WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Rozpoznanie wzorca |
Tytuł oryginalny | Pattern Recognition |
Data wydania | 6 lipca 2004 |
Autor | William Gibson |
Przekład | Paweł Korombel |
Wydawca | Zysk i S-ka |
Cykl | Hubertus Bigend |
ISBN | 83-7298-570-7 |
Format | 336s. 135×205mm |
Cena | 32,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Rozpoznanie wzorcaWilliam Gibson
William GibsonRozpoznanie wzorca– Nie masz nic przeciw? – Stonestreet wyciąga paczkę silk cutów. Cayce nigdy nie paliła i uważa silk cuty za angielski ekwiwalent japońskich mild sevenów, jakby cały świat produktów tytoniowych sprowadzał się do tych dwóch marek. – Nie – mówi Cayce. – Proszę, pal. Na stole jest nawet popielniczka, mała, okrągła i idealnie biała. Na konferencji po drugiej stronie Atlantyku byłaby czymś równie przestarzałym jak jedna z tych płaskich, dziurkowanych łyżeczek do serwowania piołunówki, na którą kładzie się kostkę cukru. (Cayce wie, że w Londynie spotyka się je podczas niektórych konferencji, chociaż sama nie uczestniczyła jeszcze w takiej). – Dorotea? – Stonestreet podsuwa paczkę, ale nie w kierunku Cayce. Dorotea odmawia. Stonestreet wsuwa końcówkę z filtrem między drobne ruchliwe wargi i wyjmuje pudełko zapałek, zapewne wyniesione poprzedniego wieczoru z jakiejś restauracji. Należy się spodziewać, że są równie drogie jak szara koperta Dorotei. Stonestreet zapala papierosa. – Wybacz, że musieliśmy cię ściągnąć, Cayce – mówi. Zużyta zapałka wpada do popielniczki. Cichy, charakterystyczny brzęk potwierdza, że to ceramika. – Na tym polega moja praca, Bernardzie – odpowiada Cayce. – Wyglądasz na zmęczoną – mówi Dorotea. – Cztery strefy czasowe. – Cayce uśmiecha się samymi kącikami ust. – Próbowałaś tych nowozelandzkich pigułek? – pyta Stonestreet. Cayce przypomina sobie, że żona Stonestreeta, Amerykanka, kiedyś pierwsza naiwna w zmarłym śmiercią łóżeczkową klonie Z Archiwum X, jest twórcą udanej serii kosmetyków homeopatycznych. – Jacques Cousteau powiedział, że jet lag to jego ulubiony narkotyk. – No więc? – Przy tych słowach Dorotea spogląda znacząco na kopertę H&P. Stonestreet wydmuchuje kłąb dymu. – No tak, pewnie wypadałoby. Oboje spoglądają na Cayce. Ta patrzy prosto w oczy Dorotei. – Ja jestem gotowa. Dorotea ciągnie sznureczek kartonowego guzika bliższego Cayce. Unosi skrzydełko koperty. Wsuwa do środka palec wskazujący i kciuk. Panuje cisza. – No tak – Stonestreet przerywa ciszę i gasi papierosa. Dorotea wysuwa z koperty dwadzieścia osiem centymetrów kwadratowych sztuki. Demonstruje je Cayce, trzymając za górne rogi opuszkami palców z idealnym manikiurem. To rysunek zrobiony grubym, czarnym japońskim pędzelkiem, w stylu, który w firmie jest znakiem rozpoznawczym samego herr Heinziego. Cayce wie o tym. To, co widzi, przemożnie kojarzy się jej z wizerunkiem poskręcanego plemnika, dziełem Ricka Griffina, hippisowskiego twórcy komiksów, tak gdzieś z 1967 roku. Od razu wie, że takie logo nie chwyci. Nie wie, skąd to wie. Tak stanowią mętne standardy jej instynktownej oceny. Ale przez krótką chwilę ma wizję niezliczonych rzesz azjatyckich robotników, którzy po jej „tak” latami umieszczaliby odmiany tego symbolu na niekończącej