Książka w Polsce, Polska w KsiążceJestem już przyzwyczajony do narzekań. Sytuację obecną każdy miłośnik literatury w zarysie zna. Czasy, gdy spacerowanie po Nowym Świecie z "Ulissesem" pod pachą było nie tylko w dobrym tonie, ale wręcz stanowiło element fasonu, są już przeszłością. W autobusie częściej widać (i słychać) osobę rozmawiającą przez telefon niż czytającą książkę. Osobiście, gdy widzę kogoś czytającego, mam ochotę zagadnąć - nie robię tego tylko dlatego, że nie chcę przeszkadzać. Czasem zresztą ta ochota przechodzi, gdy widzę, kto czyta i co czyta. W wielu przypadkach jest to licealista/licealistka biedzący/a się nad lekturą szkolną - spanikowany/a: "Czy zdążę doczytać przed lekcją polskiego?".
Witold WernerKsiążka w Polsce, Polska w KsiążceJestem już przyzwyczajony do narzekań. Sytuację obecną każdy miłośnik literatury w zarysie zna. Czasy, gdy spacerowanie po Nowym Świecie z "Ulissesem" pod pachą było nie tylko w dobrym tonie, ale wręcz stanowiło element fasonu, są już przeszłością. W autobusie częściej widać (i słychać) osobę rozmawiającą przez telefon niż czytającą książkę. Osobiście, gdy widzę kogoś czytającego, mam ochotę zagadnąć - nie robię tego tylko dlatego, że nie chcę przeszkadzać. Czasem zresztą ta ochota przechodzi, gdy widzę, kto czyta i co czyta. W wielu przypadkach jest to licealista/licealistka biedzący/a się nad lekturą szkolną - spanikowany/a: "Czy zdążę doczytać przed lekcją polskiego?". Od początku stycznia "Gazeta Wyborcza" prezentuje piórami różnych autorów prognozy dotyczące kultury polskiej XXI wieku. Było o sztukach pięknych, było o kinie. Niecierpliwie czekałem na wypowiedź o literaturze. W dniu, w którym piszę ten tekst, jestem po lekturze dwóch wypowiedzi - nie wiem, czy będą kolejne. Jednak już one dają asumpt do rozważań na temat: co się stanie z literaturą. Jestem już przyzwyczajony do narzekań. Sytuację obecną każdy miłośnik literatury w zarysie zna. Czasy, gdy spacerowanie po Nowym Świecie z "Ulissesem" pod pachą było nie tylko w dobrym tonie, ale wręcz stanowiło element fasonu, są już przeszłością. W autobusie częściej widać (i słychać) osobę rozmawiającą przez telefon niż czytającą książkę. Osobiście, gdy widzę kogoś czytającego, mam ochotę zagadnąć - nie robię tego tylko dlatego, że nie chcę przeszkadzać. Czasem zresztą ta ochota przechodzi, gdy widzę, kto czyta i co czyta. W wielu przypadkach jest to licealista/licealistka biedzący/a się nad lekturą szkolną - spanikowany/a: "Czy zdążę doczytać przed lekcją polskiego?". Dalsze ponure wyznaczniki rynkowej i społecznej pozycji książki sprowadzają się do jednego zwrotu: sprzedany nakład. Taki, który zwraca wydawnictwu poniesione koszty, waha się od dwóch do pięciu tysięcy upłynnionych egzemplarzy. Książka sprzedana w nakładzie powyżej 10 tys. to już "bestseller". Celowo ująłem to słowo w cudzysłów. Taki nakład oznacza, że z książką zapoznał się 1 na 3 tysiące rodaków (wyłączając dzieci) - czyli 0,(3)%. Taka sytuacja zagraża istnieniu zjawiska zwanego literaturą. Skoro wydanie książki jest przedsięwzięciem wysoce ryzykownym, a w lepszym przypadku mało zyskownym, może się okazać, że kiedyś zabraknie chętnych do zajęcia się tym rodzajem działalności. Przesadzam? Mam nadzieję. Jednak już obecnie sytuacja jest niewesoła. Dlatego jestem bardzo wdzięczny Krzysztofowi Vardze za "miękkie" wprowadzenie w temat przyszłości literatury. Autor pierwszej w "GW" prognozy (numer z 09.01.01) postanowił potraktować temat lekko i żartobliwie, przez co jego proroctwo jest w rozkoszny sposób pozbawione realizmu. A brzmi ono następująco: po przyjęciu do Unii Europejskiej władze tejże dochodzą do wniosku, że wszystkie polskie produkty - od układów elektronicznych zaczynając i na burakach pastewnych