Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Piotr Zychowicz
‹Pakt Ribbentrop-Beck›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPakt Ribbentrop-Beck
Data wydania21 sierpnia 2012
Autor
Wydawca Rebis
ISBN978-83-7510-921-4
Format360s. 150×225mm
Cena39,90
Gatuneknon‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zawiedziona miłość Adolfa H.
[Piotr Zychowicz „Pakt Ribbentrop-Beck” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Historię alternatywną zwykle traktuje się jako niezobowiązującą umysłową gimnastykę oraz domenę publicystów, którą zawodowcy powinni traktować z przymrużeniem oka. Piotr Zychowicz nie żartuje. Z lektury książki „Pakt Ribbetrop-Beck”, można odnieść wrażenie, że druga wojna światowa wybuchła z winy Polaków.

Wiesław Chełminiak

Zawiedziona miłość Adolfa H.
[Piotr Zychowicz „Pakt Ribbentrop-Beck” - recenzja]

Historię alternatywną zwykle traktuje się jako niezobowiązującą umysłową gimnastykę oraz domenę publicystów, którą zawodowcy powinni traktować z przymrużeniem oka. Piotr Zychowicz nie żartuje. Z lektury książki „Pakt Ribbetrop-Beck”, można odnieść wrażenie, że druga wojna światowa wybuchła z winy Polaków.

