Ich wszystkich interesuje ludzkie wnętrze. Nie chodzi tu o, hm, jelita, ale o to, co przedstawicielom naszego gatunku w duszy gra. Rosjanie szukają odpowiedzi na pytania o powody, dla których działamy, o uczucia, które nami kierują, i o duchowe potrzeby, które chcemy zaspokajać. Jakiego by przebrania nie założyli, to jest zawsze opowieść o bólach ludzkiego istnienia, ich powodach i konsekwencjach.
Ruskie są ludzie
[„Wilcza krew” - recenzja]
Ich wszystkich interesuje ludzkie wnętrze. Nie chodzi tu o, hm, jelita, ale o to, co przedstawicielom naszego gatunku w duszy gra. Rosjanie szukają odpowiedzi na pytania o powody, dla których działamy, o uczucia, które nami kierują, i o duchowe potrzeby, które chcemy zaspokajać. Jakiego by przebrania nie założyli, to jest zawsze opowieść o bólach ludzkiego istnienia, ich powodach i konsekwencjach.
Nie tak dawno mieliśmy okazję zapoznać się z „Wizjami alternatywnymi 4” przedstawiającymi przekrój polskiej fantastyki, teraz to samo wydawnictwo, ba, ten sam człowiek, częstuje nas zbiorem „Wilcza krew”, w którym to autorzy zza Buga dumnie prezentują się w krótkich formach. Wniosek z „Wizji” był taki, że nie ma u nas wspólnego tematu wiążącego naszych pisarzy, jakiejś kwestii, która by ich wszystkich nieodparcie pociągała. Tymczasem twórcy z Rosji, choć kraj większy, mówią o tych samych zagadnieniach, choć każdy na swój sposób i w innej konwencji.
Ich wszystkich interesuje ludzkie wnętrze. Nie chodzi tu o, hm, jelita, ale o to, co przedstawicielom naszego gatunku w duszy gra. Rosjanie szukają odpowiedzi na pytania o powody, dla których działamy, o uczucia, które nami kierują, i o duchowe potrzeby, które chcemy zaspokajać. Jakiego by przebrania nie założyli, to jest zawsze opowieść o bólach ludzkiego istnienia, ich powodach i konsekwencjach.
Wyjątkiem jest opowiadanie „Kononow barbarzyńca” autorstwa Michaiła Achmanowa1). To czysta, nieskrępowana rozrywka, tekst będący przeniesieniem przygód Conana Barbarzyńcy do współczesnego Petersburga z jego mafiami, reketami i pięknymi kobietami. Autor pisze radośnie, niczym w starych, dobrych latach 60., kiedy Obcy mogli spokojnie lądować na Ziemi bez wysłuchiwania głupich pytań typu „A jak przylecieliście? A ile to kosztowało? A czemu akurat Ziemia?”. Jeżeli pisarz umie się w tym stylu utrzymać, to może sprawić czytelnikom wiele przyjemności, a Achmatow wie, jak piórem robić. Tekst ten odchyla się wyraźnie od linii kreślonej przez pozostałe teksty, ale czyta się to znakomicie.
Po tym wyskoku wróćmy do właściwej kolejności tekstów i zabierzmy się za otwierające zbiorek opowiadanie „Zdrajca” autorstwa Olega Diwowa. Tekst jest zarazem bardzo „fantasy”, bardzo RPG i bardzo rosyjski. Skojarzenia z fantasy jasne są od samego początku, kiedy tylko okazuje się, że bohater jest magiem, i to w dodatku ćwierćkrwi elfem. Co do skojarzeń z RPG – terminologia i sposób używania magii nie pozostawiają chyba wątpliwości co do tego, w co sobie autor lubi zagrać. Jednak ta lśniąca, czarowna otoczka skrywa pod sobą twarde jądro, ruskie niczym Wołga mać radnaja. Dwie są cechy, po których można to poznać. Pierwsza to styl narracji, mający w sobie coś nieuchwytnie rosyjskiego, styl, z którego mało który autor może się wyłamać. Trudno go scharakteryzować, najprościej można to określić jako narratora gramatycznie pierwszoosobowego z podejściem trzecioosobowym. Bohater opisuje wydarzenia, w których brał udział, ale z boku, jak gdyby patrzył na nie okiem bezstronnego, rubasznego obserwatora. Drugi wyróżnik rosyjskości to wspomniana wcześniej antropocentryczność tekstu. Treścią „Zdrajcy” jest walka o niezależność, o możliwość swobodnego sterowania swoim losem. Bohater stara się utrzymać w równowadze Moce rządzące jego światem, nie chce, aby nad Rosją znów zawisła jedna, jedynie słuszna technologia. I czyni to za pomocą dopingu, przygarści czarów i rewolweru.
