Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jack Vance
‹Umierająca Ziemia / Oczy Nadświata›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUmierająca Ziemia / Oczy Nadświata
Tytuł oryginalnyThe Dying Earth / The Eyes of the Overworld
Data wydania27 października 2010
Autor
PrzekładJolanta Pers
Wydawca Solaris
CyklUmierająca Ziemia
ISBN978-83-7590-054-5
Format450s.
Cena45,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Turjan z zamku Miir

Esensja.pl
Esensja.pl
Jack Vance
1 2 3 4 »
Prezentujemy obszerny fragment opowiadania Jacka Vance’a „Turjan z zamku Miir” pochodzącego z tomu „Umerająca Ziemia”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Solaris.

Jack Vance

Turjan z zamku Miir

Prezentujemy obszerny fragment opowiadania Jacka Vance’a „Turjan z zamku Miir” pochodzącego z tomu „Umerająca Ziemia”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Solaris.

Jack Vance
‹Umierająca Ziemia / Oczy Nadświata›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUmierająca Ziemia / Oczy Nadświata
Tytuł oryginalnyThe Dying Earth / The Eyes of the Overworld
Data wydania27 października 2010
Autor
PrzekładJolanta Pers
Wydawca Solaris
CyklUmierająca Ziemia
ISBN978-83-7590-054-5
Format450s.
Cena45,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Turjan siedział w swoim gabinecie, z nogami na taborecie, wygodnie oparty plecami i łokciami o ławę. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowała się klatka i Turjan przyglądał się jej z pełnym smutku rozdrażnieniem. Stworzenie w klatce patrzyło na niego wzrokiem, w którym kłębiły się nieopisane emocje.
Mogło wzbudzać współczucie – wielka głowa na małym, patykowatym korpusie, mętne, kaprawe oczka, anemiczny nos jak guziczek. Miało otwarty, wypełniony śliną pysk, a jego skóra połyskiwała woskowatą różowością. Mimo widocznych wad, był to jak dotąd najdoskonalszy wytwór Turjanowych kadzi.
Turjan wstał i znalazł miskę z papką. Łyżką na długim trzonku podsunął stworzeniu trochę pod pysk. Wargi stwora nie objęły jednak łyżki i maź spłynęła po błyszczącej skórze, skapując na skrzypiącą konstrukcję.
Turjan odstawił miskę, wstał i powoli podszedł do swojego taboretu. Stworzenie nie przyjmowało pokarmu już od tygodnia. Czy pod tym idiotycznym obliczem kryło się jakieś zrozumienie, jakaś wola wymarcia? Turjan patrzył, a białoniebieskie oczy zamknęły się, wielka głowa opadła i uderzyła o podłogę klatki. Kończyny przeszedł krótki dreszcz i było po wszystkim. Nie żyło.
Turjan westchnął i wyszedł z pracowni. Kręconymi schodami wspiął się aż na dach swego zamku, Miir, położonego nad rzeką Derną. Na zachodzie słońce zwieszało się tuż nad starą ziemią; rubinowe słupy promieni, ciężkie i bogate jak wino, świeciły skośnie między sękatymi pniami starożytnego lasu, padając na pokryte torfem poszycie leśne… Słońce zachodziło zgodnie ze starym rytuałem, noc ostatnich dni zapadała nad lasem; miękka, ciepła ciemność nadchodziła szybko, a Turjan stał, rozpamiętując śmierć ostatniego stworzenia.
Rozmyślał też o jego poprzednikach: stworzeniu, które wyglądało, jakby składało się wyłącznie z oczu, pozbawionej kości istocie z odsłoniętą powierzchnią pulsującego mózgu, pięknym osobniku żeńskim z wypadającymi jelitami, zanurzonymi w odżywczej cieczy jak poszukujące pokarmu włókienka, stworzeniach wyglądających jak przenicowane… Turjan westchnął przejmująco. W jego metodach tkwił błąd, brakowało jakiegoś podstawowego elementu w procesie syntezy, matrycy porządkującej komponenty wzorca.