Piotr Zychowicz
‹Pakt Ribbentrop-Beck›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPakt Ribbentrop-Beck
Data wydania21 sierpnia 2012
Autor
Wydawca Rebis
ISBN978-83-7510-921-4
Format360s. 150×225mm
Cena39,90
Gatuneknon‑fiction
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Zapomnijcie, o czym uczyli was w szkole. Obrona Westerplatte i poczty gdańskiej , bitwa nad Bzurą, partyzantka majora Hubala – wszystko to było bez sensu. Polscy lotnicy niepotrzebnie ratowali Wielką Brytanię, generał Anders powinien sobie darować zdobywanie Monte Cassino. Wystarczyło pójść po rozum do głowy, honor o którym mówił minister Beck w słynnym przemówieniu z maja 1939 roku, schować do kieszeni i przyjąć ofertę III Rzeszy. Wspólnie z Hitlerem roznieślibyśmy na lancach Związek Radziecki i komunizm – tę największą plagę XX wieku. Przy okazji ocalilibyśmy sporą część wschodnioeuropejskich Żydów. Dalej poszłoby już z górki. Po nieuniknionej klęsce nazistów na zachodzie, Polska wbiłaby słaniającemu się sojusznikowi nóż w plecy, zaś Rydz Śmigły na konferencji pokojowej w Juracie pozowałby do zdjęć z Churchillem i Trumanem. Tylko żelazne krzyże i fotki z polsko-niemieckiej parady zwycięstwa w Moskwie trzeba by na jakiś czas schować do szuflady.
Koncepcja nie jest nowa. W swoim czasie lansowały ją takie tuzy jak Władysław Studnicki, Stanisław Swianiewicz, Adolf Bocheński, Kazimierz Okulicz, bracia Stanisław i Józef Mackiewiczowie. Wszyscy ci panowie pochodzili z Kresów, najmniej zagrożonych niemiecką ekspansją, za to najmocniej doświadczonych przez szaleństwa wschodniego sąsiada. Filogermanizm nie był postawą zbyt mile widzianą w przedwojennej Polsce, ani na emigracji, stąd spotkały ich z tego tytułu różne nieprzyjemności. W PRL ze zrozumiałych powodów kontestowanie decyzji z 1939 roku nie wchodziło w grę. Obowiązywała jedynie słuszna linia sojuszu z radzieckim niedźwiedziem. Odmienne sygnały wysyłali jedynie nieortodoksyjni historycy: Jerzy Łojek i Paweł Wieczorkiewicz. Zychowicz na blisko 350 stronach powtarza argumenty poprzedników i często gęsto cytuje ich twórczość.
Gdyby chodziło tylko o prowokowanie skandalu, nie byłoby o co kopii kruszyć. „Paktu…” nie można jednak postawić w jednym rzędzie z książkami o zamachu na Sikorskiego i Jezusie, który nie umarł na krzyżu tylko wyemigrował do Indii. Zychowicz zdaje się mocno wierzyć, w to co pisze. Niby rozpatruje odmienne scenariusze, ale z każdym wypadku dochodzi do identycznej konluzji: sprawy nie mogły się potoczyć gorzej, niż się w 1939 roku potoczyły. Otóż, obawiam się, że mogły.
Po pierwsze: skąd pewność, że niemiecki apetyt skończyłoby się na Gdańsku i eksterytorialnej autostradzie, przecinającej polskie Pomorze? Czy zwasalizowana Rzeczpospolita odważyłaby się odrzucić propozycje kolejnych korekt granicznych (Górny Śląsk, „korytarz”, zachodnia Wielkopolska)? Zwłaszcza, że na jej terytorium, gościłyby tysiące żołnierzy Wermachtu, szykujących się do wojny z ZSRR. Wbrew temu, co twierdzi publicysta „Uważam Rze”, polsko-niemiecki konkubinat nie byłby związkiem partnerskim. Zbyt jaskrawa była różnica gospodarczego i militarnego potencjału. Wyolbrzymione przez Zychowicza „polonofilstwo” Hitlera niewiele by tu pomogło. Wiadomo przecież, że III Rzesza traktowała armie swoich aliantów jak mięso armatnie. Wyjście z takiego sojuszu, nawet w obliczu klęski hitlerowców, też nie było sprawą łatwą i bezbolesną, o czym na własnej skórze przekonali się Włosi, Węgrzy czy Słowacy. Podczas pierwszej wojny światowej nawet Austro-Węgry, państwo mające status mocarstwa, nie zdołały się – mimo prób – wyzwolić od kurateli niemieckiego partnera i razem z nim spadło w przepaść.
W nagrodą za potulność otrzymalibyśmy pewnie terytorialne odszkodowanie na południowym wschodzie, zgodnie ze słowami Goeringa „morze Czarne to też jest morze”. Zychowicz idzie jednak znacznie dalej: w jego książce powstaje z martwych federacyjna idea Piłsudskiego, Niemcy „przestrzeni życiowej” szukają w państwach bałtyckich i Rosji, wspaniałomyślnie pozostawiając Polakom Białoruś i Ukrainę. Czy w Kijowie i Mińsku entuzjastycznie przywitano by powrót Rzeczpospolitej? Śmiem wątpić. Ukraińcy z pewnością skorzystaliby z okazji, by spróbować wybić się na niepodległość. Nie dogadaliśmy się z nimi ani w wieku XVII, ani po 1918 roku. Jakim cudem zdołalibyśmy się dogadać w sytuacji, gdy narody Europy wpadły w amok i chciały się nawzajem pozabijać? U Zychowicza nacjonaliści rozpływają się w powietrzu, bo nie pasują do układanki. W tej sprawie autor „Paktu…”, który deklaruje się jako wyznawca Realpolitik, a nawet politycznego cynizmu, jawi się stuprocentowym idealistą.
