WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Złomiarz |
Tytuł oryginalny | Ship Breaker |
Data wydania | 6 marca 2013 |
Autor | Paolo Bacigalupi |
Przekład | Wojciech M. Próchniewicz |
Wydawca | MAG |
Cykl | Złomiarz |
ISBN | 978-83-7480-295-6 |
Format | 360s. 125×195mm |
Cena | 29,— |
Gatunek | dla dzieci i młodzieży, fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
ZłomiarzPaolo Bacigalupi
Paolo BacigalupiZłomiarzBapi. Nailer skrzywił się, gdy szef ich ekipy, sapiąc, przegramolił się przez reling. Czarne włosy świeciły, a brzuch utrudniał włażenie po trapie, ale chodziło o kasę, więc śmieciarz dawał radę. Oparł się o poręcz, żeby złapać oddech. Górę podkoszulki, którą wkładał do pracy, zmoczył pot. Na tkaninie było widać żółte i brązowe plamy z jakiegoś curry czy kanapki, którą jadł na obiad. Nailer robił się głodny od samego patrzenia na to żarcie na jego piersi, ale jedzenie miało być dopiero wieczorem – nie było sensu patrzeć na coś, czym Bapi się w życiu nie podzieli. Bystre ciemne oczy przypatrzyły im się, czujne na oznaki lenistwa i niewykonania przydziału. Choć i wcześniej nikt z nich nie próżnował, przy Bapim pracowali jeszcze szybciej, usiłując pokazać, że warto ich zatrzymać. Bapi sam wcześniej pracował w lekkiej ekipie: znał wszystkie ich sztuczki, wszystkie maskujące lenistwo numery. Był przez to groźny. – Co tam macie? – zapytał Pimę. Pima uniosła wzrok, mrużąc oczy od słońca. – Miedź. Dużo. Nailer znalazł nowe kanały, które przegapiła ekipa Ładnego. Białe zęby Bapiego błysnęły, ukazując szczerbę na przedzie, pozostałą po tym, jak w bójce stracił siekacze. – Ile? Pima wskazała brodą Nailera, dając mu prawo głosu. – Jak dotąd, może sto, sto dwadzieścia kilo – oszacował. – Ale tam jest więcej. – Taa? – Bapi kiwnął głową. – No to wyciągajcie, tylko się pośpieszcie. Izolację sobie darujcie. Tylko wszystko wyciągnijcie. – Zerknął na horyzont. – Lawson & Carlson mówią, że nadciąga sztorm. Duży. Parę dni nie da się wleźć na wraki. Chcę mieć tyle kabla, żebyście mogli pracować nad nim na piasku. Nailer stłumił niechęć wobec powrotu w ciemność, ale Bapi musiał coś zauważyć. – Co, Nailer, coś nie tak? Myślisz, że jak sztorm, to można siedzieć na dupie? – Machnął ręką ku roboczym obozowiskom rozłożonym na plaży od strony dżungli. – Myślisz, że nie mam stu innych wszarzy na twoje miejsce? Są tam dzieciaki, które by sobie dały oko wyłupić, żeby tylko wsadzić je na wrak. – Nailer nic do szefa nie ma – wtrąciła się Pima. – Trzeba kabla, to go wyciągniemy. Nie ma problemu. – Łypnęła na Nailera. – Ekipa działa. Nie ma problemu. Bapi zerknął na Nailera. – Na pewno chcesz za niego poręczyć? Mogę mu przejechać nożem po tatuażach i wykopać na piasek. – Świetny złomiarz – powiedziała. – Dzięki niemu jesteśmy do przodu. – Tak? – Bapi jakby trochę ustąpił. – No dobra, ty tu rządzisz. Ja się nie wtrącam. – Przyjrzał się Nailerowi. – A ty, chłopak, uważaj. Wiem, co sobie tacy myślą. Każdy sobie wyobraża, że będzie drugim Fuksiarzem. Marzy, że znajdzie wielki zbiornik z ropą i więcej w życiu nie będzie musiał pracować. Twój stary też był takim leniem. I sam widzisz, jak teraz wygląda. Nailer poczuł, że wzbiera w nim gniew. – Ja o szefa ojcu nie gadam. Bapi parsknął śmiechem. – Co? Będziesz się ze mną bić? Albo dźgniesz mnie od tyłu, tak jak zrobiłby twój stary? – Dotknął noża. – Pima