Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Brandon Sanderson
‹Stop prawa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStop prawa
Tytuł oryginalnyThe Alloy of Law
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklWax i Wayne, Scadrial, Cosmere
ISBN978-83-7480-627-5
Format304s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Stop prawa

Esensja.pl
Esensja.pl
Brandon Sanderson
« 1 2 3 4

Brandon Sanderson

Stop prawa

Szkoda, że nie mógł widzieć ziemi poniżej. Wystrzelił wspaniałym łukiem ponad miasto; Odepchnąwszy się od tych olbrzymich dźwigarów, leciał przez dobre pół minuty. Drapacz chmur stał się jedynie cieniem za jego plecami, a później zniknął. W końcu jego pęd się wyczerpał i Wax zaczął w ciszy opadać pośród mgieł. Pozwalał sobie na to. Kiedy światła się przybliżyły – i widział, że poniżej jest pusto – wycelował w ziemię i pociągnął za spust.
Szarpnięcie na chwilę spowolniło jego spadanie. Odepchnął się od śrutu na ziemi, by zwolnić jeszcze bardziej. Wylądował swobodnie, przykucnięty. Z niezadowoleniem zauważył, że jego strzał uszkodził kilka porządnych płyt chodnika.
A niech to, pomyślał. Przyzwyczajenie się do tego miejsca musiało mu zająć trochę czasu. Jestem jak koń przebijający się przez zatłoczone targowisko, pomyślał, znów chowając śrutówkę pod płaszczem. Brakuje mi finezji. W Dziczy uważano go za wyrafinowanego dżentelmena. Tutaj, jeśli nie będzie uważał, wkrótce udowodni, że jest niewyrobionym prostakiem, za którego i tak uważała go większość szlachetnie urodzonych. To…
Strzały.
Wax zareagował natychmiast. Odepchnął się w bok od żelaznej bramy i przetoczył. Kiedy się wyprostował, od razu sięgnął po broń. Prawą ręką wyciągnął sterriona, lewą sięgnął do śrutówki.
Wpatrzył się w mrok. Czyżby jego bezmyślne strzały przyciągnęły uwagę miejscowych konstabli? Ktoś znów wystrzelił i Wax zmarszczył czoło. Nie, zbyt daleko. Coś się dzieje.
Poczuł, że przeszywa go dreszcz. Skoczył w górę i do przodu, Odpychając się od tej samej żelaznej bramy, żeby wznieść się wyżej. Wylądował na dachu budynku. Tę okolicę wypełniały dwu- i trzypiętrowe kamienice oddzielone od siebie wąskimi przejściami. Jak ludzie mogli żyć bez żadnej przestrzeni wokół? On by oszalał.
Przeszedł po kilku budynkach – jakie to dogodne, że miały płaskie dachy – i zatrzymał się, żeby posłuchać. Serce biło mu coraz szybciej i zrozumiał, że na coś takiego właśnie liczył. Właśnie dlatego poczuł przymus, by opuścić przyjęcie, odnaleźć drapacz chmur i się na niego wspiąć, biec pośród mgieł. W Weathering, kiedy miasteczko urosło, często prowadził nocne patrole.
Rozglądał się za kłopotami. Taki już był. Zacisnął dłoń na sterrionie, kiedy rozległ się kolejny strzał, tym razem bliżej. Ocenił odległość, upuścił łuskę i Odepchnął się w powietrze. Zwiększył swój ciężar do trzech czwartych i już go nie zmniejszał. Trzeba trochę ważyć, żeby skutecznie walczyć.
Mgły kłębiły się i wirowały, zaczepiając go. Nigdy nie dało się przewidzieć, które noce sprowadzą mgły, one były niezależne od pogody. Jednej nocy, wilgotnej i chłodnej, nie pojawiało się nawet jedno pasmo, a inną, z początku suchą jak jesienne liście, mgły opanowywały całkowicie.
Tej nocy były rozproszone, pozostawiając niezłą widoczność. Ciszę przerwał kolejny trzask. Tam, pomyślał Wax. Czując przyjemne ciepło palącej się stali, przeskoczył nad kolejną ulicą, łopocząc pasmami mgielnego płaszcza pośród wirującej mgły i wiatru.
