Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mariusz Kaszyński
‹Martwe światło›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMartwe światło
Data wydania22 lipca 2009
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-51-5
Format368s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Martwe światło

Esensja.pl
Esensja.pl
Mariusz Kaszyński
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Mariusza Kaszyńskiego „Martwe światło”. Książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Mariusz Kaszyński

Martwe światło

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Mariusza Kaszyńskiego „Martwe światło”. Książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Mariusz Kaszyński
‹Martwe światło›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMartwe światło
Data wydania22 lipca 2009
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-51-5
Format368s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Robert przystanął przed blokiem i zadarł głowę. Zapowiadał się piękny dzień. Niebo było prawie bezchmurne, a właściwie bezchmurne, o ile nie liczyć tego małego obłoczku, który przesłoniła jaskrawozielona bryła budynku.
– To tutaj. – Skinął na Marcina.
Słowa były zbędne, obaj doskonale znali to osiedle. Robert się tu wychował, Marcin pochodził z innej części miasta, jednak żyjąc w małej, czterdziestotysięcznej dziurze nie sposób nie znać wszystkich jej zakamarków. Zwłaszcza jeśli się je codziennie patroluje. Bez wątpienia stali przed Bema 5 i gdyby mieli ochotę choć trochę się wysilić, mogliby po numerze mieszkania określić, które okna należą do Piotra Gradowskiego.
Robert wyciągnął z kieszeni mały notes. Piotr Gradowski, ulica Bema 5, mieszkania 23. Wszystko się zgadzało, nic nie pokręcił. Co prawda, dotąd mu się to nie zdarzyło, ale przecież w końcu musi być ten pierwszy raz. A budzić kogoś w sobotę o ósmej rano, by go uspokoić, i poniewczasie zorientować się, że zgłoszenie dotyczyło sąsiedniego bloku, było zdecydowanie kiepskim żartem. Nie śmiesznym dla obu stron.
Mężczyźni podeszli do klatki schodowej i Marcin schylił się, by odnaleźć wśród rozsianych na domofonie przycisków właściwy numer. Policjant miał grubo ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i pozycja, którą przybrał, była tyleż niewygodna, co groteskowa.
– Nie kłopocz się – Robert kiwnął głową w stronę drzwi. Przez szklaną taflę dostrzegł schodzącą po schodach kobietę. Przed nią dreptał mniej więcej dziesięcioletni chłopiec.
– Dzień dobry – powiedział poważnie malec, gdy drzwi uchyliły się i wyszedł na zewnątrz. – Panowie są z policji?
– Jasne. – Marcin wyciągnął ku niemu swą niemałą dłoń, w której rączka chłopca, gdy w końcu odważył się odwzajemnić uścisk, wyglądała jak łapka średniej wielkości maskotki.
– Jak dorosnę, też zostanę policjantem. – Chłopiec się uśmiechnął.
– Na pewno się przydasz – stwierdził Robert, starając się zachować powagę, po czym spojrzał na twarz matki dzieciaka i cała jego wesołość prysła. Kobieta z pewnością nie podzielała entuzjazmu syna.
– Dopiero się zjawiacie? Krzyki słychać od szóstej, albo i lepiej.
Marcin skrzywił się i Robert odzyskał dobry nastrój, w jaki zawsze wprowadzała go nieśmiałość partnera. Blisko dwa metry wzrostu, w barach szerszy od baobabu, a jak przedszkolak daje się rugać pierwszej lepszej paniusi w niespecjalnym humorze.
– Trzeba było zadzwonić wcześniej. Pracujemy w policji, nie u jasnowidza – rzucił kwaśno Robert. – Zgłoszenie dostaliśmy dosłownie przed chwilą.
– Do panów obowiązków należy pilnować porządku.
– Przepraszamy, stacja podsłuchowa jest dopiero wdrażana, ale gdy już ruszy, nawet kot nie zamiauczy bez naszej wiedzy – rzucił z bezczelnym uśmiechem.
Kto powiedział, że policjant powinien być uprzejmy? Minister spraw wewnętrznych? Komendant główny? Który z tych debilów? Niech ruszą dupska zza biurek i niech zobaczą jak to naprawdę jest. Od chwili, gdy powiadomiono ich przez radio o sprawie, nie minęło nawet pięć minut – byli akurat w pobliżu – i co? Wszyscy by chcieli, żeby przybyli przed zgłoszeniem. A najlepiej jeszcze zanim rozpoczęły się hałasy.
Kobieta zmieszała się, burknęła coś niewyraźnie i chwyciwszy syna za rękę, odeszła szybkim krokiem. Robert prawie tego żałował, miał ochotę podyskutować sobie z kimś. No cóż, nic straconego, może odbije sobie u tego nocnego marka czy też porannego śpiewaka? Czuł nieprzepartą ciekawość, czy chodziło o kogoś, kto nie zauważył, że huczny piątkowy wieczór już stosunkowo dawno temu dobiegł końca, czy raczej o przepełnionego energią furiata, przekonanego o tym, że skoro on nie śpi, nie powinien też spać nikt w okolicy. Robert spojrzał na zegarek. Za pięć ósma. O tej porze wezwania w sprawie zakłócania spokoju zdarzały się raczej rzadko. A tu podobno ktoś szalał już od dwóch godzin…
