Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ernst Jünger
‹Na Marmurowych Skałach›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa Marmurowych Skałach
Tytuł oryginalnyAuf den Marmorklippen
Data wydania5 maja 1997
Autor
PrzekładWojciech Kunicki
Wydawca Czytelnik
SeriaNike
ISBN83-07-02572-9
Format166s. 150×230mm; oprawa twarda
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Homer i Tolkien na Marmurowych Skałach (czyli o czym nie pisałem przez 12 lat w „Esensji”)
[Ernst Jünger „Na Marmurowych Skałach” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Przez większość swych 12 lat w „Esensji”, dziś dwudziestoletniej, powtarzam pewien rytuał. Co roku wracam do kilku książek, starając się znaleźć dla siebie coś nowego. Nie skupię się tu na „Władcy Pierścieni”, choć to piękny traktat teologiczny, ani na czytanych raz jedna, raz druga innych fantazjach: „Iliadzie” i „Odysei”. Mniej popularna niż dzieło Tolkiena – a przy tym, w odróżnieniu od greckich eposów, współczesna – jest minipowieść Ernsta Jüngera „Na Marmurowych Skałach”.

Mieszko B. Wandowicz

Homer i Tolkien na Marmurowych Skałach (czyli o czym nie pisałem przez 12 lat w „Esensji”)
[Ernst Jünger „Na Marmurowych Skałach” - recenzja]

Przez większość swych 12 lat w „Esensji”, dziś dwudziestoletniej, powtarzam pewien rytuał. Co roku wracam do kilku książek, starając się znaleźć dla siebie coś nowego. Nie skupię się tu na „Władcy Pierścieni”, choć to piękny traktat teologiczny, ani na czytanych raz jedna, raz druga innych fantazjach: „Iliadzie” i „Odysei”. Mniej popularna niż dzieło Tolkiena – a przy tym, w odróżnieniu od greckich eposów, współczesna – jest minipowieść Ernsta Jüngera „Na Marmurowych Skałach”.

