Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹Zamieć›

WASZ EKSTRAKT:
70,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZamieć
Tytuł oryginalnySnow Crash
Data wydania26 października 2007
Autor
PrzekładJędrzej Polak
Wydawca ISA
ISBN978-83-7418-167-9
Format448s. 161×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zamieć

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
« 1 10 11 12

Neal Stephenson

Zamieć

W Białych Kolumnach, podobnie jak w większości burbklaw, nie ma aresztu ani posterunku policji. Po co komu takie nieprzyzwoite budynki? Tam, gdzie stoją areszty i posterunki policji, wartość nieruchomości spada na łeb i na szyję. Kto poza tym chciałby narażać się na wytoczenie procesu przez zatrzymanych i przypadkowo niewinnych? Aresztów (miejsc, w których ten czy inny może habeas swój zdegenerowany corpus) jest dosyć w każdym na poły przyzwoitym przedstawicielstwie sieci i centrum handlowym.
Jadą wozem patrolowym. D.U. ma skute z przodu ręce. Jedną z dłoni kuriera wciąż oblepia gumiasta maź, tak bardzo cuchnąca winylem, że obaj metagliniarze opuścili boczne szyby. Luźne włókna o długości sześciu stóp ciągną się po kolanach dziewczyny, podłodze wozu i – za drzwiami – po jezdni. Metagliny się nie spieszą. Jadą środkowym pasem gotowi wlepić temu i owemu mandat za przekraczanie szybkości, jeśli tylko znajdzie się w ich jurysdykcji. Kierowcy na ich widok natychmiast zwalniają, przerażeni myślą, że musieliby spędzić na poboczu przynajmniej pół godziny, w którym to czasie policjanci recytują zwykle paragrafy uwalniające ich od jakichkolwiek odpowiedzialność za przyszły bieg wypadków, udzielają pouczeń i przedstawiają własną, mętną wersję obowiązujących przepisów. Nie boją się ich tylko dostarczycielatorzy z Pizzy CosaNostra. Prują lewym pasem niczym kuliste pioruny w chmurze pomarańczowego światła. Gliniarze udają, że tego nie widzą.
– Dokąd jedziemy, do Kozy czy do Mamra? – pyta pierwszy metaglina. Mówi tak, jakby chciał wsadzić do ciupy swojego partnera.
– Do Kozy, proszę! – woła D.U.
– Do Mamra! – przekrzykuje ją drugi gliniarz. Odwraca się do tyłu, szczerzy zęby przez kuloodporną szybę i napawa się swoją władzą.
Wnętrze auta rozjaśnia się od świateł, gdy mijają Kup & Siup. Wystarczy połazić trochę po parkingu sieci, by załatwić sobie niezłą opaleniznę. Problem w tym, że zaraz nadjeżdża lotny patrol GlobPały i przymyka człowieka za włóczęgostwo. Od tych wszystkich laserów uruchamiających systemy bezpieczeństwa zaczynają jarzyć się nalepki Visa i MasterCard na bocznej szybie auta.
– D.U. ma kartę kredytową – chwali się D.U. – Ile trzeba mieć, żeby wysiąść?
– Rodzice chyba cię nie kochali – mówi drugi gliniarz. – Jak można dziecku dać na imię Daewoo?
Jak większość kolorowych, ma kłopoty z percepcją słuchową.
– Nie Daewoo, tylko D.U. – poprawia go pierwszy.
– Zgadza się. Mam na imię D.U. – mówi D.U.
– No przecież mówię! – obrusza się drugi. – Daewoo!
– Dee Uuuu! – krzyczy pierwszy, akcentując U z taką mocą, że pluje na przednią szybę. – Niech zgadnę… Dolores Upito?
– Nie.
– Dana Ucap?
– Nie.
– Więc co?
– Nic.
Tak naprawdę D.U. oznacza „Do Usług”, ale jeśli są tak głupi, że nie przyszło im to do głowy, kij im w oko.
– Nie stać cię – oznajmia pierwszy metaglina. – Nie zapominaj, że masz na pieńku z UNGW.
– Nie musiałabym wysiadać z wozu oficjalnie. Mogłabym po prostu uciec.
– Ten patrol ma klasę! Nie popiera ucieczek! – oburza się pierwszy.
– Coś ci powiem… – odzywa się drugi. – Rzucisz nam trylion, to zawieziemy cię do Kozy, a potem targuj się z nimi.
– Pół tryliona – mówi D.U.
– Siedemset pięćdziesiąt tysięcy bilionów – targuje się gliniarz. – Ostatnie słowo. Cholera, masz kajdanki na rękach. Koniec dyskusji.
D.U. otwiera zamek błyskawiczny kieszeni na udzie. Ręką, która nie jest pokryta mazią, wyjmuje kartę kredytową i przesuwa ją przez czytnik umieszczony na oparciu przedniego siedzenia.

