Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Orson Scott Card
‹Wezwanie Ziemi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWezwanie Ziemi
Tytuł oryginalnyThe Call of Earth
Data wydania10 maja 2011
Autor
PrzekładEdward Szmigiel
Wydawca Prószyński i S-ka
CyklPowrót do domu
ISBN978-83-7648-705-2
Format284s. 142×202mm
Cena32,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wezwanie Ziemi

Esensja.pl
Esensja.pl
Orson Scott Card
« 1 2 3 4 7 »

Orson Scott Card

Wezwanie Ziemi

Przynajmniej chciała, żeby było. Tak sobie to wyobrażała, dopóki nie weszła na scenę i nie zobaczyła, jak na nią patrzą. Dziś wieczorem publiczność składała się głównie z mężczyzn. Mężczyzn, którzy omiatali ją wzrokiem od stóp do głów. Powinnam odmówić śpiewania w komediach, po raz kolejny powiedziała sobie w duchu. Powinnam się domagać, żeby traktowali mnie poważnie, tak jak moją ukochaną siostrę Sevet z tym jej niskim jak u mężczyzny i skrzekliwym głosem. Na nią patrzą z wyrazem estetycznej ekstazy. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety na widowni. Oni nie lustrują jej ciała z góry na dół, szacując, jak się ono porusza pod ubraniem – częściowo dlatego, że jest taka tłusta, iż oglądanie jej nie jest żadną przyjemnością – pod kostiumem porusza się bardzo niezgrabnie, biedactwo. Oczywiście, że zamykają oczy i słuchają jej głosu – to znacznie lepsze od oglądania Sevet.
Co za kłamstwo. Ależ jestem kłamczuchą, nawet kiedy rozmawiam sama ze sobą!
Nie mogę być taka niecierpliwa. To tylko kwestia czasu. Sevet jest starsza, ja mam zaledwie osiemnaście lat. Ona też musiała przez jakiś czas grać w komediach, dopóki nie zdobyła sławy.
Kokor przypomniała sobie, jak jej siostra mówiła na początku swojej kariery – ponad dwa lata temu – że musi ciągle studzić zapał swoich wielbicieli, którzy mieli skłonność do wchodzenia do jej garderoby w stanie pełnej gotowości do natychmiastowego uprawiania miłości, aż musiała sobie wynająć ochronę osobistą, by zniechęcić bardziej namiętnych adoratorów.
– W tym wszystkim chodzi tylko o seks – stwierdziła wtedy Sevet. – Pieśni, przedstawienia, w nich wszystkich chodzi o seks i tylko o tym marzy publiczność. Trzeba jedynie uważać, żeby nie marzyli zbyt gorliwie lub zbyt konkretnie!
Dobra rada? Niezbyt. Im bardziej o tobie marzą, tym większa wartość pieniężna twojego nazwiska na ulotkach reklamujących sztukę. Aż w końcu, jeśli ci się poszczęści, jeśli jesteś wystarczająco dobra, ulotka nie musi wcale podawać tytułu spektaklu. Wystarczy twoje nazwisko, miejsce, dzień, godzinę… i kiedy wychodzisz na scenę, oni wszyscy tam są, setki ludzi, i kiedy muzyka zaczyna grać, nie patrzą na ciebie jak na ostatnią nadzieję umierającego z głodu człowieka, patrzą na ciebie jak na najwznioślejsze marzenie uszlachetnionej duszy.
Kokor wkroczyła na swoje miejsce na scenie. Rozległy się oklaski. Zwróciła się do widowni i zaśpiewała ekscytującym, wysokim głosem.
– Cóż to było? – zapytał Gulya, aktor odgrywający starego zbereźnika. – Czemu już wrzeszczysz? Jeszcze cię nawet nie dotknąłem.
Publiczność roześmiała się, ale niewystarczająco. Ta sztuka była w opałach. Kokor dobrze wiedziała, że ten spektakl od samego początku ma słabe punkty, ale przy takiej anemicznej reakcji ludzi skazany był na fiasko. Tak więc za kilka dni będzie musiała znów zacząć próby. Kolejne przedstawienie. Kolejny zestaw głupich słów i głupich melodii do zapamiętania.
Sevet sama decydowała, co zaśpiewa. Autorzy pieśni przychodzili do niej i błagali, żeby wykonała ich kompozycje. Nie musiała niewłaściwie używać swojego głosu, żeby wzbudzać śmiech publiczności.
– Nie wrzeszczałam – zaśpiewała Kokor.
– Teraz wrzeszczysz – zaśpiewał Gulya, przysuwając się do niej i zaczynając ją pieścić. Jego chrapliwy bas zawsze wywoływał śmiech, kiedy Gulya w ten sposób nim śpiewał, i publiczność tak właśnie zareagowała. Może w sumie uda im się wyciągnąć to przedstawienie z bagna.
– Ale teraz mnie dotykasz!
Zaśpiewała najwyższy dźwięk w skali swojego głosu, który zawisł w powietrzu… Jak ptak, jak wzlatujący ptak, gdyby tylko widzowie słuchali, zwracając uwagę na piękno.
Gulya strasznie się skrzywił i cofnął rękę z jej piersi. Kokor natychmiast obniżyła dźwięk o dwie oktawy. Nagrodzono to śmiechem. Jak dotąd najlepszy śmiech w trakcie tej sceny. Dziewczyna wiedziała jednak, że połowa publiczności śmieje się z tego, że Gulya wykonał taki świetny komiczny obrót, kiedy zdjął rękę z jej piersi. Był mistrzem, naprawdę. To smutne, że błaznowanie, w którym się specjalizował, trochę wyszło ostatnio z mody. Gulya z wiekiem robił się coraz lepszy, ale publiczność szukała bardziej zjadliwych, złośliwych komedii młodych satyryków, brutalnych, ostrych komedii, które dawały chociaż złudzenie, że kogoś ranią.