się, nieustępliwej powodzi obuwia. Czym byłby dla nich ten powykręcany plemnik? Czy w końcu zacząłby ich nawiedzać w snach? Czy ich dzieci malowałyby go kredą na drzwiach, zanim zrozumiałyby, że to logo? – Nie – mówi. Stonestreet wzdycha. Nie jest to głębokie westchnienie. Dorotea z powrotem wsuwa rysunek do koperty, ale pozostawia ją nie zamkniętą. Umowa wyklucza wszelkie krytyczne analizy i twórcze sugestie. Cayce jest jedynie wyspecjalizowanym papierkiem lakmusowym w ludzkim ciele. Dorotea bierze papierosa od Stonestreeta, zapala i rzuca zapałkę obok popielniczki. – Jak tam zima w Nowym Jorku? – Zimna – mówi Cayce. – I smutna? Wciąż smutna? – Cayce nie odpowiada. – Możesz jeszcze trochę zostać, podczas gdy my wrócimy do rysownicy? – pyta Dorotea. Cayce zastanawia się, czy Dorotea zna procedury. – Przyjechałam na dwa tygodnie – mówi. – Zajmuję się mieszkaniem przyjaciela. – Aha, wakacje. – Nie ma mowy o wakacjach, jeśli mam nad tym pracować. Dorotea nie komentuje uwagi. – To musi być trudne, kiedy się czegoś nie lubi – mówi Stonestreet znad piegowatych palców złożonych w daszek. Ruda czupryna wznosi się nad nimi jak płomienie nad trawioną pożarem katedrą. – Mam na myśli zaangażowanie emocjonalne. – To nie ma żadnego związku z lubieniem czy nielubieniem, Bernardzie – odpowiada Cayce. – To jest jak tamten zwój wykładziny, albo jest niebieski, albo nie. A mojemu zaangażowaniu emocjonalnemu jest zupełnie obojętne, czy jest, czy nie jest niebieski. Czuje powiew złej energii, kiedy Dorotea wraca na swoje krzesło. Ta stawia swoją wodę obok koperty H&P i gasi papierosa takim gestem, jakby robiła to pierwszy raz w życiu. – Będę rozmawiać z Heinzim po południu. Zadzwoniłabym teraz, ale jest w Sztokholmie, rozmawia z Volvo. Powietrze jest bardzo gęste od dymu i Cayce czuje w gardle nieprzyjemne drapanie. – Nie pali się, Doroteo – mówi Stonestreet i Cayce ma nadzieję, że naprawdę, ale to naprawdę się nie pali. Restauracja Charlie Don’t Surf, gastronomiczna kalifornijsko-wietnamska fuzja z wyraźnym posmakiem kolonialnej kuchni francuskiej, jest pełna. Białe ściany udekorowano ogromnymi czarno-białymi powiększeniami zapalniczek zippo z czasu wojny wietnamskiej, zdobionymi prostackimi wojskowymi symbolami armii amerykańskiej, jeszcze bardziej prymitywnymi motywami erotycznymi i drukowanymi sloganami. Cayce kojarzy się to fotografiami nagrobków konfederatów, inny jest tylko styl grafiki i treść napisów, a sam temat, Wietnam, uświadamia, że lokal nie jest nowy. Nieprawdopodobne, aby dziś zaprojektowano taką restaurację, kierując się nostalgią za przegraną przez Amerykę wojną. SPRZEDAM MIEJSCE W PIEKLE I CHAŁUPĘ W WIETNAMIE Zapalniczki na zdjęciach są zużyte, powygniatane i zardzewiałe od potu. Niewykluczone, że Cayce pierwsza odszyfrowuje te teksty. ZAKOPCIE MNIE TWARZĄ DO ZIEMI, ŻEBY ŚWIAT MÓGŁ POCAŁOWAĆ MNIE W DUPĘ – Wiesz, on naprawdę ma na nazwisko Heinzi – mówi Stonestreet, nalewając Cayce drugi kieliszek kalifornijskiego caberneta, który ta unosi do ust, chociaż wie, że to niezbyt mądre z jej strony. – A wydaje się, że to tylko przezwisko. Jeśli miał jakieś imię, to już dawno odpłynęło daleko na południe. – Ibiza – podsuwa mu Cayce. – Że co? – Przepraszam, Bernardzie. Jestem zmęczona. – Mówię ci, pigułki. Te z Nowej Zelandii. NIE MA ŻADNEJ GRAWITACJI – ŚWIAT JEST BAGNEM, KTÓRE NAS WSYSA – Przejdzie mi. – Ale z niej zołza, co? – Z Dorotei? Stonestreet przewraca oczami. Są piwne i mają dziwny odcień, jakby rtęciowy, lśnią miedzianą zielenią. 