Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anne Holt
‹Ślepa Bogini›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚlepa Bogini
Tytuł oryginalnyBlind Gudinne
Data wydania25 stycznia 2011
Autor
PrzekładIwona Zimnicka
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklHanne Wilhelmsen
ISBN978-83-7648-581-2
Format336s. 142×202mm
Cena35,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ślepa Bogini

Esensja.pl
Esensja.pl
Anne Holt
« 1 2 3 4 5 6 »

Anne Holt

Ślepa Bogini

– Poza tym w oficynie jest pełno. Zrób rundę od razu, jak tylko będziesz mógł – dodała blondynka.
Wziął od niej klucze i przypiął je sobie do paska. Zajrzał do podręcznej kasetki – zawierała to, co powinna. Liczba blankietów paszportowych też się zgadzała. Dziennik prowadzony był na bieżąco.
Formalności zostały zakończone. Håkon postanowił natychmiast zaliczyć rundę wlepiania grzywien. Nim wyszedł z pokoju, przejrzał jeszcze dokumenty leżące na biurku. O zabójstwie słyszał w wiadomościach z regionu Østlandet. Zmasakrowane zwłoki znaleziono nad rzeką Aker. Policja nie ma żadnych śladów. Frazes, pomyślał. Policja zawsze ma jakieś ślady, tyle że często okazują się zbyt słabe.
Teczki ze zdjęciami wykonanymi na miejscu zdarzenia naturalnie jeszcze nie dołączono. W zielonej okładce znalazło się jednak kilka fotografii wykonanych polaroidem. Były straszne. Håkon Sand do tej pory nie przyzwyczaił się do zdjęć martwych ludzi. A przecież w ciągu pięciu lat spędzonych w policji, przy czym trzy ostatnie lata w wydziale A 2.11, grupie do spraw przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, widział ich dość. Wszystkie podejrzane zgony zgłaszano policji, która umieszczała je w systemie komputerowym, oznaczając kodem POD. „Podejrzany zgon” to pojęcie dość szerokie. Håkon widział więc ludzi spalonych, utopionych, zatrutych spalinami, zakłutych nożem, zastrzelonych i uduszonych. A nawet takich, którzy żyli w całkowitej samotności, i w całkowitej samotności, niezauważeni przez nikogo, umierali. Dowiadywano się o tym dopiero wtedy, kiedy sąsiad z dołu poczuł nagle nieprzyjemny zapach w jadalni i zobaczył na suficie wykwity wilgoci, po czym oburzony dzwonił na policję; nawet tych nieszczęśników rejestrowano jako „POD” i honorowano w ten wątpliwy sposób, że ostatnie zdjęcia wykonywano im post mortem. Håkon Sand oglądał zwłoki zielone, zwłoki niebieskie, zwłoki czerwone, żółte i wielobarwne, a także pięknie różowe – zatrute tlenkiem węgla ciała, których dusze nie mogły już dłużej wytrzymać na tym świecie.
A mimo to zdjęcia z polaroida okazały się bardziej drastyczne niż większość, które oglądał do tej pory. Odrzucił je gwałtownym ruchem. I jakby chcąc o nich jak najszybciej zapomnieć, sięgnął po raport. Suche fakty spisane nieporadnym językiem. Håkon Sand ze złością zmarszczył brwi. Podobno wymagania stawiane kandydatom do Wyższej Szkoły Policyjnej były coraz surowsze, nie obejmowały jednak – jak widać – umiejętności wyrażania się na piśmie.
Jego uwagę przykuła końcówka raportu:
„Przy wskazywaniu miejsca zdarzenia obecna była świadek Karen Borg. Znalazła ciało podczas spaceru z psem. Zwłoki były obrzygane. Świadek Borg powiedziała, że to ona”.
Adres i tytuł zawodowy świadka potwierdziły, że chodzi o tę właśnie Karen. Håkon przeciągnął palcami przez włosy i stwierdził, że należało je rano umyć. Pomyślał chwilę i postanowił w tygodniu zadzwonić do Karen. Skoro na nim takie wrażenie zrobiły tylko zdjęcia, to zwłoki musiały być w naprawdę strasznym stanie. Tak, na pewno do niej zadzwoni.
Odłożył papiery na stół i zamknął teczkę. Na moment zatrzymał się na litanii nazwisk wypisanych na górze z lewej strony: Sand/Kaldbakken/Wilhelmsen. A więc to jemu przydzielono sprawę. Kaldbakken był nadzorującym komisarzem, a Hanne Wilhelmsen miała kierować śledztwem.
Przyszła pora na grzywny.
W niedużej drewnianej kasetce znalazł gruby plik kart zatrzymania. Pełne obłożenie. Szybko przerzucił papiery. Głównie pijaństwo. Jeden damski bokser, jeden najwyraźniej chory psychicznie, który w ciągu dnia miał być przewieziony do szpitala Ullevål, i jeden poszukiwany złodziej; ci trzej ostatni posiedzą jeszcze, pijakami zajmie się po kolei. Cel karania ich grzywną pozostawał dla Håkona bardzo niejasny, większość wypisanych mandatów i tak trafiała do najbliższego śmietnika, a nieliczne, które płacono, obciążały konto pomocy społecznej. Taki obieg publicznych pieniędzy przyczyniał się, oczywiście, do utrzymywania zatrudnienia na pewnym poziomie, ale trudno go raczej nazwać rozsądnym.
Wreszcie pozostała jedna karta zatrzymania. Bez nazwiska.
