Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stephen King
‹Wszystko jest względne›

Wszystko jest względne
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWszystko jest względne
Tytuł oryginalnyEverything’s Eventual
Data wydania31 października 2002
Autor
PrzekładŁukasz Praski, Maciejka Mazan, Danuta Górska, Marek Mastalerz
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN83-7337-203-2
Format444s. 120×191mm; oprawa twarda
Cena39,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Śmierć Jacka Hamiltona

Esensja.pl
Esensja.pl
Stephen King
« 1 5 6 7 8 »

Stephen King

Śmierć Jacka Hamiltona

– Homer! - woła z drugiego pokoju Johnnie. - Jak już je masz, najlepiej przynieś od razu tutaj!
Ruszyłem przez kuchnię, pociągając za uździenice z nitki jak dobry muszy kowboj, a Zajączek dotknęła mojej ręki.
– Bądź ostrożny - mówi. - Twój kumpel już ledwie dyszy, twój drugi kumpel przez to wariuje. Później poczuje się lepiej, ale teraz nie jest bezpieczny.
Wiedziałem o tym lepiej niż ona. Kiedy Johnnie pragnął czegoś z całej duszy, prawie zawsze mu się udawało. Tym razem jednak będzie inaczej.
Jack leżał wsparty na poduszkach z głową w kącie i chociaż jego twarz była biała jak papier, znów wyglądał, jakby wróciły mu zmysły. Na koniec oprzytomniał, jak to się czasami ludziom zdarza.
– Homer! - mówi tak wesoło, jak tylko można sobie życzyć. Potem widzi nitki w mojej ręce i wybucha śmiechem. Piskliwym, świszczącym i zupełnie niewesołym, a zaraz potem zaczyna kaszleć. Śmiał się i kaszlał na zmianę. Z ust poleciała mu krew - trochę opryskało moje białe nitki. - Tak jak w Michigan City! - mówi i wali się ręką w nogę. Po brodzie cieknie mu krew, skapując na podkoszulek. - Jak w dawnych czasach! - Znów się rozkaszlał.
Twarz Johnniego wygląda strasznie. Widzę, że chce, żebym wyszedł z pokoju, zanim Jack rozpadnie się na kawałki, wiedział też jednak, że to i tak już o dupę potłuc i jeżeli Jack umrze szczęśliwy, patrząc na muchy na nitkach złapane obok sracza, niech tak będzie.
– Jack - mówię. - Musisz być cicho.
– Nie, już się dobrze czuję - mówi, uśmiechając się i rzężąc. - Podejdź tu z nimi. Bliżej, żebym mógł zobaczyć! - Ale zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, znowu się rozkaszlał i zgięło go wpół nad prześcieradłem, które zakrywało podkurczone kolana i wyglądało jak koryto spryskane krwią.
Popatrzyłem na Johnniego, który kiwnął głową. Chyba w końcu się pogodził. Dał mi znak, żebym podszedł. Zbliżyłem się wolno, trzymając w ręce nitki polatujące w górę - białe kreski w mroku. Jack też chyba wiedział, że z kaszlem wydaje ostatnie tchnienie.
– Puść je - mówi mokrym, chrypliwym głosem. Ledwie go zrozumiałem. - Pamiętam…
Puściłem nitki. Przez dwie sekundy były sczepione u dołu, tam gdzie ściskałem je w spoconej dłoni - a potem rozpłynęły się na wszystkie strony, wisząc pionowo w powietrzu. Nagle przypomniałem sobie Jacka, jak stał na ulicy po robocie w banku w Mason City. Strzelał z automatu i osłaniał mnie, Johnniego i Lestera, kiedy zaganialiśmy zakładników do samochodu. Kule gwizdały wokół niego i chociaż jedna go drasnęła, wyglądał, jakby miał żyć wiecznie. Teraz leżał z podciągniętymi kolanami i prześcieradłem pełnym krwi.
– Kurczę, ale widok - mówi, gdy białe kreski unoszą się same pod sufit.
– To jeszcze nie wszystko - odzywa się Johnnie. - Patrz na to. - Odsunął się krok w stronę kuchni, odwrócił się i ukłonił. Uśmiechał się, ale to był najsmutniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. Staraliśmy się; równie dobrze mogliśmy mu podać ostatni posiłek, nie? - Pamiętasz, jak chodziłem na rękach w warsztacie koszulowym?
– Jasne! Nie zapomnij o gadce! - mówi Jack.
– Panie i panowie! - odzywa się Johnnie. - A teraz na arenie wystąpi wspaniały i zdumiewający John Herbert Dillinger! - Wymówił swoje nazwisko z twardym „G”, tak jak jego stary, tak jak sam je wymawiał, zanim stał się sławny. Potem klasnął i stanął na rękach. Lepiej nie zrobiłby tego Buster Crabbe. Nogawki opadły mu aż do kolan, odsłaniając brzeg skarpet i golenie. Z kieszeni wysypały mu się drobne i zabrzęczały o deski podłogi. Zaczął chodzić po pokoju zręcznie jak zawsze, śpiewając na całe gardło. - Tra-ra-ra-bum-di-da! - Wypadły mu też z kieszeni kluczyki od kradzionego forda. Jack śmiał się chrapliwie - jak gdyby miał grypę - a Dock Barker, Zajączek i Volney stłoczeni w drzwiach też się śmiali, i to z całego serca. Zajączek klaskała i wołała:
– Brawo! Bis!
Nad moją głową dalej polatywały białe nitki, co chwilę zbliżając się i oddalając od siebie. Śmiałem się ze wszystkimi, ale potem zobaczyłem, co się święci i przestałem.
