Z zadatkami na proroka
[Yuval Noah Harari „Sapiens” - recenzja]
Bardzo pouczająca wydaje mi się refleksja dotycząca „błędu retrospekcji”. „Historycy (…) mogą opisywać jak chrześcijaństwo zdobyło cesarstwo rzymskie, ale nie wyjaśnią, dlaczego zrealizowała się właśnie ta, a nie inna możliwość”. Problem dotyczy „różnicy między opisem przebiegu zjawiska a wyjaśnieniem jego przyczyn”. Harari uważa, że próby formułowania deterministycznych interpretacji procesów historycznych, retrospektywne tłumaczenie ich jako nieuniknionych wynikają często z powierzchownego koncentrowania się jedynie na tej ścieżce, która ostatecznie zaistniała, podczas gdy głębsza znajomość epoki ukazuje wielość tych alternatywnych. „De facto ludzie, którzy znali ten okres najlepiej – czyli ci, którym przyszło w nim żyć – wiedzieli najmniej”, a przyszłość była dla nich (i dla nas) wielką niewiadomą. Dla hobbystycznej miłośniczki historii, którą jestem, do tego skłonnej do czysto literackiego fantazjowania, to szalenie mocna przestroga przed snuciem niemądrych wynurzeń na temat rzekomych powodów przebiegu dziejów.
Wśród znanych nam przejawów rewolucji naukowej (eksperyment, waga matematyki, nabywania konkretnych nowych umiejętności technicznych wykorzystujących powstałe teorie) na uwagę zasługuje wskazana przez autora „gotowość do przyznania się do niewiedzy”. Harari pojmuje rewolucję naukową nie jako „rewolucję wiedzy”, lecz „rewolucję niewiedzy” – koniec z przekonaniem, że zbiorowość, tradycja dysponuje pełnym zbiorem odpowiedzi na najważniejsze pytania. Oczywiście Harari nie byłby sobą, nie napomykając przy okazji, że „liberalny humanizm jest ufundowany na dogmatycznej wierze w unikatową wartość i prawa istot ludzkich – doktrynie, która zawstydzająco mało ma wspólnego z naukowym badaniem homo sapiens”. Niechże mu będzie – nie wydaje mi się być krwiożerczym nazistowskim ewolucjonistą, prędzej chodzi mu tu o rozszerzanie niż zawężanie praw dostępnych ludziom również na inne gatunki.
Uroczym post scriptum do tego rozdziału „Od zwierząt do bogów” stał się dla mnie śmiały cel, jaki w czytanych zaraz potem „Księgach Jakubowych” Olgi Tokarczuk stawiał sobie ksiądz Benedykt Chmielowski, tworząc swoje „Nowe Ateny” jako wypisy ze starszych mądrych ksiąg wszelakich: „Cała ludzka wiedza zgromadzona w jednym”. Widać jawnie, że tu jeszcze świt nowego pojmowania wiedzy nie nadszedł.
Zupełnie nowa idea postępu (zamiast tęsknoty za „złotym wiekiem”), wiara w eliminację ubóstwa (uznawanego kiedyś za nieuniknione), chorób, pościg za horyzontem, jakim jest przezwyciężenie śmierci. Połączenie nauki i imperium pod szyldem „zbadaj i zdobywaj” jako tło europejskich podbojów. W pojęciu Harariego „to, że imperia doby przednowożytnej nie wyprawiały dalekosiężnych ekspedycji zdobywczo-badawczych, nie wynikało z niedostatku umiejętności, ale raczej z niedostatku zainteresowania. (…) Dziwne jest raczej to, że w epoce nowożytnej Europejczycy zapadli na jakąś szaloną gorączkę, która parła ich ku żeglowaniu ku odległym i zupełnie nieznanym krainom”. Dalej dowodzi, że „dla nowożytnych Europejczyków tworzenie imperium było przedsięwzięciem naukowym, tak jak tworzenie dyscypliny naukowej było przedsięwzięciem imperialnym”, łącząc w jedno zjawisko brytyjskie pomiary Himalajów, odczytanie pisma klinowego, ogrom wiedzy z różnych dziedzin zdobywanej podczas podbojów – to wszystko, co dumnie Kipling ubierał w miano „brzemienia białego człowieka” – z kolonialnym uciskiem, eksploatacją i milionami ofiar śmiertelnych. „Dzięki sojuszowi z nauką europejskie imperia dysponowały taką potęgą i działały na tak gigantyczną skalę, że prawdopodobnie nie sposób kategorycznie uznać ich wyłącznie za dobre albo tylko złe. Ukształtowały świat, w którym żyjemy, układ odniesienia, w kategoriach którego dokonujemy ocen moralnych”.
