„Produkt uboczny” to pierwsza książka Tomasza Duszyńskiego, dotąd znanego z publikowanych w internecie opowiadań. Papierowy debiut też zresztą jest zbiorem opowiadań, w którym autor obraca się w różnych konwencjach (od powagi po groteskę) i tonacjach (od mglistego happy endu po skrajny pesymizm), ale zawsze pozostaje w obrębie science fiction.
Debiut trąci myszką
[Tomasz Duszyński „Produkt uboczny” - recenzja]
„Produkt uboczny” to pierwsza książka Tomasza Duszyńskiego, dotąd znanego z publikowanych w internecie opowiadań. Papierowy debiut też zresztą jest zbiorem opowiadań, w którym autor obraca się w różnych konwencjach (od powagi po groteskę) i tonacjach (od mglistego happy endu po skrajny pesymizm), ale zawsze pozostaje w obrębie science fiction.
Tomasz Duszyński
‹Produkt uboczny›
W swoim zbiorku Duszyński wyraźnie nawiązuje do „złotej ery” science fiction, a jego proza przywołuje pamięć o krótkich formach A.E. van Vogta czy Arthura C. Clarke’a (na przykład tych ze znanych w Polsce zbiorków „Krypta Bestii” i „Spotkanie z Meduzą”). Podobnie jak u genialnych poprzedników, tak i u Duszyńskiego króluje sceptyczne spoglądanie w przyszłość gatunku ludzkiego, choć z oczywistych względów spojrzenie to wyprowadzane jest z innych źródeł. Lub inaczej: źródło jest zawsze to samo – ludzkie: głupota, chciwość, nienawiść i brak wyobraźni – tylko środki wypełnienia ponurego przeznaczenia są inne. To, co w oparach zimnowojennego strachu brało w oczywisty sposób początek z przeróżnych konfliktów (ludzie vs ludzie, ludzie vs maszyny czy ludzie vs obcy), dziś, w XXI wieku, jest efektem zagrożeń związanych z rozpasanym konsumpcjonizmem, bezdusznymi korporacjami, przeludnieniem, terroryzmem, czy też „zemstą” środowiska naturalnego za wyrządzane mu krzywdy. Niestety, nie znaczy to, że autor mówi coś nowego na temat kondycji ludzkości, ani że wprowadza nową jakość do SF. Wręcz przeciwnie, opowiadania garściami czerpiące z przebogatej tradycji gatunku są do bólu przewidywalne. Nowe są pomysły na upadek ludzkości – fabuła na nich budowana już nie. Ale po kolei.
„Produkt uboczny” to zaledwie sześć opowiadań, z których każde opiera się na innym archetypie gatunku. Archetypie – bo autor wykorzystuje pomysły, które na stałe weszły do kanonu i rekwizytorni SF. I mimo że dziesiątki pisarzy poruszało już te tematy, to są one na tyle elastyczne i pojemne, że zdolny autor może opowiadać o nich właściwie w zupełnie nowy sposób. Mamy więc wśród pomysłów Duszyńskiego przeludnioną Ziemię z ludzkością gnieżdżącą się w wielopoziomowych betonowych schronach, gdzie sztuczny błękit nieba co i rusz zasłaniany jest olbrzymimi reklamami, a władze planety pracują nad zwiększeniem przestrzeni życiowej przez ekspansję w kosmos („Druga opcja”). Jest i Ziemia już wymarła, widziana oczyma obcych, którzy starają się odtworzyć przyczynę zagłady, ale w konsekwencji padają ofiarą tych samych błędów („Chrononauta”). Jest też miejsce dla złowieszczych planów nazistów i odkrywanie okultystycznych aspektów trzeciej Rzeszy („Śmierć to zwykłe marnotrawstwo materiału”). Prawdziwy natomiast miks zapożyczeń to opowiadanie tytułowe: od wymarłej ziemi, przez klonowanie, po zabawy ze sztuczną pamięcią (ciężko oprzeć się wrażeniu, że autor jest miłośnikiem Schwarzeneggera – opowiadanie jest wręcz kalką „Szóstego dnia” i „Pamięci absolutnej”, z żywcem przeniesioną sceną z robotem-taksówkarzem). Wreszcie, „To pana SHOW, panie Mackormik” eksploruje stary topos urządzenia dającego przypadkowemu człowiekowi nieograniczoną moc (idąc filmowym tropem, „Bruce Wszechmogący” kłania się aż nadto wyraźnie), a „Serdelek na wakacjach” jest groteskową i makabryczną short story o degeneracji gatunku ludzkiego – podobne popełniała większość pisarzy fantastyki.