– Co to jest?
Odwrócił się do dyżurnego, otyłego pięćdziesięcioletniego mężczyzny, który z pewnością nie mógł liczyć na więcej niż trzy belki, jakie już zresztą miał na pagonach; cóż, w końcu przyznawano je za staż pracy, a nie za kwalifikacje. Håkon Sand już dawno się przekonał, że facet jest po prostu głupi.
– Jakiś idiota. Już siedział, kiedy przyszedłem na służbę. Podobno odmówił podania personaliów.
– A co zrobił?
– Nic. Rozsiadł się gdzieś na środku ulicy. Cały zakrwawiony. Możesz mu wlepić grzywnę za to, że nie chce podać nazwiska. I za zakłócanie porządku. I za to, że jest gnojkiem.
Po pięciu latach w policji Sand nauczył się, że czasami trzeba policzyć do dziesięciu. Teraz jednak musiał dojść aż do dwudziestu. Nie chciał konfliktu wyłącznie z powodu jakiegoś durnia w mundurze, który nie rozumie, że pozbawianie ludzi wolności to odpowiedzialność.
Idąc do celi numer cztery, Håkon Sand na wszelki wypadek zabrał ze sobą szefa aresztu. Okazało się, że mężczyzna bez nazwiska już nie spał. Patrzył na nich ze zrezygnowaną miną, wyraźnie powątpiewając w ich dobre zamiary. Wyraźnie sztywny i zdrętwiały usiadł na pryczy i wymówił pierwsze słowa, odkąd znalazł się w areszcie:
– Czy mógłbym dostać coś do picia?
Mówił po norwesku, ale jednocześnie jakby nie po norwesku. Håkon Sand nie potrafił stwierdzić, w czym rzecz, bo zdanie zostało sformułowane idealnie, a mimo to było w nim coś obcego. Czyżby znorweszczony Szwed?
Oczywiście dostał coś do picia; colę kupioną za własne pieniądze przez Håkona Sanda. Pozwolono mu nawet wziąć prysznic, dostał też czysty T-shirt i spodnie. Także przyniesione z szafki Sanda. Specjalne traktowanie zatrzymanego wzbudziło niezadowolenie pracowników aresztu, ale Håkon Sand kazał po prostu zapakować zakrwawione łachy do torby i oświadczył:
– To ubranie to ważny materiał dowodowy!
• • •
Młody człowiek naprawdę nie chciał nic mówić. Wprawdzie dokuczliwe pragnienie po tylu godzinach spędzonych w gorącej celi rozwiązało mu język, ale zaraz się okazało, że potrzeba komunikowania się była bardzo tymczasowa. Kiedy zaspokoił pragnienie, znów zamilkł.
Niewielki pokój należący do Hanne Wilhelmsen był potwornie zagracony. Stała tu dwudrzwiowa szafa na dokumenty, trzy rzędy brzydkich aluminiowych półek wypełnionych segregatorami i biurko z dziwnie pochyłym blatem. Była to sprawka zakładowego lekarza, który wpadł kiedyś na pomysł zatrudnienia ergoterapeuty, a ten oświadczył, że pochyłe blaty są świetne na kręgosłup. Nikt jego wywodów nie rozumiał, a wkrótce nawet przekonali się, że konieczność nieustannego schylania się po rzeczy spadające z takiego blatu tylko pogłębia problemy z kręgosłupem. Poza tym w pokoju mieściły się już tylko dwa krzesła, a na jednym z nich siedział zatrzymany.
Urocza Hanne Wilhelmsen niedawno awansowała na sierżanta. Po szkole policyjnej, którą ukończyła jako najlepsza na roku, dziesięć lat pracowała w Komendzie Okręgowej Policji w Oslo. O Hanne wszyscy mówili dobrze, co już samo w sobie było niezwykłym osiągnięciem w miejscu pracy, w którym dziesięć procent czasu poświęca się na mówienie źle o innych. Okazywała posłuszeństwo zwierzchnikom, a przecież nikt nie uważał jej za lizuskę, miała też odwagę wygłaszać własne opinie, była lojalna wobec systemu, chociaż od czasu do czasu zgłaszała propozycje ulepszeń, które na ogół okazywały się na tyle dobre, że je realizowano. Oprócz tego miała intuicję, jaką obdarzony jest zaledwie jeden na stu policjantów. Takie czucie w koniuszkach palców, które mówiło, kiedy podejrzanego trzeba kusić i prosić, a kiedy mu grozić i uderzyć pięścią w stół.
Hanne szanowano i podziwiano. Zasługiwała na to, a jednak nikt z pracujących w tym wielkim szarym budynku tak naprawdę jej nie znał. Zawsze brała udział w dorocznych świątecznych przyjęciach organizowanych przez wydział, w letnich zabawach, a od czasu do czasu przychodziła nawet na jakieś urodziny, świetnie tańczyła, rozmawiała o pracy i obdarzała wszystkich wokół promiennymi uśmiechami, ale zawsze wychodziła do domu dziesięć minut po pierwszej osobie opuszczającej imprezę. Ani za wcześnie, ani za późno. Nigdy się też nie upijała, w związku z czym nigdy się nie wygłupiła. Z nikim się nie przyjaźniła i nikt nigdy się do niej nie zbliżył. Hanne Wilhelmsen czuła się dobrze ze sobą i ze światem, ale wykopała głęboką fosę odgradzającą jej życie zawodowe od prywatnego.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kto mieczem wojuje, ten…
— Sebastian Chosiński

Zły wybór
— Sebastian Chosiński

Jak zmniejszyć pogłowie celebrytów
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.