W „Wieszaniu” pojawia się jeden z najlepszych bezpośrednich zwrotów do odbiorcy, na jakie kiedykolwiek natrafiłem. Niestety, nie do mnie przemawia wtedy Rymkiewicz. „Zwracam tylko uwagę (twoją uwagę, moja śliczna młoda czytelniczko, która właśnie mnie czytasz — mam nadzieję, że z wypiekami na policzkach)”, pisze poeta i zgodnie z deklaracją akcentuje kolejny szubieniczny fakt. Ów zabieg dobrze ukazuje perwersyjną przyjemność, z jaką, zdaje się, musiał snuć swoją historię autor.
Zmysłowy jęk sznura
[Jarosław Marek Rymkiewicz „Wieszanie” - recenzja]
W „Wieszaniu” pojawia się jeden z najlepszych bezpośrednich zwrotów do odbiorcy, na jakie kiedykolwiek natrafiłem. Niestety, nie do mnie przemawia wtedy Rymkiewicz. „Zwracam tylko uwagę (twoją uwagę, moja śliczna młoda czytelniczko, która właśnie mnie czytasz — mam nadzieję, że z wypiekami na policzkach)”, pisze poeta i zgodnie z deklaracją akcentuje kolejny szubieniczny fakt. Ów zabieg dobrze ukazuje perwersyjną przyjemność, z jaką, zdaje się, musiał snuć swoją historię autor.
Jarosław Marek Rymkiewicz
‹Wieszanie›
„Wieszanie” da się oceniać pod kątem zgodności z wydarzeniami faktycznymi bądź bogactwa źródeł, z których czerpał Rymkiewicz – słowem: jako znakomity esej historyczny, opowiadający o tym, co działo się na polskich, a w szczególności warszawskich ziemiach w roku 1794; o stawianiu i wykorzystywaniu szubienic przez rozwścieczony tłum, prawdopodobnie inspirowany w dużej mierze przez Hugona Kołłątaja. Idzie też potraktować je z perspektywy politycznego przesłania, które można upatrywać, nawet jeśli autor po trochu się odeń odcina. Mówił w końcu, gdy odbierał za książkę Nagrodę im. Józefa Mackiewicza (tutaj długi cytat, ale i „Wieszanie” w dużej mierze z długich cytatów się składa):
Ja o tym, że w czerwcu 1989 roku trzeba było powiesić komunistów na Krakowskim Przedmieściu, bo to byłoby dobre dla Polski, czyli dla nas wszystkich, owszem, myślałem. Ale dopiero wtedy, kiedy wstawałem od komputera i od mojego pisania. Kiedy siedziałem przy komputerze, było mi to kompletnie obojętne. „Wieszanie” do niczego nie namawia, do niczego nie wzywa, nie chce na nic mieć wpływu. Napisałem „Wieszanie”, ponieważ miałem do opowiedzenia swoją opowieść.
Takie postawienie sprawy nie przeszkodziło Szczepanowi Twardochowi (a nawet przeszkodzić nie mogło, jako że Rymkiewicz odbierał nagrodę już po tym fakcie) w ogłoszeniu na łamach „Czasu fantastyki” (nr 2/2007) szkicu, wedle którego „Wieszanie” musiało powstać, bo zabrakło pętli na szyi generała – podobnie jak dwa wieki wcześniej nie wystarczyło sznura dla płaczliwego króla sprzedawczyka. „Wieszanie” łatwo tak odczytać, niezależnie od zamiarów autora. Jest więc „Wieszanie” na swój sposób książką historyczną, a na inny – polityczną. Wreszcie jednak: „wieszanie, jak każda ludzka czynność, ma też swoją stronę estetyczną”. A skoro ma ją wieszanie, to i „Wieszanie” – i w tym aspekcie, jako literatura piękna ani o Poniatowskich, ani o Jaruzelskich, imponuje.
Bo wznowiony właśnie esej kontrowersyjnego poety to nie tylko rzecz „przeznaczona dla miłośników historii ojczystej”, co sugeruje pierwsze zdanie odautorskiego wstępu, ale i, a może przede wszystkim, pozycja dla amatorów estetyzacji gwałtownej śmierci – aktualnych lub przyszłych: tych, których diabelską pasją zarazi dopiero lektura „Wieszania”. Są jednak różne metody literackiego nadawania zgonom smaku – daleko opisom Rymkiewicza do przemilczających wszelką szpetotę zachwytów nad dziewiczą piersią Emilii Plater. Rymkiewicz to twórca, który wierszem opiewał kiedyś biust innej znanej a dogorywającej kobiety: „Guz w piersiach i przerzuty w mózgu i w odbycie / O jakie piękne ciemne jakie krótkie życie” („Kathleen Ferrier umiera w młodości na raka”). Nie szuka w trupach klasycznie pojętego piękna, dostrzega gnicie ciał, ale nie przeszkadza mu to widzieć, że zadbany wisielec w mundurze to widok znacznie wdzięczniejszy niż – również ciekawy – powieszony obdartus, a kiedy wiszą obok siebie – uczta dla oka jest dzięki kontrastowi tym większa. Jednocześnie autor nie podchodzi do śmierci z nabożnością ani trwogą – ów element rzeczywistości jest, owszem, godny wyróżnienia, lecz nawet w szubienicznej formie (choćby nieusprawiedliwionej) nie czyni świata zanadto gorszym. Tu znowu oddam głos Rymkiewiczowi: „W Warszawie działy się różne straszne rzeczy, nie dlatego, że wieszano, ale dlatego, że działo się to, co dzieje się zawsze”. Można wszak trafić znacznie gorzej niż pod ziemię; ot, umieranie, zwłaszcza widowiskowe, fascynuje i ma w sobie pewien złowieszczy charme.