Po drugie: czy polsko-niemiecki marsz na wschód na pewno zakończyłby się szybkim upadkiem ZSRR? Miło przebywać w wirtualnym świecie, w którym generał Maczek jest szybszy od Guderiana, eskadry Łosiów panują na rosyjskim niebie, a głowa mumii Lenina zostaje odcięta szablą polskiego ułana. Śmiem jednak podejrzewać, że rzeczywistość nie byłaby tak słodka. Trzeba naprawdę wielkiego optymizmu, by wierzyć że marszałek Rydz-Śmigły, który skompromitował się we wrześniu 1939, poprowadziłby naszą armię do blitzkriegu. W dodatku odpadłby czynnika zaskoczenia – Stalin musiałby zamienić się na głowy syberyjskim łosiem, by nie domyślić się, co oznacza pakt Ribbetrop-Beck i przeciw komu jest skierowany. Czy czekałby bezczynnie aż Niemcy zdobędą Paryż i przyjdzie kolej na niego? Raczej nie zwlekając zawarłby sojusz z Francją i Wielką Brytanią, do którego wkrótce dołączyłaby Ameryka. Może nawet zaatakowałby Polskę, w której obronie nie powstałaby (jak chce Zychowicz) wielka koalicja od Estonii po Rumunię. Tak się bowiem składa, że narody, znajdujące się w strefie rosyjsko-niemieckiego rażenia nigdy nie chciały i nie potrafiły działać wspólnie.
„Związek Radziecki to państwo, które funkcjonowało tylko na papierze” – twierdzi publicysta „Uważam Rze”. A jednak to państwo, w odróżnieniu od Francji i Polski, zdołało wytrzymać teutoński napór i przejść do zwycięskiej kontrofensywy. Może nawet, jak w 1812, przeżyłoby nawet utratę Moskwy. Zakładając, że wojna skończyłaby się tak jak się skończyła, czyli klęską Hitlera, nasz los byłby marny. Gdańsk, lekką ręką oddany III Rzeszy, po 1945 roku nie stałby się raczej polskim miastem. Stalin, ustalając granice i strefy wpływów w Europie, mógłby zajrzeć do memoriału Sazonowa. Ten carski minister, przewidując zwycięstwo Rosji w pierwszej wojnie światowej, domagał się wówczas od zachodnich aliantów zgody na aneksję całych Prus Wschodnich, Gdańska i Torunia. Autonomiczną Polskę chciał uszczęśliwić granicą na Odrze, ale bez wysiedlenia mieszkających tam Niemców, co pozwoliłoby w przyszłości prowadzić politykę spod znaku „dziel i rządź”. Nasza wschodnia granica przebiegałaby zaś tak, jak lina Mołotowa , z poprawkami na korzyść Ukrainy i Białorusi. Polskie kresy zaczynałyby się i kończyły w Lublinie i Rzeszowie. No i jeszcze coś: III Rzeczpospolita, która wyłoniłaby się z tego bagna, byłaby pariasem Europy. Nie wykręcilibyśmy się od współodpowiedzialności za wywołanie wojny i wspólnictwo w Holokauście.
Po trzecie, sądzę że ewentualny pakt Ribbetrop-Beck nigdy nie zostałby skonsumowany. W 1939 roku polska opinia publiczna i klasa polityczna były wyjątkowo zgodne w swej antyniemieckości. Zychowicz uważa, że rząd mocno trzymał cugle i skończyłoby się tylko demonstracjach i pomstowaniu kawiarnianych polityków. Zapomina jednak, że sanacja nie była monolitem. Polskim Petainem mógłby zostać tylko jeden człowiek: Piłsudski. Ani Rydz-Śmigły, ani tym bardziej Beck nie mieli wystarczającego autorytetu, by takich ruchów bezkarnie dokonywać. Ich wielkość była nadmuchanym przez propagandę balonem, o czym większość piłsudczyków świetnie wiedziała. Przyjmując niemiecki dyktat, ta ekipa skazałaby się na upadek. Podobnie jak w Belgradzie w marcu 1941 roku , w Warszawie doszłoby do wojskowego przewrotu, przy błogosławieństwie a może nawet aktywnym wsparciu francuskiej ambasady. Historia wróciłaby w koleiny, w których nie znalazła się przypadkiem. Jest w tym jakiś fatalizm, nieobcy również, jak mniemam, autorowi „Paktu…”. Zychowicz daje bowiem do zrozumienia, że w 1939 roku zawiedli nie tylko przywódcy państwa i polityczne elity. Zawiódł cały naród, który opanowany antyniemiecką fobią cieszył się z wyboru drogi ku zatraceniu.
Tak to historyczny rewizjonizm doprowadził publicystę „Uważam Rze” pod ścianę. Polacy nie dość, że oblali historyczny egzamin, odrzucając zaloty zakochanego w naszym kraju Hitlera, to uparcie tkwią w błędzie. Tylko czekać, aż postawią pomnik głównemu sprawcy nieszczęścia – ministrowi Józefowi Beckowi, za to że od Niemca wolał chytrego Anglika. Nasz naród cechuje bowiem „chorobliwa niechęć do wszelkiej oryginalnej myśli”. No, tutaj Zychowicz już się za bardzo zagalopował. „Pakt Ribbentrop-Beck” to publicystyka najwyższej próby, napisana z werwą, znajomością rzeczy i niewątpliwym literackim talentem. Wywołała hałas w mediach, odzew u czytelników i ponoć całkiem dobrze się sprzedaje. Może więc z Polakami nie jest aż tak źle?
koniec
18 września 2012

