WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Król Bólu |
Data wydania | 25 listopada 2010 |
Autor | Jacek Dukaj |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
ISBN | 978-83-08045-37-4 |
Format | 824s. 145×205mm; oprawa twarda |
Cena | 59,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
PiołunnikJacek DukajPiołunnik– Nie, wszystkich ze szczebla MSW, ja akurat byłem pod ręką. – Nie chciał przez panią Jadzię? Mietek wzruszył ramionami. Wróciłem do siebie. Herbata w szklance wystygła, chłodna breja. Włączyłem grzałkę; w kontakcie dalej iskrzyło niebiesko, mieli naprawić. We łbie kuźnia piekielna. Poszukałem tych enerdowskich pastylek, które przysłał szwagier. Opakowanie się kończyło, połknąłem tylko jedną, popiłem zimną lurą. Od razu odezwały się wrzody: rach, rach, żyleta w żołądku. Otworzyłem sejf, wyjąłem resztkę ostatniej rolki papieru toaletowego i pognałem do WC. Na wewnętrznej ściance kabiny, obok wulgaryzmów i obscenicznych rysunków, ktoś metodycznie wydrapał kilkanaście sygnatur akt. Zaiste, takiego systemu przekazywania tajnych informacji nie wymyśli żaden Bond. I co miałby wówczas począć kontrwywiad? Wchodzić za podejrzanym do wszystkich szaletów i skrzętnie spisywać poezję kiblową? Zatrudnić na etatach babci klozetowych swoich oficerów? Prowadzić ciągły monitoring publicznych ustępów? MSW powoła specjalny departament, Srajną Służbę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Obstawią wszystkie kible w kraju. Każda muszla zostanie zewidencjonowana, sfotografowana i przydzielona do właściwego oficera prowadzącego. Dupartament rozrośnie się na wszystkie województwa, powoła komórki w każdej komendzie MO, powstaną sekretne sekcje zajmujące się nielegalnymi miejscami wypróżnień, w archiwach Ministerstwa utworzone zostaną rejestry obszczymurstwa, spuchną teczki operacyjne Tajnych Członków… Dobijają mnie te wrzody. Grzałka zdążyła wygotować połowę wody. Schowałem papier do sejfu i zadzwoniłem do Zbysia z Biura Śledczego. – Czy wyście mieli ostatnio zejścia śmiertelne? – Co, rozeszło się? Porucznikowi Wątłemu w piątek jakiś studenciak kiwnął. – Aa, student! – Lebiody to są, obywatelu kapitanie, kości mięciutkie, główki jak jajeczka, no strach pałką pacnąć. Student – więc może jednak… Ale w sobotę Wątły wcale nie sprawiał wrażenia przejętego. Ba, był szczęśliwy! W poczekalni przed gabinetem Młota minąłem się z Łebą. Pokiwał mi smętnie głową. – Co? – Właśnie usłyszałem. Moskwa oficjalnie zdementowała. „Nic się nie stało”. Ciarki przeszły mi po plecach. Pułkownik Kowalski osobiście zaprosił nas do środka – biurko pani Jadzi było puste, widocznie zwolnił ją dziś wcześniej. Ledwo usiedliśmy – w sumie chyba tuzin ludzi ze wszystkich wydziałów, od kapitana wzwyż – Młot zatrzasnął okno i włączył przedpotopowe radio, które natychmiast buchnęło jękliwą kakofonią skrzeków i pisków. Radio Młota nie odbiera żadnej stacji. Resortowa legenda głosi, że gruchot potrafi zakłócić najbardziej wyrafinowany system podsłuchowy. Jest to jedyne sensowne wyjaśnienie, nikt bowiem nie rozumie, po co pułkownik trzyma w gabinecie tego rzęcha i dlaczego w ogóle go włącza. – Doktor Gustaw Zeiss z Instytutu Fizyki Doświadczalnej, sprawdzony członek Partii i nasz współpracownik. Niski nerwus w burej marynarce wstał, ukłonił się, usiadł, spojrzał pytająco na Młota, wstał, podszedł do ściany za biurkiem pułkownika, rozwinął nadszarpniętą mapę Europy i dziabnął palcem w punkt za granicą Związku Radzieckiego. – W sobotę w nocy około godziny pierwszej… – Chrząknął, wyjął