Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert A. Heinlein
‹Władcy marionetek›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWładcy marionetek
Tytuł oryginalnyThe Puppet Masters
Data wydania29 listopada 2007
Autor
PrzekładAnita Zuchora
Wydawca Solaris
ISBN978-83-89951-78-6
Format320s. oprawa twarda
Cena41,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Władcy marionetek

Esensja.pl
Esensja.pl
Robert A. Heinlein
« 1 2 3 4

Robert A. Heinlein

Władcy marionetek

– Co niby? To? – zapytałem zdziwiony.
– Nie, Barnes. Pewnie dostanie jakieś odznaczenie, kiedy to wszystko się skończy. Jeżeli się skończy. – Starzec wyprostował się i chodził zamyślony po pokoju, jakby zapomniał o szarym obrzydlistwie, które leżało obok Barnesa.
Cofnąłem się trochę i obserwowałem tę dziwną plazmę. Wolałem nie poruszać się zbyt gwałtownie. Nie wiedziałem przecież, czy to dziwactwo na przykład nie potrafi latać. Wolałem się też nie przekonywać o tym na własnej skórze. Moja broń wciąż była gotowa do strzału. Mary oparła się o mnie ramieniem, jakby szukała pomocy. Objąłem ją.
Za biurkiem leżała sterta pudełek do przechowywania taśm. Starzec wziął jedno z nich i podszedł do tego stworzenia. Położył pudło blisko, ale plazma nie chciała się przesuwać, zupełnie jakby przymocowano ją do podłogi. Odepchnąłem ciało Barnesa i zacząłem strzelać, żeby zmusić to, co było obok, do przesunięcia się. Po chwili udało się wciągnąć obce ciało do środka. Starzec szybko zatrzasnął pudło.
– W drogę, moi kochani.
Wychodząc, zatrzymał się na chwilę w drzwiach i głośno pożegnał się z Barnesem.
– Jutro odwiedzę znowu pana Barnesa, ale proszę nie wyznaczać konkretnej godziny. Wcześniej zadzwonię – powiedział do sekretarki.
Wychodziliśmy spokojnie i powoli. Starzec, ściskając pod pachą pudło, poszedł jeszcze kupić cygaro, Mary zaś zgrywała głupiego podlotka, wygłaszając jakieś bezsensowne uwagi. Kiedy znaleźliśmy się w wozie, szef powiedział mi, dokąd mam jechać i przede wszystkim zabronił mi się spieszyć.
Zgodnie z jego instrukcjami zeszliśmy do garażu.
– Pan Malone potrzebuje tego wozu natychmiast – zawołał Starzec do właściciela stacji samochodowej.
Wiedziałem, że nasz wóz w ciągu dwudziestu minut przestanie istnieć. Będzie spoczywał w skrzyniach z częściami zapasowymi.
– Tędy proszę – powiedział usłużnie. Wysłał dwóch pracowników do innego pomieszczenia, a my zniknęliśmy za wskazanymi drzwiami. Tam odzyskałem własną twarz i kolor włosów, a Starzec znowu miał łysą czaszkę. Włosy Mary stały się czarne, ale wyglądała z nimi równie dobrze jak przedtem. Rodzina Cavanaughów przestała istnieć. Mary miała na sobie elegancki kostium pielęgniarki, ja mundur szofera, a Starzec stał się znowu naszym podstarzałym, kulejącym pracodawcą.
Samochód już czekał. Zasłoniliśmy okna, chociaż chyba nie było to konieczne, bo nawet jeśli znajdą trupa Barnesa i tak nikt nie zechce wyjaśniać całej tej sprawy.
Udaliśmy się prosto do Biura Sekcji. Oczywiście tak szybko, jak to było możliwe. Starzec posłał natychmiast po doktora Gravesa, szefa laboratorium biologicznego. Miał przynieść ze sobą podręczny sprzęt. Po otwarciu pudła smród rozkładającej się organicznej materii, jak odór opanowanej gangreną rany, wypełnił pokój i zmusił nas do włączenia wentylatorów na pełną moc. Graves zatkał nos.
– Co to jest, na Boga? – zapytał. – Przypomina trochę martwe dziecko.
Starzec zaklął cicho.
– Powinieneś chyba udzielić nam bliższych informacji – powiedział. – Chcę żebyś to zbadał. Tylko pracuj w ubraniu ochronnym i nie zakładaj z góry, że to jest martwe.
– Jeżeli to jest żywe, to ja jestem księżniczka Anna.
– Może jesteś, a w każdym razie masz szansę. Weź się do pracy. Wiemy, że to pasożyt, zdolny przyssać się do żywiciela, na przykład człowieka i kontrolować go. Z całą pewnością jest istotą pozaziemską.
