WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Krucjata. Księga I |
Data wydania | 28 września 2007 |
Autor | Eugeniusz Dębski |
Wydawca | Fabryka Słów |
Cykl | Krucjata |
ISBN | 978-83-60505-33-5 |
Format | 432s. 125×195mm |
Cena | 29,99 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Krucjata. Księga IEugeniusz Dębski
Eugeniusz DębskiKrucjata. Księga ITamten skrzywił się, wzruszając ramionami. Ostra, kanciasta grdyka poruszyła się w górę i w dół, nie zatrzymując w szczytowym momencie. Izmin-Watch sapnął głośniej, zabulgotało mu w przełyku, odbiło się. – Przepraszam – mruknął z obowiązku, beknął nieco głośniej i już tylko ruchem ręki dał znak, że jest świadom faux pas. – Dawaj komendanta tego cyrku, minęło pół godziny i niedługo nie będziemy w stanie rozmawiać i działać rozsądnie – dokończył zjadliwie. Przewodniczący milczał chwilę, wpatrując się w zebranych z lekkim uśmieszkiem na ustach. Najwyraźniej albo przeżywał chwilę triumfu, albo relaksował się po wyczerpującej wymianie zdań. Przyglądał się zebranym szefom dziesięciu Okręgów Ziemi, ale jego spojrzenie nabrało po chwili tego szczególnego wyrazu, jaki ma człowiek, który usiłuje sobie coś przypomnieć. A kiedy się odezwał, w głosie również zabrzmiało coś szczególnego: – W takim razie zapraszam Wim van der Kerkhoff – poruszył ustami, jakby następne w kolejce do wymówienia słowo miało nieprzyjemny smak. Podniósł rękę do ucha, musnął komunikator. Przez jego blade wargi przemknął nikły uśmieszek. – Radzę uzbroić się w cierpliwość, sądzę, że tym razem będziemy musieli poświęcić sprawie naszego globu nieco więcej niż godzinę. Izmin-Watch parsknął nieprzyjemnie, jakby kichnął pod wodą. Holo Holgert M. Piatek poruszył ręką, próbując polepszyć jakość dźwięku, i w tej samej chwili drzwi windy się otworzyły. Bizcechk wstał i uroczyście powiedział: – Przedstawiam panom dowódcę wyprawy Wim van der Kerkhoff! Izmin-Watch parsknął ponownie. Tym razem nie było to kichnięcie pod wodą, ale równie pogardliwy, bulgoczący śmiech: – Pr-rr-chi-rp! Wiedziałem, mnie nie zaskoczyłeś. Daniel Stone wstał i niecierpliwie trącił swój fotel, Yuo pokręcił głową z miną: „No nie!”, Zeemfrie zachichotał nerwowo, a holo Holgert M. Piatek plasnął otwartą dłonią w stół. – Przecież to kobieta! – jęknął. I natychmiast zrozumiał, że podstawił się złośliwemu grubasowi. – Co za spostrzegawczość! – pochwalił go zjadliwie Izmin-Watch, a potem zwrócił się do Bizcechka: – Może nas przedstawisz? Bizcechk odczekał jeszcze chwilę, przeniósł spojrzenie na spokojnie odbierającą hołd zaskoczenia Wim i powiedział: – Droga pani, mam pewną przyjemność i hm… niewielki zaszczyt zaprezentować tę dziesiątkę ludzi, którzy wzięli na swoje barki obowiązki władzy. Może nie jesteśmy najlepszym rządem Ziemi, za to jedynymi ludźmi, którzy w ogóle chcieli cokolwiek zrobić dla innych. Tak więc ma tu pani… Niemal jednocześnie wszyscy poza już stojącym Danielem Sztonem i bulgotliwie chichocącym w gliderze Izmin-Watchem wstali. Bizcechk wskazywał po kolei: – Chark, Zeemfrie, Verfota, Daniel Stone… Daniel Stone złożył niezgrabny, ale mimo wszystko ceremonialny ukłon, stojący obok Yuo popatrzył nań ze zdziwieniem, ale gdy Bizcechk wymienił jego imię, również skłonił głowę. Po nich wszyscy pozostali kłaniali się mniej lub bardziej sprawnie. Kobieta przenosiła uważne spojrzenie na ich twarze, starając się zapamiętać imiona, i spokojnie rozdzielała niemal niedostrzegalne skinienia. Jakby oddzielała zapamiętane twarze znakami przestankowymi. –…siedzi Izmin-Watch i ostatni z nas, Sun Youl Gert – zakończył Bizcechk. Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy, w której wszyscy mężczyźni wpatrywali się w Wim. Nie ulegało wątpliwości, że ta reakcja nie jest dla niej najmniejszym zaskoczeniem – patrzyła na nich bez skrępowania, świadoma swej urody. Wiedziała, że jest bardzo atrakcyjna, i wiedziała, że mężczyźni również to wiedzą i że jej widok wprawia ich najpierw w podniecenie, a zaraz potem kalkulują szanse i wszyscy, w stu procentach, oceniają je tak nisko, że rezygnują nawet bez próby adoracji. – Hm… hghm! – Izmin-Watch wyręczył przewodniczącego, wskazując Wim jeden z foteli pod ścianą, który na jego polecenie z klawiatury już sunął do stołu. – Zechce pani usiąść i wybaczyć nam te rozdziawione gęby. Rzadko goszczą tu kobiety, a z pewnością nigdy nie gościliśmy istoty tak… – pomlaskał wargami, szukając w głowie najtrafniejszego określenia, ale zrezygnował i tylko wskazał fotel. Wim skinęła głową i usiadła z wdziękiem. – Dziękuję panu, dziękuję za zaproszenie… – Przeniosła spojrzenie na