Dla mnie osobiście urok najnowszej książki Pilcha polega wyłącznie na jego snuciu opowieści o życiu i nieważne jest to, że jest to życie warte potępienia. Życie oparte na filozofii alkoholu. Pomiędzy bowiem przebudzeniem z jednego koszmarnego pijackiego snu a kolejnym upiciem się do nieprzytomności zdarza się bohaterowi książki dostrzec rzeczy zwykle nieuchwytne, jakby wyparowujący, wydalany alkohol wyostrzał jego zmysły, a przez to i nasze, czytelnicze. Dopatruje się w „Pod Mocnym Aniołem” rozwinięcia przesłania, jakim rozpocząłem tę recenzję, przesłania wplecionego w samą opowieść, rzuconego niedbale zdawałoby się, ale to tylko upozorowanie banalności w mojej opinii, literacki zabieg mający odwrócić naszą uwagę gdzie indziej.
Artur Długosz
Filozofia alkoholu
[Jerzy Pilch „Pod mocnym Aniołem” - recenzja]
Dla mnie osobiście urok najnowszej książki Pilcha polega wyłącznie na jego snuciu opowieści o życiu i nieważne jest to, że jest to życie warte potępienia. Życie oparte na filozofii alkoholu. Pomiędzy bowiem przebudzeniem z jednego koszmarnego pijackiego snu a kolejnym upiciem się do nieprzytomności zdarza się bohaterowi książki dostrzec rzeczy zwykle nieuchwytne, jakby wyparowujący, wydalany alkohol wyostrzał jego zmysły, a przez to i nasze, czytelnicze. Dopatruje się w „Pod Mocnym Aniołem” rozwinięcia przesłania, jakim rozpocząłem tę recenzję, przesłania wplecionego w samą opowieść, rzuconego niedbale zdawałoby się, ale to tylko upozorowanie banalności w mojej opinii, literacki zabieg mający odwrócić naszą uwagę gdzie indziej.
Jerzy Pilch
‹Pod mocnym Aniołem›
…w pisaniu całkowite zaniedbanie doczesności wiedzie do grafomanii…
Niewykluczone, że ci, którzy już najnowszą książkę Pilcha przeczytali, rozpoznają cytowany powyżej fragment książki; fragment rzucony zdawałoby się mimochodem, podczas rozważań bohatera utworu na temat przepijania pralki, swojej i wszystkich pralek świata; fragment, który jak mi się wydaje, może być kluczem do zrozumienia, odszyfrowania przesłania „Pod Mocnym Aniołem”; fragment, który wreszcie być może najlepiej i jednoznacznie definiuje prozę autora książki.
Jerzy Pilch to nazwisko stawiane przez krytyków obok tak zasłużonych pisarzy, jak Mrożek, Gombrowicz czy Schultz, co samo w sobie już zobowiązuje. Autor „Wyznań twórcy pokątnej literatury erotycznej” (zbiór opowiadań), „Spisu cudzołożnic” (powieść zekranizowana przez Jerzego Stuhra), „Innych rozkoszy” (powieść), paru zbiorów felietonów, były współpracownik „Tygodnika Powszechnego” i „Hustlera”, obecnie felietonista „Polityki”, laureat Nagrody Kościeliskich, parokrotnie nominowany do nagrody literackiej Nike… Wreszcie autor „Pod Mocnym Aniołem”, książki intrygującej, ale paradoksalnie monotonnej, zastanawiającej, ale jednocześnie oczywistej, skłaniającej do przemyśleń raz jeszcze tematów dobrze nam znanych, lecz przy tym na tyle chwilami odrażającej, że chciałoby się wtedy o niej jak najszybciej zapomnieć.