Siedział patrząc w ciemność, aż pamięć podsunęła mu wspomnienie nocy sprzed kilku lat, kiedy to stał przy nim Mędrzec.
– Wieki temu – mówił Mędrzec, wpatrując się w jakąś nisko zawieszoną gwiazdę – czarnoksięstwo znało tysiące czarów, a czarnoksiężnicy zaspokajali wszystkie zachcianki. Dziś, gdy Ziemia umiera, ludzkość zna ich tylko koło setki, a i te poznaliśmy ze starożytnych ksiąg… Istnieje wszakże człowiek imieniem Pandelume, który zna wszystkie czary, wszystkie zaklęcia, sztuczki, runy i cuda, które rządziły przestrzenią i kształtowały ją. – Zamilkł, pogrążony w myślach.
– A gdzie mieszka ten Pandelume? – spytał po chwili Turjan.
– Żyje w krainie Embelyon – odparł Mędrzec. – Ale nikt dziś nie wie, gdzie leży ta kraina.
– Jak więc można go znaleźć?
Mędrzec uśmiechnął się lekko.
– Gdyby to było koniecznie, istniałby czar pozwalający przenosić się w to miejsce.
Milczeli przez chwilę, po czym Mędrzec odezwał się, patrząc na las.
– Pandelume’a można spytać o wszystko, i Pandelume odpowie – pod warunkiem, że pytający wykona zadanie, którego Pandelume zażąda. A nie żąda rzeczy łatwych.
Potem Mędrzec pokazał Turjanowi czar, o którym wspomniał; odkrył go w starożytnej teczce i trzymał w tajemnicy.
Turjan zszedł do swojej pracowni, wspominając tę rozmowę; pracownia była długą, niską salą o kamiennych ścianach i z takąż podłogą wytłumioną grubym rdzawym dywanem. Tomy, w których znajdowały się zaklęcia Turjana, leżały na długim stalowym stole lub były chaotycznie poutykane na półkach. Były to księgi zebrane przez licznych czarnoksiężników z przeszłości, niechlujne wolumeny folio zebrane przez Mędrca, oprawne w skórę księgi opisujące sylaby setek potężnych czarów, tak skutecznych, że mózg Turjana mógł spamiętać tylko cztery naraz.
Turjan odnalazł pachnącą stęchlizną teczkę i zaczął przewracać ciężkie karty, aż znalazł czar, który pokazał mu Mędrzec: Wezwanie Gwałtownej Chmury. Patrzył na znaki, które aż emanowały niezwykłą siłą; wyglądały, jakby sterczały z kart, jakby chciały uciec z mrocznego odosobnienia, w którym tkwiły.
Turjan zamknął książkę, odsyłając czar w zapomnienie. Włożył krótką, błękitną pelerynę, zatknął za pas ostrze, założył na nadgarstek amulet z runą Laccodela. Potem usiadł i wybrał z księgi czary, które chciał zabrać ze sobą. Nie wiedział, jakie czyhają na niego niebezpieczeństwa, wybrał więc trzy czary ogólnego stosowania: Doskonały Rozpylacz Pryzmatyczny, Płaszcz Maskujący Fandala i Czar Powolnej Godziny.
Wspiął się na gzyms swego zamku i stał, w świetle dalekich gwiazd, wdychając powietrze odwiecznej Ziemi. Ile razy ktoś przed nim wciągał już w płuca to powietrze? W ilu krzykach bólu to powietrze wydychano, w ilu westchnieniach, śmiechach, okrzykach wojennych, krzykach radości, ile razy wciągano je w gwałtownym wdechu…?
Noc dobiegała końca. Przez las przebijało się błękitne światło. Turjan przyglądał mu się przez chwilę, po czym przyjął odpowiednią postawę i wykrzyczał Wezwanie Gwałtownej Chmury.
Wszystko wokół ucichło, po czym rozległ się szept, który stopniowo rósł w wycie potężnego wiatru. Pojawiło się pasmo bieli, które przekształciło się w słup kłębiącego się czarnego dymu. Z wiru dobiegł go potężny, szorstki głos.
– Na twe żądanie przybył ten instrument, dokąd pragniesz się udać?
