WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Trzynastka |
Tytuł oryginalny | Black Man |
Data wydania | 1 sierpnia 2008 |
Autor | Richard Morgan |
Przekład | Marek Pawelec |
Wydawca | ISA |
ISBN | 978-83-7418-205-8 |
Format | 592s. 161×240mm; oprawa twarda |
Cena | 49,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
TrzynastkaRichard Morgan
Richard MorganTrzynastka– Co się stało z kończynami? – zdołała zapytać prawie swobodnie. – Usunięto je chirurgicznie. – Tsai wskazał w głąb korytarza. – Wciąż pobierają zapisy automatycznego chirurga, więc nie jesteśmy jeszcze pewni, jak to zrobiono, ale to oczywiste wyjaśnienie. – W takim razie jak trafił tutaj? Kapitan kiwnął głową. – Tak, to trochę trudniejsze. Może uderzenie trochę porozrzucało ciała. Większość kapsuł kriogenicznych ma otwarte pokrywy, ze środkami odżywczymi rozlanymi po podłodze i ścianach. Wygląda na to, że ktokolwiek to zrobił, nie był aż tak skrupulatny w sprzątaniu, przynajmniej pod koniec. – Kiedy statek spadał, powinny były zadziałać grodzie na korytarzach – zauważył Norton. – Te statki w sytuacjach zagrożenia dzielone są na przedziały. Nie ma mowy, żeby coś mogło przelecieć w taki sposób z jednego końca kadłuba na drugi. Wykluczone. – Cóż, to tylko teoria. – Tsai znów machnął ręką w głąb korytarza. – Ale sami widzicie. Nie ma tu za wiele przedziałów. Chcecie obejrzeć sekcję kriogeniczną? Sevgi spojrzała w głąb korytarza, gdzie zamontowane przez policję oświetlenie rozjarzało okolice sypialni. Dostrzegła poruszające się w głębi postacie, usłyszała jakieś głosy. Krótki śmiech. Dźwięk niemal z fizyczną siłą pchnął ją w przeszłość, do czasów miejsc zbrodni z wydziału zabójstw. Czarny humor pomagał zacieśniać więzy, łącząc ich z siłą niedostępną dla nikogo, kto nie pracował w tych sprawach, dokładając się do oderwania przychodzącego z doświadczeniem. Strasznie dziwne miewasz nostalgie, dziewczyno. Trochę ją to zaniepokoiło, gdyż uświadomiło siłę, z jaką – pomimo buntu żołądka – zapragnęła nagle wrócić do tego świata i jego mrocznych procedur. – Pozostałe ciała – odezwała się, gdy synd rozjaśnił jej w głowie. – Wszystkie zostały okaleczone tak jak to, prawda? Twarz Tsai zmieniła się w maskę. – Albo gorzej. – Znaleźliście kończyny? – Nie jako takie. Sevgi kiwnęła głową. – Tylko kości, prawda? Och, Ethan, powinieneś tu być i to zobaczyć. Tym razem to się naprawdę stało, tak jak zawsze opowiadałeś, że kiedyś będzie. – Zgadza się. – Tsai patrzył na nią jak nauczyciel na bystrego ucznia. – Ty chyba żartujesz – cicho odezwał się Norton. Sevgi obróciła się w jego stronę. To było odruchowe odrzucenie, szok, nie protest. – Zgadza się. – Ktoś pociął tych ludzi używając autochirurga… Kiwnęła głową, w ostrym wspomaganiu syndu i szoku zrozumienia wciąż niepewna, jak się czuje, jak powinna się czuć. – Tak. I zjadł ich. Rozdział 5 Przypominało to krajobraz z obrazów Dalego. Wirtual biura śledczego był standardem dochodzeniowym, który Sevgi pamiętała ze swojej pracy w nowojorskiej policji – jak okiem sięgnąć, dziewicza pustynia Arizony i błękitne niebo pozbawione czegokolwiek poza sierpem księżyca, ze znakiem wodnym w postaci logo projektanta. Każdą sekcję śledztwa przedstawiono w postaci trzypiętrowego budynku, które rozrzucono po okolicy w nadnaturalnie eleganckim półkolu. Budynki pozbawiono bocznych ścian, tworząc wrażenie przekroju w modelu architektonicznym, i wyposażono je w schody umożliwiające pokonywanie poziomów. Obok każdej struktury unosiły się etykiety z eleganckimi literami informującymi o anomaliach danych, laboratorium, odzyskanych danych kontrolnych i wcześniejszych informacjach. Spora część przestrzeni wciąż była pusta, dane miały dopiero nadejść, ale na odsłoniętych korytarzach głównego laboratorium leżały okaleczone ciała z „Horkan’s Pride”, przypominając zniszczone muzealne rzeźby. Nawet w ich przypadku wciąż brakowało pełnych danych organicznych, ale ciała dość wcześnie przeskanowano do systemu. Teraz leżały upozowane perfekcyjnie jak na wybiegu, zabarwione i dostatecznie realne, by mogło się zrobić niedobrze na sam ich widok. Sevgi widziała już ich zbliżenia, teraz z mroczną fascynacją skupiła się na gładko ściętej kości w gęsto upakowanym mięsie ramienia odciętego centymetr od barku, po czym głęboko tego pożałowała. Synd zaczynał się zużywać, zostawiając po sobie śliskie resztki ukrywanego dotąd kaca. Interfejs n-dżinna laboratorium patologicznego, idealna piękność o euroazjatyckich rysach, w doskonale uszytym fartuchu, z maszynowym spokojem relacjonowała koszmar. – Sprawca wybrał kończyny, ponieważ ich wykorzystanie wiązało się z najprostszą