Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paolo Bacigalupi
‹Złomiarz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłomiarz
Tytuł oryginalnyShip Breaker
Data wydania6 marca 2013
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
CyklZłomiarz
ISBN978-83-7480-295-6
Format360s. 125×195mm
Cena29,—
Gatunekdla dzieci i młodzieży, fantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Złomiarz

Esensja.pl
Esensja.pl
Paolo Bacigalupi
« 1 2 3 »

Paolo Bacigalupi

Złomiarz

Wzrok Nailera powędrował za tnącym wodę kliprem, smukłym, szybkim i niedosiężnym. Niewykluczone, że część miedzi z ich szpuli wyląduje w końcu na takim statku, najpierw wywieziona pociągiem do Orleanu, potem przeniesiona do ładowni klipra i zawieziona przez ocean do ludzi, których stać, by ten złom kupić.
Bapi miał plakat z kliprem Libeskinda, Browna i Mohanraja. Przyczepił go do wieloletniego ściennego kalendarza. Przedstawiał statek z rozwiniętymi wysoko w górze spadochronowymi żaglami – Bapi mówił, że potrafią sięgnąć do prądów strumieniowych i ciągnąć kliper po gładkim morzu z prędkością ponad pięćdziesięciu pięciu węzłów, wzniesiony na płatach jak wodolot, prujący pianę i słoną wodę, pędzący przez ocean do Afryki i Indii, do Europejczyków i Nippończyków.
Patrzył na dalekie żagle wygłodniałym wzrokiem, zastanawiając się dokąd płyną i czy gdzieś tam jest lepiej niż tutaj.
– Nailer! Leserka! Gdzie żeście, kurna, byli?
Nailer ocknął się z marzenia. Z niższego pokładu tankowca machała do nich wściekła Pima.
– Czekamy na ciebie, chłopaku!
– Szefowa szefuje – mruknęła Leserka.
Nailer skrzywił się. Pima była z nich najstarsza, przez co lubiła się rządzić. Nawet ich odwieczna przyjaźń nie chroniła go, gdy spóźniali się z przydziałem.
Skupili się z Leserką ponownie na szpuli. Jeszcze parę stęknięć i udało im się przesunąć ją po wygiętym pokładzie do miejsca, gdzie ustawiono zaimprowizowany żurawik. Przypięli ją do zardzewiałych żelaznych haków, chwycili linę i wskoczyli na opadającą szpulę, która, kołysząc się i kręcąc, wylądowała na dolnym pokładzie.
Gdy tylko się tam znaleźli, Pima i reszta lekkiej ekipy zakrzątnęli się wokół. Odpięli szpulę, przetoczyli ją na dziób, gdzie było zorganizowane stanowisko do ściągania izolacji. Wszędzie walały się kawałki zdjętej z przewodów izolacji oraz lśniące, starannie ułożone zwoje zebranej miedzi, opatrzone znakiem lekkiej ekipy Bapiego, takim samym, jaki wszyscy mieli na policzkach.
Zaczęli odcinkami rozwijać nowy łup Nailera, dzieląc go między siebie. Pracowali szybko, zgrani, dobrze znali się na robocie: Pima, szefowa, wyższa od reszty, czarna jak mazut i twarda jak stal. Leserka, chuda i blada, kości, sękate kolana i brudne jasne włosy, kolejna kandydatka do łażenia po kanałach, kiedy Nailer zanadto wyrośnie, o wiecznie spalonej słońcem i łuszczącej się skórze. Lunia, koloru brązowego ryżu, której matka, pracująca w walibudzie, zmarła podczas ostatniej fali malarii, i która bardziej niż reszta przykładała się do pracy w lekkiej ekipie, bo widziała alternatywę: uszy, nos i wargi miała ozdobione stalowym drutem z okrętów, w nadziei, że nikt jej tak nie zechce, jak chcieli jej matki. Tik-tak, krótkowzroczny i wiecznie mrużący oczy, ciemny prawie jak Pima, ale o wiele mniej bystry, sprawny w rękach, jeśli tylko mu się powiedziało, co ma z nimi zrobić, i nieznający nudy. Perełka, hindus, który opowiadał im historie o Śiwie, Kali, Krysznie i który był szczęściarzem, bo miał oboje rodziców – pracowali przy odzyskiwaniu mazutu. Czarne włosy, ciemna, tropikalna skóra, brak trzech palców u jednej ręki na skutek wypadku z kabestanem.
No i był jeszcze Nailer. Niektórzy, jak Perełka, wiedzieli, kim byli i skąd pochodzą. Pima wiedziała, że jej matka jest z ostatnich wysp na Zatoce. Perełka każdemu, kto chciał słuchać, opowiadał, że jest w stu procentach Hindusem Marwari – z krwi i kości. Nawet Leserka mówiła, że pochodzi od Irlandczyków. Nailer – nic z tych rzeczy. Nie miał pojęcia, kim jest. Pół czegoś, ćwierć czegoś innego, brązowa skóra i ciemne włosy jak zmarła matka, ale dziwaczne bladoniebieskie oczy jak u ojca.
Perełce wystarczyło raz spojrzeć w te blade oczy, żeby zawyrokować, że spłodziły go demony. Tylko że on cały czas wymyślał różne rzeczy. Mówił, że Pima to wcielona Kali – dlatego ma tak ciemną skórę, dlatego jest tak wredna, kiedy się nie wyrabiają z przydziałem. Zresztą, Nailer miał oczy i żylastą budowę swojego ojca, a Richard Lopez z pewnością był demonem. Temu nikt nie zaprzeczał. Nawet trzeźwego wszyscy się go bali. Po pijaku był demonem.