kończąc - nie spełniają unijnych norm. Jest wszakże dziedzina, w której, z uwagi na mnogość Noblistów, nie mamy konkurencji - literatura właśnie. Mocą decyzji wstrętnych brukselskich biurokratów Polska staje się monopolistą w produkcji książek na unijny rynek, nawiasem mówiąc książek w wysoce zaawansowanej, elektronicznej postaci. Na tym jednak pogodne przewidywania się nie kończą. Specjalnie ukonstytuowane gremium polskich jurorów otrzymuje także wyłączne prawo przyznawania nagród literackich (Nagroda Nobla zostaje zlikwidowana) i ustanawiania trendów w twórczości pisarskiej. Co z tego wynika - odpuszczę szczegóły, dość wspomnieć, że jednym z superjurorów i autorów wzorcowych utworów zostaje Piotr Siemion. Poważniej podszedł natomiast do tematu Piotr Bratkowski w drugim artykule (numer z 10.01.01). Rzetelnie przeanalizował sytuację obecną i wyprowadził z niej prawdopodobne wnioski. Prawdopodobne, choć nie pewne. Cóż nas zatem czeka? Główna teza Bratkowskiego: inteligencja to grupa, która zniknie. W przyszłości nie będzie ludzi, dla których znakomity umysł i wykorzystywanie go dla własnej satysfakcji (a nie do powiększania PKB) będą wartościami samymi w sobie. Pozostanie szczątkowa grupa wielkich pisarzy i zawodowych literaturoznawców i tylko oni będą czytać dzieła wybitne. Ponieważ będzie ich za mało, zapewne mniej niż wspomniane 2-5 tys., która to liczba gwarantowałaby opłacalność wydawania literatury najwyższej klasy, literatura ta fizycznie zniknie. Powiększające się dziedzictwo uratuje Internet, dzięki któremu koneserzy będą mieli dostęp do publikowanych niemal za darmo pereł. To zaś spowoduje, według Bratkowskiego, że literatura nietypowa, nowatorka lub po prostu wybitna otrzyma status twórczości "garażowej" - na podobieństwo dzisiejszej muzyki. Wymierająca inteligencja zostanie wyparta przez dynamicznie rozwijającą się klasę średnią. Grupa ta, nie pozbawiona ambicji, będzie się zaczytywać "zręcznie pomyślanymi bestsellerami". Co znaczy to określenie - "zręcznie pomyślany"? Więcej niż "dobrze napisany", a więc efektownie wykorzystujący najlepsze osiągnięcia wcześniejszej literatury, ale nie wnoszący nic nowego. Przedstawiający świat jako bardziej skomplikowany niż w wenezuelskich telenowelach, ale nie nękający czytelnika zadaniami myślowymi, z którymi ten mógłby sobie nie poradzić. Ubocznym efektem takiej ewolucji będzie zanik literatury "śmietnikowej". Po prostu zawojowana nowymi mediami (tudzież filmem akcji i grami komputerowymi) najmniej wymagająca grupa obecnych odbiorców książek w ogóle przestanie czytać. Moją pierwszą reakcją na takie przewidywania była szczera radość - więc coś jednak przetrwa! Mnóstwo niezłych książek, które w dodatku będą łatwo osiągalne, bo dzięki dużym nakładom (rośnij nam klaso średnia!) tanie. Trochę mniej literatury najlepszej (ale w końcu nigdy nie było jej dużo) - z tym małym zastrzeżeniem, że nie na papierze. No i znikną romansidła, horrorzyska i sensacja "zabili go i uciekł". Rewelacja. Radość nie trwała długo, ponieważ rychło zmąciły ją wątpliwości. Przede wszystkim - co autor miał na myśli dzieląc literaturę na tą najlepszą ("garażową) i "dobrze pomyślane bestsellery"? Gdzie ustawił granicę? Czy "Nieznośna lekkość bytu" Kundery to bestseller (skądinąd wiem, że gdzieniegdzie na świecie tak) czy "garaż"? Albo "Imię róży" (też sprzedawało się znakomicie)? Takie rozważania prowadzą donikąd. Świetnie czytająca się (a zatem i dobrze sprzedająca się) książka może być jednocześnie arcydziełem - nie śmiem w to wątpić. Znakomite dzieło nie jest skazane na marginalizację. Drugiej wątpliwości wolałbym nie mieć: dlaczego klasa średnia ma mieć czas na czytanie i nie ulec nowym mediom? Ale nie przesądzam niczego. Podatność na łatwe