WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Krucjata. Księga I |
Data wydania | 28 września 2007 |
Autor | Eugeniusz Dębski |
Wydawca | Fabryka Słów |
Cykl | Krucjata |
ISBN | 978-83-60505-33-5 |
Format | 432s. 125×195mm |
Cena | 29,99 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Krucjata. Księga IEugeniusz Dębski
Eugeniusz DębskiKrucjata. Księga I– Nie poddawaj się – zareagował natychmiast Izmin-Watch. – Bo jeszcze polubisz kobiety? – Z satysfakcją zauważył, że Holgert M. Piatek zaciska zęby. Odwrócił się do Wim, zamierzając kolejną złośliwość. – A dlaczego została pani zamrożona? Proszę zrozumieć, nie pytam z próżnej ciekawości i nie zamierzam pani konfundować, po prostu musimy jak najwięcej wiedzieć. Wim patrzyła na niego długą chwilę, tak wyważoną, by nie miał wątpliwości, że przejrzała jego intencje. – Nowotwór trzustki – powiedziała spokojnie. – Zaproponowano mi zamrożenie. Byłam osobą dość popularną i Instytut Kriogeniki zamierzał to wykorzystać, by znaleźć hojnych sponsorów. Zaległa niezręczna cisza. Tylko Izmin-Watch mlasnął i sapnął, nagle uświadamiając sobie, że ta harda kobieta zyskała przychylność pozostałych mężczyzn. – Czy mam rozumieć, że kandydatura Wim van der Kerkhoff nie wzbudza już żadnych kontrowersji? – zapytał Bizcechk z nutą triumfu. W milczeniu mężczyźni pokręcili głowami. Kobieta odchrząknęła. – Wzbudza moje – powiedziała. I nie dając nikomu czasu na wyrażenie zdziwienia, kontynuowała: – Rozmawiacie o mnie, ważycie moje wady i zalety, jakbym się zgłosiła na ochotnika do waszego przedsięwzięcia. Tymczasem dopiero tutaj i teraz dowiedziałam się, że wyznaczono mi jakąś rolę. Nie wiem – uniosła dłoń i wyprostowała kciuk – co to za wyprawa, jaki ma cel, kiedy wyrusza, kto jest w załodze. Dwa… – wyprostowała drugi palec. – Nadal nie wiem, dlaczego mam się podjąć tej funkcji i czy muszę. Trzy… – pomyślała chwilę i potrząsnęła głową. – Na razie wystarczy, jeśli to mi wyjaśnicie, to może nie będzie „trzy” albo będzie inne. Dziękuję. Izmin-Watch zachichotał, jakby chciał powiedzieć: „No i macie, potrzebne wam to było?”, i rzeczywiście, tak chciał powiedzieć. Holo Cesar A poruszył się, obraz zasmużył, ale mężczyzna się nie odezwał. – No tak… – Bizcechk westchnął. – Ma pani rację, powinna pani wiedzieć coś więcej o wyprawie. Ale to niełatwe… I nieprzyjemne… – Ktoś kiedyś powiedział, że to nie są czasy na łatwe życie – niespodziewanie wtrącił się Yuo. – Miał na myśli inne czasy, ale do naszych pasuje jak ulał. Bizcechk podziękował mu skinieniem głowy, sapnął dwa razy i kontynuował zbolałym tonem: – Na Ziemi w tej chwili żyje nieco poniżej sześciuset milionów ludzi, dziesięć razy mniej niż w pani czasach. Różne się na to złożyły przyczyny – przeludnienie, choroby cywilizacyjne, seria wojen, wygodnictwo… Proszę skorzystać z banków pamięci, będzie pani mogła szczegółowo przeanalizować degrengoladę ludzkiego gatunku. W tej chwili nie musimy nic robić, jesteśmy otoczeni maszynami, komputerami, które robią za nas wszystko, niemal za nas myślą. Możemy sobie tylko żyć, korzystać z uroków tego życia, jeszcze raz żyć i – rzecz jasna – umierać. Biernie – zerknął w dół, w