Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Elizabeth Moon
‹Podzielona Wierność›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPodzielona Wierność
Tytuł oryginalnyDivided Allegiance
Data wydania17 marca 2004
Autor
PrzekładJerzy Marcinkowski
Wydawca ISA
CyklCzyny Paksenarrion
ISBN83-88916-69-6
Format512s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Podzielona Wierność

Esensja.pl
Esensja.pl
Elizabeth Moon
« 1 2 3 4 5 6 20 »

Elizabeth Moon

Podzielona Wierność

Podniosła wzrok na usiany gwiazdami firmament. Z odległego morza wynurzał się Naszyjnik Torre’a. Pomyślała o dawnych marzeniach o zostaniu wojowniczką i zwiedzaniu dalekich stron, a potem o ostatnim mieście, do którego wkroczyli.
– Ja… nie mogę… wejść do następnego miasta…
– Nie. Zgadzam się.
– Ale jest już za późno. – Kapitanowie z pewnością leżeli już w łóżkach, nie mogła budzić ich albo Księcia. Poczuła ulgę – nie musiała podejmować decyzji teraz.
Usłyszała łagodny głos.
– Poszłabyś, gdyby nie było późno?
Ta łagodność i pewność, że jest za późno, osłabiły jej czujność. Była taka znużona.
– Och, sama nie wiem. Tak. Gdyby Książę Phelan pozwolił mi…
– Pozwoli – orzekł Stammel – albo go nie znam. – Zanim zdążyła odpowiedzieć, zawołał kogoś, by ją zastąpił. – Chodź. Do rana zdołałabyś przekonać samą siebie, że winna jesteś Księciu ślepe posłuszeństwo.
Poszła za nim do namiotu Arcolina chora i roztrzęsiona, lecz najbliższa godzina nie była taka trudna, jak się obawiała. Konferujący z Arcolinem pozostali kapitanowie ulotnili się, gdy Stammel poprosił o chwilę rozmowy. Kapitan zmierzył Paks spokojnym spojrzeniem, w którym nie było złości ani rozczarowania.
– Wolno ci odejść – powiedział. – Służyłaś wiernie, masz prawo do urlopu lub opuszczenia Kompanii. Żałowałbym, gdybyś opuściła nas na zawsze – jesteś dobra, a wiem, że Książę także jest z ciebie zadowolony. Czy rozważyłabyś możliwość wzięcia rocznego urlopu z otwartym prawem do powrotu?
Przytaknęła.
– Jak pan sobie życzy, kapitanie. – Nie potrafiła jasno myśleć, jej umysł ogarniały na przemian lęk, radość i smutek.
– Wobec tego pomówię o tym z Księciem. – Wstał od stołu. – Ty też powinnaś pójść. Może chcieć porozmawiać z tobą o twej służbie.
Książę także jeszcze nie spał. Jego wzrok stwardniał, gdy za plecami Arcolina dojrzał Paks, niemniej zaprosił ich do środka. Arcolin przedstawił życzenie dziewczyny, na co Phelan obdarzył ją przeciągłym spojrzeniem.
– Paksenarrion, czy jesteś niezadowolona z mojego dowództwa?
– Nie, mój lordzie. – Odpowiedziała szczerze. Martwiło ją nie jego dowodzenie, lecz zawarty sojusz.
– Cieszę się. Zawsze byłaś uczciwym i godnym zaufania żołnierzem. Nie chciałbym utracić twego szacunku.
– Nie, mój lordzie.
– Potrafię zrozumieć, że możesz chcieć odpocząć. Dziewczyna z północy… inna kultura… ale czy chcesz odejść z Kompanii na zawsze czy jedynie na jakiś czas?
– Nie wiem. Nie potrafię wyobrazić sobie niczego innego…
– A jakże byś mogła? Rozumiem. – Kiwnął energicznie głową, jakby rozważając kwestie, których nie dostrzegała. – Wiesz, że Wielki Marszałek sugerował, iż być może będziesz musiała opuścić Kompanię, powiedział mi to jeszcze w Sibili, po tym, jak zostałaś ranna. – Zauważyła, że nie używa imienia kapłana. Nie wspominał także, że wcześniej upierała się przy pozostaniu. – Być może to odpowiednia chwila. Skorzystasz z lepszego szkolenia. Jeśli postanowisz zaciągnąć się na służbę do kogoś innego, z przyjemnością cię zarekomenduję. Doradzam, abyś spróbowała zostać giermkiem. Jesteś dobra w szermierce – naucz się walki konnej, a będziesz kwalifikować się do treningu na rycerza. – Przerwał i spojrzał na Arcolina. – Trzeba ją zaopatrzyć w mapy do podróży na północ, spodziewam się, że dopatrzyłeś już wypłaty…
– Jeszcze nie, mój lordzie. Przyszła do mnie przed chwilą.
– W porządku. Możesz zostać z Kompanią, Paksenarrion, dopóki nie postanowisz, jak chcesz podróżować. W obecnej sytuacji nie byłoby rozważnie wędrować po Aarenis samotnie. Jeśli zechcesz zaczekać, to zamierzam niedługo odesłać paru ludzi do Valdaire… – Miał dla niej kilka rad. Nie usłyszała potępienia, czego się tak obawiała. Sprawiał wrażenie zmęczonego i nieco roztargnionego, ale uprzejmego. Potrząsnęła głową i wróciła z Arcolinem do kohorty. Ulżyło jej, że tak łatwo poszło.
