Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Morgan
‹Trzynastka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzynastka
Tytuł oryginalnyBlack Man
Data wydania1 sierpnia 2008
Autor
PrzekładMarek Pawelec
Wydawca ISA
ISBN978-83-7418-205-8
Format592s. 161×240mm; oprawa twarda
Cena49,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Trzynastka

Esensja.pl
Esensja.pl
Richard Morgan
« 1 14 15 16 17 »

Richard Morgan

Trzynastka

– A co się stanie, jeśli system nie pozwoli im ponownie zamarznąć? – Coyle wyraźnie nie zamierzał odpuścić swojego endemicznego braku wiary w technikę. Sevgi pomyślała cierpko, że może po prostu dorastał w Jezusowie i wyemigrował na Wybrzeże.
Norton się zawahał.
– Statystycznie to na tyle bliskie niemożliwości, że…
– Wcale nie jest niemożliwe – leniwie zauważyła Rovayo. – Ponieważ, jeśli dobrze pamiętam, to przytrafiło się już jakiemuś biednemu sukinsynowi jakieś siedem czy osiem lat temu. Dokładnie to. Obudził się i nie mógł ponownie zamarznąć, musiał przesiedzieć całą drogę.
– Tak, też to pamiętam – zgodził się Norton. – Kapsuła kriogeniczna wypluła go i nie chciała dać się zresetować, jakiś błąd systemu. Facet musiał przesiedzieć całą trajektorię, aż dostała się do niego ekipa ratunkowa. Widzisz, jeśli transportowiec jest dostatecznie blisko punktu startowego, systemy awaryjne zawracają go i wysyłają na spotkanie statku ratowniczego, co znacząco skraca czas odzysku. Jeśli są bliżej do drugiego końca podróży, spalają zapasowe paliwo, żeby przyspieszyć. Jak by na to nie patrzeć, nie potrzeba wiele jedzenia, żeby utrzymać kogoś przy życiu do czasu uratowania.
Cóż, dodała po cichu Sevgi, ale nie w sytuacji, gdy masz pecha i trafi ci się gorsza orbita. Ale nie lubimy o tym mówić. To jedna z tych rzeczy, które nazywamy cichymi faktami. Coś, o czym raczej nie wspomniałby nawet stały personel INKOL. Jedna z tych rzeczy, za którymi trochę trzeba pogrzebać.
Jednak w miarę jak „Horkan’s Pride” w ciszy nieuchronnie zbliżał się do domu, Sevgi poświęciła trochę czasu na grzebanie. Detektyw Ertekin ma zdrowe, analityczne podejście do pracy, przeczytała kiedyś raport na swój temat po pierwszym roku pracy w wydziale zabójstw, i wykazuje energię i entuzjazm w absorbowaniu świeżych szczegółów. Ma talent do szybkiego dostosowywania się do nowych okoliczności. Próbowali napisać, że odrobiła swoje zadanie, i tutaj, prawie dekadę później, w sercu INKOL, zrobiła to ponownie. Odrobiła swoje zadanie i odkryła, że odległość między Ziemią i Marsem mogła różnić się nawet sześciokrotnie. Wyglądało na to, że Mars krąży po orbicie eliptycznej, a dodanie do tego różnych prędkości orbitalnych obu planet oznaczało, że mogło je oddzielać od około sześćdziesięciu do czterystu milionów kilometrów, w zależności od tego, kiedy postanowiło się przekroczyć ten dystans. Nawet opozycje – gdy Mars i Ziemia zbliżały się do siebie, lecąc przez chwilę łeb w łeb – mogły się różnić o parę milionów kilometrów. Starty tranzytowe INKOL brały do pewnego stopnia pod uwagę te różnice, ale ponieważ cykl zmieniał się co kilka lat, nie można było po prostu czekać i wysyłać całego ruchu tylko podczas zbliżeń. Ten słynny facet, który obudził się wcześniej jakieś osiem lat temu, miał szczęście – trafił gdzieś w okolice opozycji, co skróciło trajektorię dobrze poniżej stu milionów kilometrów.
Tym razem wracający do domu facet nie miał tyle szczęścia. „Horkan’s Pride” wystartował przy drugim końcu cyklu i leciał na Ziemię przez ponad trzysta milionów kilometrów zimnej, pustej przestrzeni.
Bez przerw na posiłki.
– Dobra – zgodziła się Rovayo. – Nie ma SOS, bo n-dżin został wyłączony. Ale muszą być jakieś procedury na ręczne przywrócenie kopii zapasowej, prawda?
– Tak. – Norton kiwnął głową. – To nie jest skomplikowane. W centralce łączności do ściany przybite są szczegółowe instrukcje.
– Ale nasz facet postanowił je zignorować.
– Tak, na to wygląda. Leciał po cichu całą drogę do domu, i to prawdopodobnie gdzieś prawie od strony Marsa. Na pokładzie nie ma na to dość żywności, nawet dla jednej osoby. Jeśli chce się siedzieć po cichu i przeczekać cały lot, trzeba sobie znaleźć coś jeszcze do jedzenia.
– Czyli facet jednak jest pieprzonym świrem. – W głosie Rovayo słychać było tony „a nie mówiłam?”. Powrót do początkowych założeń. Dobra, zgodziła się, że to mógł być facet, ale nie zamierzała uwierzyć, że mógł nie być wariatem. – Musi być. Nie musiał…
– Owszem, musiał – rzuciła w przestrzeń Sevgi. Czas, żeby wszyscy na tym skorzystali. – Musiał lecieć po cichu. Nie mógł wezwać statku ratunkowego i nie mógł wrócić do kriokapsuły, zakładając, że ta by zadziałała, ponieważ te opcje uniemożliwiłyby mu realizację celu.
