WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Obcy w obcym kraju |
Tytuł oryginalny | Stranger in a Strange Land |
Data wydania | 1 grudnia 2006 |
Autor | Robert A. Heinlein |
Przekład | Andrzej Sawicki |
Wydawca | Solaris |
ISBN | 83-89951-59-2 |
Format | 650s. 125×195mm; oprawa twarda |
Cena | 49,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Obcy w obcym krajuRobert A. Heinlein
Robert A. HeinleinObcy w obcym krajuIII Kapitan Willem van Tromp był dowódcą ludzkim, mającym sporą dozę zdrowego rozsądku. Przed przybyciem na Ziemię wysłał taki oto meldunek radiowy: „Mój pasażer nie może, powtarzam, nie może zostać poddany napięciu wynikającemu z publicznej prezentacji. Konieczne będą: prom zapewniający niskie ciążenie, nosze, ambulans i ochrona”. Wraz z pacjentem dowódca wysłał lekarza pokładowego, doktora Nelsona, żeby się upewnić, że Valentine Michael Smith zostanie umieszczony w izolowanym apartamencie Bethseda Medical Center, przeniesiony ostrożnie i położony na wodnym łóżku oraz chroniony przed natrętami przez strażników z piechoty morskiej. Sam zaś udał się na nadzwyczajne posiedzenie Rady Najwyższej Federacji. W chwili, gdy Valentine’a Michaela Smitha przenoszono na łóżko, dostojny minister ds. nauki przemawiał z napięciem w głosie: – Przyznaję kapitanie, że pańska władza jako dowódcy wojskowego ekspedycji, mającej pierwotnie charakter wybitnie naukowy, daje panu prawo, by nakazać otoczenie powierzonej panu tymczasowo osoby troskliwą opieką medyczną, nie rozumiem jednak, dlaczego uzurpuje pan sobie obecnie prawo do przeszkadzania działaniom właściwym mojemu departamentowi. Przecież ten Smith, to istna skarbnica informacji naukowych! – Owszem, przypuszczam, że ma pan rację, sir. – To dlaczego… – dostojny minister nauki urwał i zwrócił się do dostojnego ministra pokoju i bezpieczeństwa wojskowego. – Dawidzie? Ta sprawa w oczywisty sposób podlega teraz mojej jurysdykcji. Czy zechcesz wydać niezbędne polecenia swoim ludziom? Ostatecznie nie można naukowców pokroju profesora Kennedy czy doktora Okajamy – o innych nie wspominając – karmić w nieskończoność uspokajającą papką informacyjną. Minister pokoju nie odpowiedział, ale spojrzał pytająco na kapitana van Trompa, który potrzasnął przecząco głową. – Nie, sir. – Dlaczego nie? – zapytał nagląco minister nauki. – Przyznał pan sam, że on nie jest chory. – Pierre, pozwól kapitanowi się wytłumaczyć – wtrącił minister pokoju. – A więc, kapitanie? – Smith nie jest chory – wyjaśnił van Tromp ministrowi pokoju. – Ale też i nie czuje się dobrze. Nigdy przedtem nie miał do czynienia z ziemskim polem grawitacyjnym. Waży teraz ponad dwa i pół razy więcej, niż przywykł, i jego mięśnie nie mogą sprostać temu ciężarowi. Nie przywykł też do ziemskiego ciśnienia atmosferycznego. Wszystko jest dlań nowe, a towarzyszące temu napięcie nerwowe prawdopodobnie przewyższa jego siły. Tam, do licha, panowie, sam jestem diablo zmęczony powrotem do normalnej ziemskiej grawitacji, a przecież ja się na tej planecie urodziłem. Minister nauki zrobił pogardliwą minę. – Jeżeli wszystkim, co pana martwi, drogi kapitanie, jest zmęczenie przeciążeniem, niechże się pan pozwoli zapewnić, że zostało to przewidziane. Będziemy bardzo uważnie śledzili pracę jego płuc i serca. Nie jesteśmy pozbawieni zdolności przewidywania i uprzedzania wypadków. W końcu i ja kilkakrotnie opuszczałem naszą planetę. Wiem, co się wtedy czuje. Ten człowiek, Smith, musi… Kapitan van Tromp tę właśnie chwilę wybrał na rozładowanie dręczącego go napięcia. Mógłby to wytłumaczyć własnym zmęczeniem – bardzo realnym zmęczeniem, czuł się tak, jakby właśnie wylądował na Jowiszu – i zdawał sobie sprawę, że nawet czcigodny minister nie mógłby zbyt ostro potraktować człowieka, który niedawno był dowódcą pierwszej zwieńczonej powodzeniem wyprawy na Marsa. – No właśnie! – przerwał przedmówcy, parskając z niesmakiem. – „Ten człowiek!” CZŁOWIEK! Czy nie widzi pan, że on nie jest człowiekiem? – Co proszę? – SMITH NIE JEST CZŁOWIEKIEM! – Ehm… Czy zechciałby pan to wyjaśnić, kapitanie? – Smith nie jest człowiekiem. Jest inteligentną istotą o genach i pochodzeniu ludzkim, ale nie jest człowiekiem. Jest bardziej Marsjaninem niż człowiekiem. Nigdy nie widział istoty ludzkiej, zanim się nie zjawiliśmy. Myśli jak Marsjanin, czuje jak Marsjanin, został wychowany przez rasę diametralnie różniącą się od naszej. Marsjanie, na przykład, są bezpłciowi. Smith nigdy nie widział kobiety – i tak by pozostało, gdyby dopilnowano wykonania moich rozkazów. Jest człowiekiem z