Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
© Yola
© Yola

Ofensywa szulerów 2

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Jakub Ćwiek

Ofensywa szulerów 2

– Jeszcze bardziej? – zadrwił Welles. – Trudno będzie wam przebić własny patent z kinem dźwiękowym. Nie, panie Johnson, dziękuję bardzo, ale mam już pracę… Nową pracę.
Zamachał na przejeżdżającą taksówkę, ale kierowca bezradnie rozłożył ręce. Rzeczywiście, na tylnym siedzeniu ktoś siedział.
– Tak, wiem. Ale jesteśmy w stanie przebić ofertę NBC, panie Welles. I to pod każdym względem – Johnson nie ustawał w wysiłkach. – Proszę wziąć tą wizytówkę i, jeśli znajdzie pan chwilę, opowiedzieć mi o pana pomyśle na kino.
Po raz pierwszy tego wieczoru, Orson Welles okazał prawdziwe zainteresowanie. Uniósł brwi i przekrzywił głowę niczym zdziwiony ptak.
– A skąd pan wie, że mam takowy? – zapytał biorąc wizytówkę.
Johnson uśmiechnął się.
– To proste, Welles – odparł. – Sposób w jaki oddzielił pan aktorstwo teatralne od filmowego świadczy wyraźnie, że wiele ma pan za złe temu drugiemu. Poza tym, cóż… jest pan geniuszem.
Nagle wychylił się w bok, zawisł nad drogą na jednej nodze i z wyciągniętą ręką i w ostatniej chwili zamachał na nadjeżdżającą taksówkę. Samochód zatrzymał się przy krawężniku tuż przed nim. Johnson otworzył drzwi.
– Od jutra czekam na pana w moim biurze – powiedział. – Dobranoc, panie Welles.
Wsiadł do samochodu, a zaraz potem taksówka ruszyła, zostawiając Orsona sam na sam z tysiącami pomysłów rodzących się właśnie w jego głowie.
• • •
Na wizytówce nie było godzin urzędowania, ale Welles założył, że godzina ósma to w przypadku przedstawiciela wytwórni filmowej właściwa pora, by zjawić się w biurze. Doliczył na wszelki wypadek kwadrans, by nie musieć czekać i o godzinie ósmej piętnaście stawił się pod adresem z wizytówki.
Budynek, w którym mieściło się biuro Johnsona był nowy i z zewnątrz przypominał trochę segment niedawno otwartego hotelu New Yorker – wysoki, brązowy prostopadłościan pełen okien, na którym ustawiono, jeden na drugim, trzy mniejsze, tak że przypominał trochę dziecięcą budowlę z klocków. Do środka wiodły duże obrotowe drzwi, co jeszcze mocniej umacniało hotelowe skojarzenie.
Orson próbował najpierw poradzić sobie sam, ale nie mogąc się dopatrzyć numeru biura na ogromnej tablicy, zdecydował się poprosić o pomoc recepcjonistę. Ten wziął od niego wizytówkę.
– A, pan Johnson… – powiedział oddając kartonik. – Siódme piętro, ostatnie drzwi po lewej.
– Dziękuję panu.
– To będą te na wprost – dodał jeszcze recepcjonista. – Zresztą, zobaczy pan logo.
Welles powtórnie podziękował po czym udał się do windy, w której kompletnie zlekceważył windziarza – uroczego, wąsatego staruszka, w zużytym uniformie – i jego próby nawiązania konwersacji. Nie zrobił tego specjalnie, po prostu w głowie huczało mu od pomysłów, które wypełniały go od poprzedniego wieczoru. Leżąc w łóżku zastanawiał się nawet czy nie powinien ich zacząć notować, doszedł jednak do wniosku, że jeżeli któryś okaże się naprawdę dobry, to go zapamięta.
Wysiadł na siódmym piętrze i przez chwilę stał na korytarzu, układając w głowie słowa, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę drzwi z logo RKO Radio Pictures.
• • •
Johnson nie wydawał się zaskoczony jego obecnością, co Wellesa bynajmniej nie uradowało – znaczyło bowiem, że zachował się przewidywalnie, zgodnie z planem tamtego. Postanowił, że przynajmniej podczas mającej się odbyć rozmowy spróbuje sprowadzić rozmówcę na manowce, pokazać, że wcale nie jest tak dobry, jak mu się wydaje.
Pomyśl o tym jak o meczu baseballa, nakazał sobie w myślach. Johnson ma już ludzi na bazach, ale to wcale nie znaczy, że wygrał.
Zajęli miejsca w fotelach po obu stronach niskiej, przykrytej białym obrusem ławy. Zaraz potem do biura weszła sekretarka niosąc przed sobą tacę z ciasteczkami, dwoma filiżankami i dwoma dzbankami i jednym małym dzbanuszkiem na mleko.
– Nie wiedziałem na co będzie pan miał ochotę – wyjaśnił Johnson, zanim Orson zdążył zapytać. – A rozpoczynanie rozmowy od pytania o napój uważam za pretensjonalne.
– Tłumaczenie się z nie pytania jest znacząco lepsze? – zapytał Welles sięgając po ciasteczko.
Gospodarz zmieszał się nie wiedząc co odpowiedzieć. Pierwszy strike!
