Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert A. Heinlein
‹Władcy marionetek›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWładcy marionetek
Tytuł oryginalnyThe Puppet Masters
Data wydania29 listopada 2007
Autor
PrzekładAnita Zuchora
Wydawca Solaris
ISBN978-83-89951-78-6
Format320s. oprawa twarda
Cena41,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Władcy marionetek

Esensja.pl
Esensja.pl
Robert A. Heinlein
« 1 2 3 4 »

Robert A. Heinlein

Władcy marionetek

– Tam jest tak ciemno – głos jej zadrżał.
– To absolutnie bezpieczne – zapewnił drugi, równie pryszczaty młodzieniec. – Turyści wchodzą tu przez cały dzień. Ja jestem właścicielem, nazywam się Vinc McLain. Nie ma się pani czego obawiać.
Wuj Charlie zajrzał przez właz. Nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko.
– Tam mogą być węże – powiedział zdecydowanie. – Nie powinnaś tam wchodzić.
– Czego się obawiacie? – odezwał się, tym razem dość napastliwym tonem pierwszy McLain. – Tam jest całkiem bezpiecznie.
– Zatrzymaj pieniądze, młody człowieku – rzekł Wuj i zrobił minę jakby sobie o czymś przypomniał. – Jesteśmy już spóźnieni. Ruszajmy, moi drodzy.
W drodze powrotnej szedłem za nimi i cały czas myślałem o tym, co zobaczyliśmy. Wsiedliśmy do samochodu, Starzec odezwał się dopiero, gdy wyjechaliśmy na drogę.
– No i jak? Zauważyliście coś?
– Nie ma żadnych nowych informacji? – zapytałem. – Nikt się nie uratował?
– Nikt.
– Chyba nie udało im się zmylić naszych agentów. To nie był ten pojazd, o którym wszyscy mówili.
– Oczywiście, że nie – zgodził się Starzec. – Coś jeszcze?
– Ile według ciebie kosztowałoby zrobienie takiej atrapy? – zapytałem. – Metal wyglądał jak nowy, świeża farba, a także udało mi się dostrzec przez właz, jakieś sto stóp przestrzeni wewnątrz. Z pewnością wszystko było bardzo kosztowne.
– Masz rację.
– A dom McLainów wygląda na nieodnawiany od lat, stodoła też. Jak więc mogli sfinalizować swój szalony pomysł ci młodzi chłopcy?
– Słusznie. A ty, Mary?
– Wuju Charlie, czy zauważyłeś jak oni mnie traktowali?
– Kto? – zapytałem zdziwiony.
– Sierżant i ci wieśniacy. Użyłam całego swojego sex appealu i nic. Żadnej reakcji.
– Wszyscy byli tobą naprawdę zachwyceni – zapewniłem uprzejmie, traktując ją w gruncie rzeczy jak idiotkę.
– Nic nie rozumiesz – zirytowała się. – Zawsze doskonale wyczuwam jak mnie odbierają. Oni zachowywali się, jakby byli martwi. Jak strażnicy haremu, jeśli wiesz co mam na myśli.
– Hipnoza? – zapytał wuj Charlie.
– Może. Albo narkotyki. – Mary zmarszczyła brwi, wyglądała na zaintrygowaną.
Starzec zastanawiał się chwilę nad jej słowami.
– Przy następnym skrzyżowaniu skręć w lewo, Sammy. Musimy sprawdzić pewne miejsce dwie mile stąd – powiedział w końcu.
– Według pomiarów triangulacyjnych punkt widoczny na zdjęciach? – zapytałem, nie oczekując odpowiedzi.
Nie udało nam się tam dostać. Okazało się, że nie ma mostu, a rzeka była za głęboka, by sforsować ją wozem. Zawróciliśmy zrezygnowani na południe. Na kolejnej drodze zatrzymał nas gliniarz. Poinformował nas o pożarze. Nie pozwolił przejechać, wskazując objazd. Wpadł także na pomysł, żeby powołać mnie do gwardii narodowej i wysłać do akcji ratowniczej. Wtedy Mary pokazała nam, jak działają na normalnych mężczyzn jej wdzięki. Za pomocą kilku gestów i drobnego kłamstwa uwolniła mnie od tego przykrego zadania. Zadowoleni ruszyliśmy dalej.
– Co myślisz o tym facecie?
– O co ci chodzi? – zdziwiła się Mary.
– Też, jak to nazwałaś, strażnik haremu?
– Ależ skąd! Bardzo atrakcyjny mężczyzna.
Nie wiem czemu, ale jej odpowiedź rozzłościła mnie.
Starzec zdecydował, że nie będziemy próbowali zaparkować w pobliżu prawdziwego miejsca lądowania pojazdu kosmicznego. Uznał to za zbyteczne. Udaliśmy się do Des Moines. Zamiast zostawić samochód przed rogatkami, zapłaciliśmy za wjazd do miasta. Pojechaliśmy prosto do głównego studia telewizyjnego.
Wuj Charlie hałaśliwie wkroczył do biura generalnego dyrektora, ciągnąc nas za sobą. Na początek wygłosił stek kłamstw. Chociaż? Może Charles M. Cavanaugh naprawdę jest znaczącą figurą w Federalnym Wydziale Środków Masowego Przekazu? Skąd mógłbym to wiedzieć?
Kiedy znaleźliśmy się w gabinecie szefa, wuj kontynuował swoją życiową rolę.
– A teraz, sir, chciałbym się dowiedzieć, o co chodzi w tym absurdalnym numerze ze statkiem kosmicznym? Otwarcie ostrzegam, że od tego może zależeć ważność pańskiej licencji.
Szef studia okazał się małym, niepozornym człowieczkiem o zgarbionych plecach, ale nie wyglądał na przestraszonego. Wręcz przeciwnie, był bardzo pewny siebie.