Ernst Jünger
‹Na Marmurowych Skałach›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa Marmurowych Skałach
Tytuł oryginalnyAuf den Marmorklippen
Data wydania5 maja 1997
Autor
PrzekładWojciech Kunicki
Wydawca Czytelnik
SeriaNike
ISBN83-07-02572-9
Format166s. 150×230mm; oprawa twarda
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
1.
Najpierw kilka słów o tych pozostałych. Z esensyjnego, często przesiąkniętego fantastyką punktu widzenia. Proszę na chwilę zapomnieć, że „Iliada” i „Odyseja” to dzieła ślepego aojdy sprzed prawie trzech tysiącleci, zwłaszcza że co do tego, czy w ogóle on istniał i czego rzeczywiście był autorem, nie brakuje wątpliwości. Tak zwana kwestia homerowa nie ma tu znaczenia. Proszę spróbować wyobrazić je sobie po prostu jako powieści. W Polsce łatwiej tak zrobić z „Odyseją”, bo w swoim tłumaczeniu Jan Parandowski zrezygnował nie tylko z podziału na rymy, które nie pojawiają się i w grece, ale też z wersów i poetyckiego rytmu1). Z „Iliadą” trudniej, bo choćby najnowsza i ciesząca się dziś największym poważaniem wersja Kazimiery Jeżewskiej również nie była rymowana, to ujęta została heksametrem. Ale ją także da się czytać jak prozę, co bywa ciekawym ćwiczeniem. Wówczas ukazują się historie pełne nadprzyrodzonych istot, ale też złych i dobrych stron człowieczeństwa; historie o walce z innymi i z samym sobą; o gniewie i zagubieniu. Opowieści więc, które pod wieloma względami wcale nie ucierpiały, pomimo nadgryzania przez kolejne wieki.
Wciąż można się nimi inspirować na zupełnie różne sposoby, pozostając bardzo blisko – podobnie zresztą jak innymi antycznymi eposami, skoro wspomnieć „Lawinię” Ursuli Le Guin, zręcznie współbrzmiącą z Wergiliuszową „Eneidą”. A na dowód bezpośrednio dotyczący Homera wystarczy przywołać czy to monumentalny, pełen zarówno jawnych, jak i ukrytych nawiązań „Ilion” Dana Simmonsa, czy to opartą na losach Odyseusza „Zagrodę zębów” – zbiór szkiców Wita Szostaka, zatytułowany jednym z moich ulubionych określeń. („Jakiż to z ust twych wyraz wymknął się nieskładny?”, wołał Dzeus do Ateny w „Odysei” tłumaczonej przez Lucjana Siemieńskiego; „Jakież ci słowa, Atrydo, zza płotu zębów uciekły?!”, wtórował mu sam Odyseusz, zagniewany na Agamemnona, tyle że w zaproponowanej przez Jeżewską odsłonie „Iliady”2)).
Oczywiście u niektórych mogłyby dziś wzbudzić sprzeciw takie, dla przykładu, wygłoszone przez Helenę „słowa pełne słodyczy”, jak: „Bracie, ja suka niegodna, niosąca zło, zniesławiona, / bodajbym w dniu tym zginęła, kiedy mnie matka zrodziła”, bo czy słodyczy w owych słowach dopatrywać się wolno? To jednak jasne, że w opowieści przedstawiającej odmienną rzeczywistość często wręcz powinien obowiązywać inny system moralny; nie po to, byśmy go afirmowali, ale po to, żeby dotarł do przestrzeni wyobrażeń jako możliwy skutek istnienia pewnych światów i okoliczności. A już skłaniającą mnie za każdym razem do uśmiechu wypowiedź Hektora wciąż warto uznawać za lekcję uczciwego, pełnego szacunku sporu, którą wypadałoby dzisiaj zalecić na przykład rządom i urzędom. Trojański bohater przemawiał:
Telamonido szlachetny, Ajasie, władco narodów (…).
Znam się na walkach wybornie i znam się na zabijaniu.
Wiem, jak na prawo i lewo wywijać tarczą z wołowej
skóry wyschniętej i stawać z nią w boju nieustraszenie
(…)
i jak przy pieszym spotkaniu z groźnym Aresem zatańczyć.
Ale nie będę uderzać w takiego, jak ty, wojownika,
skrycie czatując, lecz jawnie uderzę i może szczęśliwie.
O tym, że współcześnie, w stechnicyzowanej epoce, starcia, od zawsze bolesne i niszczące, z osobistych, otwartych potyczek przemieniły się w podstępne rzezie, tracąc resztki rycerskości, pisał zresztą, na przykład w eseju „Eksploracja bezdroży”3), Ernst Jünger, który, jak się wydaje, takie Homerowe nastawienie uważał za godne naśladowania. Do autora „Marmurowych Skał” – uczestniczącego w obu wojnach światowych, podczas drugiej sprzeciwiającego się władzy, ale wiernego swojej niemieckości – wrócę niebawem.
