Zapraszamy do lektury pięciu rozdziałów powieści Richarda Morgana „Siły Rynku”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.
Richard Morgan
Siły Rynku
Zapraszamy do lektury pięciu rozdziałów powieści Richarda Morgana „Siły Rynku”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa ISA.
Richard Morgan
‹Siły Rynku›
Przez czytnik przesuwa się błyszczący czarny plastik.
Nic.
Maszyna trzeszczy w swym owadzim języku a ekran błyska, jakby obruszony tym, czym go nakarmiono. Kasjerka podnosi wzrok na kobietę, która wręczyła jej kartę i uśmiecha się odrobinę za szeroko. Uśmiech ma w sobie tyle szczerych emocji, co prawdziwych owoców w kartonie D-Lish Pięć Owoców.
– Jest pani pewna, że to właściwa karta?
Kobieta z pełnymi rękami zakupów sadza trzymanego dotąd dwulatka na blacie kasy i ogląda się na męża, wypakowującego z wózka ostatnie kolorowe puszki i torby.
– Martin?
– Tak, co jest? – Głos zdradzający irytację zakończonym właśnie zadaniem.
– Karta się nie…
– Nie co? – Patrzy jej w oczy i odczytuje w nich niepokój, po czym przenosi spojrzenie na kasjerkę. – Proszę ją puścić jeszcze raz. Coś musiało nawalić. – Głos ma napięty.
Dziewczyna wzrusza ramionami i znów przeciąga kartę. Ekran błyska z taką samą pogardą.
TRANSAKCJA ODRZUCONA.
Dziewczyna wyciąga kartę i wręcza ją kobiecie z powrotem. Wokół nich tworzy się mała oaza ciszy, rozprzestrzeniając się przez pas podajnika aż do chłopaka przy sąsiedniej kasie i trzech klientów czekających za Martinem. Za kilka sekund rozpadnie się w gniewnych szeptach.
– Proszę spróbować innej karty.
– To niedorzeczne – wybucha Martin. – Od pierwszego na tym koncie są pieniądze. Właśnie mi zapłacono.
– Mogę przejechać kartą jeszcze raz – z wystudiowaną obojętnością oferuje dziewczyna.
– Nie. – Palce kobiety zbielały wokół małego kawałka czarnego plastiku. – Martin, spróbuj Intexa.
– Helen, na tym koncie są pienią…
– Jakiś problem? – pyta mężczyzna za nim, stukając znacząco swoją kartą o stertę swoich zakupów, umieszczonych tak blisko separatora „Następny klient”, że grozi im zsypanie się na rzeczy Martina.
– Nie ma problemu.
Podaje niebieską kartę Intexu i przygląda się przesuwającej ją przez czytnik kasjerce z taką samą uwagą, jak ludzie za nim.
Maszyna przeżuwa ją przez kilka chwil,
I wypluwa ją.
Dziewczyna oddaje kartę i potrząsa głową. Jej gładka, plastikowa uprzejmość zaczyna pękać.
– Karta została zablokowana – mówi niedbale. – Audyt końcowy.
– Co?
– Audyt końcowy. Muszę państwa poprosić o przeniesienie zakupów na drugą stronę lady i opuszczenie sklepu.
– Proszę jeszcze raz przejechać kartą.
Dziewczyna westchnęła.
– Proszę pana, nie muszę tego robić. Mam tu wszystkie potrzebne dane. Pańskie konto zostało zablokowane.
– Martin – Helena przysuwa się do niego. – Zostaw, wrócimy tu po wyjaśnieniu te…
– Nie, do cholery. – Martin odtrąca ją i nachyla się nad ladą, mówiąc prosto w twarz kasjerki. – Na tym koncie są pieniądze. Niech pani jeszcze raz przejedzie kartą.
– Lepiej rób co mówi – odzywa się arogancki klient za nim.
Martin odwraca się do niego, spięty.
– A tobie co do tego?
– Czekam.
– To poczekaj jeszcze trochę. – Strzela palcami tuż przed twarzą mężczyzny, a tamten odruchowo odskakuje w tył. Martin odwraca się z powrotem do kasjerki. – Niech pani…
Pałka uderza go w bok jak kuksaniec. Uderzenie serca później prąd odrzuca go z lady w nagle opustoszałą przestrzeń. Upada na podłogę czując smród przypalonej tkaniny.
Słyszy krzyk Helen. Patrzy zmieszany z poziomu podłogi. Widzi przed sobą buty i słyszy głos, brzmiący jak rozdzierany gdzieś bardzo wysoko karton.
– Myślę, że powinien pan opuścić sklep, sir.