– Cztery kierunki, potem jeden – odparł Turjan. – Pragnę zostać przeniesiony żywym do Embelyonu.
Chmura zawirowała i pochwyciła go, cisnęła do góry nogami na jakaś nieokreśloną odległość.
Ciskało nim w czterech kierunkach, potem w jednym, aż wreszcie potężny podmuch wyrzucił z chmury i cisnął bezwładnie do Embelyonu.
Turjan wstał, przez chwilę chwiejąc się niepewnie na nogach, półprzytomny. Zmysły powróciły i rozejrzał się dookoła.
Stał na brzegu stawu z przezroczystą wodą. Pod nogami miał błękitne kwiaty, a za plecami zagajnik wysokich, błękitno-zielonych drzew, których listowie na pewnej wysokości ginęło we mgle. Czy Embelyon leżał na Ziemi? Drzewa przypominały ziemskie, kwiaty wyglądały znajomo, powietrze miało taką samą konsystencję. W miejscu tym było jednak coś dziwnego; coś trudnego do uchwycenia. Być może przyczyną było dziwaczne zamglenie horyzontu, może jakaś cecha powietrza, świetlistego i mętnego jak woda. Najdziwniejsze jednak było niebo; plątanina wielkich zmarszczek i innych, przecinających je, załamujących się w tysiące snopów barwnego światła, promieni, które w powietrzu tworzyły niesamowite koronki, tęczowe sieci, w barwach wszystkich klejnotów. Turjan patrzył, a nad nim płynęły promienie barwy bordowej, topazu, bogatego fioletu, świetlistej zieleni. Dostrzegł, że kolory kwiatów i drzew były tylko chwilową funkcją barw nieba, gdyż teraz kwiaty miały barwę łososiową, a drzewa – sennego fioletu. Kwiaty ściemniały, przybierając odcień miedzi, potem oblały się fioletem, ociepliły barwami od kasztanowej do szkarłatnej, a drzewa nabrały barwy morskiego błękitu.
– Kraina-Nikt-Nie-Wie-Gdzie – mruknął do siebie Turjan. – Czy rzuciło mnie wysoko, czy nisko, czy w przedczasy, czy w czasy po istnieniu naszego świata?
Spojrzał w stronę horyzontu i wydało mu się, że widzi czarną zasłonę unoszącą się w mroku, otaczającą okolicę ze wszystkich stron.
Usłyszał zbliżający się tętent; odwrócił się i zobaczył czarnego konia wyciągającego głowę w stronę stawu. Konia dosiadała młoda kobieta o potarganych czarnych włosach. Miała na sobie luźne białe bryczesy do kolan i żółtą pelerynę, powiewającą na wietrze. W jednej ręce trzymała wodze, w drugiej dzierżyła miecz.
Turjan ostrożnie odsunął się na bok; na jej pobladłej twarzy malowało się coś na kształt gniewu, a w oczach paliła się gorączka. Kobieta ściągnęła wodze, odwróciła konia w miejscu, ruszyła w stronę Turjana, mierząc w niego mieczem.
Turjan odskoczył i wyciągnął nóż. Skoczyła na niego, odparował cios, pochylił się i drasnął ją w ramię. Pociekła kropla krwi. Wycofała się, zaskoczona, wspięła w strzemionach, sięgnęła po łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. Turjan skoczył ku niej, uchylił się przed gwałtownym ciosem jej miecza, chwycił ją w pasie i zrzucił z konia.
Walczyła z szalonym zacięciem. Nie chciał jej zabić, więc walczył bez większego zaangażowania. W końcu unieruchomił ją, wykręcając jej ręce za plecami.
– Spokój, suko! – krzyknął. – Bo stracę cierpliwość i ogłuszę cię.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Czerwiec 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Marcin Mroziuk, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Listopad 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Styczeń 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Ciekawostka z dawnych lat
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.