płaszczyznę ekranu, jakby tam szukał podpowiedzi zanim znów podniósł wzrok na Wim. – W tym składzie, niemal samowolnie ukonstytuowanej Rady, postanowiliśmy zrobić coś, nie bardzo wiemy… to znaczy nie bardzo wiedzieliśmy co. Rok temu urządziliśmy wspieraną komputerami burzę mózgów i zdecydowaliśmy, że wyślemy wyprawę w przestrzeń kosmiczną. A wie pani dlaczego? To ma załatwić kilka celów: przenieść Ziemian w inne rejony Wszechświata, by tam zaczęli kolonizować nowe planety, a zarazem, mamy nadzieję, że przedsięwzięcie tak poruszy ludzi na Ziemi, że odzyskają aktywność. Ktoś rzucił też myśl, nie pamiętam kto, i może jest ona cyniczna lub fantastyczna, ale chodzi o to, że być może wyprawa spotka wśród gwiazd inne cywilizacje, przyjazne lub wrogie. I jedno, i drugie będzie korzystnym bodźcem, który poruszy to grząskie bagno, w jakim w tej chwili żyje ludzkość. Nie wiem czy jasno stawiam sprawę – my nie jesteśmy w stanie udać się w taką podróż, ani fizycznie, ani psychicznie nie wytrzymamy. Żaden człowiek urodzony w teraźniejszości. Żyjemy, owszem, po sto pięćdziesiąt, sto osiemdziesiąt lat, ale tylko w cieplarniach. Natomiast wy, ludzie sprzed wieków, możecie to zrobić – dla nas, dla siebie, dla ludzkości. – Ilu jest tych „wy”? – zapytała Wim. – Wiemy o ponad dwu milionach kapsuł z zamrożonymi, ale… – Stuknął w klawisz maszyny. – Tylko około stu tysięcy ciał rokuje nadzieję na pomyślne ożywienie. – Jak to? – po raz pierwszy Wim zareagowała żywiej. Zmarszczyła brwi, ale grymas szybko się rozpłynął, jakby mięśnie nie były w stanie długo utrzymać go na twarzy. – Dlaczego tylko tyle? Gdybyście ożywili wszystkich, całe dwa miliony, to nie trzeba by było… – zamilkła z otwartymi ustami, a potem odetchnęła i zakończyła: – Przepraszam. Ale proszę o wyjaśnienie. – Ma pani rację. Gdyby – podkreślił – się udało. Jednak jest spory procent ludzi zamrożonych źle, za późno, są awarie aparatury i inne czynniki. W ogóle ciała zamrożone po mniej więcej 1995 roku nie nadają się do restytuowania. Wtedy odkryto nową metodę, zdawać by się mogło, bardziej niezawodną i tańszą, co spopularyzowało kriopogrzeby, ale na dłuższą metę okazało się fatalne… W ciałach zamrożonych nowszą metodą zachodzą nieodwracalne zmiany i uszkodzenia. Dlatego pomysł pani, który był oczywiście jakiś czas temu rozważany i przez nas, musi upaść. A sto tysięcy odmrożonych nie będzie w stanie dać Ziemi impulsu. Nie wyrwą jej z letargu. Pomijam już, że nie wszyscy będą chcieli coś robić, nie wszyscy potrafią i nie wszyscy są młodzi. Proszę nam wierzyć, rozważaliśmy to na wszelkie sposoby i nic oprócz wyprawy nie przyszło nam do głowy. Może to też nie jest dobry pomysł, ale nie mamy lepszego. – Wspomniał pan o komputerach. One też nie widzą innego wyjścia? – Tak. To znaczy prognozują, że jeśli nic się nie zmieni, to nam, ludzkości, zostanie jakieś czterysta – czterysta pięćdziesiąt lat istnienia. To znaczy bez bodźca, bez impulsu, bez motywacji do rozwoju. Jeśli natomiast wyprawa zainteresuje ludzkość, w jakiś sposób wyrwie ją ze stagnacji, ten okres przedłuża się ponad dwukrotnie. To ogromny zysk, prawda? Natomiast w przypadku wybitnego zainteresowania, zagrożenia