Nabokov potrafił czarować słowem. Dystans do fikcji, protekcjonalny stosunek do własnych bohaterów i wszechobecna ironia – składniki, które zwykle naruszają autonomię przedstawionego świata, ukazują jego pęknięcia, u rosyjskiego mistrza są nieodłącznymi elementami powieści. A połączone z intrygującą fabułą dają książkę atrakcyjną i erudycyjną jednocześnie.
Zbrodniarz o dwóch twarzach
[Vladimir Nabokov „Rozpacz” - recenzja]
Nabokov potrafił czarować słowem. Dystans do fikcji, protekcjonalny stosunek do własnych bohaterów i wszechobecna ironia – składniki, które zwykle naruszają autonomię przedstawionego świata, ukazują jego pęknięcia, u rosyjskiego mistrza są nieodłącznymi elementami powieści. A połączone z intrygującą fabułą dają książkę atrakcyjną i erudycyjną jednocześnie.
Vladimir Nabokov
‹Rozpacz›
Jacques Vaché, słynny francuski strojniś i dandys, który długie godziny potrafił spędzić przed lustrem na doborze odpowiedniej garderoby, zasłynął z iście niecodziennej śmierci w młodym wieku. Przedawkował opium, wcześniej częstując narkotykiem dwóch swoich przyjaciół. Owo samobójstwo z podwójnym morderstwem do dziś uznawane jest za szczyt i ucieleśnienie dadaistycznej sztuki. Śmierć jako dzieło sztuki. Wypaczone, modernistyczne ars moriendi stało się też inspiracją dla Vladimira Nabokova, który naszkicował w swojej powieści „Rozpacz” sytuację równie groteskową i absurdalną.
Trzydziestopięcioletni wytwórca czekolady Hermann spotyka pewnego dnia swojego sobowtóra. I o ile on sam pochodzi ze społecznych wyżyn, uważa się za artystę, posiada własny samochód, co w latach 30. ubiegłego wieku musiało uchodzić za dowód życia w pewnym luksusie, o tyle jego klon to raczej kloszard i biedak, zarośnięty i bezdomny włóczykij. Z początku zwiedzeni sugestią narratora wierzymy w lustrzane podobieństwo Hermanna i sobowtóra. Dopiero z czasem rozpoznajemy w jego relacji pewne elementy, które mogą wskazywać na szaleństwo, odejście od zmysłów i majaki. Wszystko to jednak są nasze domysły. Nabokov sprawnie operuje niedomówieniami, utrzymując tym samym czytelnika w napięciu i niepewności.
Hermann postanawia zamordować swojego sobowtóra, Feliksa. Wcześniej jednak chce, by ten wdział jego ubranie, ogolił się i zamienił dokumentami. Morderstwo ma być niecodziennym samobójstwem, w którym uśmiercona zostaje tożsamość, nazwisko, a samo ciało żyje dalej, tyle że skryte pod inną tożsamością i innym imieniem. Ironiczny i lekki ton narracji Nabokova sugeruje jakąś farsę i żart. Koturnowe zachowania i przeestetyzowane gesty wskazują na pewną teatralność. Tymczasem czytelnik i tak jest w stanie wychwycić grozę całej sytuacji. Horror wypływa spomiędzy linijek i sprawia, że śmiech – z początku świadczący o rozbawieniu – z czasem staje się śmiechem bezradności. Pamiętajmy, że Kafka też śmiał się, czytając „Proces” swoim przyjaciołom.
Jakby to zwięźle ujął Michel Foucault – wiedza daje Hermannowi władzę nad Feliksem. Bogatszy i lepiej urodzony mężczyzna zabawia się losem drugiego. Wkręca go, okłamuje, ściemnia. Mami wizjami bogactwa i kariery, a tak naprawdę prowadzi go w stronę przepaści. Jeśli Fiodor Dostojewski pokazał w „Zbrodni i karze” zdesperowanego, biednego studenta, który morduje i później owego morderstwa żałuje, to Nabokov (nienawidzący autora „Biesów”) przedstawił sytuację odwrotną – bogaty zabija biednego i wcale nie odczuwa wyrzutów sumienia. Autor „Lolity” pokazuje więc, że przemoc wpisana jest w system społeczny, a relacje międzyludzkie opierają się przede wszystkim na władzy i poddaństwie. Komunikacja odbywa się w jedną stronę – silni mówią, słabi słuchają. Silni czują się bezkarni i najczęściej bezkarni pozostają. Co więcej, po stronie silnych stoi kultura i literatura, wszak Hermann kieruje się pewnymi pobudkami artystycznymi, gdy planuje morderstwo. Sztuka jest tu pokazana jako rzecz niezwykle niebezpieczna, bo sankcjonuje zabójstwo (podobnie jak dadaizm w wykonaniu Vaché’ego).
Nabokov, słynący ze swojej niechęci do Dostojewskiego, napisał książkę, która może uchodzić za parodię „Zbrodni i kary”. I pastwienie się nad autorem „Idioty” nie ogranicza się tu tylko do przedstawienia sytuacji odwrotnej i wykoślawionej, w której filozoficzne rozmyślania nad morderstwem przypominają czczą, frywolną gadaninę. Narrator nie może powstrzymać się od wtrętów, w których bezpośrednio atakuje Dostojewskiego. Na przykład ten fragment: „«Mgła, opary, struna drży we mgle». Nie, to nie żadne wiersze, ten kawałek jest z wielkiego dzieła starego Dostojnisia «Zbrodnia i fujara»”; albo: „Mimo groteskowego podobieństwa do Zwyrodiona Romansowicza Raskolnikowa…”. Widzimy więc, że prócz pojedynku między Hermannem a Feliksem, dochodzi do starcia między dwoma rosyjskimi klasykami. Rezultat zarówno pierwszej, jak i drugiej rozgrywki jest nie do przewidzenia, a finał z pewnością zaskoczy niejednego czytelnika.
PS. Ciekawostka dla tłumaczy i tłumaczeniami się interesujących. Podstawą polskiego wydania powieści stała się angielska edycja dzieła – The Dispair – przetłumaczona z rosyjskiego (Otczajanije) przez samego Nabokova. Powodem takiego wyboru tłumaczy były poprawki i „udoskonalenia” oraz nowe gry słowne, które pisarz wprowadził w angielskiej, drugiej edycji książki, już po sukcesie „Lolity”.