Szef laboratorium pociągnął nosem.
– Pozaziemski pasożyt na ludzkim żywicielu? Absurdalne. Niemożliwe, żeby ich organizmy mogły żyć w symbiozie, chociażby ze względów chemicznych.
Starzec wyraźnie się zdenerwował.
– Do cholery z twoimi teoriami! Widzieliśmy jak żerował na człowieku. Jeżeli to organizm ziemski, to ciekaw jestem, jakie znajdziesz dla niego miejsce wśród stworzeń zamieszkujących Ziemię. Chyba nie sądzisz też, że jest jedynym przedstawicielem gatunku? A poza tym skończmy z tymi przypuszczeniami, chcę faktów.
– Dostaniesz je! – wrzasnął biolog.
– Zacznij badania i postaraj się, bym dostał z powrotem większą część pasożyta. Potrzebuję tego jako dowodu. Pamiętaj, że to jest żywe, więc jednocześnie niewyobrażalnie niebezpieczne. Jeśli zaatakuje jednego z twoich ludzi, to będę musiał go zabić.
Szef laboratorium nie odpowiedział na to nic, ale wyraźnie był pod wrażeniem.
Starzec usiadł w fotelu i zamknął oczy. Wyglądał jakby spał. Oboje z Mary staraliśmy zachowywać się jak najciszej. Po pięciu minutach otworzył oczy.
– Jak myślisz, Sam, ile takich stworzeń mogło przybyć na Ziemię? Załóżmy, że ich statek był takiej wielkości jak atrapa, którą widzieliśmy – odezwał się po chwili.
– Dowody są dość mgliste.
– Mgliste, ale niezaprzeczalne. Musiał tam wylądować statek kosmiczny i czuję, że jeszcze tu jest.
– Powinniśmy sprawdzić dokładnie tamto miejsce.
– Zrobimy to, jak będziemy już coś wiedzieli. Nasi agenci nie byli głupcami. Co myślisz o owym pojeździe?
– Wielkość statku nie mówi nic o jego zawartości. Nie wiemy jaki ma napęd, przyspieszenie, jakie zawiera wyposażenie, czego potrzebowali do podróży pasażerowie. W tej sytuacji nie mamy szans na jednoznaczną ocenę.
– Tak. Dajmy na to, że stworów jest kilkaset. Więc mamy dziś wieczorem kilkuset zombi w stanie Iowa. I co możemy zrobić? Biegać po ulicach i zabijać wszystkich, którzy mają zgarbione plecy? To dopiero byłby temat do plotek – uśmiechnął się nieznacznie.
– Jest jeszcze jedno ważne pytanie, na które nie znajdziemy odpowiedzi: jeżeli jeden statek kosmiczny wylądował dzisiaj w Iowa, to ile ich może wylądować jutro w Północnej Dakocie albo Brazylii.
– Masz rację – powiedział, wyglądał na bardzo zatroskanego. – Ale bez względu na to, ile jeszcze jest takich pytań, nie mamy czasu do stracenia. Musimy zacząć działać nawet jeśli niespecjalnie wiadomo od czego zacząć.
Wszyscy udaliśmy się do Sekcji Kosmetycznej, aby powrócić do pierwotnego wyglądu. Po zabiegu poszedłem do klubu w budynku biura. Chciałem się czegoś napić, ale przede wszystkim szukałem Mary. Nie wiedziałem tylko czy szukam brunetki, blondynki, czy też rudej. Byłem jednak pewien, że rozpoznam jej boskie ciało. Rozejrzałem się po sali. Więc jednak naprawdę była ruda. Siedziała w kabinie i piła drinka. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy, gdy przedstawił mi ją Starzec.
– Witaj siostrzyczko! – powiedziałem.
– Cześć, braciszku! – odpowiedziała, uśmiechając się i wskazując mi miejsce obok siebie.
Zamówiłem dla siebie burbona z wodą. W celach leczniczych.
– Czy to twój naturalny wygląd? – zapytałem nieśmiało.
– Nie całkiem. Naprawdę jestem w paski jak zebra i mam dwie głowy. A ty? – popatrzyła na mnie z rozbawieniem.
– Nigdy się tego nie dowiedziałem. Moja matka udusiła mnie poduszką, zaraz po tym, jak ujrzała mnie pierwszy raz.
Tym razem spojrzała na mnie pobłażliwie.
– Jestem w stanie to zrozumieć. Ale już chyba się przyzwyczaiłam do ciebie.
– Dziękuję – powiedziałem. – Może podarujemy sobie tę siostrę i brata. Mam przez to zahamowania.
– Myślę, że ci się przydadzą.
– Ależ skąd. Jestem nadzwyczaj łagodny. Nie ma we mnie żadnej
agresji.
Byłem pewien, że gdybym położył rękę na jej dłoni, nie byłoby to mile widziane, niewiele zostałoby również z mojej ręki.