2.
Miałem to szczęście – u starszych ode mnie zwykłe, u młodszych najpewniej spotykane rzadko – że przeczytałem „Władcę Pierścieni” jeszcze przed pojawieniem się filmów Petera Jacksona. Dlatego zdążyłem wcześniej jakoś sobie te postacie wyobrazić, zinterpretować, żachnąć się na tę czy inną niewierność książce; dziecinnie, bo takie miałem wówczas możliwości. Z czasem, najpewniej dzięki temu, iż ekranizacja była dla mnie wspomnieniem wtórnym, zacząłem zwracać większą uwagę, niż byłbym w innym przypadku, na spłaszczenie wizji, w której przygodowość jest przecież tylko powierzchnią – zwracać ją najpierw z przekąsem, wreszcie rozumiejąc, że to jedynie adaptacja i taka bodaj być powinna; i taka sprawia ogromną przyjemność.
Stąd nie mam problemu z dostrzeganiem we „Władcy…” – żadne to wszak odkrycie – traktatu teologicznego, przedstawiającego kuszącą wizję zbawienia i oddania świata w ludzkie ręce po przełomowym dla dziejów wydarzeniu. Książki o tym, że – jak mówił w pewnym momencie tyleż ciekawszy od filmowego Aragorn – ze względu na wyższe istnienia należy się pewnych zadań podejmować, będąc skazanym na porażkę, bo to nie skutek czynu ma największy wpływ na jego wartość. Ale też o tym, iż – co wypada przypominać niezależnie od religijnych bądź antyreligijnych przekonań – „królestwo Boże nie jest z tego świata”; że, innymi słowy, zdolni niekiedy do przemagania trudności nadzwyczajną mocą, podążającą za utkwionym w nas dobrem, zarazem pozostajemy małymi drobinami kosmosu, podatnymi na silniejsze od nas zagrożenia. Łatwo tu wyczytać pewien klasyczny konserwatyzm: daleki od polityczności w wąskim rozumieniu, a więc od partyjnego nacechowania; skrajnie też różny od tego, jak częstokroć postrzega się go dzisiaj. Pełen dbałości o przyrodę, wraży eksploatacji i technicyzacji; przypominający, że człowiek, owszem, może i jest ziemi opiekunem, ale nie jest jej właścicielem. A przy tym nieoczywisty; skłaniający do rozważań; nieskażony szablonem, chociaż z szablonów korzystający. Poszukujący jakiegoś wspólnego myślowego rdzenia w różnych tradycjach: różnych mitologiach z tych epok, w których mity wpływały na ludzi inaczej, niżeli – bo przecież nie przestały tego robić – wpływają na nas współcześnie.
Dlaczego o tym wspominam? Ów opis, jeśli pozbawić go, chociaż i tu nie całkiem, chrześcijańskiego przesłania i nie uzupełniać o szczegóły, wolno by było równie dobrze odnieść do „Marmurowych Skał” oraz ich autora4). Jednak to, co zdaje się zgoła odmienne w twórczościach tych mistrzów, to – poza wszystkim innym – podejście do czytelnika, a także do języka, w różny sposób ważnego dla obydwu.
3.
Ernst Jünger. A właściwie bracia Jüngerowie; dwóch z nich – rodzeństwa było więcej – lubię traktować jako pewną całość. Starszy, żyjący niemal 103 lata, wielokroć odznaczany żołnierz, esteta i eseista, znawca roślin i owadów, myśliciel i twórca, który pamiętnik wojenny, doceniony także poza Niemcami, upublicznił w wieku lat 25 – nieomal dekadę po debiutowaniu w lokalnym czasopiśmie – a ostatnią powieść, „Niebezpieczne spotkanie”, zbliżając się do dziewięćdziesiątki. Kilkakrotnie nominowany do nagrody Nobla, której jednak nie dostał; być może dlatego, że po II wojnie światowej odwrócił się zawsze przecież obecny nurt polityczny Akademii. Złożony i otwarty na różne spojrzenia, chociaż pod wieloma względami – pełen żelaznej konsekwencji. W połowie drogi między „Na Marmurowych Skałach” a przywołanymi już wspomnieniami, znanymi jako „Książę piechoty” albo „W stalowych burzach”, przedstawił traktat pod tytułem „Robotnik”: o tym, jak w świecie nowoczesnej