Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake
‹Po drugiej stronie gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPo drugiej stronie gwiazd
Tytuł oryginalnyThe Far Side of The Stars
Data wydania4 lutego 2008
Autor
Wydawca ISA
CyklPorucznik Leary
ISBN978-83-7418-178-5
Format448s. 135×205mm
Cena34,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Po drugiej stronie gwiazd

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake
« 1 10 11 12 13 14 16 »

David Drake

Po drugiej stronie gwiazd

– Nie, po prostu bądźcie gotowi na powrót oficer Mundy. – Po czym dodał po chwili przerwy: – Sam za chwilę wychodzę. Mój ostatni okręt zacumował w Porcie Jeden. Chyba rzucę na niego okiem, zanim go sprzedadzą.
• • •
Wagonik zjechał z turkotem na bocznicę; wjazd okalały długie, zwieszające się gałęzie drzew. Daniel wiedziałby, jaki to gatunek – pomyślała Adele. To stwierdzenie tak podniosło ją na duchu, że wyciągnęła z kieszeni na udzie osobisty terminal danych i włączyła go.
– Mistrzyni? – Porucznik Wilsing uniósł brwi.
– Zastanawiałam się, co to za drzewa – wyjaśniła Adele. Z kieszonki w futerale wydobyła różdżki. Biegłemu użytkownikowi zapewniały znacznie większą szybkość i precyzję niż dowolny inny interfejs. – Uznałam, że ich samodzielne rozpoznanie będzie dla mnie dobrym testem, skoro nie ma z nami porucznika Leary’ego, który mógłby je dla mnie zidentyfikować.
– Ma pani na myśli te przy wjeździe? – upewnił się Wilsing. – To cyprysy z Maranhamu, przywiezione przez kapitana St. Regisa, który odkrył Maranham trzysta pięćdziesiąt lat temu. Prawdę mówiąc, to całkiem sławny zagajnik.
– Dziękuję panu – rzuciła oschle uczona. Cóż, to też był sposób uzyskiwania informacji…
Wjechali na szeroki plac, okolony schludnymi ceglanymi domami, wzniesionymi z dala od linii tramwajowej. Był późny wieczór; niebo wciąż jasne, lecz ziemię spowijał już gęsty cień.
– Czwarty dom… – powiedział Wilsing. – Tamten.
Wagonik zatrzymał się z piskiem. Tak rzadko używanej bocznicy nikt nie wyposażył w perony. Porucznik wyjął z panelu kontrolnego swój specjalny klucz, który pozwolił mu skierować pojazd prosto do miejsca przeznaczenia, bez zatrzymywania się po dodatkowych pasażerów, wytypowanych przez centralny komputer transportowy jako możliwych do efektywnego przewiezienia.
– Oczywiście dysponujemy aerowozami – dodał, chowając klucz do sakiewki przy pasie i z ukłonem przepuszczając Adele przy wysiadaniu. – Lecz mistrzyni Sand woli, żebyśmy w miarę możliwości nie rzucali się w oczy.
Mundy uśmiechnęła się lekko. Zgadzała się z takim podejściem, choć podejrzewała, że po przejściu Wilsinga i jemu podobnych, z usług których korzystała mistrzyni Sand, w tkance społeczności Cinnabaru pozostawał szeroki i krzykliwy ślad. Potrzeba cichej kompetencji była za to jedną z przyczyn, dla których Sand, gdy oczekiwała wykonania prawdziwego zadania, przychodziła do takich ludzi, jak chorąży Adele Mundy…
Wilsing zatrzymał się na ceglanym chodniku, szerokim gestem wskazując na placyk. Zgromadzono na nim różnorakie wyposażenie floty. Tuż obok nich stało działo plazmowe o przeżartej rdzą lufie. Dalej wznosił się fragment Szybkiego Napędu, a na środku strzelał w górę maszt gwiazdolotu.
Mężczyzna wskazał na antenę.
– Z tego właśnie masztu komandor Stacey Bergen nawigował Doskonałością na Alexandreios – wyjaśnił. – Słyszałem, jak określano to mianem najbardziej zdumiewającego przykładu doskonałej nawigacji, odkąd Cinnabar powrócił do gwiazd.
– Porucznik Leary uważał swego wujka Stacey’a za niepowtarzalnie utalentowanego astrogatora – oznajmiła Adele, obrzucając spojrzeniem niewielki park. Prawdziwe muzeum pod gołym niebem, jakie mogliby stworzyć odchodzący na emeryturę oficerowie FRC. Oddanie pamiątce po komandorze Bergenie honorowego miejsca znaczyłoby bardzo wiele dla Daniela… Niemal na pewno właśnie dlatego Wilsing o tym wspomniał. Możliwe, że oprócz dobrego pochodzenia młodzieniec miał jednak pewne zalety. – Nie znam nikogo, kto mógłby ocenić to lepiej niż Daniel.
Wilsing poprowadził ją ścieżką do jednego ze skrytych za drzewami domów. Krawędzie ścieżki wyznaczały smugi światła, zapalającego się wraz z ich nadejściem. Ganek oświetlała odpowiednio przyćmiona latarenka.
Otwierający drzwi sługa był za stary na noszenie liberii. Ukłonił się nisko.
– Poruczniku Wilsing, jak mniemam, zna pan drogę do Czerwonego Salonu? – zapytał. – Kapitan zostawił dla pana na stoliku dzbanek i szklankę. Mistrzyni Mundy, jest pani oczekiwana w bibliotece. Zechce pani pójść za mną.