za ciebie poręczyła, ale do ciebie chyba nie dociera, jaką ci zrobiła przysługę. – Nailer, dajże spokój – poprosiła Pima. – Twój stary nie jest tego wart. Bapi patrzył na Nailera z nieznacznym uśmiechem. Dłoń dalej trzymał w pobliżu noża. Miał w garści wszystkie atuty i obaj o tym wiedzieli. Nailer pochylił głowę i stłumił złość. – Będzie złom, będzie, szefie. Nie ma problemu. Bapi stanowczo kiwnął głową. – Bystrzejszy jesteś niż twój stary. – Odwrócił się do reszty ekipy. – Słuchajcie. Nie ma dużo czasu. Jak do sztormu wyciągnięcie jeszcze jakiś złom, dam wam premię. Niedługo wchodzi tu inna lekka ekipa. Nie będziemy im zostawiać nic łatwego do wzięcia, co? Uśmiechnął się drapieżnie, a oni wszyscy kiwnęli głowami. – Nic do wzięcia – powtórzyli. Rozdział II Nailer zapuścił się w głąb tankowca dalej niż kiedykolwiek. W ciemności nie połyskiwały znaki żadnych ekip, żadne ślady innych łażących po kanałach złomiarzy nie zakłócały równej warstwy kurzu i szczurzych odchodów. Nad nim biegły trzy oddzielne miedziane przewody – szczęśliwe znalezisko, oznaczające, że może nawet uda im się zrealizować przydział Bapiego, jednak trudno mu było się z tego cieszyć. Maska cały czas się zatykała, a wracając w pośpiechu do kanału, zapomniał odnowić LED-ową farbę na czole. Gdy ciemność się nad nim zamknęła, gorzko tego pożałował. Zerwał z zacisków kolejne pasmo plączącego się kabla. Odnosił wrażenie, że kanał się zwęża, choć ilość miedzi rosła. Posunął się naprzód, lecz kanał zatrzeszczał, jęcząc pod jego ciężarem. Opary ropy paliły go w płuca. Żałował, że nie może po prostu zrezygnować i stąd wyleźć. Gdyby teraz zawrócił, w dwadzieścia minut byłby z powrotem na pokładzie i oddychał świeżym powietrzem. Ale co, jeśli złomu będzie za mało? Bapi już i tak go nie lubił. A Leserka aż się paliła, żeby zająć jego miejsce. W pamięci cały czas miał jej słowa: „Ja bym wyciągnęła ze dwadzieścia razy tyle, co on”. Takie ostrzeżenie. Miał teraz konkurencję. Nieważne, że Pima za niego poręczyła. Jeśli nie uda mu się zrobić przydziału, Bapi przetnie mu robocze tatuaże i weźmie Leserkę na próbę. I Pima ni cholery nic na to nie poradzi. Nikogo nie warto trzymać w ekipie, jeśli nie przynosi zysku. Przesunął się naprzód, gnany chciwymi słowami Leserki. W dłonie wpadało mu coraz więcej miedzi. Plamka na czole przestała świecić. Był sam. Żeby wyjść na zewnątrz, miał tylko ślad z zerwanego kabla elektrycznego. Po raz pierwszy w życiu przestraszył się, że może nie trafić do wyjścia. Tankowiec był olbrzymi, wół roboczy z epoki ropy, istne pływające miasto. A on siedział głęboko w jego bebechach. Kiedy umierał Mały Jackson, nikt nie był w stanie go znaleźć. Słyszeli, jak wali w blachę i woła, ale nikomu nie udało się dostać do sekcji podwójnego kadłuba, w której uwiązł. Rok później ciężka ekipa odcięła kawał kadłuba i zmumifikowany trupek małego wszarza wypadł jak pigułka z opakowania. Suchy jak pieprz, trzeszczał, uderzając o pokład. Obgryziony przez szczury i zasuszony. Nie myśl o tym. Tylko ściągniesz na statek jego ducha. Kanał dalej się zwężał, napierał mu na barki. Zaczął wyobrażać sobie, że utyka jak korek w butelce. Unieruchomiony w ciemności, niezdolny się uwolnić. Napiął mięśnie rąk i zerwał kolejny odcinek przewodu. Wystarczy. Wystarczy aż nadto. Wydrapał na blasze znak ekipy Bapiego – choć po omacku, ale spróbował