techniki i polityki zmienił się nasz sposób myślenia-istnienia. Traktat nie pochwalający, jak chcieliby niektórzy, narodowego socjalizmu, ale też nie na tyle od niego daleki, na ile chcieliby inni. Zupełnie odmienny, lecz przecież nie wykluczający ani bliższych „Skałom” „Promieniowań”: paryskiego, już nie tak militarnego dziennika z czasów drugiej wojny, ani późniejszych „Przybliżeń”, dotyczących eksperymentów z używkami (o fajkowym zielu nie ma w nich, niestety, mowy). Można by rzec, korzystając z wprowadzonego przezeń pojęcia, nieomal tak często przytaczanego, jak niektóre zdania z „Marmurowych Skał”, że w istocie był z Jüngera anarcha, czyli – wedle jego uznawanej niekiedy za postapokaliptyczną powieści „Eumeswil” – ten, kto tak ma się do anarchisty, jak monarcha do monarchisty; kto nie zaburza porządku, ale potrafi podążać własną drogą.
Friedrich Georg Jünger. Ileż mniej znany. Sławę próbował mu wywalczyć jego starszy brat, raczej bezskutecznie. Poeta, pisarz, tłumacz „Odysei”; prawdopodobnie niebawem pojawi się po polsku jedno z jego dzieł kreślonych prozą. Na razie dostępna nam jest wydana tu niedawno, a po niemiecku i angielsku opublikowana w latach czterdziestych „Perfekcja techniki” – wybitny, coraz bardziej aktualny esej o konsekwencjach technologicznego postępu. Mniej stonowany od „Szklanych pszczół”, późniejszej powieści science fiction autorstwa Ernsta Jüngera, nie bez powodu porównanej na okładce do twórczości Lema. Warto przeczytać jedno i drugie; co do mnie, staram się widzieć „Pszczoły” jako pewnego rodzaju poszukujący łagodności suplement do „Perfekcji…”5).
Powieści starszego z braci najpewniej nie dałoby się zobrazować tak, jak zrobiono to, ku dobru i zgubie zarazem, z Tolkienowskim „Władcą Pierścieni”, niechby podobieństwa między nimi były większe, niż może się zdać na pierwszy rzut oka. To właśnie owo podejście do czytelnika, o którym już wspominałem; albo: podejście do tekstu, do tworzenia. Ernst Jünger pisał gęsto, szukając odpowiedzi na pytania w samym języku, jakby naprawdę zakładał – tu przytoczę „Marmurowe Skały” – że należy „odnajdywać w słowie czarodziejską klingę, przy której lśnieniu blednie moc tyranów”. Bo właśnie język pozwala na wolność i dobrze nastrojony umysł. Nie ma w tym nowocześnie rozumianych eksperymentów: owo wydobywanie z mowy jak najwięcej – szukanie jej granic – jest niezwykle uporządkowane i dążące do klasyczności. Piękne, ale wymagające skupienia. Najpewniej dlatego rzadko mówi się o Jüngerze jako o fantaście, chociaż z sześciu powieści cztery fantastyką są; i chociaż sam 28 lipca 1939 roku, pisząc w dzienniku o swoich zmaganiach ze słowami podczas tworzenia, nazwał „Skały” „utworem fantastycznym”6). Spora część krytyków literackich owym pojęciem gardzi, podczas gdy siła przebicia poza nimi wydaje się w tym przypadku zbyt mała. O ile bowiem u Tolkiena da się zapomnieć o wyczekującej rozważań głębi i odbierać jego dzieło niczym czysto rozrywkową opowieść o przygodzie, o tyle Jünger musi, jak się zdaje, pozostawać pewnym wyzwaniem, niby umyślnie część czytelników odrzucając.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Przerwane beztroskie dzieciństwo
Marcin Mroziuk

2 V 2024

Z jednej strony „Sprzedawca marzeń” to po prostu wciągająca powieść przygodowa, z drugiej zaś strony książka Katarzyny Ryrych przybliża młodym czytelnikom gęstniejącą atmosferę przed wybuchem II wojny światowej i cierpienia ludności cywilnej na jej początku.

więcej »

Krótko o książkach: Komu mogłoby zależeć?
Joanna Kapica-Curzytek

2 V 2024

W „PS. Dzięki za zbrodnie” jest bardzo dużo tropów prowadzących w stronę klasycznej powieści detektywistycznej. Znajdziemy tu wszystko, co najlepsze w gatunku cozy crime.

więcej »

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.