Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Król Bólu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKról Bólu
Data wydania25 listopada 2010
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08045-37-4
Format824s. 145×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Oko potwora

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4

Jacek Dukaj

Oko potwora

Pies przynosił mu patyki, śmieci, martwe zwierzęta. Profesor trącał, obracał je laską, układał z nich na werandzie ponure hieroglify entropii. Pielęgniarka uprzątała je z irytacją.
Na starym adapterze grał w kółko fugi Bacha i rozwiązywał gazetowe krzyżówki, wpisując same niewłaściwe odpowiedzi. Nie odwiedzali go żadni goście poza mną, nie miał bowiem Profesor przyjaciół, a z nielicznej rodziny nie żył już nikt.
Zmarł jesiennym świtem, zapatrzony w morski horyzont, osunąwszy się z wiklinowego fotela na podłogę. Gdy nie mógł spać, gdy się budził w nocy, siadywał w nim przy oknie i czekał wschodu Słońca. Osunął się, drewniana marionetka ze splątanymi sznurkami, przewrócił fotel, stłukł okulary w rogowych oprawkach, rozbił swój ulubiony kubek. W ostatniej chwili chciał chyba coś narysować palcem w rozlanym mleku; pies schłeptał je z parkietu, zamazując obraz. Potem, przywabiony wciąż ropiejącymi bliznami, lizał długo tę część głowy Profesora, która nie tak dawno temu była trzypiętrowym kalkulatorem elektronowym.
FRAGMENT 3
Kolejny obrót zegara dobowego. I znów zabrzmiał sygnał wachty nocnej, przygasły żarówki w korytarzach „Behemota V”. Automaty wentylacyjne i siłowniki termotropii poszycia szumiały i świszczały teraz jakby odrobinę głośniej, a może to cisza na pokładzie zapadła głębsza. Co się jednak zmieniło, oprócz położenia wskazówek na cyferblatach? Puszka blaszana i my w tej puszce, w pustce.
Przesiadywaliśmy w mesie jeszcze długo po kolacji, zagadując ciszę bajędami i gawędami. Na śnieżącym ekranie podglądu kursowego skakały grafy i alfanumeryki; kątem oka śledziliśmy telemetrie co większych mas. Mimo woli przysunęliśmy się bliżej stołu, nachylili głowy. Elektronik wspominał poprzednie burze słoneczne, Radiowiec mówił o Szwedzie z nasłuchu Merkurego Siedem, któremu nagła flara na długościach rentgenowskich rozpękła bębęnki…
– Było już po peryhelium, odchodziliśmy w chłód – opowiadał z kolei Pierwszy Pilot, postukując cybuchem fajki o kościste kolano. – „Mothman” postawił siedemnaście luster, na osiemnaste nie miał dosyć krystalitu, odpadaliśmy od Słońca z jeden-półtora gie. A działo się to za czasów, kiedy jeszcze ktoś zwracał uwagę na takie wyprawy, jeszcze się mówiło: „Ziemia patrzy”, „Ziemia słucha”, i my naprawdę tak myśleliśmy. Nie firma żadna; finansowały nas instytuty amerykańskie i europejskie. „Mothmana” wykupiły od pionierów z Tytana, którzy nurkowali w nim w gazach Saturna, atmosfera grzała tam statek do piekielnych temperatur, zostały mu grube pancerze izolacyjne i chłodnice wewnętrzne gigadżulowe. Myśmy mieli wejść w koronę Słońca, szukać cywilizacji plazmowych. Byłem młody, wzięli mnie na Trzeciego prosto ze szkoły kadetów.