Chwila ciszy. Dostrzegła pełne rezygnacji spojrzenie, które Rovayo posłała Coylowi. Wielki gliniarz rozłożył ręce.
– A ten cel to…?
– Wrócić do domu wolnym.
– Wydaje się, że to działania trochę na wyrost – sardonicznie rzuciła Rovayo. – Nie sądzisz?
– Wcale nie na wyrost. – Sevgi słyszała swój głos, choć nagle słowa stały się ciężkie i trudno było je wydusić. Opuszczał ją synd, wycofując się z ośrodków mowy, pozostawiając ją w gasnącym świetle natchnienia bez dobrego sposobu na przekazanie go. Z wysiłkiem poszukała jasnych sformułowań. – Słuchajcie, lot kosmiczny to układ zamknięty. Dokujesz na orbicie, a to gwarantowana kontrola, testy medyczne po rozmrożeniu, pobranie identyfikacji. Zazwyczaj koło tygodnia, zanim pozwolą ci zjechać windą na dół nanokraty i wypuszczą. Kimkolwiek był ten gość, nie chciał przez to wszystko przechodzić. Nie mógł sobie pozwolić na przylot w stanie zamrożenia wraz z innymi i z pewnością nie mógł zostać uratowany. Obie te opcje kończą się na nanokracie. Potrzebował odejść niezauważony, niezarejestrowany. I to był dla niego jedyny sposób.
– Tak, ale czemu? – chciał wiedzieć Coyle. – Sześć czy siedem miesięcy kanibalizmu, izolacji, możliwego szaleństwa. Ryzykując rozbicie na końcu drogi. Plus przeróbka kriokapsuły, a to musi się wiązać z jakimś ryzykiem, prawda? No, sama rozumiesz. Jak bardzo ktoś musiałby chcieć dotrzeć do domu wolny?
Na twarzy Nortona pojawił się cierpki uśmieszek, ale nic nie powiedział. Nie publicznie. Sevgi dała sobie spokój z dyplomacją.
– Nie rozumiesz. Nie jest tajemnicą, że na Marsie są ludzie, którzy żałują, że zgodzili się tam polecieć, tacy, co chcieliby wrócić do domu. Ale to trepy, tania siła robocza wysiłku kolonizacyjnego. Ten człowiek jest kimś więcej. Mówimy o kimś, kto z łatwością manipuluje kapsułą kriogeniczną i systemami medycznymi, kto potrafi obsługiwać pokładowe procedury lądowania awaryjnego…
– Tak, to kolejna sprawa, której nie rozumiem – wtrąciła skrzywiona Rovayo. – Przez całą podróż facet wyciąga pasażerów z kapsuł kriogenicznych i chowa ich tam z powrotem. Czemu nie zabić po prostu jednego z nich i zająć miejsce opróżnionej chłodziarki?
– Trochę trudno byłoby to wyjaśnić, gdy już cię wyciągną na drugim końcu – cierpko zauważył Coyle.
Jego partnerka wzruszyła ramionami.
– No dobrze, to ustawić kriokapsułę tak, żeby obudziła cię tydzień przed domem. Potem…
Norton potrząsnął głową.
– Nie da się. Kriokapsuły są indywidualnie kodowane dla każdego pasażera na poziomie nano i mają bardzo sztywne parametry programu. Natychmiast odrzuciłyby inne ciało. Żeby to obejść, trzeba być specjalistą od biotechu kriogenicznego, a nawet wtedy nie dałoby się chyba tego zrobić w locie. Tego rodzaju kodowanie odbywa się, gdy statek przebywa w doku, i wyłączają do tego cały system. Nie potrafiłabyś też zakodować wcześniejszego obudzenia, z tego samego powodu. Wszystko to, co się tam zdarzyło, mieściło się w istniejących parametrach automatycznych systemów. Istnieją zaprogramowane warunki umożliwiające tymczasowe wyciągnięcie pasażera z kriogeniki w celu poddania go procedurom medycznym. Nie ma możliwości wymiany pasażerów lub pozwolenia im na wcześniejsze obudzenie.
– A on był dość bystry lub dostatecznie przeszkolony, żeby o tym wiedzieć – podkreśliła Sevgi. – Zastanówcie się. Wiedział dokładnie, które systemy mógł bezpiecznie przerobić, i dokonał tego, nie wywołując przy tym ani jednego alarmu.
– Tak, tak, i jeszcze ma talent do alternatywnej kuchni – warknął Coyle. – Co chcesz nam powiedzieć?
– To, że osoba posiadająca umiejętności i siłę, jakimi wykazał się ten człowiek, poleciałaby na kontrakt terminowy, co oznacza trzy do pięciu lat bez konieczności przedłużenia. Mógł poczekać i wrócić do domu w kriokapsule, do tego całkiem bogaty. – Sevgi przeciągnęła wzrokiem po rozmówcach. – Czemu tego nie zrobił?
Rovayo wzruszyła ramionami.
– Może wtedy nie mógł. Trzy lata to kupa czasu, gdy patrzy się na to z niewłaściwego końca. Zapytaj nowego narybku w Folsom albo Quentin Dwa, a to przecież tylko więzienie tu, na Ziemi. Może facet wysiadł z promu w Bradburym, rozejrzał się wokół po tych wszystkich czerwonych skałach, zrozumiał, że popełnił błąd i po prostu nie umiał sobie z tym poradzić.
« 1 14 15 16 17 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski

Berserker yaoi
— Michał Kubalski

Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz

Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz

Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz

Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.