Koza, do której jadą, wygląda na całkiem nową. D.U. widywała hotele o gorszym standardzie. Logo Kozy – kaktus saguaro w czarnym kowbojskim kapeluszu na bakier – nie jest nawet brudne.
KOZA
Luksusowe usługi aresztanckie i więzienne dla ludności!
Przyjmujemy całe transporty!
Na parkingu stoi kilka wozów patrolowych metaglin i więźniarka ZŁOMO zajmująca w poprzek dziesięć miejsc. MetaGliny oglądają ją z zainteresowaniem. Nic dziwnego, bo ZŁOMO ma się tak do metaglin jak Rambo do św. Franciszka.
– Jedna na przechowanie – mówi drugi metagliniarz. Stoją w recepcji. Na ścianach wiszą podświetlane obrazki przedstawiające rewolwerowców z Dzikiego Zachodu. Na D.U. patrzy ponuro Annie Oakley. Niezły wzór do naśladowania.
Recepcyjny kontuar utrzymany jest w stylu pseudorustykalnym. Strażnicy mają na głowach kowbojskie kapelusze, a na piersiach pięcioramienne gwiazdy z imionami. Z tyłu widać tradycyjne więzienne drzwi z żelaznymi kratami. Za nimi zaczyna się korytarz przypominający salę operacyjną. Po bokach znajdują się małe cele – białe i koliste jak prefabrykowane kabiny prysznicowe. Faktem jest, że można się w nich kąpać, wystarczy stanąć na środku i przycisnąć guzik. Wszędzie palą się jaskrawe światła, które obsługa wyłącza o jedenastej. W celach są nawet aparaty telewizyjne na żetony i prywatne linie telefoniczne. D.U. nie może się już doczekać, kiedy znajdzie się w jednej z nich.
Kowboj za kontuarem celuje skanerem w D.U., czyta jej kod paskowy. Na ukrytym pod blatem ekranie pojawiają się setki danych o życiu osobistym kurierki.
– Ha! – odzywa się. – Kobieta!
Dwaj metagliniarze patrzą po sobie z rozbawieniem. Co za geniusz! Za cholerę nie przyjęliby go do policji.
– Przykro mi, chłopaki, nie ma wolnych miejsc. Nie przyjmujemy dziś bab.
– Przestań, koleś!
– Widziałeś tę więźniarkę na parkingu? W Pij & Śpij mieli dziś niezłą rozróbę. Jacyś Narkolumbijczycy sprzedali ludziom trefny Tajfun. Wszystkim odpieprzyło. ZŁOMO wysłało tam cały pluton, przywieźli ze trzydziestu. Więc nie ma miejsc. Spróbujcie trochę dalej, w Mamrze…
D.U. niespecjalnie się to podoba.
Wsadzają ją z powrotem do samochodu i włączają zagłuszarkę, żeby nie podsłuchiwała. D.U. słyszy tylko burczenie we własnym brzuchu i suche trzaski gumy spowijającej jej rękę. A już miała nadzieję na dobry obiad w Kozie… chili z ogniska albo hamburgery bandyty…
Na przednim siedzeniu dwaj metagliniarze dyskutują zawzięcie. Wyjeżdżają z parkingu. Nieco dalej widać kwadratowe podświetlone logo: czarno-biały Uniwersalny Kod Towarowy z napisem: „Kup & Siup”.
Trochę niżej na tym samym słupie wiszą krzywe literki: „DO MAMRA!”
Wiozą ją do Mamra! Sukinsyny. Uderza w kuloodporną szybę skutymi dłońmi, rozmazując na szkle lepką gumę. Niech sobie zmywają! Niech zdrapują to pazurami! Gliniarze odwracają głowy, patrzą na nią jak na powietrze. Świnie! Wiedzą, że są winni!
Wjeżdżają w mgławicę błękitnych, radioaktywnych świateł systemu bezpieczeństwa Kup & Siup. Drugi gliniarz wysiada, rozmawia z facetem za ladą. Przed sklepem stoi gruby, biały chłopak z pismem „Potwociężarówki” pod pachą. Na głowie ma nowopołudniowoafrykańską czapkę z daszkiem i flagą Konfederatów. Zagląda przez szybę do auta, chce na własne oczy zobaczyć prawdziwego przestępa. Na tyłach sklepu pojawia się drugi mężczyzna, tej samej rasy co pierwszy – ciemny, chudy, z płonącymi czarnymi oczami. Nowo przybyły trzyma w ręku spięty trzema pierścieniami podręcznik z logo Kup & Siup. W dzisiejszych czasach, żeby znaleźć kierownika sklepu, nie trzeba wrzeszczeć na całe gardło. Wystarczy rozejrzeć się za gościem z podręcznikiem.
Kierownik rozmawia z metagliną, kiwa głową, wyciąga z szuflady klucze.
Metaglina wraca niespiesznie do auta i otwiera niespodziewanie tylne drzwi.
– Morda w kubeł – mówi. – Albo przyładuję ci z rusznicy.
– Fajnie, że podoba ci się w Mamrze – odpowiada D.U. – Bo od jutra tutaj zamieszkasz, gumiaku.
– Naprawdę?