Z (nową) ideą postępu wiąże Harari też rozwój kapitalizmu, opartego na kredycie – wierze, że skoro przyszłość przyniesie zmianę na lepsze (odkrycia geograficzne, wynalazki, lepszą organizację), to warto inwestować w tę domniemaną dopiero nadzieję bogactwa. Oczywiście wiemy przy tym, do jakich zbrodni i wynaturzeń doprowadziła również ta innowacja w strukturze społeczeństw ludzkich – a próba alternatywy w postaci komunizmu do jeszcze gorszych. Standard życia przeciętnego mieszkańca Ziemi wzrósł znacząco w ciągu ostatnich stu lat, powstaje jednak pytanie, czy można w nieskończoność zachowywać ów leżący u podstaw kapitalistycznego rozwoju optymizm – czy jednak zasoby się nie skończą.
Współczesność według Harariego dobrze chyba podsumowuje teza: „Literatura romantyzmu często ukazuje jednostkę jako człowieka uwikłanego w walkę z państwem i rynkiem. Nic bardziej mylnego. Państwo i rynek są ojcem i matką jednostki, a jednostka może przeżyć tylko dzięki nim”. W kole sprzężeń zwrotnych siła państwa/rynku i siła jednostek są odwrotnie proporcjonalne do siły rodziny/wspólnoty. „Miliony lat ewolucji przysposobiły nas do życia i myślenia w sposób właściwy członkom społeczności. W ciągu zaledwie dwóch stuleci staliśmy się wyalienowanymi jednostkami. Trudno o lepszą ilustrację nadzwyczajnej siły kultury”.
W historycznych syntezach Harariego jest świeżość i polot – tak zapewne powinno uczyć się historii w epoce globalizacji. Jeżeli autor mógł uprościć swój język z akademickiego do zrozumiałego dla szerokiej publiczności (testował na studentach przez kilka lat powtarzanego kursu), co ponoć zmusiło go do naprawdę precyzyjnego przemyślenia, czy dobrze rozumie, co sam mówi – to zapewne można by najważniejsze cechy opisywanych zjawisk uprościć i dla potrzeb młodszych odbiorców. Zastanawia mnie, dlaczego uważa się, że dzieci prędzej nauczą się oderwanych faktów, nieukładających się w całość obrazu świata (tak wygląda ryba, a tak ptak) niż skrótowo przedstawionych procesów (ewolucja).
Starając się jednak sceptycznie powściągnąć entuzjazm wobec błyskotliwości izraelskiego profesora podejdę oczywiście i do jego następnych książek, tych dotyczących teraźniejszości i wróżenia z fusów co do przyszłości, licząc się z tym, że mogą zrobić na mnie mniejsze wrażenie. „Boska” końcówka „Od zwierząt do bogów” choć ciekawa, nie zaskakiwała mnie nowością podejścia tak bardzo, jak podsumowanie epok wcześniejszych.
I żadnych zastrzeżeń? Wątpliwości co do uproszczeń? Bo i ten brak refleksji, że cała publikacja to jedna wielka symplifikacja.