Marcin przytrzymał drzwi, zanim zdążyły się zamknąć, i weszli do środka. Na pierwszych drzwiach po lewej, na mosiężnej tabliczce widniała liczba osiemnaście. Oznaczało to, że delikwent mieszkał na drugim piętrze, po prawej. Robert bez słowa skierował się na górę. Może w powszechnej opinii typowy policjant to idiota niepotrafiący dodać dwa do dwóch, ale rzeczywistość, przynajmniej w jego przypadku, różniła się od tego, co pokazywali w telewizji.
– Co obstawiasz? Facet zabalował? – rzucił do kumpla.
– Raczej wrócił z nocnej zmiany i znalazł prezerwatywę pod łóżkiem, a teraz uzgadnia to z żoną. – Marcin się wyszczerzył.
Gdyby Robert nie znał partnera, ten uśmiech mógłby wydać się mu groźny. Nie potrafił tego zrozumieć. Jego kumpel, chłop na schwał, mogący przestraszyć wpienionego King Konga, uśmiechał się tak, jakby właśnie w jego mózgu wykluła się myśl, by cię bardzo, bardzo boleśnie i powoli zamordować, a przecież tak naprawdę to była dusza świętego obleczona w ciało. Skąd się tacy biorą? Czy to żart stwórcy? Gdy się poznali, Robert zastanawiał się nad tym prawie codziennie. Obecnie przeszedł nad tym do porządku dziennego. Widocznie tak już jest, że potwór Frankensteina ma często lepsze serce niż sam Frankenstein. Kaprys natury.
Dotarli na drugie piętro i Robert zapukał; rzadko używał dzwonka, wyłącznie wtedy, gdy długo mu nie otwierano. Taki nawyk, kolejna rzecz dziejąca się właściwie bez przyczyny.
– Może już poszedł do pracy…? – mruknął.
– Prędzej usnął.
Robert zapukał po raz drugi.
– Proszę otworzyć, policja.
Zero reakcji, ale jeśli się nie przesłyszał, ze środka dobiegł jakiś dźwięk. Coś przypominającego stukot przewracanego stołka. Był ledwie słyszalny, być może hałas wytłumił dywan, jednak zdaniem Roberta odgłos z całą pewnością dochodził z mieszkania.
– Słyszałeś? – spytał Marcina.
Jego wielki partner pokręcił wielką głową.
Robert nacisnął dzwonek. Na szczęście to nie był jeden z tych, które po obu stronach drzwi brzmią jak oszalały młot pneumatyczny. Mężczyzna kilkakrotnie się z takimi spotkał i zawsze szczerze je przeklinał. No cóż, awersja do dzwonków, wręcz uczulenie.
Upór policjanta poskutkował. Drzwi się otworzyły. Z tym że były to drzwi sąsiedniego mieszkania. Na klatkę wyjrzała siwowłosa staruszka o zmęczonych oczach. Zdaniem Roberta wyglądała na chronicznie niewyspaną.
– Te krzyki… – szepnęła. – One były nieludzkie.
– Dawno ucichły? – zapytał Marcin.
Robert przez chwilę sądził, że samo brzmienie głosu jego partnera spłoszy sąsiadkę gościa od porannych hałasów, ale się pomylił. Kobieta wcale nie wyglądała na przestraszoną.
– Dosłownie przed chwilą – powiedziała. – Pisk ucichł przed góra pięcioma minutami.
– Pisk? – Roberta naszły złe przeczucia.
Nie pragnął złych przeczuć. Nie dzisiaj. Zaczynał się piękny słoneczny dzień, a on chciał się nim delektować. Tym bardziej, że jutro miał wolne. Nie były mu potrzebne żadne sensacje. Owszem, chętnie by kogoś spisał, wlepił mandat, czy coś w tym rodzaju; drobne przyjemności, to wszystko czego potrzebował w ten kwietniowy poranek.
Staruszka skinęła głową. Mężczyzna oczekiwał czegoś więcej – wyjaśnień, narzekań. Przecież znał ten rodzaj kobiet – wścibskie, znudzone emerytki, pragnące się wygadać za długie godziny ciszy spędzone samotnie przed telewizorem lub radiem (wiadomo zresztą jaką stacją) – tym razem jednak musiał się zadowolić tylko gestem. To jemu przyszło drążyć temat.
– To duża rodzina? – spytał.
– Ojciec z trójką dzieci, dwie dziewczynki i chłopiec.
Konkretne pytanie, konkretna odpowiedź. Jak w ping-pongu. Ani jednego niepotrzebnego słowa.
– A matka?
– Zginęła w wypadku.
Darował sobie kolejne pytania. Wyglądało na to, że musiałby zadać ich wiele, by poznać wszystkie szczegóły. Zresztą, nie po to go tu przysłano. Chodziło o zakłócanie ciszy. I choć panował już spokój, musiał to sprawdzić. Uniósł rękę, by ponownie zadzwonić – wolałby zapukać, pukanie jest takie… mniej inwazyjne – lecz staruszka była szybsza. Zrobiła trzy kroki i nacisnęła klamkę.
– Nie słyszałam, by zamykał zasuwę – wyjaśniła.
Drzwi faktycznie uchyliły się.
Robert miał już spytać kobietę, czy szpieguje wszystkich sąsiadów, czy tylko tego jednego, ale się powstrzymał. Jakiś wewnętrzny głos kazał mu przede wszystkim jak najszybciej zajrzeć do mieszkania.
– Halo, jest tam ktoś?! – zawołał.
1 2 3 »

Komentarze

12 I 2010   20:07:19

beznadziejna książka. Pomysł banalny, przewidywalny. Zero akcji. Szkoda kasy, czasu.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Horror rodzica
— Konrad Wągrowski

Martwe światło – fragment 2
— Mariusz Kaszyński

Tegoż twórcy

Klątwa Kinga
— Paweł Sasko

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.