Komentarze

« 1 2
09 X 2012   07:16:40

Droga redakcjo, praktyka usuwania tytułu cytowanego tekstu i jego źródła jest co najmniej niezgodna z netykietą. Nie zamierzam wklejać całego tekstu jako komentarza, bo wtedy z kolei redakcja uzna, że np. za spamowanie zablokuje mi możliwość dodawania komentarzy.

Czytelników zainteresowanych kontynuowaniem lektury odsyłam do artykułu "Piotr Zychowicz: Pakt Ribbentrop-Beck. Ofensywa propagandowa agentury niemieckiej czy niewinne fantazjowanie?", który można łatwo znaleźć przy użyciu Google.

Serdecznie pozdrawiam.

17 X 2014   13:45:00

Autor artykułu powtarza utarte frazesy o bohaterstwie obrońców Polski w 1939 roku,głęboko zakorzenione w literaturze historycznej.Jak można dawać za przykład bohaterstwa obronę Westerplatte.Przecież to byli żołnierze zobowiązani przysięgą do walki w obronie kraju.Zresztą do tych wydarzeń by nie doszło po przystąpieniu do sojuszu z Niemcami.Tak samo nie byłoby Auschwitz i innych obozów na terenie Polski.W większości to były tereny polskich koszar.Co do ZSRR były realne przesłanki rozgromienia,wynikające z porównania potencjału gospodarczego Niemiec i Japonii oraz ZSRR.Wystarczy przestudiować wspomnienia dowódców radzieckich n.p "Wspomnienia i refleksje" marszałka Zukowa.Otóż w bitwie o Moskwę bolszewicy strzelali z armat pociskami bez ładunku wybuchowego,z braku trotylu zużytego w ciągu walk 1941 roku.Dopiero rozpaczliwe prośby Stalina spowodowały masowe dostawy materiałów wybuchowych oraz wytwórni polowych do ich wytwarzania, z USA.Bez pomocy dostaw z USA i zsynchronizowanym ataku Japonii,w okresie bitwy o Moskwę,reżim Stalina zostałby definitywnie rozgromiony.Dlatego tezy p.Piotra Zychowicza są uzasadnione i poparte obiektywną analizą sytuacji politycznej w Europie.W odróżnieniu od innych historyków p.Piotr Zychowicz przyjmuje jako główny motyw działania każdych władz,dobro własnego narodu jako podmiot istnienia.Udowadnia że to władza ma służyć narodowi a nie odwrotnie.Dlatego,moim zdaniem ,słusznie obarcza odpowiedzialnością za klęskę 1939 roku i straszną tragedię polskich obywateli,min.Józefa Becka,marszałka Smigłego Rydza oraz prezydenta Mościckiego.Zarzuty Autora artykułu o wasalnym charakterze Polski po przystąpieniu do sojuszu z Niemcami są tylko domysłami i nie znajdują potwierdzenia w dokumentach.Wystarczy przestudiować niemieckie dokumenty z ministerstwa uzbrojenia oraz plany modernizacyjne armii polskiej w latach 1940 - 1942 aby przekonac się że Niemcy bardzo poważnie traktowali sojusz z Polską,na zasadzie partnerów a nie uległych wasali.Plan polegał na pokonaniu Francji w pażdzierniku 39 roku i uruchomieniu jej przemysłu dla potrzeb modernizacji polskiej armii.Szybkie uruchomienie produkcji sprzętu konstrukcji niemieckiej umożliwiłoby ,w latach 1941 i 1942,utworzenie 6 polskich dywizji pancernych oraz 8 dywizji piechoty zmotoryzowanej.Te polskie dywizje byłyby dowodzone przez oficerów niemieckich,natomiast dobre jednostki kawalerii i artyleryjskie,wyposażone w sprzęt niemiecki,przez polskich oficerów.W planach Luftwaffe polskie lotnictwo miało otrzymac 2000 myśliwców BF 109 i 450 średnich bombowców He 111.Polski przemysł miał wytwarzać amunicję do wszystkich typów zunifikowanego sprzętu pancernego i lotniczego oraz zapasy części zamiennych.Książki p.Piotra Zychowicza nie propagują na siłę żadnej ideologii jak to sugerują liczni piewcy kolejnych reżimów ale podają sposoby na uniknięcie gigantycznych strat narodowych w przypadku przyszłych zagrożeń.Zobowiązania sojusznicze traktowac poważnie ale tylko zgodnie z interesem narodowym,w przeciwnym wypadku uchylać się od ich wypełnienia.Emocjonalne bzdury o honorze odrzucać jeśli szkodzą narodowi.Te książki powinni uważnie czytać ludzie sprawujący władzę,może to ich uzdrowi z mniemania że są pomazańcami bożymi a nie urzędnikami służącymi własnemu narodowi a nie obcym interesom.