…Wtedy ludzie bawili się podobnymi hipotezami. Jeśli życie plazmowe rozwinęło się w ekosferze gwiazdy, to oczywiście w żaden naturalny sposób nie spotka się z życiem węglowym, białkowym: nasze biosfery są całkowicie rozłączne, nasze światy się nie przecinają; ani my nie wejdziemy w żar fotosfery, ani oni nie wyjdą w lodowate przestrzenie pozasłoneczne. A orbity planet? To już cmentarz plazmy. Możemy więc co najwyżej dojrzeć z dystansu znaki, ślady, dowody pośrednie. Analizowano pod tym kątem także ruchy plam słonecznych, częstotliwość rozbłysków, topologię protuberancji, krzywizny pola magnetycznego Słońca, profil fal wiatru słonecznego. Na „Mothmanie” ustaliła się w końcu między nami bardziej pesymistyczna wersja. Nawet jeśli takie życie może powstać, to z tabel kosmologicznych czytamy, iż gwiazdy istnieją kilka miliardów lat dłużej niż najpierwsze planety. Cykle ewolucyjne życia słonecznego są zatem o tyle wcześniejsze od najszybszej możliwej ewolucji życia ziemskiego, ba!, jakiegokolwiek życia planetarnego. I teraz wyobraź sobie cywilizację stojącą miliard lat wyżej na drabinie postępu. Potrafisz? Ano właśnie.
…Mieliśmy na „Mothmanie” Astrofizyka, który tak się zapatrzył w Słońce, że widział w nim miasta, maszyny, ogrody, żyły i nerwowody. Oczywiście nie mówił o nich tymi słowami. Ale pokazywał na kliszach zaczernionych – jakieś kształty, jakieś cienie, jakieś struktury. Nikt inny ich nie dostrzegał; on – tak. Śniły mu się w dzień i w nocy. Zasypiał z okiem przy okularze solaroskopu. Po prawdzie wiele wtedy nie rozmawialiśmy – maszyny chłodzące pracowały przez cały czas pełną mocą, huk był nie do wytrzymania, pchaliśmy watę do uszu, ja chodziłem w słuchawicach pożyczonych od naszego Radiowca. Astrofizyk występował na odprawach, wyświetlając te swoje slajdy i wskazując taką czy inną plamkę, zakreślając fronty plazmowe, formacje spikuli. Nikt nie wiedział, co on właściwie chce przez to powiedzieć. Kiedy jeszcze mówił, nie mówił: „miasta”, „ogrody”. To my dopowiadaliśmy. On dekodował tajemnice na kliszach oślepiającego ognia, z nosem przy szkle powiększającym, kropka do kropki do kropki.
…Którejś nocy przyszedł do mnie. Miał kłopoty ze złożeniem logicznego zdania, podmioty i orzeczenia rozpadały mu się w ustach, z języka sypał się piach. Coś mu się niedobrego stało od zbyt długiego wypatrywania tych wzorów na Słońcu. Wziął w końcu ołówek i kartkę i zaczął mi rysować kursy styczne do korony, pod łukami protuberancji, pod mostami dżetów, w setkach tysięcy stopni. Przypomniałem mu, że przecież odlatujemy, oddalamy się od Słońca; i tak zresztą nikt by się nie zgodził na podobnie samobójczy skok w studnię grawitacyjną gwiazdy. Czego on chciał, spalić nas wszystkich? Rysował dalej: granice, niewidzialne bariery, ściany w masie helowo-wodorowej, coś jakby tunel otwarty do wnętrza morza plazmy. Zrozumiałem, że Astrofizyk jest przekonany, iż solarianie otworzą dla nas bezpieczne przejście; że czekają tam na nas, a on właśnie odczytał ich intencje. Był to rodzaj obłędu. Starałem się go uspokoić. Rysował swoje. Chciał, żeby wsadzić go w prom – „Mothman” niósł dwa promy subatmosferyczne – i samego posłać tam w Słońce. Solarianie nie dadzą go skrzywdzić. Miliardoletnia cywilizacja kontroluje powierzchnię Słońca jak my temperaturę w pokoju. Mają tam wszystko dla niego naszykowane.