Nailer rozwinął kawał kabla i kucnął na rozżarzonym pokładzie. Ścisnął go kombinerkami i zdarł izolację, odsłaniając lśniący miedziany rdzeń.
I jeszcze raz. I jeszcze.
Pima kucnęła obok z własnym kawałkiem przewodu.
– Trochę ci się zeszło, żeby to przynieść.
Nailer wzruszył ramionami.
– Blisko już nic nie ma. Musiałem pójść daleko, żeby to znaleźć.
– Zawsze tak mówisz.
– Chcesz iść do kanału, to zawsze możesz.
– Ja pójdę – zgłosiła się Leserka.
Nailer rzucił jej paskudne spojrzenie. Perełka prychnął.
– Nie masz takiej orientacji jak półczłowiek. Zgubisz się jak Mały Jackson i nic nie będziemy mieli.
Leserka machnęła gniewnie ręką.
– Wal się, Perełka. Nigdy się nie gubię.
– Nawet po ciemku? Jak wszystkie kanały wyglądają tak samo? – Perełka splunął za krawędź statku. Spudłował, trafił w reling. – Na Deep Blue III przez parę dni słyszeli jak woła. Ale nie mogli go znaleźć. Mały wszarz w końcu wysechł i umarł.
– Kiepska śmierć – rzucił Tik-tak. – Bez wody. Po ciemku. Samemu.
– Zamknąć się, jedno i drugie – powiedziała Lunia. – Chcecie, żeby umarli usłyszeli, że ich wołacie?
Perełka wzruszył ramionami.
– My tylko mówimy, że dzięki Nailerowi przydział zawsze jest zrobiony.
– Cholera. – Leserka przeczesała dłonią przepocone jasne włosy. – Ja bym wyciągnęła ze dwadzieścia razy tyle co on.
Nailer zaśmiał się.
– No to właź. Zobaczymy, czy wyjdziesz żywa.
– Ale szpula już jest pełna.
– No to masz pecha.
Pima poklepała Nailera po ramieniu.
– Ja serio mówię z tym czasem. Mieliśmy przestój, bo na ciebie czekaliśmy.
Nailer spojrzał Pimie w oczy.
– Przydział robię. Jak ci się moja praca nie podoba, to sama tam leź.
Pima zacisnęła usta w złości. Puste słowa, oboje dobrze o tym wiedzieli. Za bardzo urosła i na dowód tego miała blizny i szramy na kręgosłupie, łokciach i kolanach. Lekka ekipa wymagała drobnych robotników. Większość dzieciaków dostawała kopa, zanim skończyła czternaście lat, nawet jeśli głodziły się, żeby nie rosnąć. Gdyby Pima nie była taką świetną brygadzistką, dawno wylądowałaby na plaży i żebrała, głodna, o cokolwiek do jedzenia. A tak, miała może jeszcze rok, żeby nabrać siły na tyle, by konkurować z setkami innych o wakaty w ciężkich ekipach. Czas jej się jednak kończył i wszyscy o tym wiedzieli.
W końcu dodała:
– Gdyby twój ojciec nie był takim twardzielem, to na pewno byś się tak nie stawiał. Zgadzałbyś się ze mną.
– No to chociaż za jedno mogę mu być wdzięczny.
Jeśli sądzić po ojcu, nie było mu pisane wyrosnąć na wielkiego mężczyznę. Szybkiego, owszem, ale nie dużego. Tato Tik-taka zresztą mówił, że żaden z nich za duży nie będzie, bo nie jedzą dość kalorii. Mówił, że ludzie w Seascape Bostonie nadal są wysocy. Mają dużo pieniędzy i dużo jedzenia. Nigdy nie chodzą głodni. Są wysocy i grubi…
Nailer tyle razy czuł, jak żołądek przyrasta mu do kręgosłupa, że zastanawiał się, jak to musi być, mieć tyle jedzenia. Jak to musi być: nigdy nie budzić się w nocy, gdy zęby przeżuwają wargi, wyobrażając sobie, że zaraz będzie jadł mięso. Ale głupie to było marzenie. Seascape Boston – to za bardzo brzmiało jak Chrześcijański Raj, albo obiecanki Boga Złomu: beztroskie życie, jeśli tylko znajdzie się właściwą ofiarę i spali ją ze swoim ciałem, wstępując na jego wagę.
W każdym przypadku trzeba było umrzeć, żeby się tam dostać.
Praca toczyła się dalej. Nailer ściągał izolację z miedzi i rzucał ją za burtę. Słońce prażyło wszystkich równo. Skóra im lśniła. Słone krople potu przesiąkały przez włosy i skapywały do oczu. Dłonie robiły się ślis­kie, a tatuaże ekipy połyskiwały na zaczerwienionych policzkach jak misterne węzły. Przez chwilę gadali i żartowali, ale stopniowo milkli, wczuwając się w rytm pracy, budując z miedzi góry dla kogoś bogatego, kto mógł sobie na nią pozwolić.
– Szef idzie!
Wołanie dobiegło znad wody w dole. Wszyscy się przygarbili, starali się wyglądać na zajętych, czekali, kto się wyłoni zza relingu. Jeśli to czyjś inny szef, można się będzie rozluźnić…
« 1 2 3 »

Komentarze

15 III 2013   17:42:45

Opis przy tytule źle podaje wydawnictwo - to ten pod okładką jest poprawny. Książkę wydał MAG...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Bajka bez morału
— Miłosz Cybowski

Tegoż twórcy

Prawda jest ziarnem piasku
— Dawid Kantor

Suchość w ustach
— Jacek Jaciubek

Esensja czyta: Maj 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Esensja czyta: Marzec 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek

Esensja czyta: Wrzesień 2013
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Alicja Kuciel, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka

Biologia maestra vitae?
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.