Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robert A. Heinlein
‹Obcy w obcym kraju›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułObcy w obcym kraju
Tytuł oryginalnyStranger in a Strange Land
Data wydania1 grudnia 2006
Autor
PrzekładAndrzej Sawicki
Wydawca Solaris
ISBN83-89951-59-2
Format650s. 125×195mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Obcy w obcym kraju

Esensja.pl
Esensja.pl
Robert A. Heinlein
« 1 2 3 4 »

Robert A. Heinlein

Obcy w obcym kraju

Gdzie powinien zacząć? Kiedy opuścił dom i przyłączył się do tych, z którymi dzielił teraz gniazdo? A może po prostu od jego przybycia do tego ciasnego miejsca? Nagle opadły go towarzyszące temu zdarzeniu dźwięki i światła, i odczuł je ponownie z rozdzierającym umysł bólem. Nie, nie był jeszcze gotów na przyjęcie i pogodzenie się z sytuacją. Cofnąć się! Cofnąć poza pierwsze spotkanie z tymi, którzy teraz byli jego ziomkami. Cofnąć się nawet poza uzdrowienie, które nastąpiło po tym, gdy po raz pierwszy zgrokował fakt, iż nie jest taki, jak jego bracia w gnieździe… Musiał się cofnąć do samego gniazda.
Żadnej z tych myśli nie wyrażały ziemskie symbole. Angielskiego nauczył się niedawno, ale używał go z mniejszą ochotą, niż Hindus użyłby go w rozmowie z Turkiem. Posługiwał się nim, jak szyfrant, żmudnie i z trudem przekładając każdy symbol. Teraz jego myśli, będące czysto marsjańskimi abstrakcjami wypracowanymi przez pół miliona lat przez absolutnie obcą kulturę, były kompletnie nieprzetłumaczalne i błądziły daleko od jakiegokolwiek ludzkiego doświadczenia.
W gabinecie przylegającym do izolatki, doktor „Tad” Thaddeus grał w cribbage’a z Tomem Meechumem, osobistym pielęgniarzem Smitha. Utkwiwszy wzrok z kartach, Thaddeus jednym okiem bacznie śledził wskaźniki i przyrządy, rejestrując każde uderzenie serca pacjenta. Kiedy błyskające światełka zmieniły tempo migotania z dziewięćdziesięciu dwu uderzeń na minutę do mniej niż dwudziestu, odłożył karty, zerwał się z krzesła i z depczącym mu po piętach Meechumem wpadł do pokoju Smitha.
Pacjent spoczywał na giętkiej powłoce hydraulicznego łoża. Wyglądał na martwego. Thaddeus zaklął krótko i warknął:
– Sprowadź doktora Nelsona!
– Tak jest, sir! – odpowiedział służbiście Meechum i dodał: – Doktorze, a może spróbujemy defibrylacji? On już chyba odjechał.
– SPROWADŹ DOKTORA NELSONA!
Pielęgniarz wypadł z pomieszczenia. Internista zbadał pacjenta tak dokładnie, jak tylko mógł, powstrzymując się jednak od dotykania. Był nadal zajęty badaniem, kiedy wszedł starszy doktor, poruszający się z czujnością człowieka, który po długim pobycie w nieważkości nie przywykł jeszcze do ziemskiego ciążenia.
– I cóż my tu mamy, doktorze?
– Oddech, temperatura i puls spadły nagle, mmm… mniej więcej dwie minuty temu, sir.
– Co pan dla niego zrobił?
– Nic, panie doktorze. Zgodnie z pańskimi instrukcjami…
– To dobrze. – Nelson obrzucił Smitha krótkim spojrzeniem, a potem przeniósł wzrok na przyrządy ustawione za wezgłowiem łóżka, takie same, jak w dyżurce obok.
– Proszę mnie powiadomić, gdyby cokolwiek się zmieniło.
I ruszył do wyjścia.
Obojętność doktora zdumiała młodszego kolegę.
– Ależ doktorze… – zaczął i urwał.
– Słucham, kolego. Jaka jest pańska diagnoza? – zapytał ponuro Nelson.
– Mmm… nie chciałbym się wypowiadać na temat pańskiego pacjenta.
– Niech pan mówi. Poprosiłem pana o zawodową opinię.
– No cóż, sir… – mówca zawahał się lekko. – To szok, może nietypowy, ale niemniej jednak szok, którego pacjent może nie przeżyć.
Nelson kiwnął głową.
– W normalnym przypadku byłaby to trafna diagnoza, ale to nie jest normalny przypadek. Wyluzuj, synu. Podczas powrotnej podróży widywałem pacjenta w takim stanie kilkanaście razy. To nic nie znaczy. Proszę spojrzeć. – Nelson podniósł prawe ramię Smitha i je puścił. Ramię nie opadło, trwając w pozycji, w jakiej je zostawił.
– Katalepsja? – zapytał Thaddeus.
– Niech pan to nazwie, jak się panu spodoba. Nazwanie ogona nogą nie zmieni pierwszego w drugie. Niech się pan przestanie przejmować, doktorze. W tej sprawie nie ma nic typowego. Niechże pan tylko dba o to, żeby nikt mu nie przeszkadzał i proszę mnie zawiadomić, gdyby coś się zmieniło.
Powiedziawszy to, ułożył ramię Smitha na prześcieradle.
Po wyjściu Nelsona Thaddeus raz jeszcze obejrzał uważnie pacjenta, potrząsnął głową i wrócił do Meechuma. Ten zaś zebrał karty i zapytał:
– Dobiera pan?
– Nie.
Pielęgniarz odczekał chwilę, a potem dodał:
– Gdyby mnie zapytano o zdanie, doktorze, to powiedziałbym, że nasz klient do rana strzeli w kalendarz.
– Ale nikt pana nie pyta.
– Przepraszam.
– Niech pan wyjdzie na korytarz i zapali ze strażnikami. Muszę pomyśleć.
Meechum wzruszył ramionami i wyszedł. Thaddeus otworzył dolną szufladę, wyjął butelkę i nalał sobie porcję trunku, który miał mu pomóc w myśleniu. Meechum wyszedł na korytarz do strażników, którzy początkowo wyprężyli się służbiście, ale na widok pielęgniarza wyluzowali.
– Cześć, stary – odezwał się wyższy ochroniarz. – Co to było za zamieszanie?
– Nic wielkiego. Pacjent właśnie urodził pięcioraczki i spieraliśmy się, jak je ponazywać. Ma który skręta i ognia?
Drugi wartownik wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
– Gotów jesteś do roli mamki? – zapytał.
– Nie za bardzo. Dzięki – Meechum wetknął papierosa do ust, mówiąc jednocześnie: – Słowo byłego skauta, panowie, nic nie wiem o tym pacjencie. A chciałbym wiedzieć, o co biega.
– O co chodzi z tym zakazem: „Żadnych kobiet”. To jakiś maniak seksualny, czy co?
– Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że przywieziono go z CHAMPIONA i powiedziano, że ma mieć absolutny spokój.
– CHAMPION! – odezwał się pierwszy z marine. – Jasne! Wszystko się zgadza!
– Niby co i z czym?
– No, jedno z drugim. Nie miał żadnej kobiety, nie widział żadnej i od miesięcy żadnej nawet nie dotknął. I jest chory, prawda? Oni się boją, że jak dopadnie jakąś laskę, to mogłoby go to zabić. – Zamrugał i odetchnął głęboko. – Idę o zakład, że gdyby mnie spotkało coś podobnego, też by mnie zabiło. Nic dziwnego, że nie chcą widzieć przy nim żadnej dupy.

