WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Misja Błazna |
Tytuł oryginalny | Fool’s Errand |
Data wydania | czerwiec 2003 |
Autor | Robin Hobb |
Przekład | Zbigniew A. Królicki |
Wydawca | MAG |
Cykl | Złotoskóry |
ISBN | 83-89004-50-X |
Format | 595s. 115×185mm |
Cena | 35,— |
Gatunek | fantastyka |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Misja Błazna, rozdział 7Robin Hobb
Robin HobbMisja Błazna, rozdział 7– To było dawno temu – przypomniałem Błaznowi. – Teraz to już przeszłość. – Tak twierdzą niektórzy. Inni nie zgadzają się z tym. Niektórzy wciąż żywią nienawiść do Zawyspiarzy i mówią, że nawet smoki, które na nich wysłaliśmy, były da nich zbyt litościwe. Oczywiście, inni powiedzą, że powinniśmy zapomnieć o wojnie, gdyż Sześć Królestw i Zawyspiarze zawsze na przemian wojowały lub handlowały ze sobą. W drodze tutaj słyszałem, jak ludzie powiadają, że królowa Ketriken usiłuje zawrzeć pokój i pakt handlowy z Zawyspiarzami. Słyszałem jak mówiono, że ożeni księcia Sumiennego z zawyspiarską narczeską, aby umocnić pakt, który zaproponowała. – Narczeską? Podniósł brew. – Sądzę, że to ktoś w rodzaju księżniczki. A przynajmniej córka jakiegoś możnowładcy. – No cóż. – Usiłowałem nie okazać jak bardzo zaniepokoiły mnie te wieści. – Nie byłby to pierwszy taki wypadek w historii dyplomacji. Pamiętasz w jaki sposób Ketriken została żoną Szczerego. Celem tego małżeństwa miało być umocnienie naszego przymierza z Królestwem Górskim. Mimo okazało się czymś znacznie ważniejszym. – Istotnie – przytaknął zgodliwie Błazen, lecz jego spokojne słowa dały mi do myślenia. Zaniosłem nasze talerze do chaty i umyłem je. Zastanawiałem się, co Sumienny sądzi o tym, że ma być wykorzystany w transakcji wymiennej jako zabezpieczenie traktatu, ale zaraz porzuciłem ten temat. Ketriken z pewnością wychowała go zgodnie z zasadami Królestwa Górskiego, w którym władca zawsze był sługą ludu. Sumienny będzie… hmm… sumiennie wypełniał swoje obowiązki, powiedziałem sobie. Niewątpliwie przyjmie je bez wahania, tak jak Ketriken zaakceptowała jej zaaranżowane małżeństwo ze Szczerym. Zauważyłem, że beczka z wodą jest już prawie pusta. Błazen nigdy nie oszczędzał jej myjąc czy piorąc. Zużywał trzy razy więcej wody niż jakikolwiek znany mi człowiek. Wziąłem wiadra i wyszedłem na zewnątrz. – Przyniosę więcej wody. Zwinnie zerwał się na równe nogi. – Pójdę z tobą. I poszedł ze mną upstrzoną plamami cienia ścieżką do strumienia, do miejsca, które pogłębiłem i ocembrowałem kamieniami, żeby łatwiej napełniać wiadra. Skorzystał z okazji, aby umyć sobie ręce i napić się zimnej, słodkiej wody. Wyprostował się i nagle rozejrzał się wokół. – Gdzie jest Ślepun? Wstałem, trzymając w obu rękach wiadra. – Och, czasem lubi chodzić własnymi drogami. On… Poczułem przeszywający ból. Upuściłem pełne wiadra i kurczowo złapałem się za gardło zanim zrozumiałem, że to nie moje cierpienie. Błazen napotkał moje spojrzenie i jego złocista skóra nagle zmatowiała. Myślę, że poczuł cień mego strachu. Sięgnąłem myślą do Ślepuna, znalazłem go i pobiegłem. Gnałem na przełaj przez las, a krzaki szarpały moje odzienie, usiłując mnie zatrzymać. Przedzierałem się przez nie, nie zważając na całość mojego ubrania i skóry. Wilk nie mógł oddychać: jego spazmatyczne dyszenie było jak parodia mojego