Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Myto ogarów: Miasto›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMyto ogarów: Miasto
Tytuł oryginalnyToll of Hounds
Data wydania11 lutego 2009
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN978-83-7480-119-5
Format560s. 115×185mm
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Myto ogarów. Miasto

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
« 1 2 3 4 10 »

Steven Erikson

Myto ogarów. Miasto

Był ongiś czarodziejem z Pale i desperacja doprowadziła go do zdrady. Anomandera Rake’a nic jednak nie obchodziła desperacja ani żadne inne usprawiedliwienia, jakie mogliby przedstawić Przekop i jego towarzysze. Karą za zdradzenie Syna Ciemności był pocałunek Dragnipura. Gdzieś w tłumie trudzących się w nieustannym mroku znalazłby znajome twarze, znajome oczy. Cóż jednak mógłby w nich wyczytać?
Tylko to, co kryło się w jego własnych. Desperacja to za mało.
Podobne myśli nawiedzały go rzadko i były gośćmi widzianymi równie niemile jak inne. Drwiły z niego, swobodnie się pojawiając i znikając. Kiedy nie było ich w pobliżu, być może unosiły się gdzieś pod obcymi niebami, na ciepłych wiatrach delikatnych jak śmiech. Tylko sam Przekop i ci, których widział wokół siebie, nie mogli uciec od tłustego błota, ostrych, czarnych kamieni, przebijających zbutwiałe podeszwy jego butów, i od morderczej wilgoci, z powodu której skórę pokrywała mu brudna, śliska warstewka, jakby cały świat dręczyła gorączka i zlewał pot. Od słabych krzyków, które zawsze wydawały się Przekopowi dziwnie odległe – a także od znacznie bliższego zgrzytu i chrzęstu potężnej konstrukcji z drewna i brązu oraz stłumionego pobrzękiwania łańcuchów.
Naprzód, ciągle naprzód. Ścigająca ich burza była coraz bliżej, chmury piętrzyły się wysoko, srebrzyste, skłębione, poprzeszywane wygiętymi włóczniami z żelaza. Z nieba zaczął się sypać popiół i od tej pory padał już bez przerwy. Jego drobiny były zimne jak płatki śniegu, ale popiół nie topniał, lecz pokrywał błoto warstwą szlaki i innych odpadów.
Choć Przekop był czarodziejem, nie należał do słabych i wątłych. Cechował się twardością, przywodzącą na myśl zbirów albo rzezimieszków, jakich znał w poprzednim życiu. Miał grube, kanciaste, toporne rysy twarzy. Był silnym mężczyzną, ale wcale mu to nie pomagało, gdy został przykuty łańcuchami do Brzemienia. Nie wewnątrz mrocznej duszy Dragnipura.
Wysiłek był nie do zniesienia, lecz mimo to jakoś go znosił. Droga przed nimi ciągnęła się bez końca, przywołując szaleństwo, ale on uczepił się zdrowych zmysłów, jak tonący chwyta się wystrzępionej liny, i wlókł się naprzód krok po kroku. Kończyny krwawiły mu od żelaznych okowów i nie mógł liczyć na wytchnienie. Po obu bokach widział pokryte błotem sylwetki towarzyszy. Dalej w mroku majaczył niezliczony tłum kolejnych.
Czy wspólna niedola mogła się stać źródłem pociechy? Już samo to pytanie wywoływało histeryczny śmiech, grożący zepchnięciem w otchłań szaleństwa. Z pewnością nie znajdzie w tym pocieszenia. Doprowadziły ich tu lekkomyślność, pech i uporczywa głupota, a te cechy nie sprzyjały braterstwu. Poza tym jego sąsiedzi zmieniali się co chwila, jeden nieszczęsny dureń zastępował drugiego w mrocznych tumanach popiołu.
Ciągnęli ze wszystkich sił łańcuchy, nie pozwalając Brzemieniu się zatrzymać. Ta koszmarna ucieczka nie zostawiała im czasu ani siły na rozmowy. Dlatego Przekop zignorował dłoń, która szturchnęła go w ramię raz, a potem drugi. Za trzecim razem uderzenie było jednak tak silne, że czarodziej się zachwiał. Zaklął, odwrócił się i spojrzał ze złością na tego, kto szedł teraz u jego boku.
Kiedyś, dawno temu, wzdrygnąłby się trwożnie na widok podobnej zjawy. Serce załomotałoby mu z przerażenia.
Demon był olbrzymi i masywnie zbudowany. Jego ongiś królewska krew nie zapewniała mu w Dragnipurze żadnych przywilejów. Przekop zauważył, że istota niesie upadłych, pokonanych. Co najmniej dwadzieścia ciał wlokło za sobą łańcuchy. Demon napinał mięśnie, brnąc z wysiłkiem naprzód. Wychudli, bezwładni nieszczęśnicy sterczeli spod jego pach, upakowani gęsto jak szczapy drewna na opał. Kobieta, która była nadal przytomna, choć jej głowa zwisała bezwładnie, siedziała na jego szerokich plecach niczym małpi noworodek. Jej szkliste spojrzenie padło na twarz czarodzieja.
– Ty durniu, rzuć ich na wóz! – warknął Przekop.
– Nie ma miejsca – odparł demon piskliwym, dziecięcym głosikiem.
Czarodziej nie miał już jednak w sobie więcej współczucia. Gdyby demon kierował się tylko własnym interesem, powinien porzucić upadłych, ale wtedy wszyscy odczuliby dodatkowy ciężar żałosnych ofiar. Co jednak się stanie, jeśli on również padnie? Jeśli zawiodą go nadzwyczajna siła i wola?
– Przeklęty głupiec! – warknął Przekop. – Czemu nie zabije kilku kolejnych smoków, do cholery?
– Słabniemy – oznajmił demon.
Przekop miał ochotę zawyć. Czyż to nie było oczywiste dla wszystkich? Drżący głos istoty był jednak tak smętny i zarazem pełen zdziwienia, że przeniknął aż do serca maga.
– Wiem, przyjacielu. Już niedługo.
– I co stanie się wtedy?
– Nie wiem – odparł Przekop, kręcąc głową.
– A kto wie?
Na to czarodziej również nie potrafił odpowiedzieć.
– Musimy znaleźć kogoś, kto wie – nie ustępował demon. – Pójdę już. Ale wrócę. Proszę, nie lituj się nade mną.
Szarość i czerń zawirowały nagle i miejsce u boku Przekopa zajęła jakaś przypominająca niedźwiedzia bestia, zbyt zmęczona i otępiała, by spróbować na niego skoczyć. Niektóre istoty nadal to robiły.
– Spędziłeś tu zbyt długi czas, przyjacielu – oznajmił jej Przekop.
Kto wie?
To było interesujące pytanie. Czy ktoś wiedział, co się stanie, gdy chaos ich dopędzi? Ktoś tu, w Dragnipurze?
Wkrótce po tym, jak zaznał pocałunku miecza, w przerwach między rozpaczliwymi próbami ucieczki i przeraźliwymi krzykami, zasypywał wszystkich pytaniami. Próbował się zwrócić do Ogara, ale zajęta szarpaniem łańcucha bestia omal go nie stratowała. Z jej potężnego pyska ciekła piana. Przekop już nigdy więcej jej nie widział.
Ktoś jednak mu odpowiedział, ktoś do niego przemówił. Mówił o… nie zapamiętał nic poza imieniem.
Draconus.
• • •
« 1 2 3 4 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Zmęczenie materiału, niestety
— Łukasz Bodurka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.