Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stephen King
‹Wszystko jest względne›

Wszystko jest względne
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWszystko jest względne
Tytuł oryginalnyEverything’s Eventual
Data wydania31 października 2002
Autor
PrzekładŁukasz Praski, Maciejka Mazan, Danuta Górska, Marek Mastalerz
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN83-7337-203-2
Format444s. 120×191mm; oprawa twarda
Cena39,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Śmierć Jacka Hamiltona

Esensja.pl
Esensja.pl
Stephen King
« 1 4 5 6 7 8 »

Stephen King

Śmierć Jacka Hamiltona

– Kocham cię, wyjdź za mnie - wtrąca Johnnie i wszyscy się śmiejemy.
– A niech tam - mówi Buster. - Jak ma być śniadanie, to jeszcze trochę zostanę.
I tak zostaliśmy wszyscy w domu w Aurorze, gotowi zginąć za człowieka, który - czy to się Johnniemu podobało, czy nie - był już truposzem. Zabarykadowaliśmy drzwi frontowe kanapą i krzesłami, a tylne wyjście kuchenką gazową, która i tak nie działała. Działał tylko piec opalany drewnem. Ja i Johnnie wyciągnęliśmy z forda automaty, a Dock zabrał trochę broni ze strychu. Mieliśmy jeszcze skrzynkę granatów, moździerz i skrzynkę pocisków moździerzowych. Idę o zakład, że w tych stronach nawet wojsko nie było tak uzbrojone. Cha, cha!
– Nie obchodzi mnie, ilu się tu zjawi, pod warunkiem że będzie z nimi ten sukinsyn Melvin Purvis - mówi Dock. Kiedy Zajączek postawiła żarcie na stole, była już pora, gdy farmerzy siadają do śniadania. Jedliśmy na zmianę, bo cały czas dwóch ludzi obserwowało długi podjazd. Raz Buster podniósł alarm i wszyscy popędziliśmy na stanowiska, ale okazało się, że to tylko samochód z mleczarni jechał główną drogą. Federalni się nie zjawili. Można to nazwać złym poinformowaniem, ja nazywałem to fartem Johnniego Dillingera.
Tymczasem z Jackiem nie było tak różowo, czuł się coraz gorzej. Po południu następnego dnia nawet Johnnie musiał zauważyć, że nie pociągnie długo, chociaż nie powiedziałby tego głośno. Właściwie żal mi było kobiety. Gdy Zajączek zobaczyła, jak spomiędzy grubych czarnych szwów zaczyna wypływać ropa, rozpłakała się. I nie mogła przestać. Jak gdyby znała Jacka Hamiltona całe życie.
– Nic nie szkodzi - powiedział Johnnie. - Głowa do góry, ślicznotko. Zrobiłaś wszystko, co się dało. Poza tym może jeszcze oprzytomnieje.
– To dlatego, że wyciągnęłam kulę palcami. Nie powinnam. Przecież wiedziałam.
– Nie - mówię - nie dlatego. To przez gangrenę. Już wcześniej miał gangrenę.
– Bzdura - oświadczył Johnnie i spojrzał na mnie groźnie. - Może to była infekcja, ale nie gangrena. I teraz też nie ma żadnej gangreny.
Czuć było w ropie. Nie miałem nic więcej do powiedzenia.
Johnnie ciągle na mnie patrzył.
– Pamiętasz, jak Harry cię nazywał w Pendleton?
Skinąłem głową. Harry Pierpont i Johnnie byli zawsze najlepszymi kumplami, ale mnie Harry nigdy nie lubił. Gdyby nie Johnnie, nigdy by mnie nie przyjął do gangu, który, pamiętajcie, nazywał się gang Pierponta. Harry uważał mnie za głupka. Johnnie o tym też nigdy nie mówił. Johnnie chciał, żeby wszyscy się przyjaźnili.
– Chciałbym, żebyś wyszedł i nałapał trochę grubych sztuk - mówi Johnnie - takich jak wtedy, gdy stałeś na macie w Pendleton. Bzyczących tłuściochów.
