Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Zbudzone Furie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZbudzone Furie
Tytuł oryginalnyWoken Furies
Data wydania23 listopada 2006
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
CyklTakeshi Kovacs
ISBN83-7418-114-1
Format528s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zbudzone Furie

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 2 3 4 5 12 »

Richard Morgan

Zbudzone Furie

Na ulicy, kilkaset lat później, przejęty przez żargon japskiego, wyraz kaikyo oznacza kontakt, który może przemieścić skradziony towar. Kogoś, kto kieruje potajemną dystrybucją. W tym znaczeniu powszechnie używa się tego słowa w niektórych częściach archipelagu Millsport. Gdzie indziej znaczenie się zmieniło i teraz odnosi się do uczciwych konsultantów finansowych.
Tak, a bardziej na południe oznacza świętego we władaniu duchów albo wylot ścieku. Dość tych detektywistycznych bzdur. Słyszałeś go – spóźniłeś się.
Wsunąłem dłoń pod krawędź żaluzji i pociągnąłem w górę, blokując potężną falę bólu w boku, na ile tylko pozwolił mi układ nerwowy sztucznego ciała. Żaluzja głośno podjechała pod sufit. Światło padło na ulicę i na mnie.
– Dobry wieczór.
– Jezu! – Ten z akcentem z Millsport odskoczył do tyłu. Był zaledwie parę metrów od żaluzji.
– Tak.
– Cześć, Plex. – Moje spojrzenie pozostało na nowo przybyłym. – A ten tani to…?
Ale już wiedziałem. Blady, w szytym na miarę dobrym ubraniu prosto z taniej sensorii, gdzieś między Mickim Nozawą i Ryu Bartokiem. Ciało wojownika o dobrych proporcjach, masywne w ramionach i klacie, z długimi kończynami. Włosy ułożone tak, jak robią to ostatnio na pokazach biosprzętu, z wykręconym w górę statycznym czymś, co ma sugerować, że powłokę ledwie wyciągnięto ze zbiornika do klonowania. Garnitur powypychany w sposób sugerujący ukrytą broń i postawa, która zdradza, że nie jest gotów jej użyć. Postawa bojowa, która przypomina psie szczekanie, a nie chęć gryzienia. W dłoni wciąż trzymał zużytą mikrofajkę, a źrenice miał rozszerzone do granic możliwości. Ustępstwo na rzecz antycznej tradycji kazało mu wytatuować z boku czoła iluminiowe zakrętasy.
Praktykant yakuzy z Millsport. Uliczny zbir.
– Nie nazywaj mnie tanim – wysyczał. – Ty tu jesteś obcy, Kovacs. Ty jesteś intruzem.
Patrząc na niego kątem oka, spojrzałem w stronę Pleksa. Stał przy warsztacie z plątaniną taśm w rękach i z niepewnym uśmiechem, który nie chciał się trzymać jego twarzy.
– Słuchaj, Tak…
– To prywatna impreza, Plex. Nie prosiłem, byś wynajął błazna.
Yakuza szarpnął się do przodu, z trudem panując nad sobą. Z jego gardła dobyło się warczenie. Plex wyglądał na przerażonego.
– Czekaj, ja… – Z widocznym wysiłkiem odłożył taśmy. – On tu przyszedł w innej sprawie, Tak.
– Jest tu w czasie, który miał być zarezerwowany dla mnie – powiedziałem łagodnie.
Słuchaj, Kovacs, ty pieprzony…
Nie. – Mówiąc to, odwróciłem się z powrotem do niego w nadziei, że właściwie zrozumie siłę mojego głosu. – Wiesz, kim jestem, więc nie wchodź mi w drogę. Przyszedłem tu do Pleksa, nie do ciebie. A teraz zjeżdżaj.
Nie wiem, co go zatrzymało: reputacja Emisariusza, najnowsze wiadomości z cytadeli – bo teraz już wszędzie się o tym mówi, biorąc pod uwagę bałagan, jaki tam zostawiłeś – czy rozwaga większa, niż sugerował wygląd taniego zbira w garniaku. Przez chwilę balansował na progu wściekłości, a potem cofnął się i stłumił ją, wbijając wzrok w paznokcie prawej ręki. Uśmiechnął się.
– Jasne. Proszę bardzo, ubij interes z Pleksem. Poczekam na zewnątrz. Nie potrwa to długo. – Zrobił krok w stronę ulicy. Spojrzałem na Pleksa.
– O czym on, do cholery, mówi?
Plex się skrzywił.
– My… hmmm… musimy zmienić plany, Tak. Nie możemy…
– O nie. – Rozglądając się po pomieszczeniu, dostrzegłem rozmazane ślady spiral kurzu w miejscach, gdzie ktoś używał podnośnika grawitacyjnego. – Nie, nie, powiedziałeś mi…
– Ja… Ja wiem, Tak, ale…
Zapłaciłem ci.
– Oddam ci pieniądze…
– Nie chcę pieprzonej forsy, Plex. – Wbiłem w niego wzrok, walcząc z chęcią rozszarpania mu gardła. Bez Pleksa nie będzie przelania. Bez przelania… – Chcę odzyskać moje cholerne ciało.
– Spokojnie, spokojnie. Dostaniesz je. Po prostu w tej chwili…