Czekał na nią Stammel.
– Idź spać. Jutro…
– Ale jutro jest Sord…
– Nie. Pojutrze. A ty nie pójdziesz tam z nami. Znajdę ci coś do roboty…
– Ale…
– Nie sprzeczaj się ze mną! Nadal jestem twoim sierżantem! Kiedy ty znajdziesz się w Sord, będzie już po wszystkim. A teraz do łóżka.
Paks spała do samego rana, nie budząc się w nocy ani razu.
Rozdział drugi
– Z Kompanii Księcia Phelana, co? – Paksenarrion przytaknęła. Kapitan straży był dobrze zbudowanym mężczyzną średniego wzrostu. – Odchodzisz z Kompanii?
Wzruszyła ramionami.
– Wracam na trochę do domu.
– Hmmm. Dowódca karawany mówi, że chcesz nas opuścić w połowie trasy?
– Jest bliżej…
– Mmm. Dowódca rozmawiał już z twoim sierżantem, prawda?
– Tak jest, sir.
– Przypuszczam, że to wystarczy. Strzelasz z kuszy?
– Nie najlepiej, sir. Używałam długiego łuku, ale nie jestem specjalistką.
Kapitan straży westchnął.
– Nie można mieć wszystkiego. Teraz posłuchaj: karawana rozpoczyna przygotowania do wyruszenia pojutrze, a startujemy dzień później, w zależności od tego, ilu przyłączy się kupców. Masz zjawić się tutaj pojutrze w południe, gotowa do pracy. Przyjdziesz pijana, a obetnę ci wypłatę. W mieście musimy uważać na wozy równie bacznie, jak na szlaku. Nie miej nadziei na sen w tamtą noc. Zdobądź jakąś zbroję – karawana jej nie zapewnia. Doradzam kolczugę. Rozbójnicy, na których natykamy się wzdłuż wybrzeża, używają bardzo mocnych łuków. Nosisz skórę, a ta nie zatrzyma strzał. Jeśli chcesz, możesz kupić zbroję u nas. – Przekrzywił głowę. – Wszystko jasne?
– Tak, sir. Mam być tutaj pojutrze w południe w zbroi.
– Trzeźwa.
Zaczerwieniła się.
– Nie piję.
– Wszyscy piją. Część wie, kiedy przestać. A przy okazji – żadnego sypiania z kupcami. To źle wpływa na dyscyplinę.
Powstrzymała się od gniewnej odpowiedzi.
– Nie, sir.
– Bardzo dobrze. Do zobaczenia pojutrze. – Odprawił ją machnięciem ręki. Opuszczając pokój, minęła dwóch uzbrojonych mężczyzn, jeden z nich trzymał kuszę.
* * *
– Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz. – Paks miała nadzieję, że wymknie się po cichu, lecz Arňe, Vik i reszta przyjaciół przyłapali ją. – Co zrobisz sama?
– Nie będę sama – odparła. – Ochraniam karawanę.
– Karawanę! Na flaki Tira, to…
– Wiesz dobrze, że parę lat temu Książę też to robił.
– Tak, ale z nami – z Kompanią. Lecz wyjechać z obcymi…
– Pomyśl, Arňe. Ilu obcych pojawiło się w tym roku w Kompanii?
– Masz rację. Niemniej jesteśmy… jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Paks. Przyjaźnimy się, odkąd tu przyszłam.
– Tak, ale ja nie mogę…
– Czy to ten marszałek Girda? Zamierzasz zostać wyznawczynią?
– Nie wiem. Nie, nie sądzę. Ja po prostu… – Przyjrzała się im, próbując to powiedzieć. – Biorę urlop… wszystkim nam się należy… może tu wrócę, a może nie.
– To niepodobne do ciebie – skrzywił się Vik. – Zrozumiałbym, gdyby zrobiła to poniesiona złością Barra, ale ty…
– Biorę urlop. – Spiorunowała go wzrokiem. – Biorę urlop. Rozmawiałam o tym ze Stammelem, Arcolinem i samym Księciem. Idę na urlop.
– Wrócisz – orzekła Arňe. – Musisz. Inaczej byłoby nie w porządku. – Paks potrząsnęła głową i szybko odeszła.
Gdy opuszczała obóz, złapał ją jeden z giermków Księcia.
– Książę chce zobaczyć się z tobą przed twym wyjazdem – poinformował ją. Poszła za nim do namiotu dowódcy. W środku Phelan rozmawiał z Aliamem Halverikiem.
– …i sądzę, że to… och, Paksenarrion. Halveric ma do ciebie prośbę.
– Mój lordzie?
– Ponieważ jedziesz na północ – jak rozumiem, zamierzasz przebyć góry?
– Tak, mój lordzie.
– Dobrze ci zapłacę, gdybyś zgodziła się na pewne opóźnienie w powrocie do domu i zawiozła to pismo do mojej posiadłości w Lyonya. Jeśli wybierzesz wschodnią przełęcz, nie nadłożysz zbyt wiele drogi.
– To dla mnie zaszczyt, panie. – Paks wzięła zwój w skórzanym etui i włożyła do sakiewki u pasa.
« 1 2 3 4 5 6 20 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Ten Obcy
— Eryk Remiezowicz

Ku pokrzepieniu serc
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.