Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jeff VanderMeer
‹Finch›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFinch
Tytuł oryginalnyFinch
Data wydania18 lutego 2011
Autor
PrzekładRobert Waliś
Wydawca MAG
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-194-2
Format392s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Finch

Esensja.pl
Esensja.pl
Jeff VanderMeer
« 1 2 3

Jeff VanderMeer

Finch

Zwyczajny papier, nie grzybowy. Stary i poplamiony. Wyrwany z książki? Rozwinął go. Dwa słowa pośpiesznie zapisane czarnym atramentem: Nie zaginie. A poniżej jakiś bełkot, który wyglądał jak bellum omnium contra omnes. To całość czy część jakiejś dłuższej wiadomości?
Zdecydowanie wyrwany z książki. Na odwrocie wydrukowany fragment zdania: „może przynieść przyszłość, gdy przeszłość jest tak niejednoznaczna” oraz symbol, który wydał się Finchowi znajomy. Nie wiedział jednak, skąd mógłby go znać.

Schował karteczkę w bucie, zanim Stronnik zdążył zarejestrować, że Finch coś znalazł. Wstał. Wyjął rękawiczki z kieszeni kurtki i je włożył. Otworzył woreczek przy pasie.
Heretyk zapomniał o środku konserwującym, ale obwiniałby Fincha, gdyby nie dopilnowano tego obowiązku. Zwłoki nie przetrwają długo. Przed upływem czterdziestu ośmiu godzin już się nimi oddycha, gdy spory dopełnią dzieła.
Ostrożnie posypał oba trupy błękitnym proszkiem. Tym razem nie były to spory, ale malutkie zarodniki. Proszek przypominał zapachem dym z obozów na południu. Albo to obozy pachniały jak proszek. Wkładanie rękawiczek było bezcelowe, biorąc pod uwagę setki grzybowych toksyn i eksperymentów, które wypuszczono do atmosfery. Miliony latających kamer-spór. A jednak to zrobił.
Błękit zmieszany z zielenią. Zieleń zniknęła na jego oczach, skolonizowana przez błękit. Teraz obydwa ciała się nie rozłożą. Pozostaną w tym stanie, dopóki Finch nie wróci, by odczytać ich wspomnienia.
– …I wiem, że nie chcesz zjeść ich wspomnień – odezwał się Stronnik za plecami Fincha. Triumfował.
Finch odbiegł myślami tak daleko, że przegapił pierwszą część jego wypowiedzi.
– To wszystko? – Miał ochotę się roześmiać.
Czy rozmawiali tak między sobą w koszarach obok obozów, gdzie szare kapelusze przetrzymywały ich w charakterze broni? Skąd wylewali się każdego dnia i każdej nocy jak czarne mrówki. Obserwatorzy, a zarazem ochroniarze.
– Boisz się zmiany – rzekł Stronnik. – Tego, że zostaniesz zmieniony. Dlatego mnie nienawidzisz.
Finch gwałtownie obrócił się w kuckach, kładąc dłoń na pistolecie. Popatrzył Stronnikowi w skażone oczy.
– To wszystko? – powtórzył. – Czy już skończyłeś robić zdjęcia?
Nie są potrzebne umiejętności, gdy każde mrugnięcie zapisuje obraz. Nie ma godności w bezustannym podglądactwie. To zdrada przeciwko własnemu rodzajowi. „To wypacza twoją prywatność” – powiedział kiedyś Wyte, zupełnie jakby coś o tym wiedział. „Stale jesteś zajęty. Nie chciałbym żyć w taki sposób”. A jednak Wyte teraz tak żył. Podobnie Finch. W pewnym sensie.
– Ja nigdy nie kończę – odparł Stronnik. – A jeśli zbroiłeś coś w przeszłości, to powinieneś się martwić. Pewnego dnia oni przeanalizują wszystkie nagrania. Może cię znajdą.
Najzabawniejsze jest to, Stronniku, że Heretyk już zna moją przeszłość. Przynajmniej jej większość. I gówno go ona obchodzi. To nie nim się przejmuję.
Chciał to powiedzieć, ale się powstrzymał. Rozpiął kaburę. Grzybowy pistolet drżał jak żywa istota. Mokry. Ociekający. Bezużyteczny przeciwko szarym kapeluszom. Bardzo użyteczny przeciwko Stronnikowi. Wciąż jesteś człowiekiem, choćbyś nie wiem jak dobrze udawał.
– Wypierdalaj stąd.
– Widzę wszystko – odparł Stronnik. – Wszystko.
– Tak – rzekł Finch – ale to nieuniknione, prawda?
Stronnik wbił wzrok w Fincha. Wydawało się, że chce coś powiedzieć. Ugryzł się w język, mocno. Wyszedł na korytarz i zatrzasnął za sobą drzwi.
Zostawiając Fincha samego ze zwłokami.
• • •
Teraz Finch widzi kruchość, którą nadała im śmierć. Dostrzega słabość. Widzi, że światło wykorzystuje ich w taki sam sposób jak jego. Podchodzi do okna. Spogląda na zniszczone oblicze Ambergris.
Niech to szlag, sześć lat i już niczego nie rozpoznaję.
Surowa błękitna zatoka, do której krwawi rzeka Moth. Wycięta w nicości. Pierwszą rzeczą, którą zrobiły szare kapelusze po Powstaniu, było zalanie Ambergris i zabicie tysięcy ludzi. Teraz miasto, poprzecinane kanałami, przypomina ciało topielca. Częściowo zbielałe, częściowo opuchnięte. Metal i kamień pełnią rolę mięsa. Niektóre miejsca wystają z wody, inne ledwie dotykają powierzchni.