sapania. Starałem się nie poddawać jego panice. Biegnąc, wyjąłem nóż, szykując się do walki z atakującym go nieprzyjacielem. Kiedy jednak wypadłem spomiędzy drzew na polankę w pobliżu bobrowego stawu, zobaczyłem, że jest sam. Wił się na ziemi przy brzegu. Jedną łapę miał wetkniętą do szeroko rozwartego pyska. Na kamienistym brzegu leżała połowa dużej ryby. Ślepun kręcił się w kółko, potrząsając łbem i usiłując pozbyć się tego, co utkwiło mu w gardle. Opadłem na kolana obok niego. – Nie szarp się! – błagałem, ale nie sądzę, żeby mnie usłyszał. Strach odebrał mu rozsądek. Chciałem go objąć i uspokoić, ale wyrwał mi się. Gwałtownie potrząsał łbem, ale nie mógł pozbyć się ryby z pyska. Rzuciłem się na niego, przygniatając go do ziemi. Wylądowałem na jego żebrach i przypadkiem uratowałem mu życie. Ciężar mojego ciała wypchnął powietrze z jego płuc i przesunął rybę. Nie zważając na ostre zęby, wetknąłem rękę do jego pyska, wyrwałem rybę i odrzuciłem. Poczułem, jak spazmatycznie wciąga powietrze. Puściłem go. Chwiejnie stanął na nogi. Ja jeszcze nie czułem się na siłach, aby wstać. – Dławić się rybą! – wykrzyknąłem drżącym głosem. – Mogłem się domyślić! To cię nauczy, żeby nie połykać tak łapczywie! Ja również nabrałem tchu, czując niewiarygodną ulgę. Jednak krótkotrwałą. Wilk zrobił dwa niepewne kroki, po czym znów padł na ziemię. Już się nie dławił, lecz czułem emanujący od niego ból. – Co się stało? Co mu jest? – zapytał za moimi plecami Błazen. Nawet nie wiedziałem, że przybiegł za mną. Teraz nie miałem dla niego czasu. Na czworakach pospieszyłem do mego towarzysza. Z obawą położyłem dłoń na jego ciele i poczułem, jak ten dotyk wzmacnia naszą więź. Ściskało go w piersi. Bolało tak, że ledwie mógł oddychać. Bicie serca nierównym echem dudniło mu w uszach. Spod niedomkniętych powiek widać było tylko białka ślepi. Jęzor wystawał mu z pyska. – Ślepunie! Bracie mój! – wykrzyknąłem, lecz wiedziałem, że mnie nie słyszy. Sięgnąłem ku niemu, siłą woli przekazując mu moją siłę, ale poczułem coś, co mnie zdumiało. Unikał kontaktu. Nie chcąc nawiązać tej więzi, która łączyła nas tak długo, wycofywał się na tyle, na ile pozwalała mu słabość. Gdy skrywał przede mną swe myśli, poczułem, że umyka przede mną w szara mgłę, której nie zdołam przeniknąć. To było nie do zniesienia. – Nie! – zawyłem i rzuciłem w ślad za nim moją jaźń. Nie mogąc przedrzeć się przez tę szarą barierę Rozumieniem, rzuciłem przeciwko niej moją Moc, zuchwale oraz instynktownie wykorzystując każdą uncję posiadanej magii, aby go dosięgnąć. I nagle byliśmy razem, a moja świadomość złączyła się z jego jaźnią tak ściśle, jak jeszcze nigdy przedtem. Jego ciało stało się moim. Przed wieloma laty, kiedy zabił mnie Władczy, umknąłem z pokiereszowanej skorupy mojego ciała i schroniłem się w ciele Ślepuna. Dzieliłem je z wilkiem, snując jego myśli, patrząc na świat jego ślepiami. Towarzyszyłem mu, jak pasażer w jego życiu. W końcu Brus i Cierń przywołali mnie z powrotem zza grobu i kazali powrócić do mego zimnego ciała. Tym razem było inaczej. Zupełnie inaczej. Teraz, gdy uczyniłem jego ciało moim, moja ludzka świadomość zawładnęła jego wilczą jaźnią. Wniknąłem weń i zmusiłem, by przestał się wić. Zignorowałem jego oburzenie moim postępowaniem: robię to, co jest konieczne, powiedziałem