Smith zdawał sobie sprawę z wizyty lekarzy, natychmiast jednak zgrokował, że mają przyjazne zamiary i uznał, iż nie musi przywoływać całej swojej jaźni z miejsca, w które ją posłał.
Powrócił rano, kiedy pielęgniarki budzą pacjentów, przecierając im twarze zimną, mokrą szmatą pod pozorem mycia. Przyspieszywszy tętno i oddech, z pogodną miną rozejrzał się dokoła. Zbadał wzrokiem pokój, zwracając nie bez podziwu uwagę na wszystkie szczegóły, ważne i nieważne. Tak naprawdę spoglądał na nie po raz pierwszy, ponieważ nie był w stanie niczego zrozumieć, gdy go tu wczoraj wniesiono. Miejsce było dlań niezwykłe; niczego takiego nie widział na Marsie, pokój nie przypominał również metalowych kajut na CHAMPIONIE. Ożywiwszy jednak w pamięci wszystkie wydarzenia pośrednie, jakie wiązały jego pobyt w gnieździe z tym miejscem, gotów był je teraz zaakceptować, uznać, a nawet w pewnym stopniu polubić.
Zdał sobie sprawę, że oprócz niego jest w pokoju inna żywa istota. Z sufitu spuszczał się ku niemu na długiej nitce pająk, którego można by uznać za pradziadka wszystkich pająków. Stwór się kołysał, a Smith obserwował go przyjaźnie i zastanawiał się, czy nie patrzy przypadkiem na gniazdową formę człowieka.
W tejże chwili do izolatki wszedł doktor Arche Frame, internista, który zmienił Thaddeusa na dyżurze.
– Dzień dobry – powitał pacjenta. – Jak się czujemy?
Smith zastanowił się nad odpowiedzią. W pierwszym zdaniu rozpoznał czysto formalne stwierdzenie, nie wymagające odpowiedzi, choć można też było na nie odpowiedzieć. Kolejna fraza, jak pamiętał, mogła mieć kilka znaczeń. Jeżeli używał jej doktor Nelson, miała znaczenie, ale w ustach kapitana Trompa była dźwiękiem formalnym, również nie wymagającym odpowiedzi.
Poczuł konsternację, która często towarzyszyła mu, gdy próbował porozumieć się – było to niepokojące wrażenie, którego nie doznawał, zanim nie spotkał ludzi. Zmusił jednak ciało do zachowania spokoju i zaryzykował odpowiedź:
– Czuję… dobrze.
– Dobrze! – zawtórowało mu stworzenie. – Za chwilę zjawi się tu doktor Nelson. Jesteśmy gotowi na śniadanie?
Wszystkie cztery słowa, z jakich składało się zapytanie, znajdowały się w słowniku Smitha, nie miał jednak pewności, czy dobrze zrozumiał całość. Wiedział, czym było śniadanie, nie był jednak pewien, czy jest na nie gotowy. Nie ostrzegano go, że może spotkać go taki zaszczyt, iż zostanie zjedzony. Nie miał też pojęcia, że z braku dostatecznej ilości pożywienia trzeba tu redukować liczebność społeczeństwa. Przepełnił go łagodny żal, ponieważ tak wiele nowych wydarzeń miał jeszcze do zgrokowania, gotów jednak był pogodzić się z losem i nie stawiać oporu.
Wejście doktora Nelsona oszczędziło mu jednak wysiłku tłumaczenia odpowiedzi. Lekarz pokładowy niewiele do tej pory zaznał odpoczynku, a okazji do snu jeszcze mniej; nie tracąc czasu na mowę, w milczeniu przyjrzał się Smithowi i wskaźnikom.
Potem zwrócił się do Smitha z pytaniem:
– Co ze stolcem?
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Idiota z kosmosu
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Krótko o książkach: Przydługa klasyka
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Luty 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Katarzyna Piekarz, Konrad Wągrowski

Wyobcowanie
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.