WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Król Bólu |
Data wydania | 25 listopada 2010 |
Autor | Jacek Dukaj |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
ISBN | 978-83-08045-37-4 |
Format | 824s. 145×205mm; oprawa twarda |
Cena | 59,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Król Bólu i pasikonikJacek DukajKról Bólu i pasikonik– Ó pátria amada, idolatrada! Salve! Salve! – Czterdzieści lat, odkąd Brazylia strzeliła ostatniego gola – mówi demon. – Odkąd rozegrali tu ostatni mecz. Król Bólu sączy wódkę. To zawsze tak wygląda. Demon okazuje się proxykiem plastusia wyspiarskiej anarkii z Karaibów. Usłyszawszy nazwisko Króla Bólu, zapewnia, że już się nieraz spotykali, wymienia miejsca i daty. Król Bólu przytakuje uprzejmie. Bardzo możliwe, w końcu plastusiów nie ma tak wielu. Na ile został wynajęty? Na tydzień. Tak długo? Czyżby jego pracodawcy spodziewali się, że dojdzie do negocjacji umów szczegółowych? – Nie można zaszantażować dżunkli! – śmieje się demon. Do baru wchodzi czworo sześcio-, siedmioletnich dzieci. Pod Otwartym Niebem nie obowiązuje żadne prawo poza prawem obyczaju i prawem strachu, można tu ujeżdżać każdego, kto wyrazi zgodę lub kogo właściciel ją wyrazi. Król Bólu nie jest pewien, do której kategorii zalicza się jego własny proxyk. Pod Otwartym Niebem widywał już nawet ujeżdżane niemowlęta. Co prawda większość tradycyjnych anarkii krzywo patrzy na podobne praktyki. Jest to więc rodzaj politycznej demonstracji. Król mógłby się założyć, że na tych dzieciakach jadą jacyś supremiści z północnych anarkii postpartyzanckich. Po ich przybyciu z baru ostentacyjnie wychodzi kilka osób. Dzieci zamawiają u barmana opiatówkę i rozsiadają się przy oknie. Za oknem noc gasi czerwone refleksy na dżunklowym Rio de Janeiro, balonowce kołyszą się na wietrze, szereg bulwiastych plam cienia. Sztuczne światła na dachach i w wysokich oknach budynków można policzyć na palcach dłoni. Ciepła ciemność opada na miasto, wlewa się do penthouse’u. Barman zapala świeczki. Pijak szlocha nad pustą butelką. – Dos filhos deste solo és mãe gentil, pátria amada, Brasil! Król Bólu zamawia drugą wódkę. Rozważa, do kogo by się przysiąść na nocną pogawędkę; z kogo wyciągnąłby najbardziej przydatne informacje. To nie Manhattan, tu czasami ludzie mówią prawdę bez żadnego powodu – bodaj jedyna zaleta tej krainy potępienia (jeśli ktoś uważa takie rzeczy za zaletę). Jeden z supremistów wciąga zakapturzoną Mulatkę na blat, obraca na brzuch i zsuwa z niej spodnie. Król Bólu rzuca w niego szklanką. Pozostałe dzieciaki odrywają się od opiatówki. – No co?! No co?! – podskakuje mały napaleniec. – Nie wolno? Nie wolno? Król Bólu wskazuje palcem wiszące nad drzwiami insygnia papieskie. – Po coście się fatygowali, skoro nawet nie siądziecie do rozmów? Biskup zaraz was grzecznie wyprosi. Niedorosły gwałciciel wodzi wzrokiem od obnażonych pośladków kobiety do watykańskiego herbu i z powrotem. Dwóch olbrzymich chimeryków podnosi się od swojego stolika i podchodzi do supremistów; to chwilowo uspokaja dzieciarnię. Łysy chimeryk wyjmuje telefon, wzywa ivanowców. Garniturowy patrol pojawia się po chwili i zaczyna się długa kłótnia między supremistami, ivanowcami, chimerykiem, świeżo przybyłym towarzyszem zakapturzonej dziwomałpy i kolejnymi włączającymi się do sporu gośćmi. Barman zapala więcej świec. Juventus ostatecznie remisuje z Manchesterem. Łysy chimeryk przysiada po drugiej stronie Króla Bólu. Wrzuca do ust kilka kostek lodu i gryzie je z chrzęstem. – Wieczór, który zaczyna się od gwałtu – o świcie przekąsimy comber dziecięcy, popijemy krwią dziewic. Demon sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki i podaje chimerykowi wizytówkę. – John – przedstawia się w odpowiedzi olbrzym. Imiona i nazwiska nie mają oczywiście znaczenia. Król Bólu podaje więc prawdziwe. Chimeryk przygląda się Królowi. – Manufaktury Siatkówki? Wykrwawica? – Nie ma żadnej wykrwawicy – mruczy Król. – A to coś nowego. Zastraszacie, zaprzeczając własnym groźbom? – Kto się boi? Nikt. Wszyscy. – Król Bólu wzrusza ramionami. – Europejczycy i Jankesi wkapturzają się tu na weekend ekstremalnej turystyki i wracają do swoich disneyowskich staz z nielegalnymi wspomnieniami, kolekcjami drobnomieszczańskiej pornografii. Południe Otwartego Nieba, krainy hardkoru, Bóg nie patrzy, Raskolnikov Show. Ale oni – Król Bólu wskazuje awanturujących się supremistów – oni tu się urodzili, tu żyją. Drugie, trzecie pokolenie. Groźby? Polityka? Umowy? Słowo honoru? Zysk, strata? Nic się ich nie ima. Jak się mają pozabijać, to się pozabijają. Nie – to nie. A te negocjacje – to imprezy towarzyskie. – Upił się pan. – Ha ha ha. Wchłaniana przez organizm proxyka chemia oczywiście nie działa na Króla Bólu (chyba że chciałby, by działała) – działa jednak atmosfera miejsca i