Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek S. Huberath
‹Vatran Auraio›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułVatran Auraio
Data wydania10 lutego 2011
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-0804-569-5
Format500s. 123×197mm
Cena44,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

S.O.D.: Ogród mąk nieziemskich

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

S.O.D.: Ogród mąk nieziemskich

4. W kleszczach alegorii
Dukaj: Spójrzcie na całą tę imponującą konstrukcję społeczności Matcinaj Dolany, od astrofizyki przez chemię i biologię do kultury – to zbyt precyzyjny mechanizm, ze zbyt wielką pieczołowitością opracowany, by uznać go jedynie za pretekst dla biblijnej alegorii.
Ale z drugiej strony – jest on przecież również tym. A może zupełnie inaczej odczytaliście owe tropy?
Szostak: Ale dlaczego tak uważasz? Dlaczego tak dokładne opracowanie świata przedstawionego wyklucza jego użycie do innych celów – w tym wypadku rozważań religijnych? Nie widzę jasno takiej alternatywy – choć chyba rozumiem Twoje nastawienie – że albo SF z podtekstem religijnym, albo opowieść religijna pretekstowo tratująca komponent SF. Chyba najbardziej błędne w tak postawione alternatywie jest przeciwstawienie: mechanizm świata – alegoria. Nie widzę tu sprzeczności. Sądzę, że w twórczości Huberatha obecne są te dwa źródła silnej inspiracji: myślenie religijne i ścisły umysł. Dla mnie jego twórczość to próba zbudowania homogenicznej całości, w której problemy teologii przedstawiane są „more geometrio”.
Dukaj: Nie ustawiam pytania w ostrej alternatywie „albo – albo”. Wtedy sam byłbym winien kultywowania przesądu, że skoro to SF, to już nie może być niczym więcej, niczym lepszym.
Szostak: Ale napisałeś, że mechanizm jest zbyt precyzyjnie opracowany, by uznać go jedynie za alegorię – i ja do tego się odniosłem.
Dukaj: Widać bardzo niezgrabnie wykładam swoje myśli. Bo nadal bronię tu „Vatran Auraio” jako SF pełną gębą – to nie jest tylko „powieść eschatologiczna”. Interesuje mnie ta podwójność: nie „albo – albo”, lecz „i – i”. Że zarazem ma sensy i atrakcje SF-owe (nie jest tu „jedynie pretekstem”) i zarazem – alegorii biblijnej.
A właśnie ujęcie mechanizmu SF-owego świata jako alegorii biblijnej stanowi dla mnie tu punkt wyjścia – bo że Huberath to zrobił, jest dla mnie oczywiste. Alegoria jako sposób przepisania na świat przedstawiony narracji religijnych stanowi zresztą podstawowe narzędzie MSH, już „Kara większa” została tak skonstruowana. Chyba więc warto nad tym się pochylić.
Pytam, która strona tu przeważa, który klucz więcej otwiera – ponieważ alegoria stuprocentowo zgodna nie jest możliwa, to znaczy, owszem: powstaje i sama się unieważnia. Czym jest alegoria? Nałożeniem na jedną sieć znaczeń innej sieci znaczeń: ruch tancerzy widzimy jako alegorię ruchu planet, biologię owadów jako alegorię życia człowieka itd. Mówimy, że alegoria jest rozległa, głęboka, mocna, jeśli te sieci znaczeń zachowują zgodność także np. po transformacjach albo daleko poza pierwotnym zasięgiem porównania. Gdyby jednak zachowywały zgodność zawsze i bez końca, to nie mielibyśmy do czynienia z alegorią, tylko z idealną kalką: A nałożone na A, B na B itd.: tancerze planetami, planety tancerzami. Zero różnic i zero zysku. Znaczenia bonusowe nadbudowują się właśnie na skutek nierówności stron alegorii. Kiedy Huberath przepisuje raj na biologię obcej planety, to poza pewną granicą, po którejś transformacji – musi się to zestawienie