Wylądował cicho i przebiegł pochylony po dachu, unosząc broń na wysokość głowy. Dotarł do krawędzi i spojrzał w dół. Poniżej ktoś ukrył się za stertą skrzyń przy wejściu do bocznej uliczki. Tej mglistej, ciemnej nocy Wax nie widział wielu szczegółów, ale zauważył strzelbę opartą na skrzyni, z lufą skierowaną w stronę grupki ludzi na ulicy. Nosili oni charakterystyczne wypukłe nakrycia głowy miejskich konstabli.
Wax zaczął lekko Odpychać wokół siebie, tworząc w ten sposób bańkę stali. Zasuwa na klapie u jego stóp zadrżała, gdy wpłynął na nią Allomancją. Spojrzał z góry na mężczyznę strzelającego do konstabli. Dobrze by było zrobić coś rzeczywiście z pożytkiem dla miasta, a nie tylko gadać z elegancko ubranymi przedstawicielami klas uprzywilejowanych.
Upuścił łuskę, a jego Allomancja natychmiast przycisnęła ją do dachu. Odepchnął się od niej mocniej i wystrzelił w górę pośród wirujących mgieł. Znacznie zmniejszył swój ciężar, a spadając, Odepchnął się od zasuwki okiennicy, dzięki czemu wylądował dokładnie pośrodku uliczki.
Dzięki stali widział linie biegnące w stronę czterech postaci, które stały przed nim. W chwili lądowania, gdy mężczyźni zaczęli kląć i obracać się w jego stronę, uniósł sterriona i wycelował w pierwszego z oprychów. Mężczyzna miał postrzępioną brodę i oczy czarne jak noc.
Wax usłyszał jęk. To był głos kobiety.
Zamarł, jego broń nie zadrżała, ale nie mógł się poruszyć. Wspomnienia, tak starannie zablokowane w umyśle, przebiły się przez tamę i zalały go. Lessie. Uniesiona broń. Jeden strzał. Krew na czerwonych cegłach.
Oprych wycelował w stronę Waxa i wystrzelił. Stalowa bańka odrobinę odchyliła tor lotu i pocisk przebił się przez płaszcz Allomanty, o włos mijając jego żebra.
Próbował strzelić, ale te jęki…
Na Harmonię, pomyślał z przerażeniem. Skierował lufę w dół, wystrzelił w ziemię, Odepchnął się od kuli i wyskoczył z uliczki.
Kule przeszywały powietrze wszędzie wokół niego. Mimo bańki i tak powinien zostać trafiony. Miał duże szczęście, że ocalił życie, gdy wylądował na kolejnym dachu i przetoczył się, po czym rozciągnął płasko, a gzyms chronił go przed pociskami.
Wax z trudem łapał oddech. Idiota, pomyślał o sobie. Głupiec. Nigdy wcześniej nie zamarł w walce, nawet kiedy był całkiem zielony. Nigdy. Jednakże to był pierwszy raz, kiedy próbował do kogoś strzelić, od czasu katastrofy w zniszczonej świątyni.
Chciał się wycofać, zawstydzony, lecz zacisnął zęby i podczołgał się do krawędzi dachu. Mężczyźni nadal tam byli. Widział ich teraz lepiej, zebrali się razem i wyraźnie przygotowywali do ucieczki. Pewnie nie chcieli mieć do czynienia z Allomantą.
Wycelował do tego, którego uznał za ich przywódcę. Nim jednak zdążył wystrzelić, mężczyznę powaliły strzały konstabli. Po chwili w uliczce mrowiło się od ludzi w mundurach. Wax uniósł sterriona i odetchnął głęboko.
Tym razem bym wystrzelił, powiedział sobie. Zamarłem tylko w tej jednej chwili. To by się nie powtórzyło. Powiedział to sobie kilkakrotnie, a poniżej konstable wyciągali złoczyńców z uliczki, jednego po drugim.
Nie było żadnej kobiety. Jęki wydawał z siebie jeden z oprychów, który został ranny przed przybyciem Waxa. Mężczyzna wciąż jęczał z bólu, gdy go zabierali.
Konstable nie widzieli Waxa. Odwrócił się i zniknął w mroku.
• • •