– Tak, za zdefraudowanie karty kredytowej.
– Ja glina, ty przestęp. Sędzia Bob ci nie uwierzy.
– Pracuję dla Radiksu. Dbamy o swoich.
– Nie dzisiaj, maleńka. Dzisiaj wiozłaś pizzę z miejsca wypadku. Uciekłaś z miejsca kraksy. Radiks kazał ci zawieźć tę pizzę?
D.U. nie odpowiada. Metaglina ma rację: Radiks nie kazał jej zawozić pizzy. Zrobiła to dla kaprysu.
– Radiks ci nie pomoże, więc przymknij dziób!
Szarpie ją za ramię, za którym podąża reszta D.U. Niedouczony z podręcznikiem omiata ją wzrokiem, dostatecznie długo, by się przekonać, że jest ona człowiekiem, a nie workiem mąki, połciem karkówki czy wieprzową półtuszą. Prowadzi ich na cuchnące tyły Kup & Siup – ponure królestwo szczurów buszujących po pełnych pojemnikach na śmieci. Otwiera jakieś drzwi – szarą stalową furtę, noszącą ślady licznych uderzeń łomem. Widocznie nocą grasują tu bestie o żelaznych pazurach.
Wpychają D.U. do piwnicy. Pierwszy metaglina schodzi za nią, ciągnąc za sobą jej deskę, którą obija bezlitośnie o posadzkę i brudne, plastikowe pojemniki na butelki.
– Trzeba jej zabrać ciuchy. Ma w nich za dużo sprzętu… – sugeruje drugi gliniarz z obleśnym uśmieszkiem.
Kierownik spogląda na D.U. Próbuje zachować zimną krew bezgrzesznego profesjonalisty. Jego naród przetrwał tysiące lat wyłącznie dzięki czujności. Naród przetrwał najazdy Mongołów galopujących jak piaskowa burza nad horyzontem… On sam przetrwał napady recydywistów wymachujących obrzynami nad ladą… i wszystko dzięki czujności! Teraz jego czujność jest niemal namacalna – tak namacalna, że aż bolesna. Kierownik przypomina ampułkę z gorącą nitrogliceryną. Wisząca w powietrzu kwestia uprawiania pewnych niedozwolonych praktyk seksualnych pogarsza tylko sprawę. Dla niego to nie są żarty.
D.U. wzrusza ramionami, próbując myśleć o czymś obojętnym i śmiesznym. Wie, że jej prześladowcy spodziewają się, że zacznie piszczeć, wić się, szarpać, rwać włosy z głowy, mdleć i błagać ich o łaskę. Grożą przecież, że rozbiorą ją do naga. Cholera! Nie da im satysfakcji, na jaką liczą.
Kurier musi znaleźć własną przestrzeń na drodze. Gdy przestrzega przepisów, gdy zachowuje się przewidywalnie, usypia kierowców. A ci tylko na to czekają – natychmiast pakują kuriera do maleńkiej klatki na jezdni i życzą sobie, żeby w niej został. Nie cierpią, gdy kurier opuszcza wyznaczone miejsce.
D.U. nie lubi klatek. D.U. znajduje przestrzeń na jezdni, jadąc zygzakiem przez pasy. Rozpycha się, skręca, nikt nie wie, co strzeli jej do głowy. Ludzie stają się czujni, reagują na jej obecność, dzięki czemu D.U. nie musi reagować na nich. A teraz znów ma wokół siebie facetów, którzy chcą ją zapuszkować! Zmusić do respektowania swoich zasad!
Rozpina zamek błyskawiczny kombinezonu. Od góry do dołu, aż do samego kroku. Pod spodem nie ma nic prócz własnego ciała.
Metagliny unoszą brwi. Kierownik odskakuje i zasłania oczy ręką, chroniąc je przed drastycznym widokiem.
– Nie, nie, nie! – powtarza jak opętany.
D.U. wzrusza ramionami i zaciąga zamek.
Nie ma się czego bać. Nosi zębaty pas cnoty.
Kierownik przykuwa ją do rury z zimną wodą. Drugi metaglina zabiera swoje nowsze, bardziej cybernetyczne kajdanki i wiesza je na uprzęży. Pierwszy opiera jej deskę o ścianę – dostatecznie daleko, by nie mogła jej dosięgnąć. Kierownik kopie w jej stronę zardzewiałą puszkę po kawie. Puszka odbija się od jej nogi. To tyle, jeśli chodzi o toaletę i inne udogodnienia.
– Skąd jesteś? – pyta D.U. kierownika.
– Z Tadżykistanu.
Dżyk! Mogła się domyślić!
– Granie w futbol puszką pełną gówna to wasz sport narodowy?
Kierownik nie rozumie. Metagliny rechoczą pod nosem. Podpisują papiery. Idą na górę. Kierownik przed wyjściem gasi światło. W Tadżykistanie trzeba oszczędzać prąd.
D.U. siedzi w Mamrze.
koniec
« 1 10 11 12
9 października 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Poradnik myślącego ekologa
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.