i tak dalej krzywa idzie po prostu pionowo w górę i prognoza dotycząca wymarcia rasy ludzkiej przestaje być aktualna. Wim pokręciła z pewnym niedowierzaniem głową, po raz drugi demonstrując nieco żywsze uczucia. – To i tak wystarczająco karkołomna kombinacja. Składa się niemal z samych „jeśli”. To krótkie słowo i cokolwiek się na nim zbuduje, będzie się chwiało – wstała. – Muszę się przejść, przepraszam, bezruch mnie męczy. Zrobiła kilka kroków w kierunku ściany z terminalami komputerów, obojętnie zlustrowała wskaźniki. Siedzący przy stole mężczyźni poodsuwali jak na komendę fotele i wpatrywali się w jej plecy. Holgert M. Piatek przechwycił spojrzenie Bizcechka i pokręcił głową. Jego mina mówiła wyraźnie: „Nic z tego”. Bizcechk zbył go krótkim skrzywieniem ust. – Wspomniał pan o komputerach. Czy wyprawa zostanie również wyposażona w wasze maszyny? – powiedziała Wim, nadal stojąc tyłem do zebranych. – Tak. Skoro już przy tym jesteśmy, wyprawę poprowadzi maszyna najnowszej generacji, o wysokiej autonomii myślenia. Trudno nawet nazwać tę jednostkę maszyną… Na razie jest jedyna w swoim rodzaju i właśnie ona poleci z wami. Będzie prawdziwym dowódcą. Muszę powiedzieć, że to jest… już istota, umysł równie samodzielny jak ludzki i równie skomplikowany i pełen niuansów, tyle że niezapakowany w tkankę mózgową i – oczywiście – pozbawiony ludzkich słabości: ograniczonej pamięci, zawodności w działaniu i tak dalej. Wspaniały umysł. Ale potrzebny też jest ktoś, kto poradzi sobie z ludźmi na pokładzie, tylko z ludźmi. – Ilu? – Wim odwróciła się i skrzyżowała ręce na piersiach. – Kilkunastu żywych i niemal wszyscy zamrożeni. – Wszyscy??? – Tak. Nie wiemy, jak potoczą się sprawy tu, na Ziemi, zostawimy więc tylko kilkanaście tysięcy. – Ależ… Aha, rozumiem – ożywimy ich, gdy lub jeśli dolecimy do planety, którą będzie można zasiedlić. A jeśli tu się nic nie zmieni, to ta resztka przejmie po was schedę i zacznie od nowa. – Mniej więcej tak– i po chwili dodał – zadziwia mnie pani. Zdawała się nie słyszeć. Zastanawiała się nad czymś, wpatrując w podłogę i przesuwając dłonią po policzku. – A jeśli mimo wszystko odmówię? – Cóż… – Bizcechk w duchu odetchnął z ulgą, miał pewność, że Wim już podjęła decyzję, i to decyzję po jego myśli. Chciała jednak zrozumieć jak najwięcej i postanowił jej w tym pomóc. – Poszukamy innego dowódcy. Ale musi pani wiedzieć, że decydując się zostać, wcale nie wybiera pani łatwiejszego życia. Podniosła gwałtownie głowę. „No, nareszcie przechodzimy od głaskania do kija?” – zdawała się mówić. – Nie, nie chcemy i nie będziemy nikogo zmuszać – uprzedził jej komentarz Bizcechk. – Proszę powiedzieć, kiedy panią odmrożono? – Cztery miesiące temu. – A ile razy przez ten czas była pani na tak zwanym świeżym powietrzu? |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wycieczka w przeszłość
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński
Agent, władca grabi
— Paweł Sasko
W poszukiwaniu dobrej przygody
— Maciej Wierzbicki
Krótko o książkach: Styczeń-luty 2005
— Wojciech Gołąbowski, Michał R. Wiśniewski
Treściwie i dostępnie
— Wojciech Gołąbowski
Czarne czy białe?
— Agnieszka Szady