chusteczkę, zatrąbił, schował chusteczkę, chrząknął po raz drugi, po czym podjął: – W sobotę w nocy około godziny pierwszej w elektrowni jądrowej położonej na terytorium Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nastąpiła awaria. Do atmosfery przedostały się związki radioaktywne. W zależności od ruchów mas atmosferycznych, w ciągu najbliższych dni skażeniu ulegnie mniejsza lub większa część Europy; przede wszystkim zagrożone są ziemie Polski. – Prowokacja! – krzyknął ktoś z tyłu. Zerknąłem na Mietka. Krył dłonią usta. Siedzący za nim Zaciura uniósł oczy ku sufitowi. Zaczęły się szurnięcia krzeseł i chichoty. Nie było siły, po chwili wszyscy rechotaliśmy jak głupi. Młot czekał, przesuwając językiem po krzywych zębach. Doktor Zeiss gapił się na nas zdezorientowany. Stopniowo wrócił spokój. Doktor obrócił się bezradnie do pułkownika. – No dobra – mruknął Młot. – To była wersja oficjalna. Której będziemy ze wszystkich sił zaprzeczać. Z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej wyszła już informacja o wzroście radioaktywności. Już się zaczęły przecieki. Na wypadek, gdybyśmy musieli zamykać w kwarantannie większe obszary kraju. – To znaczy, że skażenia nie ma? – spytałem. – Towarzyszu doktorze? – No tak. – Doktor Zeiss podniósł, rozwinął i zawiesił na ścianie drugą mapę: czarno-białą kopię fizycznej mapy Polski z ręcznie zakreślonymi na czerwono, niebiesko i zielono nieregularnymi strefami. – Będzie jakiś skok promieniowania, ale to skutek uboczny, poniżej progu zagrożenia zdrowia. Ponieważ epicentrum znalazło się stosunkowo blisko Czar… Czer… Czornobyla, gdzie rzeczywiście stoi elektrownia jądrowa, najwyraźniej radzieccy towarzysze postanowili wykorzystać ją jako zasłonę dymną. Może zresztą faktycznie wysadzili tam blok czy dwa. To są prognozowane strefy opadu, jeśli dać wiarę meteorologom. Pierwszego dnia szło na północ, północny zachód, ale od niedzielnego popołudnia utrzymują się silne wiatry ze wschodu. Całe nasze województwo znalazło się w strefie czerwonej. Ministerstwo poprosiło mnie – – Epicentrum czego, doktorze? – westchnął Młot. On już wiedział i bardzo mu się to nie podobało. – Zrozumcie, towarzysze, nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej noty i ja nie mogę – – Doktorze, proszę, nie jesteśmy na egzekutywie. – Tak. – Zeiss znowu odstawił numer z chusteczką: wyjąć, zatrąbić, schować. – Obiekt został zestrzelony przez radziecką obronę przeciwlotniczą. Jeszcze nad Polską przemieszczał się w górnych warstwach atmosfery, astronom-amator z Nowego Sącza sfotografował go, sądząc, że to meteor. Był niezwykle jasny, płonął. Zaobserwowano liczne gwałtowne i chaotyczne zmiany toru lotu. Wszedł w przestrzeń powietrzną Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej od zachodu, na szerokości Białegostoku. Następnie skierował się na południowy wschód i na linii Prypeci wszedł na niebo Republiki Ukraińskiej. Myśliwce nie zdołały go przechwycić. Podobno trafiła go rakieta ziemia-powietrze. Ale słyszałem też, że sam się rozbił. Dwadzieścia pięć kilometrów na wschód od Czornobyla. Chmura rozprzestrzenia się już trzeci dzień. Spekuluje się na temat podobieństw z katastrofą tunguską, po niej też pozostały ślady silnej radioaktywności, jak po eksplozji jądrowej, ale – tak naprawdę nie wiemy nic pewnego. Nie otrzymaliśmy jeszcze żadnych wyników analizy szczątków. Ponoć są trudności z pobraniem materiału. Natomiast analiza dotychczasowych efektów opadu… Mietek nachylił się ku mnie. – Czy on właśnie powiedział, że u Rusków rozwaliło się