jednak oznaczyć sobie teren na później. Zwinął się w kłębek i spróbował odwrócić. Kolana pod brodę, łokcie i kręgosłup szorowały po ścianach kanału. Zawracał. Złożył się jeszcze ciaśniej, wypuścił powietrze, walcząc z obrazami korków, butelek i Małego Jacksona umierającego samotnie w ciemności. Jeszcze ciaśniej. Odwracał się. Nasłuchiwał, jak kanał skrzypi, gdy napiera na blachę. Udało się. Sapnął z ulgą. Za rok już będzie do tego za duży i Leserka na pewno zajmie jego niszę. Może sobie być mały na swój wiek, ale w końcu każdy wyrasta z roboty w lekkiej ekipie. Poczołgał się kanałem z powrotem, zwijając druty przed sobą. Najgłośniej słyszał własny chrapliwy oddech w masce. Przystanął, sięgnął przed siebie, wymacał przewód, sprawdził, czy tam jest, czy dalej prowadzi go ku światłu. Nie panikuj. Sam ten kabel zerwałeś. Po prostu idź po nim i tyle… Coś zachrobotało za jego plecami. Nailer znieruchomiał, po plecach przeszły mu ciarki. Pewnie szczur. Ale brzmiało jak coś dużego. W myślach pojawił się, nieproszony, inny obraz. Mały Jackson. Wyobraził sobie pełznącego za nim przez mrok ducha zmarłego chłopaka. Jak go tropi. Jak łapie go za kostki suchymi, kościstymi palcami. Stłumił panikę. To tylko zabobon. Paranoja jest dla Luni, nie dla niego. Zaczął się jednak bać. Zaczął spychać zdobyczny drut na bok, nagle tęskniąc za świeżym powietrzem i światłem. Wyjdzie, maźnie się LED-ową farbą, potem wróci i zobaczy, o co chodzi. Pieprzyć Leserkę i Bapiego. Potrzebuje powietrza. Zaczął przeciskać się ponad splątanym zwojem miedzi. Kanał niebezpiecznie zatrzeszczał pod połączonym ciężarem jego i kabla. Głupio zrobił, że tyle naciągnął. Trzeba go było pociąć na kawałki i dać Pimie i Leserce wyciągnąć. Ale się śpieszył, a teraz, kto by pomyślał, zebrał za dużo. Przecisnął się dalej, odpychając zwoje na bok. Skopując z nóg ostatnie plączące się druty, poczuł falę triumfu. Kanał zatrząsł się pod nim z głośnym jękiem. Nailer zamarł. Cały kanał wokół trzeszczał i piszczał. Trochę obwisł, przekrzywił się. Zaraz się zawali. Osłabiły go gorączkowe ruchy Nailera i dodatkowy ciężar. Rozłożył ciężar ciała na większą powierzchnię i leżał nieruchomo, z bijącym sercem. Próbował wyczuć intencje kanału. Blacha ucichła. Czekał. Nasłuchiwał. Wreszcie przesunął się naprzód, delikatnie przenosząc ciężar ciała. Blacha zaskrzypiała przeraźliwie. Kanał usunął się spod niego. Nailer rozpaczliwie szukał uchwytu, gdy wokół walił się cały świat. Palce chwyciły zdobyczny kabel. Przez sekundę wisiał na nim, zawieszony nad nieskończoną przepaścią. Potem kabel puścił. Spadł. Nie chcę być jak Mały Jackson nie chcę być jak Mały Jackson nie… Uderzył w ciecz, ciepłą i lepką. Czerń pochłonęła go prawie bez jednej zmarszczki na powierzchni. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bajka bez morału
— Miłosz Cybowski
Prawda jest ziarnem piasku
— Dawid Kantor
Suchość w ustach
— Jacek Jaciubek
Esensja czyta: Maj 2016
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek
Esensja czyta: Marzec 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek
Esensja czyta: Wrzesień 2013
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Alicja Kuciel, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka
Biologia maestra vitae?
— Michał Kubalski
Opis przy tytule źle podaje wydawnictwo - to ten pod okładką jest poprawny. Książkę wydał MAG...