Właśnie „design”, nie projektowanie, nie projekt, nie grafika, ale wszystko to ujęte jednym wielofunkcyjnym (także gramatycznie) słowem. Oczywiście słowo nie jest polskie i z pewnością są oponenci, którzy próbują ten termin spolszczyć, jednak podążając tropem myślenia Alice Twemlow, opisanym w drugim podręczniku grafiki „Czemu służy grafika użytkowa?”, nie da się „unarodowić” zjawiska ze swej natury globalnego. Bez względu na czystość intencji.
Design nasz powszedni
[Alice Twemlow „Czemu służy grafika użytkowa?” - recenzja]
Właśnie „design”, nie projektowanie, nie projekt, nie grafika, ale wszystko to ujęte jednym wielofunkcyjnym (także gramatycznie) słowem. Oczywiście słowo nie jest polskie i z pewnością są oponenci, którzy próbują ten termin spolszczyć, jednak podążając tropem myślenia Alice Twemlow, opisanym w drugim podręczniku grafiki „Czemu służy grafika użytkowa?”, nie da się „unarodowić” zjawiska ze swej natury globalnego. Bez względu na czystość intencji.
Alice Twemlow
‹Czemu służy grafika użytkowa?›
Globalny wymiar designu ma swoje plusy, znosi bariery zarówno kulturowe, jak i językowe, posługując się międzynarodowym angielskim, ułatwiając tym samym komunikację międzyludzką, kładzie nacisk na naszą współczesną, wielokulturową cywilizację i nieodwracalny proces wymieszania się elementów narodowych w międzynarodowym tyglu. Ma też minusy, bo taka twórczość pozbawia dzieła indywidualnego kulturowo charakteru, który od wieków pozwalał doceniać wyjątkowość poszczególnych rejonów i ich dorobku kulturowego. Pojawia się więc pytanie: czy globalny design nie wyjaławia naszej kultury?
Problemy stawiane w książce znacznie wybiegają poza problematykę przydatności czy też przeznaczenia szeroko pojętej grafiki użytkowej. Mamy więc konkretne odpowiedzi na postawione w tytule pytanie, udzielane przez praktyków designu. Paul Rand, amerykański projektant twierdzi, że „grafika nadaje kontekst porozumieniu”, Burkey Belser przywołuje skojarzenie z mitologicznym Pigmalionem i postuluje, że grafika wnosi w życie ożywczą myśl, że to właśnie ta dziedzina inspiruje ludzi do działania. Andy Altman na pytanie odpowiada żartobliwie i dwuznacznie: „To podkładka pod nogę chwiejącego się stołu”, jest to więc coś, czego często nawet nie dostrzegamy, dziedzina pozornie bez większego znaczenia, a jednak stanowiąca dopełnienie całości, coś, bez czego nasza rzeczywistość byłaby niestabilna i irytująca jak chwiejący się stół. Stefan Sagmeister określa design jako język towarzyszący nam we wszystkich przejawach życia codziennego; mówimy więc designem i porozumiewamy się nim. John Maeda oraz Alan Fletcher dają bardzo podobne odpowiedzi, „by zapłacić rachunki” oraz „by zarobić trochę grosza”. I obydwoje mają przecież rację, w końcu dla większości projektantów design to praca, to źródło utrzymania. To kolejna teza wyłaniająca się z książki Twemlow, związek designu z marketingiem nigdy nie był tak silny jak jest obecnie; to, co chcemy często nazywać sztuką, nie musi nią być, jest za to prawie zawsze doskonałym towarem.
W drugiej części książki – „Anatomia”, po rozdziale „Problematyka”, koncentrującym się na próbach znalezienia definicji funkcjonalnej grafiki użytkowej (z założenia bowiem odpowiedź na tytułowe pytanie nie może być jednorodna, jednoznaczna i jedyna, będzie tak jak cały design, indywidualna i subiektywna), autorka porusza szereg problemów związanych z podkategoriami designu. Oparte na najnowszej historii technologii i techniki wizualnej rozważania dotyczące tego, czego jesteśmy świadkami na co dzień, a co często nie rzuca nam się w oczy, komentują zagadnienia takie jak design telewizyjny, czołówki filmowe, wizualizacje muzyczne na koncertach, design wydawniczy, drogowskazy, czy wreszcie najbardziej chyba wyrazista – reklama. Wszystkie te subdziedziny nabierają nowych rysów, jeśli przyjrzymy się im z perspektywy teoretycznej.
Trzecia część, podobnie jak w przypadku podręcznika Quentina Newarka „
Design i grafika dzisiaj”, to portfolio zawierające krótkie prezentacje prac piętnastu pracowni projektanckich lub indywidualnych projektantów, ukazując zarówno różnorodność myślenia projektantów, jak i niemożność zdefiniowania współczesnego designu przy pomocy generalizujących etykiet. Każde studio ma bowiem do zaoferowania zupełnie inną, nową jakość, więcej nawet, każdy nowy projekt jest inną jakością, chcąc go więc skomentować, należy użyć innych słów, nierzadko innych kategorii i wartościowania. W dużej mierze przecież ten kreatywny chaos designu jest jego największą zaletą.
Mój australijski przyjaciel zerkając na książkę przez moje ramię zadał mi bardzo oczywiste i chyba bardzo słuszne pytanie: skoro nie są tłumaczone teksty poszczególnych projektów reprodukowanych na stronach albumu, skoro mamy całe strony czyichś prac po angielsku, często posługujące się wyrafinowanym lub specjalistycznym językiem oraz precyzyjnymi i niebanalnymi grami słownymi (a to jest w dużej mierze istota designu zawierającego tekst) i wydawca zakłada, że czytelnik te gry zrozumie i tekst odczyta na tyle, żeby wejść w mentalną interakcję z reprodukowanym dziełem, to po co tłumaczyć tekst główny książki? Skoro wymaga się od nabywcy książki znajomości języka angielskiego na tak wysokim poziomie, może on równie dobrze czytać całą pozycję po angielsku, nie tracąc nic na skutek zawsze krzywdzącego procesu translacji. Nosiłam się z tym problemem przez dość długi czas, nie wiedząc jak wytłumaczyć zjawisko połowicznego de facto tłumaczenia podręcznika grafiki użytkowej. I chociaż analizując własne możliwości językowe i mentalne doszłam do wniosku, że odnajduję się w takiej wersji polskiego tłumaczenia, to będzie miał rację ten, kto zarzuci wydawcy hermetyczność tak właśnie wydanej książki. Bo przecież można było pod opisami prac zawierających teksty po angielsku, zawrzeć również ich tłumaczenia. Jeśli pozycja jest skierowana do polskiego czytelnika, niech więc będzie w całości przetłumaczona na polski język. I tu podręcznik niestety stracił 10 % mojej oceny.
Graficznie jak zwykle książka jest wydana perfekcyjnie. Edytorsko również nie można jej nic zarzucić, nie zauważyłam ani jednego źle postawionego przecinka czy też literówki, co się chwali, bo przecież precyzja i dbałość o szczegóły to definicyjne wręcz cechy projektowania, nie tylko graficznego. Doskonale sprawdza się również układ graficzny i rozplanowanie stron, zarówno treść jak i fotografie czyta się i ogląda bardzo dobrze. Tylko pogratulować i zachęcić do sięgnięcia po podręcznik Alice Twemlow, co niniejszym czynię.