UFO? – szepnął. – Albo urżnięty w trupa archanioł Gabriel. – …nazwijmy polem negentropijnym. Co zdołaliśmy ustalić: ośrodkiem fenomenu jest zawsze materia ożywiona, o wysoce rozwiniętym systemie nerwowym, oraz jej bezpośrednie otoczenie. Zaciura nie wytrzymał. – Towarzyszu pułkowniku, o co tu chodzi? Młot siorbnął ze szklanki czarną kawę. – Ukraińcy, którym podmuch pourywał głowy i ręce, oni, mhm, zdają się czuć teraz całkiem dobrze. Doktor ponuro pokiwał głową. – Procesy entropijne ulegają odwróceniu. – Powstają, kurwa, z martwych. – Istnieje niebezpieczeństwo, że wraz z opadem związków rozniesionych przez wiatry – – Będą mi tu zmartwychwstawać. Spojrzałem na mapę. – Jeśli opad okaże się słabszy albo wiatry mocniejsze… Doktor Zeiss wyjął z kieszeni zwitek papierów. – Przeprowadziłem prowizoryczne obliczenia w oparciu o to, czego zdołałem się nieoficjalnie dowiedzieć od radzieckich kolegów. Musi minąć co najmniej dwadzieścia godzin od kontaktu z substancją przenoszoną drogą powietrzną. Oczywiście najpierw widoczne są efekty odwrócenia procesów zakończonych niedawno. Organizmy w chwili opadu żywe wydają się odporne na działanie czornobyliny. Na podstawie dat pochówku z grobów cmentarza w Czornobylu… To przyśpiesza. Myślę, że w ciągu tygodnia efekt powinien się wyczerpać, to znaczy sięgnąć – – Zwołałem was, towarzysze – wszedł mu w słowo pułkownik Kowalski – żeby uniknąć nieporozumień, gdyby opad wywołał u nas takie efekty, jakich obawia się towarzysz doktor. W szczególności zwracam uwagę towarzyszom z Departamentu Czwartego. Jakiekolwiek plotki o choćby pojedynczym przypadku zmartwychwstania… Siły reakcyjne natychmiast to wykorzystają. A Partia nie będzie tolerować żadnych masowych niepokojów, zbiegowisk, manifestacji – resort nie może sobie pozwolić na podobne ryzyko. Dopóki się da, zaprzeczamy wersji o skażeniu radioaktywnym; potem przyznamy, że niebezpieczeństwo istnieje i każemy ludziom siedzieć w domach. Zmobilizuje się ZOMO i wojsko dla zamknięcia w kwarantannie obszarów wyjątkowo kłopotliwych. Mówię to wam, towarzysze, i nikomu więcej, i wy nie powiecie nikomu więcej, nie będzie żadnych wytycznych, okólników, rozkazów na piśmie. Rozumiecie, jaka jest sytuacja – jak to wycieknie na dół, to wieczorem o wszystkim będzie wiedział Wałęsa, do północy prymas, a rano usłyszę w audycji z Monachium. Idzie na nas chmura radioaktywna – i tyle. Czy wyrażam się jasno? – Tak jest! Przynajmniej nie chodzi o Filutka. Muszę się napić. Wychodząc od Młota, uśmiechaliśmy się do siebie porozumiewawczo. Oczywiście nikt nic nie powiedział na głos. Tylko Mietek, skręcając już do księgowości, szepnął przez ramię: – Dali czadu, lepsze to od stonki, nie? Na piętrze czarna woda zalała pół korytarza. Cuchnęło nie do wytrzymania, smród szedł przez budynek wzwyż, na nic się zdało otwieranie okien i zamykanie drzwi. Zwolniłem ludzi i poszedłem do domu. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz
Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj
Oko potwora
— Jacek Dukaj
Linia oporu
— Jacek Dukaj
O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz
Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek
Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj
Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech
Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska
Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz
Ja przepraszam - wiem, że tu kulturalne towarzystwo i nie miejsce na wygłupy tego typu, ale to silniejsze ode mnie:
Braaaaaaaiiinnnssss!!!
Ehem. Już mi przeszło.