rozjechać. I to rozjechanie jest dla mnie najbardziej fascynujące. A raczej jeszcze dalszy krok: w którą stronę nas porwało, co przenieśliśmy mimowolnie z jednej strony na drugą, tworząc nowe skojarzenia, widząc nowe obrazy, patrząc czy to na sceny biblijne poprzez biologię obcej planety, czy to na SF-owy ekosystem przez przypowieść religijną. Która transformacja daje tu najbogatszą konfigurację; z którego miejsca spojrzeć, żeby obrazy rozłożyły się w najciekawszej dioramie. Bo inaczej – zgadzam się z Witem – dostalibyśmy jałową przekładankę symboli z lewej strony na prawą i z powrotem.
Druga sprawa: alegoria jako sposób Huberatha na redukcję religii do logicznych operacji symbolicznych. Nie wykluczam, że bronię tu Marka przed nim samym. Mam poczucie, jakby metoda MSH przeczyła do pewnego stopnia treściom dzięki niej przekazywanym. Najbardziej nawet udana alegoria niczego przecież nie dowiedzie, nie może stanowić argumentu dla racjonalnego umysłu. Oczywiście nie zawsze tak ściśle rozumiano naukę, ale współcześnie alegoria to domena sztuki. Tę sztukę uprawia MSH rzeczywiście z matematyczną precyzją. Ale znowuż wewnątrz jego kreacji pojawiają się postaci w rodzaju Maiki Ivanny czy Sneoga, demonstracyjnie przywiązane do wartości pozarozumowych, i to one są autorowi najbliższe.
Jak to pogodzić? Czy w ogóle trzeba próbować? Widziałbym tu raczej analogię z często opisywanym przez wierzących naukowców-ścisłowców doświadczeniem olśnienia logiczną strukturą rzeczywistości. Zwłaszcza fizycy i matematycy opowiadają o takich subtelnych iluminacjach. Nie objawił im się Bóg, nie ujrzeli w równaniach i błyskach pulsarów autografu Stwórcy – ale sama harmonia odkrytej przed dociekliwym rozumem natury, sama ta „estetyka struktury” przemawia do nich na jakimś głębokim poziomie intelektualno-estetyczno-uczuciowym, że wtem zwracają się ku religii. Nie jest to dowód, nie jest to nic, co można przekazać w argumentacji – a jednak przekonuje właśnie rozum ścisły, poprzez rozum uderza.
I jak następnie oddać to wrażenie „niewtajemniczonym”? Czy nie w ten sposób właśnie?
Szostak: Sądzę, że roztrząsanie, jakiej metody używa Huberath, jakie zakłada relację pomiędzy religią a nauką, a do tego pomiędzy nimi a ich literackim wyrazem, to wszystko chyba daleko nas nie zaprowadzi. Bo wymaga bardzo przyjęcia wielu założeń spoza samego tekstu, dość mocnych – tych dotyczących zamierzeń samego autora, i dość ryzykownych – tych zakładających, że Huberath te swoje zamierzenia w sposób doskonały literacko realizuje.
Dukaj: Rozchodzimy się tu zupełnie, Wicie, bo mnie ta metoda bardzo zainteresowała, ale nie tyle dla jej specyficznie Huberathowych cech i realizacji (nie będę twierdził, że idealnych), co jako przykład rozszerzenia potencjału literackiego SF – która przy tym jednak nie rezygnuje ze swojej rdzennej SF-owatości.
Szostak: Postawiłbym ten sam problem inaczej: mamy opowieść o Matcinaj Dolane, o dziwnym ludzie, trochę ludziach, ale z jakoś wykoślawioną biologią rozrodu. I teraz zapytajmy, czy ta opowieść niesie dla nas sensy opowieści o głęboko religijnym wydźwięku. To jest ostatecznie miara oddziaływania symbolu: czy sam symbol przenosi nas w rzeczywistość, którą stara się wskazać, czy pozostajemy na poziomie samego obrazu i bawimy się jego samoistną estetyką.