– Tak czy owak, panie Johnson, chciał pan ze mną rozmawiać o mojej wizji kina, prawda? – Orson naprawdę z trudem walczył, by nie okazać zadowolenia. – Mam nadzieję, że nadal jest to sednem naszego spotkania, bo jeśli nie, mam za godzinę próbę i bardzo chciałbym na nią zdążyć. A wie pan, że dzisiejszy Nowy Jork i jego zapchane ulice nie sprzyjają punktualności.
– Tak, oczywiście rozumiem i oczywiście temat naszego spotkania pozostaje niezmienny. – odparł Johnson i nagle poderwał się z miejsca. – Ach, byłbym zapomniał, panie Welles…
Energicznym krokiem podszedł do biurka gdzie pośród rozłożonych papierów leżała, dociśnięta atrapą Oscara, teczka podpisaną Clark Gable. Podał ją gościowi i uśmiechając się z tryumfem powiedział:
– Sprawdziłem i wyszło, że troszkę był pan wczoraj niesprawiedliwy. Gable był aktorem teatralnym.
Orson nawet nie otworzył teczki, komentarz natomiast zbył wzruszeniem ramion.
– Pan natomiast, Johnson, był kiedyś zapewne prześlicznym, niewinnym dzieckiem – stwierdził. – Teraz natomiast, proszę wybaczyć, po jednym i po drugim nie został nawet ślad. Może i Gable był kiedyś aktorem, ale teraz jest filmowcem. Kropka. W tym dzbanku jest herbata?
Wrzucił niedopałek do popielniczki z logo RKO i sięgnął po dzbanuszek w kwiaty. Zajrzał pod pokrywkę i nalał sobie trzy czwarte filiżanki.
– Niech pan mnie źle nie zrozumie, Johnson – kontynuował swą wypowiedź. – Ja wcale nie mam nic przeciwko pańskiej branży. Jeśli tak pan to wczoraj odebrał, przepraszam. Ja zwyczajnie nie uważam filmu za sztukę. Już nie.
– Już?
– Od kiedy wmieszało się RKO i inni specjaliści od dźwięku. Kiedyś film był niezależny, miał własne środki wyrazu. Widział pan filmy Griffitha czy z Europy Eisensteina, Murnaua, Langa?
Johsnon zakręcił palcami młynka, uśmiechając się tylko pod nosem. „Proszę mówić dalej” mówił ten gest.
– Kiedyś kino mówiło obrazem, nie potrzebowało słów. Montaż atrakcji to było jak wejście do głowy bohatera!
Welles sam zdał sobie sprawę, że za bardzo się ekscytuje. Odstawił filiżankę, oparł się wygodnie i przeczesał włosy.
– A potem nagle pojawił się „Śpiewak Jazzbandu” i wszyscy ruszyli w stronę udźwiękowiania filmów.
– To źle? – zdziwił się Johnson.
– Tak, bo w ten sposób kino postanowiło zaadaptować nie swój kawałek placka i zaczęło wyzyskiwać teatr nie dając od siebie w zasadzie nic. Do tego nauczyło aktorów, że można przecież powtarzać ujęcia, więc…
– Rozumiem – przerwał gospodarz. Przez chwilę w milczeniu przyglądał się Orsonowi, po czym wstał i podszedł do okna. – A mówiąc dokładniej, nie tylko rozumiem, ale i całkowicie się z panem zgadzam. Dzisiejsze kino to ledwie nowinka, ciekawostka. Żadną miarą sztuka. Ludzie chcą oglądać wielkie małpy na wieżowcach, widzieć na żywo strzelaniny, słuchać ciętych dialogów. Staliśmy się…
– Zwizualizowanym brukowcem? – podpowiedział Welles. – Tanią, groszową opowiastką w wersji dla analfabetów? Zwykłą pulpą, która…
– Panie Welles, proszę – Johnson odwrócił się, z trudem kryjąc rozbawienie pod maską oburzenia. – Czy to wypada kopać leżącego?
Orson parsknął.
– Leżącego? Panie Johnson, doprawdy. RKO Pictures to potęga i przyszłość. Wystarczy zapomnieć o artystycznych aspiracjach i zająć się tworzeniem niezapomnianej rozrywki. Pyta mnie pan o przyszłość kina, więc oto i ona. Właśnie czysta, niczym nie skażona rozrywka.
– Jak King Kong?
Welles potrząsnął głową:
– King Kong to za mało, panie Johnson. Stanowczo za mało.
Uśmiechnął się widząc zdziwienie na twarzy gospodarza. Nareszcie cię zainteresowałem, draniu – pomyślał. Nareszcie straciłeś tę swoją pewność. Drugi strike? Najwyraźniej.
– Proszę się przyjrzeć tej produkcji – polecił Orson – Na początku mamy baśń o zapomnianej wyspie, gdzie zatrzymał się czas, tak? I choć to naciągane, ludzie, dla potrzeb rozrywki, będą skłonni w to uwierzyć. W końcu tyle jest jeszcze na oceanach niezbadanych wysp. Może się zdarzyć jakaś z nietypową florą i fauną.
– Mocno wątpliwe.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz

W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz

Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz

Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz

Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady

Bóg od brudnej roboty
— Agnieszka Szady

Tegoż autora

Bajka o trybach i powrotach
— Jakub Ćwiek

Opłaca się być optymistą
— Jakub Ćwiek

Szkice projektu Galileo
— Jakub Ćwiek, Artur Wawrzaszek, Edward Wawrzaszek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.