– Wydaje mi się, że przekazaliśmy wystarczająco obszerne wyjaśnienia w naszych programach – odrzekł szczerze oburzony. – Zostaliśmy jednak oszukani przez jednego z naszych ludzi. Ten człowiek został już zwolniony.
– Bardzo słusznie, panie Barnes – powiedział Starzec – ale ostrzegam, ze mną nie ma żartów. Sam prowadzę dochodzenia. Nie jestem przekonany, aby ci dwaj prostacy i nic nie znaczący reporter mogli do tego stopnia zorganizować i rozdmuchać taką sprawę. W tym czuje się pieniądze. Ciepło… A teraz powie mi pan, co zrobił…
Mary przysunęła się bliżej biurka Barnesa. Niepostrzeżenie zsunęła z ramion górę kostiumu. Miała piękne ramiona. Jej poza przywiodła mi na myśl „Nagą kobietę” Goi. W tym momencie opuściła kciuk w dół i przekazała coś Starcowi.
Barnes nie powinien był tego zauważyć. Wydawało się, że cała jego uwaga skoncentrowana jest na Starcu. A jednak zauważył. Spojrzał na Mary. Wtedy wyraźnie zobaczyłem jego obojętną i bezwzględną twarz. Nigdy dotąd nie widziałem kogoś o takim wyrazie twarzy. Sięgnął do szuflady biurka.
– Sam, uważaj! – krzyknął wuj Charlie.
Kiedy strzeliłem, ciało Barnesa osunęło się na podłogę.
To nie był dobry strzał. Celowałem w nogi, a trafiłem w brzuch. Podbiegłem do niego i kopnąłem jego pistolet, którego wciąż próbował dosięgnąć. Człowiek zraniony w ten sposób jest już właściwie martwy, z tym, że ma jeszcze kilka minut na umieranie. Chciałem zrobić mu przysługę i go dobić.
– Zostaw i nie dotykaj go! Mary! Odsuń się! – powstrzymał mnie szef.
Zobaczyłem, jak ostrożnie przesuwa się do tego faceta. W tym momencie Barnes wydał z siebie bełkotliwy odgłos i zamilkł na zawsze. Dziwna śmierć. A poza tym, rana postrzałowa prawie wcale nie krwawiła. Starzec przyjrzał mu się i trącił ciało laską.
– Szefie – powiedziałem – chyba czas na nas.
– Jesteśmy tutaj tak samo bezpieczni, jak w każdym innym miejscu – odpowiedział. – Prawdopodobnie ten budynek roi się od nich.
– Roi od czego? – nie zrozumiałem.
– Skąd miałbym wiedzieć kim są. Ale prawdopodobnie jest ich sporo. – Wskazał na ciało Barnesa. – Właśnie miałem potwierdzić ich istnienie.
Mary tymczasem szlochała cicho. Pierwszy raz zareagowała jak zwyczajna kobieta.
– Spójrzcie, on ciągle oddycha! – powiedziała zduszonym głosem. Barnes leżał twarzą do podłogi i rzeczywiście jego plecy poruszały się, jakby ciągle jeszcze żył i oddychał. Starzec jeszcze raz szturchnął go.
– Sam, chodź tutaj! – zawołał. – Zdejmij z niego ubranie. Tylko użyj rękawiczek i bądź ostrożny!
– Myślisz, że to pułapka? – zaśmiałem się.
– Zamknij się i uważaj!
Nie wiedziałem co chce znaleźć, ale na pewno miał przeczucie, że to pomoże nam rozwiązać całą sprawę. Starzec miał zainstalowany w mózgu niezłej klasy integrator, który pozwalał mu z minimalnej liczby faktów skonstruować logiczną całość. Dlatego zawsze mu ufałem.
Założyłem rękawiczki i obróciłem ciało, żeby zdjąć z niego ubranie. Pierś Barnesa ciągle się unosiła. Zawsze czuję się nieswojo, kiedy mam do czynienia z tak nienaturalnymi sytuacjami. Dotknąłem jego pleców. Ludzkie plecy są zazwyczaj kościste i umięśnione, te były miękkie i prawie falowały pod wpływem dotknięcia. Cofnąłem rękę z obrzydzeniem. Mary podała mi nożyczki z biurka. Przeciąłem marynarkę i rozsunąłem ją. Pod prawie przeźroczystą podkoszulką, od szyi do połowy pleców znajdowało się coś, co na pewno nie miało nic wspólnego z ludzkim ciałem. Było grube na parę cali i dzięki temu Barnes wydawał się lekko przygarbiony, a także dziwnie pulsował. Wyciągnąłem rękę, żeby ściągnąć koszulkę i przyjrzeć się dokładnie, ale Starzec uderzył mnie laską.
– Zdecyduj się, czego chcesz – powiedziałem, rozcierając stłuczony nadgarstek.
Nie odpowiedział. Końcem laski podniósł koszulę i wtedy zobaczyliśmy to dokładnie.
Ciało tego stworzenia było szarawe, bladoprzeźroczyste i poprzecinane ciemniejszymi żyłkami. Przypominało gigantyczny żabi skrzek. Najwyraźniej żywe, bo wciąż pulsowało i rytmicznie unosiło się. Nagle osunęło się z Barnesa i upadło na podłogę, nie mogąc się poruszyć.
– Biedaczysko! – powiedział Starzec dziwnie łagodnie.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Luty 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Katarzyna Piekarz, Konrad Wągrowski

Wyobcowanie
— Jakub Gałka

Tegoż twórcy

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Przydługa klasyka
— Miłosz Cybowski

Idiota z kosmosu
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.