Wkrótce dotarł do rezydencji Ladrianów. Jego miejskiej posiadłości, domu przodków. Nie czuł, że to jego miejsce, ale i tak z niej korzystał.
Okazała rezydencja nie miała wielkich ogrodów, za to cztery eleganckie kondygnacje z balkonami i przyjemne patio na tyłach. Wax upuścił monetę i przeskoczył nad płotem, lądując na dachu stróżówki. Zauważył, że powóz wrócił. Nic dziwnego. Przyzwyczajali się do niego – choć nie wiedział, czy powinno go to cieszyć, czy też raczej zawstydzać.
Odepchnął się od bramy – która zagrzechotała pod naciskiem – i wylądował. Monetostrzelni musieli uczyć się precyzji, w przeciwieństwie do pokrewnych im Allomantów, Żelazoprzyciągaczy, zwanych również Szarpaczami. Ci jedynie wybierali sobie cel i Przyciągali się w jego stronę, choć zazwyczaj jednocześnie ocierali się o boki budynków, robiąc spory hałas. Monetostrzelni musieli być delikatni, staranni, dokładni.
Okiennica nie była zamknięta, tak ją pozostawił. Nie miał ochoty na kontakty z ludźmi. Nieudana konfrontacja ze złoczyńcami bardzo nim wstrząsnęła. Wślizgnął się do ciemnego pokoju, po czym przeszedł przezeń ostrożnie i zaczął nasłuchiwać przy drzwiach. Z korytarza nie dochodziły żadne odgłosy. Cicho otworzył drzwi i wyszedł.
Na korytarzu panowała ciemność, a on nie był Cynookim, zdolnym wyczulić zmysły. Ostrożnie stawiał krok za krokiem, starając się nie potknąć o krawędź dywanu ani nie wpaść na postument.
Jego pokoje znajdowały się na końcu korytarza. Chwycił mosiężną gałkę dłonią w rękawiczce. Doskonale. Ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do swojej sypialni. Teraz musiał jedynie…
Po drugiej stronie pokoju otworzyły się inne drzwi, wpuszczając do środka mocne żółte światło. Wax zamarł, choć jego dłoń szybko sięgnęła do sterriona.
W drzwiach stał starzejący się mężczyzna z dużym lichtarzem w dłoniach. Miał na sobie schludną czarną liberię i białe rękawiczki. Na widok Waxa uniósł brew.
– Lordzie Ladrian – powiedział – widzę, że pan wrócił.
– Aha – odparł Wax, z zawstydzeniem wyciągając rękę spod płaszcza.
– Przygotowałem kąpiel, milordzie.
– Nie prosiłem o kąpiel.
– To prawda, ale biorąc pod uwagę pańskie… rozrywki tej nocy, uznałem, że przygotowanie jej będzie rozsądne. – Pociągnął nosem. – Proch?
– No tak.
– Ufam, że nie zastrzelił pan nikogo zbyt ważnego, milordzie.
Nie, pomyślał Wax. Nie udało mi się.
Tillaume stał w drzwiach, sztywny i pełen dezaprobaty. Nie wypowiedział na głos tego, co bez wątpienia myślał – że zniknięcie Waxa z przyjęcia wywołało pomniejszy skandal i że utrudni to jeszcze bardziej znalezienie odpowiedniej narzeczonej. Nie powiedział, że był rozczarowany. Nie mówił tego wszystkiego, gdyż był w końcu doskonałym służącym lorda.
Poza tym jego spojrzenie i tak wszystko wyrażało.
– Czy mam przygotować list z przeprosinami do lady Cett, milordzie? Jak mniemam, będzie go oczekiwać, skoro wysłał pan taki list do lorda Stantona.
– Tak, bardzo dobrze.
Wax opuścił palce do pasa i wymacał fiolki z metalami. Czuł rewolwery na biodrach, ciężar śrutówki pod płaszczem. Co ja wyprawiam? Zachowuję się jak idiota.
Nagle poczuł się dziecinnie. Opuścić przyjęcie, żeby patrolować miasto, szukając kłopotów? Co go napadło?
Miał wrażenie, że próbuje coś odzyskać. Część osoby, którą był przed śmiercią Lessie. W głębi duszy wiedział, że mógłby mieć teraz problem ze strzelaniem, i chciał sobie udowodnić, że jest inaczej.
