Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

‹Star Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStar Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki
Data wydaniamarzec 2011
Wydawca Egmont
CyklStar Wars
ISBN9772082356023
Cena14,99
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Jedi na schwał, ale gdzie równouprawnienie?
[„Star Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Drugi numer „Star Wars Komiks Extra – the Clone Wars” (wbrew tytułowi jest to wersja polskojęzyczna) zawiera dwie historyjki, dużo walk na miecze i przy użyciu ciężkiego sprzętu oraz – niestety – kolejną po Aurrze Sing łysą psychopatkę.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedi na schwał, ale gdzie równouprawnienie?
[„Star Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki” - recenzja]

Drugi numer „Star Wars Komiks Extra – the Clone Wars” (wbrew tytułowi jest to wersja polskojęzyczna) zawiera dwie historyjki, dużo walk na miecze i przy użyciu ciężkiego sprzętu oraz – niestety – kolejną po Aurrze Sing łysą psychopatkę.

‹Star Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStar Wars Komiks Extra #1/11: The Clone Wars: W służbie Republiki
Data wydaniamarzec 2011
Wydawca Egmont
CyklStar Wars
ISBN9772082356023
Cena14,99
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Tomik komiksu ma grubość niewielkiej książki: na stu czterdziestu ośmiu stronach mieszczą się nie tylko dwie opowieści, ale i dwustronny plakat, obszerne zestawienie chronologii gwiezdnowojennych komiksów oraz artykuł o Star Wars Artistic Team (jak łatwo odgadnąć, stowarzyszeniu rdzennie polskim).
Opowieść pierwsza, „W służbie Republiki”, wykorzystuje często pojawiający się w GW-komiksach schemat: na ważny strategicznie obiekt trzeba przypuścić atak naziemny, gdyż burza uniemożliwia użycie sprzętu latającego. Elitarnym oddziałem klonów-komandosów dowodzą członkowie Rady Jedi: Kit Fisto (to ten przypominający rastafarianina odżywiającego się przez fotosyntezę) i Plo Koon1) (to ten z maską oddechową). Obaj są bardzo sympatyczni, a w dodatku obdarzeni poczuciem humoru, co na tle dość sztywniacko zwykle przedstawianej Rady wypada bardzo pozytywnie. Na dodatek Kit Fisto ma coś indywidualnego w rysach twarzy, co nie zawsze udaje się starwarsowym grafikom, przyzwyczajonym do odróżniania postaci raczej po cechach charakterystycznych typu dziwaczna fryzura czy jeszcze bardziej dziwaczna przynależność gatunkowa. Rysunki Scotta Hepburna są zresztą generalnie udane2), widać dbałość o pozornie niepotrzebne szczegóły, jak na przykład to, że ochronne gogle mistrza Fisto zależnie od warunków pogodowych mają większe lub mniejsze szczeliny.
Sympatyczni są też komandosi: pełni samobójczego wręcz poświęcenia dla misji, ale skłonni przejawiać współczucie, jeśli ktoś ich delikatnie naprowadzi. Pomimo bycia klonami są przedstawieni (nie tylko w tym komiksie zresztą) nie jako szara – czy raczej, zważywszy na kolor pancerzy, biała – masa, lecz jako osoby, z imionami/przydomkami i całkiem cywilnymi zachowaniami, jak na przykład obstawianie zakładów, ile lat liczy sobie mistrz Koon.
Zdecydowanie niesympatyczny jest natomiast kapitan Ozzel (znajome nazwisko, prawda?) – nie tylko głupkowaty, samolubny i kłamliwy, ale na dodatek tak farsowo wręcz tchórzliwy, że aż czytelnik zadaje sobie pytanie, co on właściwie robi w wojsku??? Jego zwisające wąsy i gogle nasunięte na czapkę-pilotkę silnie kojarzą mi się ze stereotypowym wizerunkiem brytyjskiego oficera z czasów kolonialnych, lecz trudno odgadnąć, czy taka karykatura była zamierzeniem grafika. Jak przystało na okres wojen klonów, musi też pojawić się jakiś Sith: w tym wypadku jest to Asajj Ventress – chuderlawa łysolka, częściowo spowita w bandaże niczym mumia. Na twarzy i czaszce ma fioletowoniebieskie tatuaże, które zapewne miały wyglądać mrrrocznie, a dla mnie wyglądają jakby trzymała w zębach niebieską tasiemkę, której końce zawijają jej się nad uszami.
Płynność czytania dialogów w dymkach odrobinę psują wytłuszczone słowa, których jest nieco za dużo jak na naturalne wypowiedzi („Przynajmniej KTOŚ tutaj wie, jak się WALCZY!”), jednak zasadniczo jest w porządku – tłumaczenie nie zgrzyta, a niektóre kwestie są zabawne („Panie, nasze siły obronne zostały zredukowane do 52… eee… 37… yyy… 14 procent”) lub dające do myślenia („Gdy spełnisz akt współczucia, wszystkie twoje działania nabiorą nowego sensu”). Ogółem biorąc, jest to jeden z lepszych starwarsowych komiksów, jakie czytałam.
Zajmujący drugą połowę albumu „Bohater Konfederacji” nie trzyma, niestety, tego poziomu. Przede wszystkim zgrzyta styl rysowania: Brian Kolchak jakby nie mógł się zdecydować, czy postaci mają być narysowane cartoonnetworkowo-kanciasto (Kenobi, Dooku i całkiem niepodobny do siebie Palpatine) czy w miarę realistycznie (Tofen i lady Eleodore, która zresztą wyszła bardzo brzydko i znowu nie wiem, czy było to przez rysownika zamierzone, czy po prostu nie umie on narysować niemłodej a wciąż atrakcyjnej kobiety). Wypełniona głównie walkami w kosmosie intryga jest dość przewidywalna, ale nieźle poprowadzona; młody Anakin wreszcie nie zachowuje się jak kompletny dupek, i gdyby nie nieudane – w większości – rysunki oraz strasząca swoim mhrocznym imydżem Asajj Ventress, opowieść byłaby równie udana, co „W służbie Republiki”.
Asajj Ventress paraduje, rzecz jasna, w obcisłym kombinezonie (w tych miejscach, gdzie nie ma na sobie równie obcisłych bandaży), mającym strategicznie na piersiach wyciętą prostokątną dziurę – na tyle dużą, żeby była sugestywna, i na tyle niewiele odsłaniającą, by nie przyczepiła się surowa amerykańska cenzura. A czemu żaden umięśniony mężczyzna nie pojawia się w apetycznie rozchełstanej koszuli? Gdzie równouprawnienie, ja się pytam?!
koniec
1 sierpnia 2011
1) Jak ja kocham te dobranockowe imiona wymyślane przez ekipę Lucasfilmu. W książce „Jak powstawał film Mroczne Widmo” jeden z nich przyznał się, że inspiracją do Plo Koona był jego paruletni synek, zwany przez rodziców Plonkoonem. Dobrze, że nowej sagi nie tłumaczył Łoziński, bo ani chybi mielibyśmy w Radzie Jedi jakiegoś Pysia Aczka albo Boba Assa…
2) No, z wyjątkiem jednego, na którym w efekcie kadrowania z góry pani Ventress ma proporcje ciała odpowiednie raczej dla gibbona.