zdenerwowanego Bizcechka. – Czy wreszcie dowiem się, dlaczego tu jestem? Wiecie, panowie, kobiety są niezwykle ciekawskie, zawsze takie były, teraz pewnie też, więc… – zawiesiła głos. Akurat, cholerna suko! Akurat ty jesteś ciekawska, pomyślał Izmin-Watch. Ciebie można by posadzić okrakiem na rurze z ciepłą wodą, a wtedy z kranów sypałby się lód. Nie znosił osób, które – jak Wim – nie poświęcały mu całkowitej uwagi. W chwilach szczerości przyznawał, że niewielu zna ludzi, którzy by go nie denerwowali, a ci znani niezmiennie i niezmiernie go nudzili. W tej chwili jednak znajdował się o całe lata świetlne od szczerości. Nabrał powietrza do płuc, pomagając sobie językiem, może dlatego spojrzenie kobiety wróciło do niego, ale nie zdążył się odezwać. – Powiem krótko… – Bizcechk przerwał, zawahał się i zaczął jeszcze raz: – Wybraliśmy panią na dowódcę wyprawy… – A dokładniej: ty wybrałeś! – warknął Izmin-Watch. – My nadal nie wiemy, czym się kierowałeś. – Popatrzył na Wim i skłamał: – To nie znaczy, że mam coś przeciwko pani… – Dobrze, wobec tego zaczniemy od prezentacji komendanta, prawdopodobnego komendanta… – Komendant – Wim poruszyła ręką i Bizcechk natychmiast umilkł – kojarzy mi się z jakąś jednostką wojskową. Wolałabym na razie jakieś inne określenie. – Jakie tylko sobie pani zażyczy. Komandor? Ale do tematu: przedstawi się pani sama czy ja mam to zrobić? Wim przesunęła chłodne spojrzenie na drugi koniec stołu. – Mam dwadzieścia osiem lat, rzecz jasna, prócz tych siedmiuset dwudziestu kilku. Wykształcenie wyższe, językoznawca, panna, bezdzietna. Chyba tyle – zlustrowała obecnych i zatrzymała wzrok na przewodniczącym zebrania. – Czy jeszcze coś powinnam powiedzieć? – Oczywiście! Przede wszystkim była pani szefem okręgowej formacji samoobrony. Może pani nam coś o tym powiedzieć? Skinęła głową: – Holandia jest krajem depresji. – Zorientowała się, że użyła niewłaściwego czasu, i gładko zmieniła go na przeszły: – Wiele tam zależało od naszej gotowości do walki z powodziami – posterunki przy tamach, jazach, ćwiczenia i prawdziwe ewakuacje, i tak dalej. To właśnie robiliśmy. Moja formacja przez trzy kolejne lata była najlepszą w kraju, a ja zostałam odznaczona jednym z wyższych odznaczeń za udział w dwu akcjach powodziowych. – Właśnie – Bizcechk rozsiadł się wygodnie i z zadowoleniem zabębnił opuszkami palców w blat. – Sądzę, że te cechy kom… Wim van der Kerkhoff predestynują ją w dużym stopniu do prowadzenia wyprawy. – Szef oddziału obrony cywilnej ma być dowódcą wyprawy kosmicznej? – zapytał holo Cesar A. Nikt prócz Izmin-Watcha nie zauważył, że Wim na krótką chwilę szerzej otworzyła oczy, a jej prawa dłoń drgnęła i dotknęła lewej, jakby kobieta chciała się uszczypnąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. – No i to jest kobieta! – zawtórował mu holo Holgert M. Piatek. Bizcechk pokiwał głową. – Spodziewałem się takich zarzutów: nie potrzebujemy wojskowego, nawet gdybyśmy go mieli, bo nie wybieramy… Wojskowi nie wybierają się na podbój wszechświata. Prawdziwy dowódca nie zadowoliłby się dość ograniczoną władzą, cierpiałby z tego powodu i naraził na krach całe przedsięwzięcie. Zrozumcie, nam potrzebny jest nie kapitan statku, a ktoś, kto będzie organizował życie pasażerów. – W trakcie przemowy nieznacznym ruchem dotknął jednego z klawiszy i na wszystkich ekranach poza monitorem Wim pojawił się napis: „Chcecie, żeby trep zbuntował przeciwko nam załogę?”. – A płeć Wim przy tego rodzaju funkcji nie ma znaczenia. Zwłaszcza, że dowodziła formacją, w której ponad połowę stanowili mężczyźni. – Gwoli wyjaśnienia – to byli Holendrzy. Świadomi, że toczą bitwę o swoją ojczyznę, że muszą ją stale wygrywać, i dlatego najbardziej liczyły się kompetencje. Nieważne, kim jest dowódca, byleby wygrywał. Tu, rozumiem, że skład ekipy nie jest tak świadomy wagi przedsięwzięcia… – zawiesiła głos, ale Bizcechk milczał, więc dokończyła: – Fakt, że jestem kobietą, może skomplikować sytuację. Bo skoro komplikuje ją już na tym etapie? Holo Holgert M. Piatek przekręcił głowę, przesunął się trochę w prawo, żeby lepiej widzieć Wim. – Wycofuję swoją głupią uwagę – oznajmił. – Im dłużej pani słucham, tym bardziej wydaje mi się ten wybór trafny… |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wycieczka w przeszłość
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński
Agent, władca grabi
— Paweł Sasko
W poszukiwaniu dobrej przygody
— Maciej Wierzbicki
Krótko o książkach: Styczeń-luty 2005
— Wojciech Gołąbowski, Michał R. Wiśniewski
Treściwie i dostępnie
— Wojciech Gołąbowski
Czarne czy białe?
— Agnieszka Szady