– W tej chwili, Kovacs, korzystamy z naszego sprzętu. – Yakuza wpłynął z powrotem w moje pole widzenia. Nadal się uśmiechał. – Bo, prawdę mówiąc, od początku należał do nas. Choć pewnie tego ci Plex nie powiedział, co?
Spojrzałem na Pleksa. Wyglądał na zakłopotanego.
Aż szkoda faceta. Isa, mój pośrednik kontaktowy z Millsport, raptem piętnaście lat, postawione na sztywno fioletowe włosy i rzucające się w oczy archaiczne gniazda infoszczura, znużenie światowca i refleksja przy opisie szczegółów kontraktu i kosztów. Popatrz na historię. Wypieprzyła go na dobre.
Historia faktycznie chyba Pleksa nie kochała. Gdyby urodził się jako Kohei trzy stulecia wcześniej, byłby zepsutym, głupim młodszym synem rodu, który musiałby co najwyżej gimnastykować umysł w dziedzinie tak egzotycznej jak astrofizyka czy archeologia. Tak się jednak złożyło, że rodzina Kohei nie zostawiła swoim potomkom z czasów po Niepokojach nic oprócz kluczy do dziesięciu ulic pustych magazynów i zanikającego arystokratycznego wdzięku, który wedle słów samego Pleksa, zwiększał szanse u kobiet przy braku gotówki. Naćpany fajką, w niecałe trzy dni znajomości opowiedział mi całą historię. Chyba odczuwał potrzebę zwierzeń, a Emisariusze to dobrzy słuchacze. Słucha się, zapisuje informacje w pliku z lokalnym folklorem i wchłania. Przyswojony szczegół może później uratować życie.
Kierowani strachem przed pojedynczym życiem i brakiem ponownego upowłokowienia, zubożali nagle przodkowie Pleksa nauczyli się zarabiać na życie, ale większość z nich nie radziła sobie najlepiej. Nawarstwiały się długi, zebrały się sępy. Do czasu, gdy na świecie pojawił się Plex, jego rodzina tak głęboko siedziała w kieszeni yakuzy, że drobna przestępczość była wśród jej członków na porządku dziennym. Pewnie Plex wyrastał razem z takimi agresywnymi garniakami jak ten. A zrezygnowanego i zakłopotanego uśmiechu nauczył się na kolanach ojca.
Ostatnie, czego chciał, to zdenerwować swoich patronów.
Ostatnie, czego ja chciałem, to jechać poduszkowcem do Millsport w tej powłoce.
– Plex, mam zarezerwowany bilet wyjazdowy na Królową Saffron. Za cztery godziny. Zwrócisz mi forsę za bilet?
– Przeniesiemy go, Tak. – Błagalny ton. – Jutro wieczorem z MP wypływa inny poduszkowiec. Mam sprzęt, to znaczy ludzie Yukio…
– …zwracaj się do mnie po nazwisku, śmieciu – wrzasnął yakuza.
– Mogą cię przenieść na wieczorny prom, nikt się nawet nie dowie. – Proszące spojrzenie na Yukio. – Prawda? Zrobisz to, prawda?
Też na niego spojrzałem.
– Prawda? Biorąc pod uwagę, że psujesz mi w tej chwili plany wyjazdu?
– Sam je sobie już spieprzyłeś, Kovacs. – Yakuza zmarszczył brwi i potrząsnął głową. Pogrywał sempai z manieryzmem i sztuczną powagą, którą pewnie skopiował żywcem z własnego sempai nie tak dawno temu. – Masz pojęcie, ilu ludzi cię w tej chwili szuka? Policja wysłała niuchaczy na całe miasto, a moim zdaniem najpóźniej za godzinę dotrą do doków. Wciągnąłeś do zabawy cały wydział policji. Nie wspominając o brodatych szturmowcach z cytadeli. Cholera, człowieku, myślisz, że mogłeś tam zostawić jeszcze więcej krwi?
– Zadałem ci pytanie. Nie prosiłem o krytykę. Przeniesiesz mnie na następny transport czy nie?
– Tak, tak. – Zbył mnie machnięciem dłoni. – Masz to załatwione. Nie dociera do ciebie, Kovacs, że niektórzy ludzie prowadzą poważne interesy? Przychodzisz tu i machasz miejscowej policji przed nosem brutalnością, a oni w szale wyłapują ludzi, których potrzebujemy.
– Do czego potrzebujecie?
– Nie twój pieprzony interes. – Poza sempai znikła, został tylko zbir z Millsport. – Po prostu schowaj się na najbliższe pięć czy sześć godzin i spróbuj nikogo nie zabić.
– A potem co?
– A potem do ciebie zadzwonimy.
Potrząsnąłem głową.
– Będziesz się musiał bardziej postarać.
– Bardziej? – Podniósł głos. – Myślisz, do cholery, że z kim rozmawiasz, Kovacs?
Oceniłem odległość, a potem czas potrzebny na to, by go dosięgnąć. Ból, który z tego wyniknie. Wyrzuciłem z siebie słowa, które musiały go sprowokować.
– Z kim rozmawiam? Z naćpanym chimpira, pieprzonym ulicznym zbirem z Millsport, spuszczonym ze smyczy przez swojego sempai. Robi się późno, Yukio. Daj mi swój telefon. Chcę porozmawiać z kimś poważnym.
Wściekłość eksplodowała. Błyskające bielą oczy, ręka sięgająca pod marynarkę. Dużo za późno.
Uderzyłem go.
« 1 2 3 4 5 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.