W Starym Testamencie mamy na opisanie tajemniczej rzeczywistości grzechu potoczne pojęcia „plamy” i „zagubienia drogi”. To wyrażenia opisujące pierwotnie coś o charakterze codziennym, niereligijnym. A jednak w tekstach Biblii to one naprowadzają nas na rozumienie natury tego, czym jest grzeszność człowieka. Tak rodzi się symbol. Coś niewysłowionego zyskuje symboliczny wyraz językowy. Podobną formę pełni choćby przypowieść Natana o owieczce: Dawid, który nie potrafi spojrzeć obiektywnie na swój grzech, dopiero przez tę przypowieść widzi, że zgrzeszył.
Więc pytanie: co nam mówi opowieść o Matcinaj Dolane? Czy pokazuje jakoś symbolicznie naszą rzeczywistość, czy widząc tych biednych ludzików, myślimy: „To przecież my!”, czy też – widząc pewne analogie, zresztą wprowadzone przez narrację wprost, kiedy mówi o winie – dostrzegamy jakąś daleką zbieżność? Zawsze pozostaje przecież to ryzyko, na które wskazał Łukasz: że tak dziwnie odkształcony świat zrodzi w człowieku reakcję, że to opowieść nie o ludziach, że ona nas nie dotyczy.
I powiem szczerze, że ja za bardzo nie rozumiem, co ta opowieść miałaby wnosić do problemu winy i kary w ujęciu chrześcijańskim. Nie wiem, czy to kwestia konkretnych rozwiązań fabularnych/światotwórczych Huberatha, czy też to konsekwencja tego głębszego splecenia myślenia religijnego z naukowym.
Orbitowski: Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to mechanizm wzmocnienia, pewnego rodzaju destylacji katalogu grzechów. W naszym świecie grzech zyskuje na miękkości. Para mieszka ze sobą? Co z tego, skoro się kochają! Przykładów jest bardzo wiele i jestem pewien, że wiecie, o co mi chodzi. Tutaj grzech nawet nie tyle zyskał twarde jądro, ale jest tylko jądrem. Za łamanie „przykazań” ze wskazaniem na jedno przykazanie grozi śmierć w sensie dosłownym. Nie ma przebaczenia. Jeden numerek i po kobiecie. Prawa moralne miały zawsze podbudowanie w praktyce, tu jednak ta zasada ma charakter bezwzględny. Wydaje mi się, że to interesowało Huberatha.
Dukaj: Z poprawką na fakt, że łamane są tu przykazania ludzkie (pochodne przekręconej biologii), opisałeś mechanizm biologicznej obiektywizacji moralności, który pamiętam m. in. z opowiadania Egana: biolog konstruuje tam wirusa karzącego śmiercią za cudzołóstwo. Swoją drogą łatwo w ten sposób ośmieszyć każdą absolutną moralność.
Ale jeśli książka nie wnosi niczego nowego (tu: do „problemu winy i kary w ujęciu chrześcijańskim”), to czy nie może mimo to spełniać się jako dzieło sztuki? To nie kontra do Ciebie, Wicie, raczej autorefleksja. Pomyślałem o klasycznych wykorzystaniach alegorii, o malarstwie, które często przywołuje Huberath. Może niesłusznie tak bardzo się tu nakręcamy na intelektualny rozbiór literatury i jej wartościowanie niczym prac akademickich: a co nowego nam to daje? a co odkrywa? a jakie problemy rozwiązuje?
Moc oddziaływania symbolicznego to trochę osobna kwestia i tu się zgadzam: sama trudność jednoznacznego odczytania przemawia przeciwko, najsilniejsze symbole są zarazem najoczywistsze.
Szostak: Ale zobacz, że taki czysto intelektualny rozbiór – czytanie powieści jako świata, którego prawa trzeba odkryć, a nie jako tekstu – jest, by tak rzecz, metodą krytycznoliteracką wypracowaną właśnie na polu SF. Istnieje nawyk wśród czytelników SF, by czytać tę literaturę jako fabularyzowane teorie. Być może to pochodna analogicznego nawyku pisarzy SF.
Dukaj: Na tym poziomie „Vatran Auraio” się broni: świat działa, tryby się nie zacinają. Pytanie, czy przeniesienie tej metody analitycznej na poziom wyżej – gdzie patrzymy i na konstrukcję SF, i na opowieść biblijną, i na relacje je łączące – da sensowne rezultaty.
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

