Paść się beztrosko na łące, stać się obiektem uwielbienia wspaniałego barana Rogera czy też lansować się na pastwisku u boku najbardziej opalonej owcy w stadzie? Z takimi dylematami staniemy grając w „Owczy pęd”. Zaznajcie ciężkiego żywota w stadzie owiec!
Czarna owca wyścigu
[Gordon Lamont „Owczy pęd” - recenzja]
Paść się beztrosko na łące, stać się obiektem uwielbienia wspaniałego barana Rogera czy też lansować się na pastwisku u boku najbardziej opalonej owcy w stadzie? Z takimi dylematami staniemy grając w „Owczy pęd”. Zaznajcie ciężkiego żywota w stadzie owiec!
Czasami człowieka uwiedzie czy to spojrzenie małego kota, czy słodkie oczy szczeniaka. Podobny efekt można zaobserwować u kogoś, kto otworzy opakowanie „Owczego pędu”. Pięknie wykonane figurki słodkich owiec, łypiących na człowieka tymi swoimi głupiutkimi oczyma, potrafią uwieść. Poza tym gruba tekturowa plansza, cztery talie kartoników z wydrukowanymi zagraniami poruszającymi stadem, drewniane znaczniki w 4 kolorach dla każdego z graczy, znacznik czasu i kostka. W stadzie mamy osiem owiec należących do graczy (po dwie w każdym kolorze) oraz „Czarną Inez” jako dziewiątego członka stada. Poza tym pozostają jeszcze w opakowaniu dwie figurki baranów: Rogera i Bodzia. Wszystko robi jak najlepsze wrażenie, w dodatku każdy element ma swoje miejsce w pudełku i nic a nic w nim się nie przesuwa ani nie lata. W sumie – jedno z lepszych opakowań, jakie widziałem do tej pory. Cud, miód i… pożywna zielenina.
Jak już wspomniałem, gracz staje przed dylematami typowymi dla owiec w stadzie. Mimo, że każdy z graczy ma przydzielone dwie owce swojego koloru i zestaw kart z ruchami, większość ruchów dotyczy całego stada, a nie tylko owiec gracza. Całość rozgrywki zaś podzielona jest na cztery rundy, w których reguły punktacji ulegają znacznym zmianom. Pierwsza runda polega na tym, by owce naszego koloru trzymały się jak najbliżej siebie; kolejna – by znaleźć się jak najbliżej najwspanialszego barana w stadzie, czyli Rogera; następnie należy się lansować u boku spalonej na mahoń Inez – na końcu zaś czeka nas ucieczka od szalonego barana Bodzia. By osiągnąć cel, należy jak najefektywniej zgrywać karty ruchu, ale i wykorzystywać numerki z rogów kart – tak, by według własnych zamierzeń przesuwać znacznik czasu decydujący o tym, która z rund właśnie trwa. Należy poza tym nadmienić, iż każdą z kart ruchu można wykorzystać tylko raz, a niektóre z nich są jedyne w swoim rodzaju.
Zobaczmy, kto najlepiej się lansuje
Bodzio i Roger
„Owczy pęd” już od pierwszych chwil gry zdobywa serca graczy. Pocieszne figurki owiec jednak niech nas nie zwodzą. Gra wymaga od nas nie lada pomyślunku, ciągłej kontroli (nad tym, jakie karty pozostały przeciwnikom – i czym też mogą nam zaszkodzić) oraz snuciem precyzyjnych planów na każdą ewentualność. Gra jest prawie pozbawiona elementów losowych, więc nasze plany pozostają niezmienne i można przewidzieć większość ruchów przeciwnika. Plany muszą obejmować położenie każdej owcy w stadzie, nie tylko naszych! Należy również pamiętać o tym, że cele kolejnych rund się różnią, więc nasze zamysły powinny uwzględniać również takie ustawienie, które ułatwi nam zdobywanie punktów w następnym etapie.
Rozgrywka oferuje nam zabawę dla maksymalnie czterech osób – i jak to bywa w grach zawierających elementy strategii, ilość czynników koniecznych do przewidzenia w fazie planowania naszego ruchu wzrasta wraz z ilością graczy. To jednak nie oznacza, że rozgrywka w dwie osoby jest nieemocjonująca. Wielkość stada nie ulega zmianie, a gracze dodatkowo bardziej zwracają uwagę na znacznik czasu (przesuwają go znacznie szybciej) – prócz swojej talii ruchów, grający posiadają również talię dodatkową z samymi cyferkami dodatkowego przesunięcia znacznika czasu po zagraniu karty ruchu. Dzięki temu rozgrywka w dwie osoby jest emocjonująca nie mniej niż gra w czwórkę.
Ale zanim pójdę… na pastwisko
Pomysł uczynienia słynnego owczego pędu głównym motorem gry (a bezmyślnych na pozór zwierzaków z łąk – jej bohaterami) zmaterializował się w postaci świetnej planszówki. Pozycja ta przykuwa uwagę zarówno młodych graczy (już od 8 roku życia – zostało przetestowane), jak i starych planszówkowych wyjadaczy. Zasady przejrzyste i mało skomplikowane szybko się przyswajają, a ruchy staja się intuicyjne. Mnogość kombinacji i planowania pozwala się bawić strategom, a pole paniki wśród owiec na liczniku czasu (powodujące taranowanie przez losową owcę) zadowoli również tych, którzy wolą grać bez przewidywania więcej niż jednego ruchu naprzód.
„Owczy pęd” nabiera w pełni strategicznego wymiaru dopiero wtedy, gdy zasady rozgrywki i mechanika są nam znane od podszewki. Dlatego też pierwsze wrażenie jest często takie, iż gra jakimś dziwnym sposobem stara się utrudnić realizację jakichkolwiek planów.