W pierwszej prezentacji wydawnictwa Fabryka Słów dwa krótkie fragmenty zapowiadanego na początek listopada drugiego tomu powieści Andrzeja Ziemiańskiego „Achaja”.
Andrzej Ziemiański
Achaja, tom II
W pierwszej prezentacji wydawnictwa Fabryka Słów dwa krótkie fragmenty zapowiadanego na początek listopada drugiego tomu powieści Andrzeja Ziemiańskiego „Achaja”.
Andrzej Ziemiański
‹Achaja. Tom II›
– Achaja! – krzyknął od wejścia. – Prawda to, żeś wójta nazwała parszywym knurem?
Opuściła głowę przerażona, że ją wyrzucą.
– T… Tak… ale…
– A prawda, żeś mu napluła na buty?
– No… trochę tak… Bo on…
– Oj, masz tu dziecko gorzałecki, a napij się. – Gospodarz rozpromienił się nagle, parobkowie rozdziawili gęby.
– A prawda to, żeś go nazwała chujem złamanym?
Dziewczyna poczerwieniała i przymknęła oczy.
– Ttttttt… tak… wyszło z… rozmowy.
– Oj, napijże się jeszcze, dziecko – roześmiał się gospodarz, lejąc pełny kubek. – Patrzajta! Dziewka se z urzędowym chłopem poradziła. Tak z nimi trzeba! Jak mus to mus. Nawet jeśli to tylko wyszło z rozomowy… A powiedz, dziecko, prawda to, żeś go goniła po podwórzu trzymiąc w ręcach jeno grabie?
– Mmmmmm… Prawda.
Gospodyni podeszła do niej z uśmiechem.
– Ach, żeby wszystkie parobki tak o nasze dobro dbali!
– A prawda to, żeś go, jak wsiadał na sanie, kopnęła w rzyć?
– Łoj – gospodyni załamała ręce. – Choćże tu, dziecko. Słodkiego ciasta mężowi upiekłam, weźże sobie kawałek. A noga cię aby nie boli? Toż pośliznąć się mogłaś, biedactwo. Chodź tu, moja ty kochana dziewczyno. Pokaż nogę. A siniaka sobie przypadkiem nie zrobiłaś? Może okład z octu ci zrobić, biedactwo? Nie boli cię? Palca sobie nie złamałaś? – Stara głaskała ją po głowie. – Dawaj, stary, wódki. Przeż się mogła zdenerwować, biedna. Toż nie co dzień kopie się wójta w dupe.
– Aiiiiiiiiiiii, do jasnej zarazy! Co ty wyprawiasz?
– Budzę cię, koleżanko.
– No, kurde – Achaja usiłowała chwycić się czegokolwiek – budzenie to u was wyciąganie za nogę z jaskini? Co za dzicz.
Aiiiiiiiiiiii nie usłyszała na szczęście. Wrzuciła Achaję do jeziora i odsunęła się, żeby zimne strugi jej nie dosięgły.
– Noc zapada. Czas wstawać! – krzyknęła.
Achaja prychając wyskoczyła na trawę. Chciała zakląć, ale Aiiiiiiiiiiii już wycierała ją liśćmi. Ktoś wrzucił do jeziorka Arnne. Jest jednak jakaś sprawiedliwość!, pomyślała Achaja.
– Spróbuj rozplątać te swoje włosy. – Aiiiiiiiiiiii nachyliła się nad głową dziewczyny. – Kto ci to tak poplątał?
– Sama sobie zrobiłam. – Achaja rozplątywała jednak posłusznie swoje wojskowe warkoczyki. Wiedziała, że Aiiiiiiiiiiii nie jest złośliwa, ale też nie ma pojęcia, że palnięcie kogoś w twarz z całej siły, w cywilizowanym świecie nie jest bynajmniej oznaką przyjaźni.
Wokół zgromadziło się kilkanaście dziewczyn i kilku chłopców. Wszyscy komentowali żywo wygląd obcych. Głównie czepiano się włosów Achai – nikt nie rozumiał, jak można sobie zrobić tak głupie uczesanie. I po co? Achaja z kolei nie wiedziała, co ich tak dziwi, rozplątywała szybko warkocze, bo nie chciała zarobić kilku „przyjacielskich” ciosów ani w twarz, ani w żadną inną część ciała. Zdążyła już parokrotnie zaobserwować, że uderzenie znienacka kogoś na przykład w wątrobę jest w tym świecie wojowników ogólnie przyjętą formą wyrażania emocji. Szlag! Miała tych warkoczyków jednak strasznie dużo. Dostała od tyłu w kręgosłup za opieszałość od jakiejś chudej, wysokiej dziewczyny i, naprawdę przyjacielsko, kopniaka w tyłek od Aiiiiiiiiiiii. Nareszcie skończyła. Ale nie był to koniec męki.
Aiiiiiiiiiiii zaczęła rozczesywać jej włosy, nie przejmując się zupełnie, że część wyrywa.
– Ja ci pokażę, jak to się robi, smarkata obca – mruknęła. – To zupełnie nie tak, jak miałaś na głowie. Zupełnie nie tak. O!
Zostawiła jej gruby kosmyk z tyłu, resztę włosów zebrała na czubku głowy i związała je mocno. Puściła je, aż rozsypały się wokół i zawiązała Achai opaskę na wysokości czoła. Potem znowu zebrała na czubku, związała, puściła, założyła nową opaskę i powtórzyła całą operację raz jeszcze.
– No. – Palnęła Achaję z całej siły w głowę. – Teraz włosy cię chronią.
Rzeczywiście, miała na głowie coś w rodzaju „naturalnego hełmu”. Cios jednak poczuła. Aiiiiiiiiiiii zaczęła splatać jej warkocz z pozostawionego grubego kosmyka na plecach. Wplatała tam jakieś roślinne włókna i kawałki kolorowych szmatek. Na samym końcu przywiązała dość spory kamień.
– No – uśmiechnęła się. – A teraz masz nową broń. Fajnie, co?
– Jaką broń? – spytała Achaja i to był jej błąd.
Aiiiiiiiiiiii poruszyła gwałtownie głową, jej własny warkocz wyprysnął z tyłu, rozwinął się i uderzył doczepionym kamieniem Achaję w plecy. Syknęła z bólu. O, żesz… To były te dziwne rany na plecach, o których wspominał raport wywiadu. Szlag! Ale zabolało.
– No widzisz? Tak możesz złamać komuś łopatkę, nawet jak masz zajęte ręce.