…Musiałem oczywiście zameldować dowódcy. Potem jednak zastanawiałem się, nie mogąc zasnąć, jak to się zdarza po częstych zmianach wektora przyśpieszenia. Zastanawiałem się, po co byłby solarianom już usadzonym na wysokości bogów tego wszechświata jakiś człowiek, małpa ledwo od kija i kamienia oderwana? Są ekosfery biologii, ale są jeszcze mocniej rozdzielone ekosfery umysłu: nie przecinają się, nie mają punktów wspólnych, nie dzielą zasobów ani przestrzeni życiowej. I czy przejścia między nimi w ogóle byłyby możliwe? Czy można „dorosnąć” do ekosfery cywilizacji wyższej? Czy ten rozdział nie jest wbudowany w samą kosmologię, w naturę uniwersum, w prawa fizyki? Cywilizacje wyższe powstają na samym początku; a potem z im cięższej, zimniejszej materii się rodzisz, tym niżej sięgasz – nigdy nie zbliżysz się do Pierworodnych, bo oni przecież też w tym czasie prą naprzód. Moment narodzin w dziejach kosmosu determinuje zatem pułap postępu. Nie ma drabin, schodów, wind między piętrami cywilizacji. Żyjemy może w nieodległych przestrzeniach, lecz w zupełnie od siebie odseparowanych sferach intelektu.
…Popełniliśmy na „Mothmanie” błąd – którego nie popełnił teraz nasz Kapitan – popełniliśmy błąd i nie zamknęliśmy Astrofizyka w areszcie. Tak, przekradł się do promu i sam odpalił ku Słońcu. Zniknął nam za krzywizną jego płaszcza elektromagnetycznego; widać go jeszcze było chwilami na refraktorach dyspersyjnych spod orbity Merkurego. I tyle. Spalił się, oczywiście – prom przepadł bez śladu. Ale od tego właśnie zaczęła się cała ta solaromancja. Wszystkie zapiski, bazgroły, rysunki Astrofizyka, nawet taśmy z jego nieskładnymi monologami, nawet fotografie wnętrza jego kabiny, ułożenia przedmiotów w kabinie – na Ziemi przekazywali je sobie z rąk do rąk, reprodukowali w książkach i czasopismach; próbowali zrozumieć. To był pierwszy stopień. Bo wtajemniczenia stopień drugi zakłada, że Astrofizyk w rzeczywistości wcale nie zginął, czy też: nie wszystek zginął; że solarianie przyjęli go do siebie, a on teraz porozumiewa się z nami w jedyny możliwy dlań sposób, to znaczy poprzez Słońce, w Słońcu, Słońcem. Zwłaszcza w porze burz słonecznych – obserwują wyrzuty masy koronalnej i rejestrują pilnie głos gwiazdy na wszystkich długościach fal elektromagnetycznych i deszyfrują go według wskazówek z notatek Astrofizyka. Podobno ogłasza nam doniosłe rzeczy. W tym szumie, w trzaskach i wizgach.
Pierwszy Pilot przygryzł ustnik fajki.
– Ale Astromancer – to chyba całkiem co innego.
Wracaliśmy do kabin wsłuchani w syk i chrobot wewnętrznych mechanizmów „Behemota V”. Trzeba słuchać, trzeba wypatrywać – Pasażer rzekłby, że takie są imperatywy estetyki pustki i ciszy.
koniec
« 1 2 3 4
25 października 2010

Komentarze

25 X 2010   11:27:29

„Eden”, wersja à la Dukaj…? 8-)

25 X 2010   12:07:02

Dukaj następcą Lema? Cóż, jeśli nie on to kto?

25 X 2010   22:57:16

Mam nadzieję, że Dukaj jednak będzie pierwszym Dukajem, a nie drugim Lemem...

31 X 2010   17:47:17

trybut dla Lema, utrzymane w klimacie oldkulowego sajens fikszyn ;]. Jeszcze wyjdzie,że bardziej lemowe niż sam Lem. i Zajdel.

04 XII 2010   00:04:17

otoczka -lemowa, treść - już niezbyt

26 II 2011   18:19:44

Otoczka lemowa, bo we wstępie do tego opowiadania/powieści Dukaj przytacza fragment tekstu Lema. Całość jest rozwinięciem tego pomysłu, z dodanymi innymi przemyśleniami autora.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Piołunnik
— Jacek Dukaj

Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj

Linia oporu
— Jacek Dukaj

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.