Oblał ten test.
– Milordzie – odezwał się Tillaume, podchodząc bliżej. – Czy wolno mi odezwać się… śmiało?
– Masz moje pozwolenie.
– W tym mieście jest wielu konstabli. I świetnie sobie radzą. Nasz ród ma jednak tylko jednego najwyższego lorda. Liczą na pana tysiące, milordzie.
Tillaume skłonił z szacunkiem głowę, po czym zaczął zapalać świece w sypialni.
Kamerdyner mówił prawdę. Ród Ladrian był jednym z najpotężniejszych w mieście, przynajmniej historycznie. We władzach Miasta Wax reprezentował interesy wszystkich, których zatrudniała jego rodzina. Owszem, oni mieli też przedstawicieli wybieranych przez swoje gildie, ale to na Waxie polegali.
Jego ród niemal zbankrutował – miał wielki potencjał, posiadłości i robotników, ale z winy nierozsądnego wuja brakowało mu pieniędzy i koneksji. Jeśli Wax tego nie zmieni, mogło to oznaczać utratę miejsc pracy, ubóstwo i upadek, gdy inne rody rozdrapią jego posiadłości za niespłacone długi.
Wax przeciągnął palcami po sterrionach. Konstable świetnie sobie radzili na tych ulicach, przyznał sam przed sobą. Nie potrzebowali mnie. To miasto mnie nie potrzebuje, w przeciwieństwie do Weathering.
Kurczowo trzymał się tego, kim był w przeszłości. Ale nie był już tym człowiekiem. Nie mógł nim być. Ludzie potrzebowali go z innych przyczyn.
– Tillaume – powiedział.
Kamerdyner podniósł wzrok znad świec. Rezydencja nie miała jeszcze oświetlenia elektrycznego, choć wkrótce miało zostać zainstalowane. Wuj przed śmiercią opłacił robotników i tych pieniędzy Wax nie mógł odzyskać.
– Tak, milordzie.
Wax zawahał się, powoli wysunął śrutówkę z kieszeni za pazuchą płaszcza, po czym włożył ją do skrzyni stojącej przy łóżku, obok bliźniaczej broni, którą umieścił tam wcześniej. Zdjął płaszcz i przewiesił przez ramię. Przez chwilę trzymał go z szacunkiem, po czym również umieścił w skrzyni. Za nim podążyły rewolwery „Sterrion”. Nie były tylko bronią, ale również symbolem życia w Dziczy.
Zamknął wieko skrzyni dawnego życia.
– Weź to, Tillaume – powiedział. – Schowaj gdzieś.
– Tak, milordzie – odparł kamerdyner. – Będzie czekać w gotowości, gdyby pan jej jeszcze potrzebował.
– Nie będę jej potrzebował.
Wax instynktownie dał sobie ostatnią noc pośród mgieł. Ekscytująca wspinaczka na szczyt wieży, noc spędzona w mroku. Wolał skupiać się na tym, jako na swoich osiągnięciach tej nocy, niż na porażce w walce z oprychami.
Ostatni taniec.
– Weź to, Tillaume – powiedział, odwracając się plecami do skrzyni. – Schowaj gdzieś w bezpiecznym miejscu, ale schowaj. Na dobre.
– Tak milordzie – odparł cicho kamerdyner. Wydawał się zadowolony.
I tyle, pomyślał Wax. Wszedł do łazienki. Stróż prawa Wax odszedł.
Nadszedł czas, by stał się lordem Waxilliumem Ladrianem, szesnastym najwyższym lordem rodu Ladrian, rezydującym w Czwartym Oktancie Elendel.
koniec
« 1 2 3 4
12 stycznia 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Są światy inne niż ten
— Magdalena Kubasiewicz

W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz

Barwy magii
— Magdalena Kubasiewicz

Raz do Koła: Daleko jeszcze?
— Beatrycze Nowicka

Dokonać niemożliwego
— Katarzyna Piekarz

Miasto upadłych bogów
— Magdalena Kubasiewicz

Nadpisywanie rzeczywistości
— Beatrycze Nowicka

Duże ilości fantasy naraz
— Kamil Armacki

Raz do Koła: Całkiem elegancki splot Ducha
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.