mu. Gdybym tego nie zrobił, niechybnie by umarł. Przestał się opierać, ale nie pogodził się z tym. Miałem wrażenie, że wzgardliwie poddaje się moim zabiegom. Później będę się tym martwił. Teraz jego urażona duma była najmniejszym z moich zmartwień. Dziwnie było w ten sposób być w jego ciele. Jakbym włożył cudze ubranie. Czułem każdą cząstkę jego ciała, od pazurów po koniec ogona. Czułem dziwny smak powietrza i nawet w tym stanie wyraźnie wyczuwałem otaczające mnie wonie. Zapach znajdującego się obok, mojego ciała, które pochylało się nad tym wilczym, potrząsając nim. Nie miałem teraz czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Odkryłem źródło cierpienia. Było nim skołatane serce. Zmusiwszy wilka, żeby leżał spokojnie, już trochę mu pomogłem, lecz nierówne tętno było złowieszczym znakiem, że coś jest nie tak. Zaglądanie do piwnicy, a wejście do niej i rozglądanie się w ciemnościach, to dwie różne rzeczy. Wiem, że to kiepskie wyjaśnienie, ale lepszego nie znajduję. Teraz nie wyczuwałem bicia jego serca, ale czułem je. Nie miałem pojęcia, jak tego dokonałem. Tak jakbym rozpaczliwie uderzył barkiem w drzwi, wiedząc, że po ich drugiej stronie znajdę ocalenie, a te drzwi nagle ustąpiły. Stałem się jego sercem, znałem moją rolę w wilczym ciele i wiedziałem również, że nie funkcjonuję jak należy. Mięśnie zwiotczały ze starości i osłabły. Jako serce, uspokoiłem się i postarałem wyrównać rytm uderzeń. Kiedy mi się to udało, ból zelżał i zabrałem się do roboty. Ślepun wycofał się w jakiś odległy zakamarek naszej jaźni. Pozwoliłem mu skryć się tam, skupiając wysiłki tylko na tym, co musiałem zrobić. Z czym mógłbym to porównać? Z tkaniem? Stawianiem ceglanego muru? Może najlepszym porównaniem byłoby cerowanie przetartej skarpety. Czułem jak tworze, a raczej odtwarzam to, co zostało osłabione. Wiedziałem również, że nie robię tego jako Bastard, lecz jako część tego wilczego ciała, kieruję nim podczas tego procesu. Przy mojej pomocy, szybciej wykonało to zadanie. To wszystko, wmawiałem sobie, ale wiedziałem, że kiedyś ktoś zapłaci za to przyspieszone uzdrowienie. Kiedy dzieło było skończone, wycofałem się. Przestałem być „sercem”, ale czułem dumę z jego nowej sprawności i siły. Jednak wraz z tym uczuciem przyszedł strach. Nie byłem w moim własnym ciele i nie wiedziałem co się z nim działo, kiedy przebywałem w ciele Ślepuna. Nie miałem pojęcia, ile minęło czasu. Zaniepokojony, poszukałem kontaktu z wilkiem, lecz ten nadal go unikał. Zrobiłem to tylko po to, żeby ci pomóc – zaprotestowałem. Nadal milczał. Nie mogłem odczytać jego myśli, ale wiedziałem, co czuł. Był urażony i rozgniewany, jak jeszcze nigdy przedtem. Jak chcesz – powiedziałem mu chłodno. Niech ci będzie. Wycofałem się, wściekły. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Rozstania i powroty
— Magdalena Kubasiewicz
Nowe szaty Błazna
— Joanna Słupek
Misja Błazna, rozdział 12
— Robin Hobb
Mój przyjaciel Błazen
— Magdalena Kubasiewicz
Rycerski znów w Koziej Twierdzy
— Magdalena Kubasiewicz
Rozstania i powroty
— Magdalena Kubasiewicz
Za króla, ojczyznę i garść błota
— Beatrycze Nowicka
Wciąż jest dobrze, a nawet bardzo dobrze
— Anna Kańtoch
Prosta, niełatwa w pisaniu proza
— Anna Kańtoch
Smoki we właściwym kierunku
— Eryk Remiezowicz
Nadchodzi zmiana
— Eryk Remiezowicz