Służący – jedyna osoba w zasięgu wzroku z wyjątkiem Wilsinga, który z krótkim skinieniem zniknął w bocznym pokoiku – poprowadził ją przez ciąg pomieszczeń o prostych i bardzo egzotycznych meblach. Wszystkie wykonano ręcznie z fantazyjnie usłojonego drewna; było ono różne w poszczególnych pokojach, dalece odbiegało także od wyglądu rodzimych, cinnabarskich gatunków.
Wzdłuż boku domostwa ciągnął się korytarz; w ścianie po lewej stronie umieszczono prostsze drzwi niż te, przez które wcześniej przechodziła Adele. Korytarz przeznaczono dla służby, a nie właścicieli i ich gości.
Drzwi do trzeciego pomieszczenia stały otworem, Mundy ujrzała w środku przeszkloną biblioteczkę.
– Proszę tamtędy, mistrzyni – oznajmił z ponownym ukłonem służący. Gdy Adele weszła do środka, zamknął za nią drzwi.
Bernis Sand podniosła się z ławeczki w rogu i wskazała przybyłej miejsce na drugim końcu półkolistego siedziska.
– Dobrze, że przyszłaś, Mundy – oświadczyła. – Usiądź, proszę. Może coś do picia? Mój przyjaciel Carnolets ma tutaj imponującą piwniczkę.
– Nie, dziękuję – odrzekła Adele. – Chyba że… wodę, jeśli można. Zaschło mi w gardle. Bardzo.
– Tak, oczywiście. – Sand musnęła płytkę przyzywającą, wmontowaną w stojący przed ławeczką stolik. Była okazałą kobietą w nieokreślonym wieku, w przyćmionym świetle biblioteki niemal pozbawioną płci. Miała na sobie brązowe spodnium w jodełkę, z daleka absolutnie nie rzucające się w oczy, niemniej znakomicie uszyte z naturalnych surowców. – Słyszałam, że miałaś wieczorem jakieś kłopoty. Czy powinnam o czymś wiedzieć?
Uczona krótko pokręciła głową. Usiadła na ławce, skupiona na wykonywanej czynności, dzięki czemu mogła uniknąć wzroku szefowej wywiadu.
– To była prywatna sprawa – powiedziała. – Została już rozwiązana lub wkrótce zostanie.
Ścierpła jej lewa dłoń, którą dzisiaj znowu zabiła. Pomasowała ją palcami prawej ręki, wpatrując się w bogaty, miodowo-brązowy wzór słojów na stoliku i widząc w nich twarz bandyty, któremu przebijający lewy policzek pocisk wybił dwa zęby.
Służący postawił na blacie karafkę i dwie szklanki, po czym dyskretnie wyszedł.
– Mundy? – zagadnęła mistrzyni Sand. – Jesteś pewna, że nie chcesz czegoś mocniejszego?
– Absolutnie – zapewniła ją pewnym głosem Adele. Nalała sobie wody i wypiła, z przyjemnością stwierdzając, że ręka prawie wcale jej nie drżała.
Sand rozsiadła się wygodniej na drugim krańcu ławki; nie znajdowały się przy małym stoliczku dokładnie twarzą w twarz. Zerknęła na oszklony barek w alkowie koło drzwi, zamiast jednak wziąć szklankę, wyjęła z kamizelki tabakierkę ze skorupy żółwia i nasypała szczyptę w zgięcie lewego kciuka.
– Wiesz coś o Boskiej Federacji, Mundy? – zapytała lekkim tonem, a następnie zażyła tabaki.
– Moje wiadomości o jakiejkolwiek części Galaktyki Północnej są bardzo skąpe – odrzekła Adele. Bezwiednie wyciągnęła terminal danych i różdżki. – Moja rodzina nie prowadziła tam żadnych interesów. Czasami myślałam – zerknęła na Sand z cierpkim uśmiechem – że w bibliotekach tamtejszych władców powinny znajdować się bardzo interesujące księgi z okresu przed Przerwą, ale życia mi nie starczy, by skatalogować wszystkie znaleziska ze strychów Xenos.
Na środku pomieszczenia stał globus, na którym kontynenty osadzono w morzu kontrastujących kamieni półszlachetnych. Nie był to Cinnabar ani żadna znana Adele planeta.
Bernis Sand zatkała palcem wskazującym jedną dziurkę, niuchnęła, po czym gwałtownie kichnęła w chusteczkę, którą wyciągnęła z prawego rękawa. Podniosła głowę i spojrzała przenikliwie na Adele.
– Federacja nie jest szczególnie zajmująca, to fakt – powiedziała. – Jak tylko odwrócisz się do nich plecami, połowa tamtejszych kapitanów okazuje się być piratami, a rząd centralny nadrabia brak kompetencji brutalnością. Niemniej jest duża. Pomimo jej luźności całkowity handel z Federacją stanowi jedną dziesiątą obrotów domów kupieckich Cinnabaru i jego sojuszników. Od pokoleń Federacja była nastawiona do nas mniej lub bardziej przyjaźnie. Otwarte opowiedzenie się po stronie Sojuszu miałoby poważny wpływ na nasze relacje z mniejszymi państwami, których byt zależy od handlu z Północą.
Adele Mundy odnalazła poszukiwane informacje na holograficznym wyświetlaczu, wiszącym nad palmtopem. Odchyliła się na oparcie i uśmiechnęła zimno do Sand. Jedno zdanie wystarczyło, by przypomniała sobie pewien epizod z rodzinnej historii.
– Po rozprawieniu się z Konspiracją Trzech Kręgów – oznajmiła suchym, rzeczowym tonem – do Federacji uciekł okręt liniowy FRC admirała O’Quinna. Domniemywam, iż odmowa wydania okrętu i zbuntowanej załogi znacznie pogorszyła relacje.
« 1 10 11 12 13 14 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.