Mówi się o Pilchu, że jest mistrzem pierwszego akapitu; zawiązanie u niego opowieści faktycznie jest mistrzowskie, łatwo dać się złapać w te sidła. Ale potem czytelnika spotyka rozczarowanie, bowiem autor wcale nie przyspiesza, wcale nie bardziej intryguje, wcale nie stopniuje napięcia. Nie mamy w prozie Pilcha do czynienia z klasyczną konstrukcją powieści, co może rozczarowywać, zniechęcać tych spragnionych akcji, wydarzeń, suspensu. Ofiarowuje nam za to autor „Spisu cudzołożnic” coś innego, coś zaskakującego, co zatrzymuje nas przy dalszej lekturze. Oto otwiera się przed nami świat groteski życia, ironia języka i sytuacji wznosi się na swe wyżyny, z kart książki bije pamięć o wydarzeniach, miejscach, ludziach, typowa dla Pilcha nostalgia, które razem tworzą tę specyficzną, wciągającą projekcję szarego, zwykłego życia. W przypadku „Pod Mocnym Aniołem” odczuwa się to ze zwielokrotnią siłą, a przyczyną jest tu sam narrator opowieści, alkoholik i pisarz, człowiek, nad którego losem chciałoby się czasami zapłakać, nad jego głupotą i upartością zakląć, potencjałem i pisarską spostrzegawczością zachwycić. Ale Pilch nam na to nie pozwala zręcznie podsuwając kolejne epizody z życia pijaka pisarza, wciąż oscylujące wokół tematu głównego, wypijanych żołądówek i piw, wypalanych papierosów i przychodzenia do siebie po męczącym, niespokojnym pijackim śnie, kiedy to w pierwszych chwilach nie rozpoznaje się miejsca, nie pamięta imienia, ani ostatnich godzin sprzed zamknięcia powiek. I zastanawiające są tu słowa bohatera poniekąd odsłaniające jego filozofię alkoholu właśnie „Nigdy żadne widzialne wydarzenia nie miały na mnie wpływu. Piłem, bo piłem. Nigdy nie piłem, bo coś się zdarzyło. Co najwyżej mojemu piciu towarzyszyły jakieś wydarzenia. Na przykład piłem podczas burzenia muru berlińskiego, ale nie piłem z powodu burzenia muru berlińskiego.”
Krytycy prześcigają się w interpretacjach najnowszej książki Pilcha, doszukując się w postaci jej bohatera alter ego samego autora (zresztą podobne zawody czynili też przy okazji poprzednich książek Pilcha, ta jest jednak wyjątkowa dzięki swej bezpośredniości). Fakty się zgadzają, młoda poetka stara się u bohatera o druk wierszy w „Tygodniu Powszechnym”, bohater jest pisarzem, mieszkał w Krakowie, teraz w Warszawie, bywa w Wiśle, pojawiają się też postacie z innych powieści autora. Przesłanek jest wiele. Ale czy jest to z podstawowych zadań literatury? Nawiązywanie przez pisarza do samego siebie w swej twórczości? Dla mnie jest rzeczą naturalną, że pisząc, pisze się w jakimś stopniu o samym sobie, o swych fascynacjach, lękach, wspomnieniach i marzeniach, o rzeczach pamiętanych, jak i tych pamiętanych już tylko podświadomie. Wysiłki czynione przez rzesze krytyków, aby wreszcie tego Pilcha przycisnąć do muru, aby wreszcie zrezygnowany powiedział „tak – to ja” są zaiste żenujące. I nie zraża ich jasna odpowiedzieć autora właśnie z kart „Pod Mocnym Aniołem” – „Jeśli ja konstruuję postać i nawet jeśli jest to postać wzorowana na mnie samym, jeśli nawet tak jak ja pije i jeśli nawet ma na imię Juruś, to i tak ta postać nie jest mną, na Boga!”.
Dla mnie osobiście urok najnowszej książki Pilcha polega wyłącznie na jego snuciu opowieści o życiu i nieważne jest to, że jest to życie warte potępienia. Życie oparte na filozofii alkoholu. Pomiędzy bowiem przebudzeniem z jednego koszmarnego pijackiego snu a kolejnym upiciem się do nieprzytomności zdarza się bohaterowi książki dostrzec rzeczy zwykle nieuchwytne, jakby wyparowujący, wydalany alkohol wyostrzał jego zmysły, a przez to i nasze, czytelnicze. Dopatruje się w „Pod Mocnym Aniołem” rozwinięcia przesłania, jakim rozpocząłem tę recenzję, przesłania wplecionego w samą opowieść, rzuconego niedbale zdawałoby się, ale to tylko upozorowanie banalności w mojej opinii, literacki zabieg mający odwrócić naszą uwagę gdzie indziej.
I to jest właśnie moja wiara w tę książkę, nie ma dla mnie innej alternatywy, innego uzasadnienia napisania takiej opowieści, jak „Pod Mocnym Aniołem”.