– Może spróbujemy dziś wieczór zapomnieć o tym wszystkim. Wypij i zamówimy jeszcze – szybko wychyliła swój kieliszek. Siedzieliśmy niewiele mówiąc, ale czułem się wspaniale. Było mi bardzo dobrze. Wszystkie zmartwienia odpłynęły gdzieś daleko. Nieczęsto zdarzają się takie chwile, szczególnie w tym zawodzie. Może dlatego tak silnie odczuwałem ich urok.
Jedną z pozytywnych cech Mary było to, że nie prowokowała mężczyzn. Chyba że w celach zawodowych. Wiedziała jak wielką siłą oddziaływania dysponuje. Miała jednak ujmujący sposób bycia. Zachowywała się akurat na tyle kobieco, abyśmy obydwoje czuli się miło i nieskrępowanie.
Patrzyłem na nią i myślałem, jak dobrze byłoby mieć ją obok siebie na co dzień, budzić się obok niej, siedzieć razem przy kominku. Ze względu na moją pracę nigdy nie myślałem o małżeństwie. Zresztą, dziewczyna jest tylko dziewczyną i nie ma się czym ekscytować. Ale Mary… Mary jest nie tylko wspaniałą kobietą, lecz także agentem. Z nią mógłbym rozmawiać godzinami. W tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem dotychczas samotny.
– Mary?
– Tak?
– Czy jesteś mężatką?
– Jeśli pytasz poważnie, to nie. A o co chodzi? Czy to ma jakieś znaczenie?
– Nie ma – odpowiedziałem. – Jestem teraz absolutnie poważny. Spójrz na mnie. Mam dwie ręce, tyleż nóg, jestem jeszcze młody i nie wchodzę do domu w zabłoconych butach. Mogłaś trafić gorzej.
Roześmiała się radośnie.
– Tylko mi nie mów, że już niedługo dostaniesz lepsze stanowisko.
– Dlaczego nie?
– Nie robię ci wymówek. Stwierdzam tylko, że twoja technika jest do niczego. Nie ma żadnego powodu, by tracić głowę i proponować kobiecie małżeństwo, tylko dlatego, że nie zamierza przespać się z tobą pierwszej nocy. Niektóre kobiety mogłyby zmusić cię do spełnienia tej obietnicy.
– Wziąłem to pod uwagę – powiedziałem zirytowany.
– W takim razie, jakie warunki finansowe proponujesz?
– Do cholery! Zgadzam się, nawet jeśli chcesz takiego typu kontrakt. Zatrzymasz swoją pensję, a ja oddam ci połowę mojej. Oczywiście do czasu, kiedy będziesz ze mną.
– Tak naprawdę, to nie chcę czegoś takiego. Nie z mężczyzną, dla którego najważniejsze jest to, by być ze mną.
– Tak myślałem.
– Chciałam tylko sprawdzić, czy traktujesz to wszystko poważnie. Przypuszczam, że tak – powiedziała dziwnie miękko.
– Traktuję to bardzo poważnie.
– Agent nie powinien się wiązać. Wiesz o tym.
– Agent nie powinien się wiązać z nikim oprócz drugiego agenta.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nagle zamilkła. Mój nadajnik mówił mi coś do ucha. To był głos Starca. Wiedziałem, że Mary słyszy to samo. Wzywał nas do siebie. Wstaliśmy oboje bez słowa. Przy drzwiach, Mary nagle zatrzymała się i popatrzyła mi prosto w oczy.
– To jest właśnie powód, dla którego nie należy rozmawiać o małżeństwie. Mamy ważne zadanie do wykonania. I obiecaj mi, że przez cały czas będziesz myślał tylko o tym.
– Nie! – krzyknąłem na cały głos.
– Nie drażnij mnie! Wyobraź sobie, że już jesteś żonaty i pewnego ranka znajdujesz takiego potwora na ciele swojej żony. Albo ja znajduję coś takiego na twoim ciele.
– Zaryzykuję i na pewno nie pozwolę, żeby cokolwiek stało się tobie.
– Nie wierzę, że możesz mnie przed tym ochronić.
Do biura Starca szliśmy w milczeniu.
– Wyjeżdżamy – oznajmił nam, kiedy pojawiliśmy się w jego gabinecie.
– Gdzie? – zapytałem. – A może nie powinienem pytać?
– Do Białego Domu. Musimy się zobaczyć z prezydentem. I nie mów nic więcej!
koniec
« 1 2 3 4
21 grudnia 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Luty 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Katarzyna Piekarz, Konrad Wągrowski

Wyobcowanie
— Jakub Gałka

Tegoż twórcy

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Przydługa klasyka
— Miłosz Cybowski

Idiota z kosmosu
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.