– Johnnie! - krzyknąłem. - Johnnie, uważaj na gnata! Uważaj na gnata!
To ta cholerna trzydziestkaósemka, którą zawsze nosił. Powoli wysuwała się zza paska.
– Hę? - powiedział i w tym momencie wypadła na podłogę, lądując na kluczach, i wystrzeliła. Trzydziestkaósemka nie jest najgłośniejszą bronią na świecie, ale w małym pokoju narobiła trochę hałasu. I dość mocno błysnęło. Dock wrzasnął, Zajączek zaczęła się wydzierać. Johnnie nic nie powiedział, tylko wywinął pełne salto i padł na twarz. Grzmotnął stopami w podłogę, o mało nie uderzając w nogi łóżka, na którym umierał Jack Hamilton. Potem znieruchomiał. Podbiegłem do niego, roztrącając białe nitki.
Z początku myślałem, że nie żyje, bo kiedy go obróciłem, zobaczyłem krew na ustach i policzku. Potem usiadł. Otarł twarz, popatrzył na krew i na mnie.
– Niech to szlag, Homer, czy ja się postrzeliłem? - mówi Johnnie.
– Chyba tak - odpowiadam.
– Jak to wygląda?
Zanim zdążyłem mu powiedzieć, że nie wiem, Zajączek odepchnęła mnie na bok i starła mu krew fartuchem. Przez chwilę przyglądała mu się uważnie, a potem mówi:
– Nic ci nie jest. To tylko draśnięcie.
Dopiero później, kiedy przemyła mu twarz jodyną, okazało się, że to dwa draśnięcia. Kula przecięła skórę z prawej strony nad wargą, przeleciała ze dwa cale w powietrzu i rozcięła policzek tuż obok oka. Potem zaryła się w suficie, ale wcześniej rozwaliła jedną muchę. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Przysięgam. Mucha leżała na podłodze przykryta białą nitką - właściwie zostały z niej tylko nóżki.
– Johnnie? - odzywa się Dock. - Chyba mam dla ciebie złe nowiny, wspólniku.
Nie musiał mówić, o co chodzi. Jack ciągle siedział, ale głowa zwisała mu tak nisko, że włosy dotykały prześcieradła między kolanami. Kiedy zajmowaliśmy się rannym Johnniem, Jack umarł.
• • •
Dock kazał nam zabrać ciało do wyrobiska żwirowego dwie mile dalej, zaraz za rogatkami Aurory. Pod zlewem stała butelka ługu, którą Zajączek nam dała.
– Wiecie, co z tym zrobić, prawda? - pyta.
– Jasne - mówi Johnnie. Na górnej wardze miał nalepiony plaster i w tym miejscu później już nigdy nie rósł mu wąs. Mówił głuchym głosem, unikając jej wzroku.
– Zmuś go, żeby to zrobił, Homer - zwraca się do mnie Zajączek i wskazuje kciukiem pokój, gdzie leży Jack owinięty w zakrwawione prześcieradło. - Jeżeli go znajdą i zidentyfikują, zanim się zmyjecie, wszyscy będziemy mieli kłopoty.
– Przyjęliście nas, gdy nikt inny nie chciał - mówi Johnnie. - Nie pożałujecie tego.
Zajączek uśmiechnęła się do niego. Kobiety prawie zawsze miały słabość do Johnniego. Wcześniej myślałem, że ta jest wyjątkiem, bo cały czas była taka zasadnicza, ale teraz zobaczyłem, że wcale nie. Zachowywała się rzeczowo i poważnie, bo wiedziała, że uroda nie jest jej najmocniejszą stroną. Poza tym, kiedy w domu tłoczy się gromada uzbrojonych facetów, rozsądna kobieta raczej nie chce prowokować między nimi żadnych kłótni.
– Jak wrócicie, już nas nie będzie - mówi Volney. - Mama ciągle mówi o Florydzie, ma na oku jakieś gniazdko nad jeziorem Weir…
– Zamknij się, Vol - wtrąca się Dock i mocno szturcha go w ramię.
– W każdym razie spadamy stąd - odzywa się, pocierając miejsce, w które trafiła ręka Docka. - Wy też powinniście spadać. Zabierzcie bagaże. Nawet się nie zatrzymujcie, jak będziecie wracać. Wszystko może się bardzo szybko zmienić.
– Dobra - mówi Johnnie.
– Przynajmniej umarł szczęśliwy - mówi Volney. - Śmiał się.
Ja milczałem. Dochodziło do mnie, że Red Hamilton - mój stary kumpel - naprawdę nie żyje. Zrobiło mi się okropnie smutno. Próbowałem myśleć o tym, że kula tylko otarła się o Johnniego (i zamiast niego zabiła muchę), ale w ogóle mnie to nie pocieszyło. Poczułem się jeszcze gorzej.
Dock uścisnął mi rękę, potem Johnniemu. Był blady i ponury.
– Nie wiem, dlaczego tak skończyliśmy, taka jest prawda - mówi. - Jak byłem mały, chciałem zostać tylko cholernym inżynierem kolejnictwa.
– Coś ci powiem - Johnnie na to. - Nie musimy się martwić. Bóg zawsze w końcu robi porządek.
• • •
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

W pigułce
— Tomasz Kujawski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Upływ czasu
— Joanna Kapica-Curzytek

Wybawca lekki jak piórko
— Dominika Cirocka

Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął
— Katarzyna Piekarz

Pudełko nie czarno-białe
— Dominika Cirocka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Czerwiec 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tym razem bez koszmarów
— Dominika Cirocka

Historia niesie pisarza
— Tomasz Kujawski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.