Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake
‹Po drugiej stronie gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPo drugiej stronie gwiazd
Tytuł oryginalnyThe Far Side of The Stars
Data wydania4 lutego 2008
Autor
Wydawca ISA
CyklPorucznik Leary
ISBN978-83-7418-178-5
Format448s. 135×205mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Po drugiej stronie gwiazd

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake
« 1 9 10 11 12 13 16 »

David Drake

Po drugiej stronie gwiazd

Złapał za róg pokrowca i odchylił, odsłaniając twarz trupa, wkładanego właśnie do pojazdu. Ujrzał mężczyznę ze słońcem wytatuowanym na prawym policzku. Nie znał go, poza tym był mężczyzną.
– Ty tam! – zawołał człowiek w mundurze dowódcy FRC. – Poruczniku! Proszę się nie ruszać. Nie ma pan tutaj nic do roboty!
Czterech lokajów z Małego Chatsworth stało w ściśniętej grupce, otoczonej przez Straż Przybrzeżną FRC i pracowników Leary’ego. Inny służący Mundy leżał z obandażowaną głową na noszach przy drzwiach wejściowych. Daniel nie był pewny, lecz mężczyzna wyglądał na odźwiernego.
– Owszem, mam tutaj sporo do roboty – odrzekł donośnie, aż głos odbił się echem od fasad domów po obu stronach dziedzińca. – Dowiedziałem się, że moja towarzyszka, Adele Mundy, miała kłopoty. Gdzie ona jest, jeśli mogę wiedzieć?
Zza zaciągniętych zasłon w oknach cichych domów błyskały ciekawskie oczy. Nie widać było żadnego mieszkańca ani służącego, lecz Daniel Leary miał pewność, że wydarzenia obserwowali wszyscy z wyjątkiem obłożnie chorych i pijanych w sztok.
Na placu przebywało pół tuzina umundurowanych strażników i tyle samo ludzi w uniformach – zakładał, że to zwykli pracownicy. Można by rzec: sprzątacze. Oprócz nadzorującej milicję kobiety personel Cordera Leary’ego liczył sześć – siedem osób.
Dowódca FRC – który służył w tej samej flocie, co Daniel, z równym prawdopodobieństwem jak to, że otrzymał kapłańskie święcenia – ściskał w ręce telefon. Spojrzał ostro na Leary’ego. Ten odwzajemnił spojrzenie. Telefon powędrował w górę, ku twarzy dowódcy, po czym opadł z powrotem.
– Poruczniku – oznajmił – może pan wejść do domu, jeśli pan chce, lecz musi pan tam pozostać, dopóki nie odblokujemy ulicy, co nastąpi za kilka minut.
– Gdzie jest Adele? – zapytał Daniel. Nie krzyczał, niemniej przemawiał głosem słyszalnym na mostku podczas akcji bojowej.
Dobry Boże, ile było tych ciał? Dwa następne leżały za lokajami i strażnikami bliżej domu, a chodnik, którym Daniel szedł w stronę dowódcy, wyglądał jak pomalowany na czerwono.
– To nie pańskie zmartwienie, poruczniku! – oznajmił tamten. Obejrzał się przez ramię na stojącego obok zwalistego funkcjonariusza. Miał dystynkcje aspiranta, lecz był zwykłym mięśniakiem.
– Do cholery, to jest moje…! – wrzasnął Daniel.
– Sir, nic jej nie jest! – zawołał jeden z lokajów. – Ona i ten jej wąż…
Strażnik złapał służącego za gardło i wzniósł pałkę.
– Ostrzegałem cię, synku! – ryknął.
– Hogg – rzucił oficer, nie musiał jednak kończyć polecenia. Czterouncjowy ciężarek wyprysnął z dłoni mężczyzny, ciągnąc za sobą błyszczącą linkę z monokryształu.
Ciężarek łupnął strażnika w czaszkę, tuż za prawym uchem. Hogg pewnie złapał powracający pocisk obleczoną w rękawicę dłonią, w której trzymał drugi koniec linki. Kula nie sprawiłaby się lepiej.
„Aspirant” sięgnął do kabury u pasa. Daniel złapał go za kciuk.
– Nie! – zawołał, po czym obrócił się, przyjmując kopnięcie ciężkim kolanem na kość biodrową i poczuł zgrzyt rozrywanej chrząstki, gdy wyłamywał przeciwnikowi palec. Mówił mu…
Pojawiły się pistolety. Nie tylko strażników, lecz także pracowników mówcy Leary’ego. Godzinę temu ten cichy dziedziniec spłynął krwią, a za chwilę ponownie dojdzie do masakry, tylko dlatego że jakiś sługus stawiał się, kiedy Daniel pytał o przyjaciółkę.
– Stać! – zawołał dowódca strażników. – Na litość boską, natychmiast schować broń! Już!
Przez chwilę nikt się nie ruszał, nawet Hogg… choć dwa ciężarki nie przestawały wirować w przeciwnych kierunkach. W lewej dłoni trzymał długi, składany nóż.
– To syn mówcy Leary’ego – odezwał się zadbany cywil z herbem Learych. Mógł być prawnikiem lub księgowym z gatunku nadmiernie dbałych o własną kondycję. – Sir.
„Sir” stanowiło symboliczny dodatek.
Daniel cofnął się. Drżał od przypływu adrenaliny, której nie spalił w ciągu kilku ostatnich sekund.