173. POWIETRZNO-DESANTOWA Pyta o jego amerykańską żonę. Stonestreet zdaje jej relację z wprowadzenia do sprzedaży maseczki ogórkowej i serii pilotującej nowy asortyment, zahaczając o strategię dostaw sprzedawcom detalicznym. Dociera lancz. Cayce skupia się na sajgonkach, włączając autopilota, który steruje jej potakiwaniami głową i pełnymi zrozumienia uniesieniami brwi, wdzięczna Stonestreetowi za prowadzenie konwersacji. Kiedy pogrąża się w tym stanie nieobecności duchowej, cabernet zaczyna działać, spychając ją z kursu rozmowy, i Cayce wie, że najlepsze, co może zrobić, to być miłą, wchłonąć trochę pokarmu, po czym się zwinąć. Ale zapalniczkowe płyty nagrobkowe i wypisane na nich przyziemne elegie nie dają jej spokoju. DZIADEK Z DIEN BIEN PHU Sztuka restauracyjna oddziałująca na świadomość gości to wątpliwy pomysł, szczególnie w przypadku kogoś o wrażliwości Cayce – szczególnej, instynktownej, niemniej jednak nieco nieokreślonej. – Więc kiedy zaczęło wyglądać, że Harvey Nicols się nie dołączy… Skinienie głową, uniesienie brwi, ugryzienie sajgonka. O to chodzi. Zakrywa dłonią kieliszek, kiedy Stonestreet chce jej dolać. I tak udaje się jej przebrnąć przez lancz z Bernardem Stonestreetem, od czasu do czasu przyzywana przez pamiętne nazwy miejscowości z zapalniczkowego cmentarzyska (CU CHI, QUI NHON), zakrywające ściany. W końcu on płaci i wstają, zbierając się do wyjścia. Sięgając po ricksona, którego wcześniej powiesiła na krześle, dostrzega okrągłą, świeżą dziurę z tyłu na lewym ramieniu, zapewne wypaloną papierosem. Na brzegach drżą mikroskopijne brązowe kuleczki stopionego nylonu. Widać szarą podszewkę, niewątpliwie dzieło jakiegoś wyjątkowego speca od militariów z okresu zimnej wojny, dopieszczoną przez wytwórcę tej kurtki, istnego otaku. – Coś nie tak? – Nie, nic – mówi Cayce. Wkłada załatwionego na dobre ricksona. Wychodzi i machinalnie zauważa przy drzwiach wąską gablotkę z przezroczystego akrylu, prezentującą tuzin autentycznych zapalniczek zippo z Wietnamu. Automatycznie pochyla się, aby na nie zerknąć. ALBO JA MAM PRZESRANE, ALBO ONI PRZEJEBANE Ta dewiza w dużym stopniu również odzwierciedla jej aktualny stosunek wobec Dorotei, chociaż Cayce wątpi, czy zdoła w jakiejś mierze wyrównać rachunki, a gniew nie zaszkodzi tylko jej samej. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
To nasz świat
— Konrad Wągrowski
Trylogia Ciągu: Mona Liza Turbo
— Miłosz Cybowski
Trylogia Ciągu: Graf Zero
— Miłosz Cybowski
Trylogia Ciągu: Neuromancer
— Miłosz Cybowski
Nieodległe przyszłości
— Karolina Rochnowska
Między zimnym żelazem a Kruchym Lodem. Łamigłówka
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Wrzesień 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
U źródeł pary i punka
— Jędrzej Burszta
Cudzego nie znacie: Cyberpunk nasz powszedni
— Michał R. Wiśniewski
Dziewiętnastowieczna rewolucja komputerowa
— Maciej Popis