22 IV 2011   23:39:40

Panowie,
(Tym samym, dziękując za tą wspaniałą dyskusję...Oby takich więcej!)

A ja uważam, że to po prostu świetna powieść. Kawał wspaniałej i zapadającej w pamięć literatury. Jednej z lepszych, jakie ostatnio czytałem (osobiście, zbliżam ją do wymiaru Diuny). Czytasz to i zapamiętujesz nawet ten dziwaczny i nieznośny chwilami pseudo-słowiański język (chyba najbliżej mu do serbsko-chorwackiego). Szkoda, że nic żeście o tym nie pogadali... Przecież mało kto, potrafi zmusić czytelnika do akceptacji odmiennej lingwistycznie narracji. Świadczy to tylko o wielkości Autora i charyźmie (czy też literackiej sprawności) Jego dzieła. Z reguły, ad hoc, odrzuca się tego rodzaju wstawki lingwistyczne - tymczasem tu - po prostu jen uznajesz, czytasz dalej; tym samym AKCEPTUJESZ. Fantastycznie napisane (i tu nie mogę zgodzić się z Jackiem, co do sprawności językowej autora dzieła MSH).
Niekoniecznie, trzeba tą historię, aż tak bardzo analizować, choć czytanie Waszych jej interpretacji sprawiło mi wielką przyjemność. Kłopot w tym, że więcej tu mówicie o Was samych, o Waszych rozterkach i oczekiwaniach, filtrowanych bardzo osobniczo, zatem przecież równie subiektywnie...
Gdyby poddać takiej surowej analizie jakikolwiek uznany tekst literacki, efekt byłby dosyć zbliżony. Chyba jednak nie w tym rzecz. Sam fakt potrzeby stworzenia tej dyskusji pokazuje, jak wspaniały literacko świat stworzył MSH. Oczywiście - jest to Fantastyka pełną gębą. Jaki sens ma analizowanie, czy to kostium SF, czy prawdziwa SF? Przecież Autor pisał tą powieść w konwencji, którą realizuje od lat. I konwencja ta, wydaje mi się bardzo naturalną.
Raz jeszcze: Huberathowi udało się zbudować piękną i poruszającą historię. Nie sądzę, aby odmienna biologia człowieka gubiła w powieści jego człowieczeństwo, możliwość utożsamienia się z bohaterami, co tak często tu sugerujecie. Psychika tych ludzi jest mi bardzo bliska. Ich dylematy, zagubienie, izolacja, lęk, problematyka chorowania, wreszcie rychła śmierć - czymże się to różni od nas samych? Czymżesz są rozbieżności w temacie rozmnażania, odmienność rytuałów erotycznych, pojęcie prymitywizmu/głupoty/wiedzy/niewiedzy, lub odmienny sposób pochówku (zresztą, bardzo bliski rytuałom rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej)? Ot, bardzo to zależne od wieku, a jeszcze bardziej od pokory potencjalnego czytelnika.
Natomiast fatalną sugestią (wręcz groźną w swej naiwnej wymowie), zdaje się być sugerowany w Waszej dyskusji pomysł równoważności (zrównania wątków) świata urojeniowego ze światem rzeczywistym. "Piękny Umysł", maluje przecież oparty na faktach dramat osoby cierpiącej z powodu schizofrenii: gdzież tu szukać racjonalności wątków ukrytych w urojeniowych ich interpretacjach? To nie magiczność lub tania sensacja, to dramat osoby cierpiącej z powodu biologicznego schorzenia, tym samym dramat osób bliskich choremu. Mądrze rozegrał to MSH, za co składam mu szczególne wyrazy uznania. I tą część Waszej dyskusji, muszę po prostu napiętnować mianem sensacyjnej naiwności.