Gdy mnie o to poprosił, wiedziałem już: wreszcie zrozumiał, że z Jackiem koniec.
W Zakładzie Poprawczym Pendleton Harry nazywał mnie Muchołap. Byliśmy dzieciakami i często zasypiałem z płaczem, chowając głowę pod poduszką, żeby klawisze nie słyszeli. Cóż, Harry skończył na krześle elektrycznym w więzieniu stanowym w Ohio, może więc nie byłem jedynym głupkiem.
Zajączek kroiła w kuchni jarzyny na kolację. Na piecu coś bulgotało. Spytałem ją, czy ma nitkę, a ona na to, że chyba świetnie wiem, że ma, przecież stałem obok, kiedy zszywała mojego przyjaciela. Jasne, powiedziałem, ale to była czarna nić, a ja potrzebuję białej. Pół tuzina kawałków mniej więcej tej długości. Rozstawiłem palce wskazujące w odległości jakichś ośmiu cali. Chciała wiedzieć, co chcę zrobić. Powiedziałem, że jeśli jest taka ciekawa, niech patrzy przez okno nad zlewem.
– Tam jest tylko wychodek - mówi Zajączek. - Nie zamierzam obserwować pana podczas intymnych czynności, panie Van Meter.
Na drzwiach spiżarni wisiał duży worek, w którym zaczęła grzebać. Po chwili wydobyła szpulkę białej nici i odcięła mi sześć kawałków. Grzecznie podziękowałem i spytałem, czy ma plaster. Wyciągnęła kilka przylepców z szuflady obok zlewu - bo, jak powiedziała, zawsze zacina się w palec. Wziąłem jeden i podszedłem do drzwi.
• • •
Trafiłem do Pendleton za kradzieże portfeli na linii New York Central z tym samym Charliem Makleyem - mały jest ten świat, co? Ha! W każdym razie jeżeli chodzi o wymyślanie zajęć niegrzecznym chłopcom, Zakład Poprawczy Pendleton w Indianie oferował mnóstwo propozycji. Mieli tam pralnię, stolarnię i szwalnię, gdzie młode fajtłapy robiły koszule i spodnie, przede wszystkim dla strażników więzień Indiany. Niektórzy nazywali to warsztatem koszulowym, inni warszsratem. Tam właśnie trafiłem i poznałem Johnniego i Harry’ego Pierponta. Johnnie i Harry nigdy nie mieli kłopotu z "wyrobieniem dniówki”, ale mnie zawsze zabrakło dziesięciu koszul albo pięciu par spodni, musiałem więc stać na macie. Klawisze myśleli, że to przez moje wieczne wygłupy. Harry też tak myślał. Prawda była taka, że byłem nieporadny i za wolno pracowałem - Johnnie chyba to rozumiał. Dlatego właśnie ciągle się wygłupiałem.
Jak się nie wyrobiło dniówki, trzeba było spędzić następny dzień w budynku wartowni, gdzie była pleciona mata, dwie na dwie stopy. Trzeba było rozebrać się do skarpetek i stać na niej cały dzień. Jeśli zeszło się z maty raz, dostawało się w tyłek raz. Jak zeszło się dwa razy, jeden klawisz trzymał, a drugi tłukł z całej siły. Za trzecie zejście szło się do izolatki. Wolno było pić wody, ile się zechce, ale na tym właśnie polegała sztuczka, bo wolno było iść do toalety tylko raz w ciągu całego dnia. Jak przyłapali na sikaniu po nodze, dawali lanie i wysyłali na dołek.
Najgorsza była nuda. Nuda w Pendleton, nuda w Michigan City, więzieniu Ja-Boga dla dużych chłopców. Niektórzy opowiadali sobie historie. Inni śpiewali. Inni układali listę wszystkich kobiet, jakie przelecą, kiedy wyjdą na wolność.
A ja nauczyłem się łapać muchy na lasso.