chwili. Tą nocą nad wyludnionym Rio de Janeiro, tymi cieniami od chybotliwych płomieni świec, szmerem melodyjnych języków Południa i organicznym zapachem dżunkli – można się upić równie dobrze. Wódka to rekwizyt smaku. (Nie boli). – Na przykład ci tutaj – Król unosi szklankę – to wnuki lewackich partyzantek narkotykowych z Kolumbii i okolic. Normalnie jakoś by się ucywilizowali, nawet oni, ale jak każdy trzyma palec na przycisku holocaustu, to nie ma mowy o żadnej presji politycznej. Ot, skansen. Trzeba więc czytać podręczniki historii. Ile książek napisano o Stu Dniach Valdeza? A co się zawsze w nich powtarza? Nikt się nie spodziewał! Żadnych scenariuszy klęski! Żadnego planu! Jak dzieci chowające głowy pod kołdrę: nie widzę, więc nie ma. „Zwycięstwo terroryzmu jest nie do pomyślenia”. No fakt, nie było: bo o nim nie myśleli. – A pan co by zrobił na miejscu Valdeza? Król Bólu wzrusza ramionami. – Najpewniej strzelił sobie w łeb. On rzeczywiście nie miał wyboru. Wybór mieli ci, co lata wcześniej zaniechali przygotowań i zabezpieczeń. – Ktoś musiał być pierwszy – mówi John. – Inaczej padłaby Europa. Albo Stany. Ameryka Południowa została poświęcona, aby ostrzec Północ. – Pan jest od Casaldaligi? – krzywi się demon. – Teorie spiskowe mnie usypiają. – Na mnie działają hipnotyzująco – mamrocze Król Bólu. – Jak wstęgi Moebiusa i geometria Eschera. John energicznie wstaje i wznosi toast: – Za Valdeza! – Za Valdeza! – I wszystkich innych biednych sukinsynów wydymanych przez historię. – Chuj jej w dupę! – Chuj! Piją. Ricardo Jose Martin Samoza Valdez, ostatni prezydent Chile, Neville Chamberlain XXI wieku. Ktoś musiał być pierwszy; padło na niego. Dopóki arsenał terrorystów wypełniały materiały wybuchowe (nawet jeśli były to ładunki jądrowe) lub broń chemiczna, zagrożeniu dało się przeciwdziałać, zagrożenie dało się wykryć, broń przechwycić, ewakuować cywili z pola rażenia; samo pole rażenia pozostawało jeszcze ograniczone. Gdy jednak biotechnologia na tyle się rozwinęła i potaniała, że byle magister genetyki mógł sobie urządzić w garażu warsztat AG, na którym pichcił wirusy śmiertelnych chorób, o jakich świat dotąd nie słyszał, zdolne z najodleglejszego zadupia w kilka tygodni rozprzestrzenić się po całym globie i wykosić 99% populacji Homo sapiens – i takich odjebów było tysiące, dziesiątki tysięcy – niektórzy snujący swoje czarne marzenia w krajach, gdzie aparat porządku praktycznie nie istnieje… Za pierwszym, drugim razem udało się jeszcze w czas zareagować. Za trzecim, czwartym terroryści spełnili swe groźby: tak Biała Ebola wycięła połowę ludności Bliskiego Wschodu, tak LK4 zatruł genomy Europejczyków. Jak przed uwolnieniem wirusa powstrzymać fanatyka z drugiego krańca planety, gdy wszystko, co o nim wiesz, to pseudonim, lista jego żądań i że naprawdę dysponuje tym wirusem, bo na samym początku przesłał ci próbkę, wraz z nekrologami ofiar – więc miliony podejrzanych – kilka godzin na decyzję – na szali biologiczne przetrwanie całego narodu, za który odpowiadasz – jak powstrzymać? Nie da się, jeśli nie pomoże przypadek lub głupota szantażysty; prędzej czy później ktoś musiał się ugiąć. Los Izraela mieli wszyscy świeżo w pamięci, te miasta trupów, pustynie masowych grobów. Valdez niczym się nie wyróżniał z szeregu dyktatorów, populistów i oligarchów przekazujących sobie od wieków władzę w Ameryce Południowej – ani in plus, ani in minus. Po prostu w takich czasach przyszło mu rządzić, w takim kraju. Być może gdyby charakteryzował się pogardą dla życia podwładnych właściwą carom i gensekom… Ale nie chciał mieć krwi rodaków na rękach, ugiął się, on pierwszy. I dalej poszło to jak fala padających kostek domina, bo każdy udany szantaż uaktywniał setki kolejnych terrorystów. Alternatywa była porażająco jasna: albo spełnienie ich żądań – albo totalna zagłada. Bez negocjacji, bez oblężeń ufortyfikowanych kryjówek, bez najmniejszych szans na obronę i kontratak. Terrorismo o muerte. Owszem, znalazło się kilku nieugiętych prezydentów i premierów – stąd dzisiaj dżunkla dzikiej AG pokrywa większą część kontynentu. Tak czy owak, nie ostała się tu żadna przedterrorystyczna struktura władzy. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz
Piołunnik
— Jacek Dukaj
Oko potwora
— Jacek Dukaj
Linia oporu
— Jacek Dukaj
O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz
Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek
Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj
Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka
Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka
Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech
Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska
Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz
No to już jest szczucie ludzi, no ;-) Przecież to ponad 3 tygodnie do premiery...