Summa summarum: ma rację Jacek, pisząc, że dzieło MSH powstawało w perpektywie dekady i wcale nie było pewne swego zrodzenia się.
Ode mnie - MSH napisał wspaniałą powieść. W żaden sposób nie chcę jej bronić, bo świetnie broni się sama, nie czuję też, aby była przez Was wielce zaatakowana.
Jestem pod wrażeniem możiwości telentu MSH.

Ściskam,
(mż)

28 IV 2011   13:48:25

Podobnie jak przedmówcy, bardzo podobała mi się Wasza dyskusja. W kilku miejscach mam inne zdanie, np. w sprawie człowieczeństwa. Najbardziej nieludzcy wydawali mi się przybyli ziemianie(?), a nie mieszkańcy.

Mnie zaciekawiła postać włodarza wioski, o którym nie wspomnieliście, i jego stosunków z nauczycielem. Mimo wyjaśnień uczennic, czytając książkę, miałem wrażenie, że jego wina była nie do końca prawdziwa... Wydaje mi się, że równie winny był włodarz, że podobne grzechy miał na sumieniu.

I jeszcze ostatni wątek, rozwój i upadek społeczności. Ja odczytałem sytuację następująco: cywilizacja przybyła na planetę, początek kolonizacji to z jednej strony rozwój wiedzy na temat świata w jakim się znaleźli, próba przeniesienia własnych doświadczeń na nowy ląd a potem... w którymś momencie doszło do utraty komunikacji z Ziemią(?), oraz z innymi wioskami znajdującymi się na planecie - bo raczej jestem pewien że było ich więcej. Wydaje mi się, że było to już na etapie rozrodu przez vylet i zimowej hibernacji. Brak kontaktów wiąże się z zamknięciem społeczności, rozrodem wewnątrz wioski a co za tym idzie również mutacjami itd. Czytając zastanawiałem się również, kiedy vylet zaczął równać się śmierci...

I jeszcze na koniec, ciekawa interpretacja poroka jako węża... w ogóle tak tego nie odczytałem, ale coś w tym jest.

Pozdrawiam serdecznie
Adam

05 V 2011   16:03:50

"Vatran Auraio" było także przedmiotem dyskusji Stolyka Lyterackiego, oto relacja: http://stolyklyteracki.wordpress.com/2011/05/05/relacja-z-majowego-stolyka-vatran-auraio/

24 IX 2016   21:24:50

Wielka przyjemność móc przeczytać tak interesującą polemikę!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Czerwiec 2015
— Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek

Entliczek-pentliczek, zajdlowy tomiczek
— Aleksandra Graczyk, Sławomir Graczyk, Agnieszka Szady

Człowiek składa jaja tylko raz
— Mieszko B. Wandowicz

Do księgarni marsz: Styczeń 2011
— Esensja

Z tego cyklu

Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak

Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Bajka z garbem
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Tegoż twórcy

Sympozjum ostateczne
— Konrad Wągrowski

Balsam dojrzałej lektury
— Marcin Zwierzchowski

Sekretarz Diabła
— Magdalena Sperzyńska

Łamigłówki Marka S. Huberatha
— Magdalena Śniedziewska

Pierwszy czytelnik
— Artur Długosz

Tegoż autora

Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski

Kanał
— Łukasz Orbitowski

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak

MetaArabia
— Wit Szostak

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.