Proszę zresztą zwrócić uwagę na zakończenie, gdzie poeta swobodnym ciągiem skojarzeń przechodzi do opowieści zupełnie niezwiązanej ani z wieszaniem, tym bardziej tym z 1794 roku, ani z Polską, karą główną bądź insurekcją. Jedyne, co łączy bohaterów ostatnich stron z tematyką książki, to właśnie nagły, nienaturalny, a zarazem efektowny zgon, opisany ze swadą i przewrotnym humorem. Autor zdaje się po prostu realizować to, co w pewnym miejscu zasygnalizował, rozprawiając o krążącym po Warszawie przysłowiu na temat kata Stefana Böhma: postulat, by uchwycić „słabo rozpoznaną stronę śmierci – to, co jest w niej zabawnego”.
Takie wrażenia wzmocnione są przez sposób, w jaki milanowski pisarz napisał swoje dzieło. Pełno tu powtórzeń, wśród których króluje repetycja „wieszania”, „powieszenia”, „zawiśnięcia”, „wieszaniny” i wyrazów pokrewnych w każdym przypadku z wyjątkiem wołacza.
(Ów niedobór poważnie zastanawia, wydaje się bowiem, że właśnie vocativus jest tym, co Rymkiewiczowi pozwoliłoby oddać lubość, z jaką do wieszania się odnosi. „O wieszanie! o wy, wieszający!” zdaje się krzyczeć poeta, dokonujący istnej apoteozy wieszania – nie jego moralnej strony, ale doniosłości, wyjątkowości i powabu. W końcu, pisze autor, jest ten proceder jednym z wyznaczników człowieczeństwa, „jakimś humanistycznym cudem”. Możemy wieszać inne zwierzęta, ale żadne inne zwierzę nie wiesza: to człowiek jest zwierzęciem wieszającym).
Wariacje na temat „wieszania” pojawiają się przeto jeśli nie tysiące, to setki razy, chociaż nie wymaga tego klarowność tekstu – jakby Rymkiewicz chciał takim zabiegiem dodać dziełu pikanterii, a radość sprawiało mu samo brzmienie owego słowa. Ponadto łatwo wpada w dygresje i niespodziewane porównania, niekiedy oparte na własnym doświadczeniu – jak wtedy, gdy katowskie rękawice zestawia z tymi, w których pracuje w swoim ogrodzie. To zbliża „Wieszanie” do ustnego bajania wprawnego gawędziarza. Podobnie fakt, że – z racji sprzeczności wielu źródeł – pisarz rozwija te same wątki w różnych wariantach, niby za każdym razem opowiadając jedną historię inaczej. Często zresztą puszcza wodze wyobraźni i dzieli się własnymi, tylko luźno opartymi na lekturach spekulacjami. Zarazem wszakże tworzy zdania na tyle złożone, z taką liczbą wtrąceń, że najpewniej tylko na papierze pozwalają się w pełni docenić: łączy walory mówionej i literackiej konwencji. Jeśli sparafrazować popularne powiedzenie, wolno napisać, że Rymkiewicz mógłby w swojej opowieści wieszać według książki telefonicznej – i nadal byłaby to upajająca gawęda.
Spostrzeżenie, że autor wygłosił „Wieszaniem” swoistą estetyczną proklamację, starającą się w dodatku przekazać pewną ciemnobarwną wizję człowieka – nie któregoś z przygodnych lub umyślnych katów ani takich czy owakich wisielców, ale człowieka po prostu – nie sprawia, iż przestają się liczyć ludzie konkretni: ocalony monarcha albo ksiądz spiskowiec (albo nawet epizodyczny tutaj autor słownika Samuel Linde, który, być może, również wieszał). Nie gubią istotności rosyjskie pieniądze, trwonione przez przekupywanego nimi króla, i trutka, od której miał zginąć jego brat prymas. Nadal robi wrażenie około stu książkowych i prasowych cytowanych źródeł oraz skala historycznej pracy wykonanej przez Rymkiewicza. Wciąż ma znaczenie niestworzona, nieugruntowana krwią polskość; nie traci wagi marzenie o narodotwórczym micie, o Polsce wieszającej i Polsce wieszanej, o quasi-anarchicznej I Rzeczpospolitej i jej duchu, który nie zamiera. To już jednak temat na inne rozważania. A w niniejszych jest „Wieszanie”, poza wszystkim, książką upiornej, ale ogromnej urody.
Dzięki za tę reckę. Mam w planach zakup "Wieszania" i innych książek Rymkiewicza.