Komentarze

01 VIII 2011   22:32:22

No w ogóle imiona i wszelkie nazwy własne w SW Universe to osobny temat, niekiedy można odnieść wrażenie, że przyświeca tej ekipie idea oryginalności za wszelką cenę, stąd i wymyślają wyjątkowo dziwnie brzmiące imiona, nazwy planet, roślin, zwierząt etc. Czasem nawet nie usiłuję odgadnąć, jak oni te nazwy własne wymawiają in English...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ptaki w wiosce Smerfów
Maciej Jasiński

5 V 2024

Wydawnictwo Egmont utrzymuje stałe tempo wydawania serii ze Smerfami, przeplatając najstarsze albumy stworzone przez Peyo (we współpracy z różnymi scenarzystami), z tymi nowszymi od innych autorów. Tak się złożyło, że ostatnie tytuły mają jeden wspólny element – ptaki, które miały i mają nadal wielki wpływ na życie w wiosce Smerfów. Jedne destrukcyjny, drugie wnoszą sporo humoru, a inne wreszcie pomagają Smerfom i ratują ich przed zagrożeniami.

więcej »

Maska kryjąca twarz mroku
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

4 V 2024

Czy to Humphrey Bogart? Czy to Robert Mitchum? Nie, to Spider-Man. A konkretnie „Spider-Man Noir”.

więcej »

Różne oblicza Mrocznego Lorda
Maciej Jasiński

3 V 2024

Darth Vader to najciekawsza postać z uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Od pierwszego jego pojawienia się w „Nowej nadziei” było wiadomo, że Lucas stworzył bohatera, który na stałe wejdzie do światowej popkultury. Mroczny Lord od dekad inspiruje też kolejnych twórców. Efektem tego są właśnie „Mroczne wizje” – zbiór krótkich komiksów z Vaderem, do których scenariusze napisał Daniel Hallum.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.