Wychodek to cholernie dobre miejsce na łapanie much. Zająłem stanowisko za drzwiami i zabrałem się do robienia pętli na nitkach, które dała mi Zajączek. Potem trzeba już było tylko stać w miejscu, w miarę w bezruchu. Tej umiejętności nauczyłem się na macie. I nigdy jej nie zapomniałem.
Nie musiałem długo czekać. Muchy pojawiają się na początku maja, ale wtedy są jeszcze dość powolne. I każdy, kto sądzi, że nie można złapać na lasso gza… no, powiem tylko, że jeśli chcecie prawdziwego wyzwania, spróbujcie z komarami.
Po trzech rzutach miałem pierwszą zdobycz. To było nic; na macie bywało tak, że zanim złapałem pierwszą, minęło pół ranka. Zaraz potem Zajączek krzyknęła:
– Co ty wyrabiasz, na litość boską? To czary?
Z pewnej odległości rzeczywiście mogło to wyglądać jak czary. Musicie sobie wyobrazić, co widziała z dwudziestu jardów: facet stoi pod wychodkiem, rzuca kawałek nitki - w przestrzeń, bo nic tam nie widzicie - ale nitka zamiast spaść na ziemię, zawisa w powietrzu! Pętla zacisnęła się na sporym gzie. Johnnie by go zobaczył, ale Zajączek nie miała wzroku Johnniego.
Koniec nitki przykleiłem do klamki wychodka plastrem. Potem zaczaiłem się na następną muchę. I następną. Zajączek wyszła z kuchni, żeby lepiej się przyjrzeć, więc powiedziałem jej, że może zostać, jeżeli będzie cicho, i próbowała, ale nie bardzo jej wychodziło. W końcu powiedziałem, że odstrasza mi zwierzynę i odesłałem ją z powrotem do domu.
Łowiłem przez półtorej godziny - na tyle długo, że przestał mi przeszkadzać smród z wychodka. Potem ochłodziło się i muchy zaczęły się robić ospałe. Złapałem pięć. Według standardów Pendleton było to całkiem spore stado, choć niewiele jak na kogoś, kto stał obok sracza. W każdym razie wszedłem do domu, gdy jeszcze nie ochłodziło się na tyle, by muchy się pochowały.
Kiedy wolno szedłem przez kuchnię, Dock, Volney i Zajączek śmiali się i klaskali. Pokój Jacka był po drugiej stronie domu i panował tam półmrok. Dlatego chciałem mieć białe nitki, a nie czarne. Wyglądałem jak człowiek, który ściska w garści sznurki niewidzialnych balonów. Tyle że słychać było bzyczenie much - oszalałych i zdezorientowanych jak każde stworzenie, które zostało przez coś złapane i nie wie, jak to się stało.
– Niech mnie diabli - mówi Dock Barker. - Poważnie, Homer, niech mnie wszyscy piekielni diabli. Gdzieś ty się tego nauczył?
– W Zakładzie Poprawczym Pendleton - odpowiadam.
– Kto ci pokazał?
– Nikt. Po prostu jednego dnia zrobiłem to.
– Czemu one nie plączą nitek? - zapytał Volney. Miał oczy wielkie jak winogrona. Rozśmieszyło mnie to, powiadam wam.
– Nie wiem - mówię. - Zawsze latają w swojej przestrzeni i prawie nigdy nie przecinają sobie drogi.
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

W pigułce
— Tomasz Kujawski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Upływ czasu
— Joanna Kapica-Curzytek

Wybawca lekki jak piórko
— Dominika Cirocka

Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął
— Katarzyna Piekarz

Pudełko nie czarno-białe
— Dominika Cirocka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Czerwiec 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tym razem bez koszmarów
— Dominika Cirocka

Historia niesie pisarza
— Tomasz Kujawski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.