– Tak, rozumiem pana – oznajmił dowódca, krzywiąc się z odrazą na całą sytuację. – Proszę posłuchać, jesteśmy po tej samej stronie.
Objął spojrzeniem Daniela Leary’ego. Porucznika to ucieszyło, zdołał jednak tylko kiwnąć głową, wykręcając splecione ręce, by zapobiec rodzącym się skurczom.
Postawny aspirant trzymał się za prawą dłoń. Szok minął; mruknął z bólu.
– Zamkniesz się, na litość boską?! – krzyknął dowódca, rozładowując własny stres, po czym zwrócił się spokojnym głosem do Daniela i szefa personelu byłego mówcy: – Poruczniku Leary, pana przyjaciółka jest bezpieczna. Otrzymała wezwanie w sprawie, która nie ma nic wspólnego z tym zdarzeniem. Daję panu na to moje słowo.
Daniel wyprostował się i wziął głęboki wdech.
– Bardzo dobrze, dowódco – powiedział niemal doskonale opanowanym głosem. – Miło mi to słyszeć.
– A teraz… – kontynuował mężczyzna. – Proszę po prostu wejść do środka i pozwolić nam posprzątać ten bałagan, dobrze? Jak tylko zbierzemy śmieci, przyjedzie wóz strażacki, żeby zmyć chodnik. Jeszcze tylko kilka minut.
Daniel odetchnął głęboko.
– W porządku – rzucił. – Muszę się przebrać.
Jego wzrok spoczął na przerażonych lokajach, stojących cicho w otoczeniu uzbrojonych obcych. Dwóch z nich rozmawiało cicho z Hoggiem, który ignorował strażnika po jednej i przysadzistego cywila z automatem po drugiej stronie. Linkę i ciężarek ściskał w dłoni; nóż złożył i schował.
– Zabiorę ze sobą moich ludzi – oznajmił spokojnie młodzieniec. W razie potrzeby zdąży jeszcze się wykrzyczeć. Kiwnął głową w stronę służących. – Rzecz jasna.
Pod nieobecność Adele to on odpowiadał za tę czwórkę. Wyprostowali się z wyczekiwaniem i rozpaczliwą nadzieją.
– Dobrze, w takim razie proszę ich zabrać – zezwolił dowódca. Odwrócił się ku lokajom i dodał szorstko: – Nie będę nakazywał wam milczenia. Zwrócę tylko uwagę na sprawę oczywistą: zbyt długie języki ściągną na was uwagę tych, którzy przysłali tamtych gości. Rozumiecie?
Trzech lokajów pokiwało głowami. Czwarty stał z ustami rozdziawionymi ze strachu.
– Chodźmy – zarządził Daniel, celowo przechodząc między strażnikami i prowadząc za sobą służących do domu. Musieli przekroczyć dwa bezwładne ciała. Danielowi udało się to bez patrzenia w dół, nie był pewny, jak poradzili sobie lokaje.
– Rozmawiałem z chłopcami, paniczu – oznajmił sługa, gdy wyszli z zasięgu słuchu funkcjonariuszy bezpieczeństwa. – Wygląda na to, że to z powodu poprzednich właścicieli, Rolfe’ów, których uraził sposób, w jaki utracili swą własność.
– Ach? – mruknął Leary. – Tak. To wszystko wyjaśnia.
Ranny odźwierny siedział, podtrzymywany przez jednego z ludzi mówcy Leary’ego. Próbował wstać na powitanie Daniela i służących.
– Zabierzcie waszego kolegę do środka, jeśli łaska – polecił im Daniel, oglądając się przez ramię na lokajów. – Poślę po lekarza.
– Nic mu nie jest – oznajmił cywil, który zajmował się odźwiernym, a teraz przekazał go służbie. – Sprawdzajcie w ciągu nocy, czy nie doznał wstrząsu mózgu, to wszystko.
Majordomus osobiście otworzył drzwi. Cała służba zebrała się w holu, przyglądając im się z ciekawością.
– Tak sobie pomyślałem, paniczu… – zaczął Hogg. Dziedziniec zatrząsł się od ryku turbin unoszących ciężki aerowóz. Furgonetka pełna trupów udawała się w bardziej odpowiednie miejsce. Odczekawszy, aż wibracje ustaną, dokończył: – Pomyślałem sobie, że jeśli panicz nie potrzebowałby mnie wieczorem, to może pójdę załatwić parę spraw?
Zerknął na sługę.
– Dobrze, Hogg – zgodził się. – Chyba że mogę ci jakoś pomóc?
– Nie ma potrzeby angażowania w to panicza – odparł tamten, odchodząc w głąb korytarza wśród paplaniny służby. – Wezmę sprzęt z pokoju.
Obejrzał się przez ramię. Był łysy i miał lekką nadwagę. Strój – od ciężkich butów za kostkę po chustę wokół szyi – był niechlujny i zdecydowanie wiejski: doskonałe przebranie za Sama Bumpkina1) dla człowieka przebiegłego i bezwzględnego jak łasica.
– Bez obawy, Tovera i ja w zupełności wystarczymy.
– Nie obawiam się – mruknął cicho Daniel do pleców Hogga. Popatrzył na służących. – Wracajcie do obowiązków – rzucił z udawaną irytacją. – A jeśli żadnych nie macie, to przynajmniej nie wystawajcie tak w holu.
Ruszył po schodach na górę.
– Sir? – zawołał majordomus. – Czy jest coś, co… hm… chciałby pan, żebyśmy zrobili?
Daniel obejrzał się przez ramię.
« 1 9 10 11 12 13 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.