Jednym słowem autor zapożycza często i gęsto nie tylko z literatury, ale i z filmu, raz lepiej („Chrononauta” – bodaj najlepszy tekst zbioru), raz gorzej („Produkt uboczny”). Zwykle jest w stanie na początku zainteresować, niestety rozwiązywanie fabuły idzie mu już nieskładnie, a przecież brak dobrej i zaskakującej puenty to grzech śmiertelny opowiadań SF (tu szczególnie grzeszy Duszyński w „To pana SHOW…” i „Śmierć to…”). Do tego autor czasem przynudza („To pana SHOW…” – jak widać to najsłabsze opowiadanie zbiorku) a i niezgodności fabularno-logiczne się pojawiają.
Skąd więc aż 60% ekstraktu – górne rejestry przeciętności spod znaku „można zaliczyć”? Ano stąd, że, jako miłośnik tego akurat podgatunku fantastyki (i fan krótkiej formy), doceniam odwagę autora w powracaniu do korzeni, a summa summarum, mimo niedociągnięć, teksty Duszyńskiego potrafią to co najważniejsze – wywołać ten specyficzny dreszczyk ni to strachu, ni to ekscytacji, spowodowany pytaniem od zawsze związanym z fikcją spekulatywną: „A co jeśli to naprawdę możliwe i rzeczywiście tak będzie wyglądać nasza przyszłość?”. A że warsztat językowy ma autor na niezłym poziomie, to i czyta się „Produkt uboczny” szybko i przyjemnie – z pewnością nie jest to więc książka zła, po prostu przeciętna.
Mam natomiast problem z poleceniem komukolwiek tego zbioru. Z jednej strony starzy wyjadacze, choć znajdą tu swoje ulubione tematy, mogą być trochę zawiedzeni wtórnością i brakiem polotu w wykorzystaniu schematów. Z drugiej niedzielni czytacze SF, z definicji mniej obyci w takiej literaturze, mogą znaleźć książkę Duszyńskiego bardziej przyjemną, ciekawą i odkrywczą (zwłaszcza że dziś już raczej się tak nie pisze). Tylko że chcąc kogoś w literaturze SF rozmiłować, wypadałoby zapoznać go z jej najlepszymi stronami – w tym wypadku zaproponować raczej teksty prekursorów sprzed lat pięćdziesięciu niż „Produkt uboczny”.
Natomiast polecam wszystkim kolejny zbiór opowiadań autorstwa Duszyńskiego, jeśli się taki kiedyś ukaże. Większość początkujących pisarzy z każdą następną książką się rozwija, a Duszyński rokuje bardzo dobrze, więc i kolejne jego pozycje powinny zrobić już dużo lepsze wrażenie. O ile oczywiście do tego czasu nie zaleją nas nieumarłe armie Hitlera, nie wybiją wirusy wyhodowane przez terrorystów, albo nie zmutujemy w wielookie glizdy z pięcioma parami macek…
Plusy:
- hard SF w „starym stylu”
- ciekawe wizje
- pouczająco przygnębiający klimat
Minusy:
- wtórność, powielanie rozwiązań
- nieumiejętność rozwinięcia i zakończenia fabuły