„Patrioci” to powieść o Amerykance, która z własnej woli wyjechała na stałe do Związku Radzieckiego lat 30. XX wieku. Znajdziemy tu wiele wartościowych akcentów, ale nie można oprzeć się wrażeniu, ze powieść jest „wstępnym zarysem radzieckiego komunizmu dla niewtajemniczonych” – czyli dla czytelników amerykańskich.
Z dala od kapitalistycznego układu?
[Sana Krasikov „Patrioci” - recenzja]
„Patrioci” to powieść o Amerykance, która z własnej woli wyjechała na stałe do Związku Radzieckiego lat 30. XX wieku. Znajdziemy tu wiele wartościowych akcentów, ale nie można oprzeć się wrażeniu, ze powieść jest „wstępnym zarysem radzieckiego komunizmu dla niewtajemniczonych” – czyli dla czytelników amerykańskich.
Sana Krasikov urodziła się na Ukrainie, dorastała w Gruzji, a następnie wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Nie jest debiutantką – wcześniej opublikowała tom opowiadań, znany także u nas („Jeszcze rok”, wydany przez Wydawnictwo Czarne). Ma także na swoim koncie kilka nagród literackich i wyróżnień.
„Patrioci” to panoramiczna, szeroko zakrojona opowieść, obejmująca losy trzech pokoleń. Florence, Amerykanka pochodząca z żydowskiej rodziny, szuka dla siebie miejsca w życiu. Źle się czuje wśród bliskich, dla których najważniejsza jest tradycja. Wielki Kryzys, toczący Stany Zjednoczone, także nie ułatwia udanego życiowego startu. Dziewczyna decyduje się wyjechać do Związku Radzieckiego. W tym kraju wszystko jest dla ludzi, to nie „załgany kapitalistyczny układ, jakim są Stany Zjednoczone”, jak sama mówi. Chce więc znaleźć się jak najbardziej z dala od niego.
Powieść rozgrywa się w dwóch warstwach czasowych – Julian, syn Florence z kolei zdołał przebyć trasę w odwrotnym kierunku; wychowany w ZSRR (kilka lat przebywał nawet w sierocińcu), obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale krąży między dwoma krajami ze względu na pracę (jest zatrudniony w firmie o znaczeniu strategicznym). W 2008 roku Julian wraca do Putinowskiej Rosji po to, by znaleźć (również w archiwach KGB) odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że Florence, choć tyle przeszła w stalinowskiej Rosji, nigdy nie wyrzekła się swojej nowej ojczyzny. Julian chciałby także, aby do Ameryki wrócił jego syn Lenny, podobnie jak Florence, uznający Rosję za najlepsze miejsce na Ziemi.
Forma utworu, opierająca się na naprzemiennej narracji dotyczącej losów Florence (lata 30. XX wieku) i jej syna (rok 2008) raczej utrudnia śledzenie dziejów bohaterów i uniemożliwia zagłębienie się w lekturze bez reszty. Dla mnie powieści w których pisarz „manipuluje czasem” dzielą się na takie, w których te zabiegi kompozycyjne są rzeczywiście uzasadnione i umiejętnie „podgrzewają” emocje czytelnika oraz na te, w których są one całkowicie niepotrzebne i tylko zaburzają narrację. Niestety, w „Patriotach” tego rodzaju zabiegi kompozycyjne niczego nie wnoszą, a nawet chwilami można je uznać za spoilery.
Dla większości czytelników amerykańskich takie bliskie spotkanie z realiami stalinowskiej Rosji jest z pewnością czymś nowym. My jednak, przede wszystkim z racji geopolityki, pamiętający powtarzane nieraz rodzinne historie, nawet przeciętnie obeznani z niektórymi lekturami szkolnymi, nie znajdziemy w „Patriotach” nic szczególnie nowego. Krasikov prowadzi czytelnika krok po kroku przez typowe realia radzieckie: to ludzie gnieżdżący się we wspólnych mieszkaniach, próbujący bronić się przed donosami, sami donoszący, by przeżyć, przesłuchiwani przez policję, aresztowani, oddzielani od rodziny, wywożeni na Syberię do obozów. Szary świat, w którym panuje biurokracja, kiedy świętem jest zdobycie czegoś lepszego do jedzenia lub możliwość przejrzenia (w ukryciu) zachodniego czasopisma (będzie to miało dla bohaterki tej powieści przełomowe znaczenie).
Interesujące może być dla nas to, że dzieje Florence ilustrują losy wielu innych Amerykanów zatrzaśniętych w radzieckiej pułapce po 1936 roku. Okazuje się, że ich odcięcie od kraju było wynikiem świadomej polityki prowadzonej ówcześnie przez ambasadę USA w Moskwie. Gdy wygasały paszporty, każdy pretekst był dobry, by ich nie przedłużać. W ten sposób Amerykanie tracili bezpowrotnie obywatelstwo swojego kraju. Czy to tylko rezultat antykomunistycznej fali, wzbierającej stopniowo, aż do „antyczerwonej” obsesji, która ujawniła się później w epoce maccartyzmu?
Nie dajmy się za bardzo zwieść entuzjastycznemu okrzykowi „Arcydzieło!” Yanna Martela, który porównuje nawet powieść Sany Krasikov do „Doktora Żywago” Borisa Pasternaka (jestem zdania, że daleko na wyrost). Jak na arcydzieło, za dużo w „Patriotach” miałkich dialogów i nużących dłużyzn. Nie najlepsza jest także warstwa psychologiczna utworu – postacie są raczej „nijakie” i mało pogłębione. Opisy miejsc (np. Moskwy) – wtórne: nie sposób nie przewidzieć, że miasto jest tu szare, ponure i wrogie.
Najbliżej prawdy byłoby chyba stwierdzenie, że ta książka, choć schematyczna, jest poprawna. Szkoda, że współczesny wątek szpiegowski sprawia wrażenie, jakby został dołączony do powieści w ostatniej chwili. Z pewnością po to, aby zwrócić uwagę, że, jakby nie patrzeć, wszystko wszędzie jest „kapitalistycznym układem”. Brakuje jednak trochę rozwinięcia. Mocną stroną „Patriotów” jest szerokość spojrzenia i połączone ze sobą elementy rodzinnej sagi, powieści historycznej i szpiegowskiej oraz literatury obozowej.