24 II 2019   22:49:27

Drogi Andrzejku że autor tej słabej powieści tworzy fantazje to rozumiem w końcu na tym zarabia ale że ty je potwierdzasz jakimiś mitami to już komiczne :) Całą ta książka to zbiór fantazji niemający nic wspólnego z rzeczywistością. Wszystkie kraje satelickie chłpczyku były maksymalnie wykorzystywane przez Niemcy jedynym wyjątkiem byla kraje proniemieckie od poczatku Finlandia, Hiszpania, Japonia i Włochy. Reszta podporządkowanych rządów nie miała nic do powiedzenia - Czechy, Norwegia, Francja i republiki bałtyckie. Nawet taka wyzwolona Ukraina z proniemieckim nastawieniem została nastawiona na maksymalny wyzyska i eksploatacje ludności i surowców. Prawdopodobnie podobny los czekałby Polske (przypuszczalnie germanizacja zabór częsci ziem i calkowicie zalezne panstwo sluzace jako baza surowcowa i ludzka). Jedyny plus tej sytuacji ze mozliwe ze niepowstaloby tyle oboz zaglady. O modernizacji armi polskiej to juz chyba z ksiezyca spadles piszac taka glupote. Nawet armia niemiecka miala ogromne problemy gospodarcze co pokazala wojna z rosja gdzie zywczajnie brakowalo sprzetu niemcom wiec nie wiem skad w ogole pomysl o dozbrajaniu Polski :D Dobrze to pokazuje zwlaszcza problem zimowych mundurow ktore jak moze nie wiesz ale byly w magazynach niemieckich ale zywczajnie nie bylo srodkow by je dostarczyc na front bo wczesniej pilniejsze byly dostawy amunicji paliwa i zywnosci jesli chodzi o jakies pomysly z dozbrajaniem. Zwyczajnie armia niemiecka sama miala ogromne problemy z dozbrajaniem armi. Ogolnie najwieksze sukcesy niemcy nie odnosili dzieki swoim wspanialym wojskom ale wlasnie dzieki masowej dezercji rosjan, ogromnym bledom taktycznym stalina i masowym mordom oficerow armi czerwonej. I ogolnie zlej ooceny sytuacji przez Stalina ktory za wszelka cene chcial tej wojnie zapobiec. A to co piszesz to juz w ogole sa jakies fantazje rozbrajasz mnie z tymi samolotami dla polskich dywizji :D

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

O miłości, owszem, o detektywach – niekoniecznie
Wojciech Gołąbowski

16 V 2024

Parker Pyne, Hercules Poirot, Harley Quin i pan Satterthwaite… Postacie znane miłośnikom twórczości Agaty Christie wracają na stronach wydanych oryginalnie w Wielkiej Brytanii w 1991 roku zbiorze „Detektywi w służbie miłości” – choć pod innym tytułem.

więcej »

Alchemia
Joanna Kapica-Curzytek

15 V 2024

„Rozbite lustro” to saga rodzinna, ale przede wszystkim proza o najwyższych walorach językowych i literackich.

więcej »

Przeżyj to jeszcze raz
Miłosz Cybowski

14 V 2024

Nagrodzona World Fantasy Award „Powtórka” Kena Grimwooda to klasyka gatunku i jedna z lepszych powieści wydanych w ramach serii „Wehikuł Czasu” wydawnictwa Rebis.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Alternatywy 1920
— Miłosz Cybowski

Tegoż autora

Miasto apokalipsy
— Wiesław Chełminiak

Dwie twarze Naczelnika
— Wiesław Chełminiak

Mumia na słodko
— Wiesław Chełminiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.