Na pierwszym planie stoi rusztowanie otaczające dwie wysokie wieże, które budują szare kapelusze. Prowizoryczny most pontonowy prowadzi na sztuczną wyspę otaczającą podnóże budowli. Rusztowanie wznosi się na dwadzieścia stóp ponad najwyższą wieżę. Trudno ocenić, czy budowa dobiega końca, czy będzie trwała jeszcze sto lat. Olbrzymie masy zielonych grzybów tkwią na wierzchołkach. Sprawiają, że wieże wyglądają jakby były włochate, porośnięte futrem, zbudowane z krwi i kości. Zapach przywodzący na myśl olej, trociny i smażące się mięso. O zmroku każdego dnia szare kapelusze prowadzą robotników z obozów położonych na południe od miasta. Przez całą noc rozlegają się odgłosy walenia młotami i budowania. Szmaragdowe światła poruszają się jak powolne gwiazdy. Krzyczą ranni i karani. Za co? Nikt nie wie. Wzdłuż brzegu zatoki monstrualne grzybowe katedry pną się w górę pod osłoną ciemności, zastępując starą, znajomą architekturę. Krajobraz miasta przypomina poszarpaną ranę.
Dwadzieścia lat wojny domowej. Sześć lat szarych kapeluszy.
Po lewej stronie, na południowym zachodzie: smugi tłustego szarego dymu ponad odległym barwnym widowiskiem, jakie stanowi Kosa, wys­pa zbudowana z połączonych łodzi. Nora szpiegów. Schronienie desperatów i wyjętych spod prawa.
Poza Kosą sylwetki dwóch mieszkalnych kopuł zakrywających obozy dla internowanych. Przesłonięte przez dym, ukryte przez gruzy. Zbudowane nad doliną domów. Zbudowane na szczątkach wojskowych fabryk, które niegdyś pozwoliły dwóm wielkim spółkom handlowym, Domowi Hoegbottona oraz najeźdźcom – Domowi Frankwrithe’a i Lewdena – śnić o imperium i zniszczyć się nawzajem. A przy okazji także miasto. Finch walczył w oddziałach Hoegbottona. Dawno temu.
Pomiędzy kopułami ognisty zielony blask i minarety Dzielnicy Religijnej, gdzie mieszkają niedobitki rdzennych plemion. Adaptują się. Trudzą. Skazane na zagładę. Finch widzi odsłonięty krater na szczycie Katedry Truffidiańskiej. Roztrzaskana. Wszystkie modlitwy uwolnione. Nic nie pozostało.
Po prawej stronie, na północnym brzegu: Strefa Hoegbottona i Frank­writhe’a. Olbrzymie kosmyki czerwonawo-pomarańczowego grzyba przecinają skały ciągnące się wzdłuż wody. Zielona mgiełka przesłania widok na to, co mogło pozostać na północnym brzegu. Sześć lat temu SHF ograniczała się do północnej części Ambergris: była dzika, owszem, ale nieskażona. Potem, pod wpływem ustawicznych ataków szarych ­kapeluszy, armia buntowników wycofała się na obecnie zajmowane pozycje. Zabrali ze sobą tyle ciężkiego opancerzenia, amunicji i dział, nie wspominając o dwudziestu tysiącach żołnierzy, że Finchowi trudno uwierzyć, by to wszystko mogło po prostu zniknąć albo rozpaść się w proch. A jednak wygląda na to, że tak się stało. Ludzie weszli, a szare kapelusze utworzyły wokół nich Strefę. Tylko tak zwana Błękitna Dama, która dowodziła buntownikami, oraz kilku jej żołnierzy wymknęli się z pułapki.
Kiedyś SHF rozrastała się każdego dnia. Obecnie przestała rosnąć i zajmuje powierzchnię mniej więcej dziesięciu mil kwadratowych. Niemal wszyscy mieszkańcy mogą ją zobaczyć. Ale to nic nie daje. „Czy buntownicy powrócą?”, pyta każdy, nawet teraz. Kiedy wiatr dziwacznie wieje – zmieniając kierunek bez powodu – duże cząsteczki połyskujące pomarańczowo, fioletowo i niebiesko dryfują z północy ponad zatoką do Ambergris. Nawet szare kapelusze nie wchodzą do SHF, chyba że z czyjegoś upoważnienia. Teoria głosi, że pozwalają, by niedobitki buntowników włóczyły się w toksycznej grzybowej zupie. To niemal jak kolejny obóz, bez płotów i strażników.
Tylko że z SHF nikt nie wychodzi.
Za wieżami, za zatoką, drugi brzeg rzeki Moth. Odległy. Nieosiągalny. Jeszcze dalej, choć Finch ich nie widzi, a jedynie wyczuwa: wschodnie rubieże imperium Kalifa, Wspólnota Stockton na południu, Protektorat Morrow na północy. Pomiędzy nimi a Finchem: strefy bezpieczeństwa. Blokady. Ustawiają je sąsiednie kraje. Wszystkie trzy równie zdeterminowane jak szare kapelusze, by nikt nie wydostał się z Ambergris. Choć jednocześnie wysyłają swych szpiegów, którzy wykradają tajemnice miasta.
Finch odwraca się od okna. Czuje smutek, chłód i lęk. Zwłaszcza patrząc na wieże. Co się stanie, gdy szare kapelusze dokończą budowę?
Taki widok może doprowadzić człowieka do szaleństwa.
koniec
« 1 2 3
18 lutego 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Listopad 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka

Kafka nad rzeką Moth
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Surrealizm postapokaliptyczny
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Luty 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Wrzesień 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Kwiecień 2014
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Styczeń 2014
— Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Szkiełko i oko kontra czucie i wiara
— Anna Kańtoch

Do piekła i z powrotem
— Anna Kańtoch

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.