więc w ten sposób można wpływać na zawartość woreczka, aczkolwiek pewne ryzyko jest zawsze i czasami przydaje się uśmiechu losu.
W taki sposób gracze co rundę muszą podjąć pewne niełatwe decyzje – gdzie dostawić żetony i czy w ogóle to robić, czy może poczekać. Możliwości jest bardzo wiele i właściwie podczas każdej rozgrywki można spróbować wykorzystać inną taktykę. W grze mamy dwie plansze główne, z których korzystają wszyscy oraz po jednej identycznej dla każdego grającego. Największa plansza służy do przesuwania się na torach postępu oraz do podróży. Tu mamy do czynienia z pewną interakcją między graczami – tylko jedna osoba może zabrać towar leżący na trasie pomiędzy miastami i tylko jedna osoba może w danym miejscu postawić faktorię handlową. Zarówno towary, jak i faktorie przynoszą punkty zwycięstwa na koniec rozgrywki, są więc niezwykle cenne. Druga z plansz wspólnych to ratusz miejski – wysłanie tam pracownika oznacza z jednej strony utratę żetonu, ale z drugiej przynosi wymierne korzyści w postaci monet czy wiedzy. Oprócz tego są plansze graczy służące do pozyskiwania nowych pracowników czy planowania posunięć (podróży). W „Orleans” teoretycznie nie ma złych ruchów – każda akcja jest atrakcyjna, każda daje nowe możliwości. Wszystkiego wykonać się nie da i dobranie optymalnych posunięć pod obraną strategię jest kluczem do sukcesu, a że jest nad czym myśleć, to i głowa może od tego rozboleć. Nie chcę z recenzji zrobić streszczenia instrukcji, dlatego po szczegóły zapraszam tamże, ale od razu powiem, że zasady nie są bardzo skomplikowane i stosunkowo łatwo jest je przyswoić, gorzej jest z liczbą możliwych akcji i zależności. Z tego względu polecałabym tę grę osobom lubiących planowanie i optymalizowanie, którym nie przeszkadza pewien element losowy. Tu przydaje się liczenie – która czynność da w końcowym rozrachunku więcej punktów i w co najlepiej zainwestować na początku.
Dwa słowa na temat wyglądu: gra mieści się w nieszczególnie dużym, ale za to grubym pudełku, a wszystko ze względu na sporą liczbę elementów. Grafiki są specyficzne, z tego względu wizualnie budzi mieszane uczucia, dla mnie jest to dość przeciętnie wyglądająca planszówka, bardziej nadrabiająca jakością elementów niż ilustracjami. W moje ręce trafił egzemplarz z drewnianym insertem czyli po prostu przegródkami na elementy. Z jednej strony świetna sprawa, bo wszystko jest od razu posortowane, na stole porządek, a i wygląda bardzo dobrze. Z drugiej – i tak wiele elementów musimy porozkładać (zwłaszcza towary na planszy), a że na bieżąco należy śledzić liczbę pozostałych żetonów pracowników i dóbr (bo jest zmienna, co jest istotne dla przebiegu rozgrywki), więc i tak musimy sporo żetonów z tych przegródek wyjąć. Decyzję czy warto inwestować w taki insert pozostawiam Wam, moim zdaniem tak, zwłaszcza jeśli trzymacie pudełko poziomo, przy pionowym ułożeniu elementy mogą wypadać i mieszać się ze sobą.
Nie ukrywam, że na początku byłam do „Orleans” dość sceptycznie nastawiona, gra mnie jednak szybko wciągnęła i czas mija mi przy niej niesamowicie szybko. Swoją drogą nie jest to szczególnie długi tytuł, bo część ruchów wszyscy gracze wykonują jednocześnie, co znacząco przyśpiesza rozgrywkę, chociaż paraliż decyzyjny nierzadko się zdarza. Gra się świetnie bez względu na liczbę osób, więc jeśli szukacie czegoś dla dwojga, co sprawdzi się również w szerszym gronie, to jest to świetny wybór. Pora na opisanie mankamentów – jak to często w eurograch z mechaniką worker placement bywa, interakcja między graczami ogranicza do bycia pierwszym w miejscu, które może okazać się też atrakcyjne dla innych. Żadnych dodatkowych elementów współpracy czy też konfliktów tu nie znajdziemy, każdy skupiony jest na sobie i własnym wyniku. Po drugie losowanie żetonów z woreczka jest ważnym elementem gry i można niestety mieć trochę pecha. Minimalizuje go dobrze obrana strategia, ale trochę szczęścia się przydaje. A za co polubicie „Orleans”? Za dreszczyk emocji przy losowaniu żetonów, za wiele dróg do zwycięstwa i za każdorazowe „następnym razem na pewno zrobię to lepiej”.
A to nie jest po prostu Orlean po polsku? Bez "s" na końcu?