rozrywki jest cechą indywidualną i nie zależy od statusu społecznego. A brak czasu... Hm, im bardziej jestem zajęty, tym bardziej staram się wykorzystać sensownie czas wolny, np. na czytanie. Czego i innym życzę - oby tylko ten czas wolny w ogóle był. Inny dylemat: dlaczego, skoro historia ludzkości to historia postępu (również umysłowego), odbiorcami ambitnymi mają być tylko nieliczni znawcy? Czy najświetniejsze umysły mają pisać tylko dla siebie? Może jestem naiwny, ale wierzę w to, że człowiek jako istota (przeważnie) myśląca zawsze będzie szukał nowych podniet - w tym intelektualnych. To w pewnym sensie wnioskowanie oparte na tezie, nie na hipotezie. Ale trudno - muszę coś przeciwstawić wizji inteligencji, która zeszła do podziemia. Ale oczywiście wszystko może się zdarzyć - także to, że "Quake V" i "Killer VII" będą najbardziej interesującą nowością dla coraz większej grupy ludzi. Płynnie więc przechodzę do kolejnego problemu: czy literatura ma szansę na profesjonalną promocję? Promocję, która niekoniecznie wielkimi kosztami i przy użyciu nowoczesnych technik kształtuje takie zjawisko społeczne, jak moda na czytanie, zdrowy snobizm na znajomość literatury. Mam wrażenie, że wielu ludziom po prostu nie chce się czytać. Nie irytuje mnie samo zjawisko, ale jego skala. A przecież na to, co ludziom się chce robić (podobnie jak na to, czy myją ręce) można wpłynąć - i tu jest wielkie pole do popisu dla ekspertów od promocji. Przypominam sobie casus jakiegoś warzywa (przepraszam za to być może nieco rażące odniesienie) w Stanach Zjednoczonych - bardzo zdrowego, ale mało popularnego. Jego producenci zrzeszyli się w zamaszystej kampanii promocyjnej, wynajęli specjalistów od Public Relations i - udało się, choć przekonanie ludzi zajęło kilka lat. Podkreślam znaczenie postawy, bowiem istnieje powszechna opinia, że marna sprzedaż książek wynika z ich wysokich cen. Czy to rzeczywiście prawda? Policzmy: kupienie przez każdego Polaka jednej książki na - powiedzmy - pól roku byłoby prawdziwą rewolucją na polskim rynku literatury. Chodzi więc o wydanie 50-70 zł na ok. 15 tys. zł, jakie średnio się w Polsce rocznie zarabia. Wiem, że statystyka jest jak kobieta lekkich obyczajów, która zrobi wszystko. Ale to tylko ilustracja średniego stanu rzeczywistego, który, jak każda średnia, ma tendencję do odchyleń. Na koniec frasobliwa refleksja. Otóż pytam się: co z literaturą papierową? Wiem, że moje zatroskanie ma wiele wspólnego z zawracaniem rzeki kijem. Wiem, że używanie papieru jest drogie i nieekologiczne. Wiem, że możliwy jest scenariusz następujący: przechowywana elektronicznie książka przyszłości będzie mogła być wydrukowana na życzenie - co będzie tańsze. Więc być może nie mam się o co martwić. Ale to naprawdę ważki problem. Wielu wytrawnych czytelników podkreśla znaczenie rytualnego aspektu czytania - przewracania kartek, szelestu papieru czy, za przeproszeniem, wyjścia z książką do ubikacji. Pamiętacie, jak nędznie zginął płatny morderca Vincent Vega w "Pulp Fiction"? Ale za to z książką w ręku - wychodził z nią właśnie z toalety. 1 lutego 2001 |
Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.
więcej »Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Nie chcielibyście takiego życia
— Witold Werner
W którym momencie umarł Stefan?
— Witold Werner
Na wschodzie wszystko po staremu
— Witold Werner
„Kraj utracony”, wciąż istniejący
— Witold Werner
Jest brzydko, ponieważ tak nam się podoba
— Witold Werner
Piła poszła w ruch…
— Witold Werner
Gdy następnym razem przydarzy ci się coś dziwnego
— Witold Werner
Niektórzy to mają fajnie – o wydawnictwie „Znak” niehistorycznie
— Witold Werner
Gomułkowskie kariery – wersja na gorzko
— Witold Werner
Książki na billboardach
— Witold Werner