Scena toczyła się dalej. Rozlegały się śmiechy. Występ dobiegł końca. Aplauz. Kokor wybiegła ze sceny z ulgą – i rozczarowaniem. Nikt na widowni nie skandował jej nazwiska; nikt nawet nie wykrzyknął go ani razu. Jak długo będzie musiała czekać?
– To było zbyt ładne – powiedziała Tumannu, kierownik sceniczny, ze skwaszoną miną. – Ten dźwięk ma brzmieć, jakbyś osiągała orgazm, a nie jak ptasi śpiew.
– Tak, tak – odrzekła Kokor. – Przepraszam.
Zawsze ze wszystkimi się zgadzała, a potem robiła, co chciała. Ta komedia nie była warta jej pracy, jeśli Kokor nie mogła przynajmniej od czasu do czasu popisać się swoim głosem. I ludzie roześmiali się, kiedy to zrobiła po swojemu, prawda? Nikt więc nie mógł powiedzieć, że zrobiła to źle. Tumannu po prostu chciała ją zmusić do posłuszeństwa, a Kokor nie zamierzała być posłuszna. Posłuszeństwo jest dobre dla dzieci, mężów i zwierząt domowych.
– Nie jak ptasi śpiew – powtórzyła Tumannu.
– A może jak śpiew ptaka osiągającego orgazm? – zapytał Gulya, który też przyszedł za kulisy.
Kokor zachichotała. Nawet Tumannu zdobyła się na swój powściągliwy, kwaśny uśmieszek.
– Ktoś na ciebie czeka, Kokor – powiedziała.
Był to mężczyzna. Ale nie żaden wielbiciel jej talentu, ponieważ wtedy byłby wśród publiczności. Już go kiedyś widziała. Ach tak – pojawiał się od czasu do czasu, kiedy stały mąż matki, Wetchik, przychodził z wizytą. Ten człowiek był głównym służącym Wetchika, nieprawdaż? Kierował jego interesem w branży egzotycznych kwiatów, kiedy Wetchik podróżował z karawaną. Jak się nazywał?
– Jestem Rashgallivak – przedstawił się. Był bardzo poważny.
– Słucham? – zapytała.
– Z głębokim żalem informuję, że pani ojciec padł ofiarą brutalnej przemocy.
Co za niezwykła wiadomość! Przez chwilę Kokor nie mogła pojąć, o co chodzi.
– Czy ktoś go zranił?
– Śmiertelnie, proszę pani.
– Och! – Kryło się w tym jakieś znaczenie i zamierzała je znaleźć. – A więc to by znaczyło, że… nie żyje?
– Zaczepiono go na ulicy i zamordowano z zimną krwią – wyjaśnił Rashgallivak.
Właściwie nie było to nawet dziwne, jeśli się zastanowić. Ojciec zachowywał się ostatnio jak tyran, wysyłając na ulice zamaskowanych żołnierzy. Zastraszając wszystkich. Ale był taki silny i energiczny, że trudno sobie wyobrazić, iż cokolwiek może mu stać na drodze przez dłuższy czas. Z pewnością nie na zawsze.
– Nie ma nadziei, że… wyzdrowieje?
Gulya stał tak blisko, że mógł się teraz z łatwością wtrącić do rozmowy.
– Wydaje się, że to normalny przypadek śmierci, proszę pani, a to oznacza, że rokowania nie są dobre.
Zachichotał.
Rashgallivak odepchnął go dość brutalnie.
– To nie było zabawne – rzekł.
– Czy teraz wpuszczają krytyków za kulisy? – zapytał Gulya. – W trakcie przedstawienia?
– Idź sobie, Gulya – powiedziała Kokor. Błędem było pójście do łóżka z tym starym człowiekiem. Od tamtej pory wyobrażał sobie, że może rościć sobie jakieś prawa do niej.
– Naturalnie najlepiej by było, gdyby pani poszła ze mną – zaproponował Rashgallivak.
– Ależ skąd! Nie, wcale nie byłoby najlepiej. – Za kogo on się uważa? O ile wiedziała, nie był z nią w żaden sposób spokrewniony. Będzie musiała pójść do matki. Czy matka już wie? – Czy matka…?
– Naturalnie ją pierwszą zawiadomiłem. Powiedziała mi, gdzie mogę panią znaleźć. Czasy są niebezpieczne i obiecałem jej, że będę panią ochraniać.
Kokor wiedziała, że on kłamie. Czemu miałaby potrzebować tego obcego człowieka do ochrony? Przed czym? Mężczyźni jednak zawsze zachowują się w ten sposób, upierając się, że kobieta, która niczego się nie boi, potrzebuje opieki. Posiadanie na własność – to mężczyźni zawsze mają na myśli, kiedy mówią o ochronie. Gdyby chciała, aby jakiś mężczyzna posiadał ją na własność, to miałaby męża, obojętne jaki on był. Nie potrzebowała, żeby troszczył się o nią ten stary pizduk.
– Gdzie jest Sevet?
– Jeszcze jej nie znaleziono. Muszę nalegać, żeby pani ze mną poszła.
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Żony i mężowie
— Jędrzej Burszta

Tegoż twórcy

Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor

Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Nadduszo, zlituj się!
— Jędrzej Burszta

Bliski krewny Endera
— Konrad Wągrowski

Napisane ręką apologety
— Jędrzej Burszta

Kosmiczna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Cudzego nie znacie: Jadą, jadą Mleczną Drogą siostrzyczka i brat…
— Michał Kubalski

Cień…izna
— Jakub Gałka

Ach ten Card!
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.