pochodzenia, ale Marsjaninem dzięki wychowaniu i środowisku. Jeżeli chcecie, żeby oszalał, jeżeli chcecie stracić waszą „skarbnicę informacji naukowych”, wezwijcie tych waszych zapierdziałych profesorów i pozwólcie im go nękać. Nie dajcie mu szansy na wyzdrowienie, wzmocnienie się i przyzwyczajenie do tej wariackiej planety. Idźcie i wyciśnijcie go jak cytrynę. Co mnie to obchodzi, ja swoje zrobiłem! Ciszę, która zapadła, przerwał gładki głos sekretarza generalnego Douglasa: – I dobrze się pan spisał, kapitanie. Pańska sugestia zostanie wzięta pod uwagę i niechże się pan uspokoi, bo my nie zrobimy nic pochopnego. Pete, jeżeli ten człowiek, lub ten Marsjanin, Smith, potrzebuje kilku dni na przystosowanie się do nowych warunków, jestem pewien, że nauka zniesie jeszcze tę zwłokę. Panowie, zamknijmy tę część narady i przejdźmy do innych spraw. Kapitan van Tromp jest zmęczony. – Jedną rzecz musimy rozstrzygnąć niezwłocznie – odezwał się minister informacji publicznej. – Cóż takiego, Jock? – Jeżeli szybko nie pokażemy człowieka z Marsa w triwizji, wybuchną zamieszki uliczne, panie sekretarzu. – Mmmm… Przesadzasz, Jock. I tak wszystkie kanały zapchane są Marsem. Jutro, na przykład, będę publicznie dekorował kapitana i jego dzielną załogę, a potem kapitan van Tromp będzie mówił o swoich wrażeniach z podróży – oczywiście po całonocnym odpoczynku, kapitanie. Minister potrząsnął głową. – To nie wystarczy, Jock? – Telewidzowie spodziewali się, że ekspedycja przywiezie z powrotem choć jednego prawdziwego i żywego Marsjanina, na którego wszyscy będą się mogli gapić do woli. Ponieważ nie możemy tego zapewnić, musimy mieć Smitha i to już! – Żywi Marsjanie? – sekretarz generalny Douglas odwrócił się do van Trompa. – Macie filmy z Marsjanami, prawda? – Setki. – Więc masz swoją odpowiedź, Jock. Kiedy publice opatrzą się już widowiska na żywo, pchnij w eter filmy o Marsjanach. Ludzie to pokochają. A teraz kapitanie, wróćmy do zagadnienia eksterytorialności: powiedział pan, że Marsjanie nie są mu przeciwni? – No cóż, sir – nie – ale nie opowiedzieli się też wyraźnie za nią. – Nie rozumiem… Kapitan van Tromp zagryzł wargę. – Nie wiem, jak to wyjaśnić, sir. Rozmowy z Marsjanami przypominają czasami dyskusje z echem. Nie ma sporu, ale też nie otrzymuje pan odpowiedzi. – Trudności językowe? Może powinien był pan przyprowadzić ze sobą tego… jak mu tam… semantyka? A może on czeka na zewnątrz? – Nazywa się Mahmoud, sir. Nie, doktor Mahmoud nie czuje się dobrze. Przeżywa lekkie załamanie nerwowe, sir. – Van Tromp uznał, że można użyć tego określenia mówiąc o osobniku zalanym na umór i w trupa. – Euforia przestrzeni? – Może trochę… – Cholerne szczury lądowe! – No cóż, proszę go tu ściągnąć, jak tylko poczuje się lepiej. Ten młody Smith też powinien być pomocny w przekładach. – Może i będzie – odrzekł van Tromp z powątpiewaniem w głosie. Tymczasem ten młody Smith był zajęty pozostawaniem przy życiu. Jego ciało, nieznośnie zgniatane i osłabione przez dziwaczny kształt przestrzeni w tym miejscu, doznawało chwilowej ulgi dzięki miękkości gniazda, w którym umieścili go ci obcy. Dał sobie spokój z wysiłkami dotyczącymi zewnętrznego ciała i skoncentrował swój trzeci poziom na oddychaniu i biciu serca. Natychmiast się zorientował, że jeszcze trochę, a może skonsumować samego siebie. Jego płuca pracowały niemal z takim trudem, jak w domu, serce jednak biło w zastraszającym tempie, żeby wtłoczyć w tętnice odpowiednie ilości krwi. Jednocześnie musiało sobie poradzić z ciśnieniem zewnętrznym i to w sytuacji, w której organizm był niemal kompletnie rozłożony przez zabójczo bogatą w tlen i niebezpiecznie gorącą atmosferę. Smith podjął natychmiastowe kroki zapobiegawcze. Zwolniwszy bicie serca do dwudziestu uderzeń na minutę i spłyciwszy oddech do niemal niewyczuwalnego, zostawił je i odczekał chwilę, żeby się upewnić, że zająwszy uwagę czymś innym, mimowolnie się nie odcieleśni. Usatysfakcjonowany, że organy pracują właściwie, przeznaczył na czuwanie drobną część drugiego poziomu swojego „Ja” i wycofał resztę jaźni. Musiał koniecznie przejrzeć konfiguracje licznych wydarzeń ostatnich dni, żeby dostosować je do siebie, a potem je uznać i polubić – w przeciwnym razie mogłyby go pochłonąć. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Idiota z kosmosu
— Sebastian Chosiński
Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Przydługa klasyka
— Miłosz Cybowski
Esensja czyta: Luty 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Katarzyna Piekarz, Konrad Wągrowski
Wyobcowanie
— Jakub Gałka