Ochroniarz podnosi go z podłogi i opiera go o blat. Potężny mężczyzna, nabrzmiały w talii ale czujny i z twardym spojrzeniem. Robi to od dawna, pewnie zanim tu trafił zjadł zęby w klubach wydzielonej strefy. Porażał już ludzi prądem, a Martin, o szesnastej trzydzieści w środowe popołudnie nie ma na sobie biurowego garnituru tylko wytarte jeansy i stary sweter, po którym nie widać, ile kiedyś kosztował. Ochroniarz myśli, że dobrze go ocenił. Nie wie, nie może wiedzieć.
Martin odpycha się od lady.
Uderzenie podstawą dłoni miażdży strażnikowi nos. Kolano uderza w krocze. Upadającego Martin wali jeszcze pięścią w podstawę czaszki.
Ochroniarz pada na podłogę martwy.
– Nie ruszaj się!
Martin odwraca się i staje przed znacznie mniejszą partnerką ochroniarza, która właśnie wyszarpnęła z kabury pistolet. Wciąż oszołomiony od porażenia prądem zatacza się w niewłaściwą stronę, ku niej, a ona rozpryskuje mu mózg po jego żonie, synu i lśniących opakowaniach na podajniku do kasy.
TECZKA #1
POCZĄTKOWA INWESTYCJA
Cały zlany potem.
Strzępy snu wciąż tłumią dech w krtani i wciskają twarz w poduszkę, umysł zatacza się w ciemnym pokoju…
Rzeczywistość opadła na niego jak świeża pościel. Był w domu.
Westchnął ciężko i sięgnął po szklankę wody stojącą przy łóżku. We śnie spadał na – a potem przez – kafelki posadzki supermarketu.
Z drugiej strony łóżka poruszyła się Carla, wyciągając ku niemu rękę.
– Chris?
– Już w porządku. Sen. – Napił się ze szklanki. – Zły sen, to wszystko.
– Znów Murcheson?
Przez chwilę nie odpowiadał, nie mając ochoty wyprowadzać jej z błędu. Nie śnił już o wrzeszczącej śmierci Murchesona. Zadygotał lekko. Carla westchnęła i przysunęła się bliżej. Ujęła jego dłoń i przycisnęła do swojej pełnej piersi.
– Mojemu tacie bardzo by się to podobało. Dręczące wyrzuty sumienia. Zawsze powtarzał, że go nie masz.
– Racja. – Chris podniósł budzik i skupił się na nim. Trzecia dwadzieścia. Wspaniale. Wiedział, że trochę potrwa, zanim uda mu się zasnąć. Cholernie cudownie. Odstawił go i opadł na poduszkę. – Twój tata ma wygodną amnezję, gdy przychodzi do płacenia czynszu.
– Pieniądz dużo może. Jak myślisz, czemu za ciebie wyszłam?
Obrócił głowę i stuknął ją lekko w nos.
– Chcesz mnie wkurzyć?
W charakterze odpowiedzi sięgnęła do jego penisa i przesunęła po nim palcami.
– Nie. Podkręcam cię – wyszeptała.
Kiedy się zbliżyli, poczuł jak ognista fala pożądania rozwiewa sen, ale i tak wolno twardniał w jej dłoni. Do końca odpuścił dopiero w końcowym stadium orgazmu.
Spadanie.
Kiedy zadzwonił budzik, padało. Cichy szelest zza otwartego okna, jak nienastrojony telewizor na niskiej głośności. Trzasnął w wyłącznik i leżał przez chwilę wsłuchując się w deszcz, po czym wysunął się z łóżka nie budząc Carli.
W kuchni nastawił ekspres do kawy, wskoczył pod prysznic i wyszedł na czas, by przedmuchać parą mleko na cappuccino dla Carli. Postawił je przy łóżku, obudził ją pocałunkiem i wskazał filiżankę. Prawdopodobnie znów zapadnie w sen i wypije je zimne, gdy się w końcu dobudzi. Z szafy wyciągnął ubranie – prostą białą koszulę, jeden z ciemnych włoskich garniturów, buty z argentyńskiej skóry. Zabrał to wszystko na dół.
W ubraniu, ale bez krawata zaniósł własne podwójne espresso do bawialni razem z tostem, by obejrzeć wiadomości o siódmej. Jak zwykle było w nich sporo szczegółowych komentarzy dotyczących sytuacji zagranicznej i musiał już wychodzić, gdy wreszcie pojawiła się czołówka Awansów i Stanowisk. Wzruszył ramionami, wyłączył TV i przypomniał sobie o krawacie dopiero, gdy spojrzał na siebie w wysokim lustrze. Carla zaczęła już hałasować na górze, gdy wychodził przez drzwi i wyłączył alarmy w Saabie.
Przez dłuższą chwilę stał w deszczu patrząc na wóz. Na zimnym szarym metalu błyszczały wielkie krople wody. W końcu uśmiechnął się.
– Inwestycje Konfliktowe, nadchodzimy – powiedział pod nosem i wsiadł.