„Wilcza krew” Diaczenków dała tytuł całemu zbiorkowi i zupełnie słusznie. To najlepszy i zarazem najtrudniejszy do opisania tekst z tej antologii. Zaczynając od początku – jest to tekst o dylematach moralnych owiec. No i jak to brzmi? Głupio, prawda? Tymczasem, sytuacja rzeczywiście jest dramatyczna, bo owce, które wskutek eksperymentów otrzymały inteligencję i samoświadomość, nadal mają smaczne mięso i miękką wełnę. Główną (nie jedyną) osią tekstu jest wybór – dać się zjeść wilkom, czy strzyc ludziom? To również nie zdaje się być z pozoru kwestią, której roztrząsanie może porwać czytelnika, ale podkreślam – to jest mocne, wzruszające opowiadanie. Łatwo jest przenieść myśli głównych bohaterów na ludzkie dylematy i problemy, tekst budzi w czytającym wiele współczucia i zrozumienia. Łatwo przenieść sytuacje z „Wilczej krwi” na nasz świat i wyciagnąć poruszające wnioski. To również jest opowiadanie o nas, tylko kostiumy mamy nieco włochate.
„Robotnicy zalustrza” Jewgienija Łukina to opowiadanie oparte na ciekawym pomyśle. Otóż wnętrze naszego lustra jest teatrem, w którym żywi aktorzy odgrywają nasze gesty i postawy. Na nasze czyny, dobre i złe, muszą zawsze odpowiadać wiernie, bez możliwości wpływu na wydarzenia. Och, mogą – w skromnym zakresie – tak modyfikować nasze odbicie, abyśmy poczuli wyrzut sumienia, ale niewiele im poza tym pozostaje. Robotnicy zalustrza mają swoje dusze – myślą i czują, rozróżniają, co zrobić wolno, a co jest podłością – ale nie mają wyboru. Trzeba grać, i to dobrze, albo iść na bezrobocie. Jednak niektóre odbicia mają dość takiego układu i postanawiają coś zmienić. Co się stanie – a przeczytajcie, przeczytajcie.
Po „Robotnikach zalustrza” w zbiorku pojawia się „Kononow barbarzyńca”, a po nim kończący antologię „Motyl i bazyliszek” Julija Burkina, znany już polskim czytelnikom ze Sfinksa. Tekst Burkina zawiera podobno wiele aluzji politycznych i był w Rosji przez czas jakiś „półkownikiem”. Coś z tego klimatu udzieliło się najwyraźniej wydawcy2). Jednak to nie aluzje – nieczytelne po latach dla czytelnika z Polski (chociaż… gnomek Marksik jest dość oczywisty) – stanowią o wartości tego tekstu, lecz pełna pasji i pomysłowości wypowiedź na temat ludzkiej podłości i możliwości wybaczenia jej. „Motyl i bazyliszek” jest interesująco napisany i ozdobiony, tekst umiejętnie spleciono z kilku wątków, wzmacniając w ten sposób uczuciowy nacisk wywierany na czytelnika.
Czas na podsumowanie… Cóż, Rosjanie dobrzy są. Trzymając się porównania z „Wizjami alternatywnymi” – mniej u nich chały, ale i klejnotów mniej, poziom można zatem uznać za wyrównany. Może gdyby dopuścić oceny połówkowe, pojawiłaby się różnica i wynik byłby 85:75 na korzyść braci Moskali. Jednak nie tylko poziomem teksty te są równiejsze. Podobne są tematyką, stylem pisania i miejscem, w którym się dzieją. Rosja, Rosja, a nawet, jak nie ma tego jasno powiedzianego (w „Wilczej krwi”), to te rozległe stepy też zdają się być rosyjskie (a ściślej – ukraińskie, ale kto by tam na takie detale zważał, opinia publiczna już dawno przypisała je Rosji). Łatwiej więc wyciągać wnioski co do tego, co może do nas ze Wschodu przywiać, a konkluzja jest jedna – dawać więcej tych Ruskich!
1) A może „Konanow”? Redaktorzy tekstu sami nie wiedzieli, bo w nagłówkach jedno, a w tekście drugie…
2) W spisie treści tekstu nie ma. Dzięki temu FSB z zaskoczenia puściło „Wilczą krew” do druku.