modyfikacją programów automatycznego chirurga z funkcji chirurgicznych na rzeźnicze. – Elegancki gest. – Amputacja jest procedurą obecną w protokołach autochirurga i nie stanowi zagrożenia dla życia. Po każdej procedurze chirurgicznej pacjent, wciąż żywy, przenoszony był do jednostki kriogenicznej, zapewniając pewną i stałą dostawę świeżego mięsa. – I automedyk tak po prostu pozwolił na to wszystko? – Coyle rozglądał się wokół, stanowiąc ucieleśnienie męskiej furii pozbawionej obiektu ataku. – Co to, do cholery, ma być? – To – zmęczonym głosem wyjaśniła Sevgi – jest selektywna ingerencja w system. Ktoś dostał się na poziom ogólnych protokołów i wyłączył dżina statku. Dla dobrego danołamacza nie byłoby to takie trudne. Wszystkie te statki i tak mają opcję ludzkiej blokady, a n-dżinn ma wbudowane zabezpieczenie w postaci protokołu samobójstwa. Wystarczyło po prostu przekonać go, że uległ uszkodzeniu, i sam się wyłączył. Istnieją całe serie wtórnych zabezpieczeń przeciwko dostaniu się takich uszkodzeń do systemów autonomicznych, ale z tego, co słychać, nie musieliśmy się tym martwić. Nie kazał systemom medycznym robić niczego, do czego już nie były przygotowane. – On? – zapytała Rovayo. Sevgi zdążyła już ją zaklasyfikować jako zawodnika wsparcia, a to wyglądało na konfrontację – dotkniętą potencjalnym feminazistowskim szowinizmem. – Czemu to musi być on? Sevgi wzruszyła ramionami. Nie powiedziała: bo statystycznie rzecz biorąc, tak to do cholery jest. – Przepraszam. Figura stylistyczna. – Jasne. Do czasu, aż nie wrócą z laboratorium wyniki badań śladów i dowiemy się, że to faktycznie mężczyzna – skomentował Norton. Zignorował buńczuczne spojrzenie Rovayo i podszedł bliżej do budynku laboratorium patologicznego i jego wystawy. Mechaniczna rzeczniczka laboratorium ustąpiła i stała w pełnej poważania ciszy, czekając na skierowane do siebie pytania. Najwyraźniej nie uaktywniono jej wyższych funkcji interakcyjnych. Norton dźgnął wyeksponowany uśmiech kobiecego trupa, a ten wyskoczył na nich. Odległości w konstrukcie były zwodnicze – przestrzeń mogła się tu wyginać i nabrzmiewać jak w soczewce, w zależności od uwagi użytkownika. – Jedno, czego nie rozumiem, to ten bałagan. Rozumiem, czemu ich pozabijał – nie chce się w takiej sytuacji zostawić świadków, niezależnie od tego, czy mają kończyny, czy nie. Ale czemu krew na ścianach? Czemu tak kaleczyć twarze? – Bo był cholernym psychopatą – warknął Coyle. – Te rzeczy pewnie też zjadł, prawda? – Trudno powiedzieć. – Kobiecy konstrukt laboratorium znów ożył, wywołując z jednego z plików bańkę wyświetlacza danych. – Dane zebrane z jednostki kuchennej sugerują, że mięso zdrapane z czaszek mogło zostać ugotowane i strawione. Nie dotyczy to oczu, które zostały wydłubane, a następnie porzucone. Sevgi ledwie zerknęła na powiększony obraz. I tak zresztą był trochę zbyt abstrakcyjny, by go łatwo zrozumieć – szkice śladów molekularnych i boczny pasek z podsumowaniem informacji o działaniu mikrofal. Później przejrzy budynek z plikami i zapozna się z tym we właściwym dla siebie tempie. W tej chwili wciąż wpatrywała się w zniszczoną twarz Heleny Larsen. Specjalistka z dziedziny demodynamiki, rzeczoznawca psychiatryczny. Rozwiedziona, niedługo potem podpisała kontrakt marsjański. INKOL dostawał sporo takich ludzi. Człowiek odrywa się od wszystkiego, co znane – czemu nie. Dotychczasowe podstawy życia sypią ci się pod nogami i pewnie potrzebujesz pieniędzy. Trzy lata, minimalny kontrakt dla wykwalifikowanego personelu, nagle wcale nie są takie straszne. Na Marsie zarabia się duże pieniądze, a przez jakiś czas przynajmniej nie ma ich na co wydawać. Wracałaś do domu jako bogata kobieta, Heleno Larsen. Wracałaś z historiami o obcym niebie do opowiadania dzieciom, które kiedyś zapewne byś urodziła. Miałaś w życiorysie podróż wraz z reprezentowanym przez nią potencjałem. Zostawiłaś przeszłość za sobą. To musiało być lepsze od grzebania się w pozostałościach dawnego życia, prawda? Lepsze od trzymania się tych resztek, które mogły ci… – Śledcza Ertekin? Zamrugała. Nie usłyszała tego, co powiedział do niej Coyle. – Przepraszam, zamyśliłam się – przyznała zgodnie z prawdą. – Co…? – Pytałem – wyjaśnił gliniarz, mocno akcentując czas przeszły – czy uważa pani za prawdopodobne, że ten, kto to zrobił, wciąż żyje |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski
Berserker yaoi
— Michał Kubalski
Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz
Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz
Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz
Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz