„Sztywniak” to jedna z tych książek, wobec których recenzent jest bezradny. Epatuje makabrą, by za chwilę obrócić ją w beztroski żart. Popularnonaukowe ambicje łączy z balansowaniem na granicy dobrego smaku. Ryzykowna to formuła, zwłaszcza że tematem, na którym pochyla się Mary Roach, są ludzkie zwłoki.
Mumia na słodko
[Mary Roach „Sztywniak” - recenzja]
„Sztywniak” to jedna z tych książek, wobec których recenzent jest bezradny. Epatuje makabrą, by za chwilę obrócić ją w beztroski żart. Popularnonaukowe ambicje łączy z balansowaniem na granicy dobrego smaku. Ryzykowna to formuła, zwłaszcza że tematem, na którym pochyla się Mary Roach, są ludzkie zwłoki.
Jak zachowuje się ciało podczas kremacji? Czy i jak długo ucięta głowa może myśleć? Jak giną ofiary wypadków lotniczych? Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami zakładów pogrzebowych? Jeśli, Drogi Czytelniku, pasjonują cię takie kwestie, „Sztywniak” to lektura idealna dla Ciebie. Choć wśród interlokutorów autorki przeważają poważni naukowcy i lekarze, narracja utrzymana jest lekkim, reportażowym stylu. Momentami aż nazbyt lekkim. Tytuły rozdziałów mówią same za siebie: „O gniciu i co można z nim robić”, „Skąd wiesz, nie żyjesz?”, „Trup za kółkiem”, „Z pieca do kubła z kompostem”.
Śmierć, traktowana serio, jest w naszej kulturze tematem tabu. Aby się z nim zmierzyć, trzeba nie tylko odwagi, ale i wielkiego wyczucia. Powodzenie serialu „Sześć stóp pod ziemią” świadczy jednak, że opłaca się próbować. Mary Roach trudno odmówić odwagi. Naoglądała się rzeczy, których większość ludzi wolałaby nigdy w życiu nie oglądać. Wybrała się nawet do Chin, by u źródła potwierdzić informację Reutera o pracowniku prosektorium produkującym pierożki nafaszerowane ludzkim mięsem (na szczęście ten news okazał się kaczką dziennikarską).
Historia medycyny dostarcza aż nadto materiału o pośmiertnych przygodach ludzkich ciał. Jeszcze w czasach nowożytnych na bazarach Bliskiego Wschodu handlowano kawałkami mumii, przesyconymi miodem. Lud uważał je za lek na wszystkie możliwe dolegliwości. Na początku XIX wieku europejscy studenci, zachęcani przez swych profesorów, wyprawiali się na cmentarze by zdobyć „pomoce naukowe” na zajęcia z anatomii. Eksperymenty ze zwłokami bynajmniej nie są wymysłem literatów i filmowców. W praktykach godnych doktora Frankensteina celowała, co łatwo zgadnąć, nauka radziecka. Zabalsamowany Lenin, do dziś straszący na centralnym placu Moskwy, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Rozmówcy Roach zapewniają, że przedmiotowe traktowanie nieboszczyków w szpitalach oraz instytutach naukowych, przynajmniej w Ameryce, należy do przeszłości. Nadal jednak „praca ze zwłokami to poważne wyzwanie etyczne i PR-owskie”. O pozytywny wizerunek umie też zadbać autorka „Sztywniaka”. W wstępie anonsuje swą książkę jako opowieść „o wielkich sukcesach umarłych”. Jakież to sukcesy? Można po śmierci zostać cennym eksponatem naukowym lub obiektem, na którym swe umiejętności będą szlifować początkujący chirurgowie. Można też, co jest opcją najbardziej popularną, oddać swe organy potrzebującym.
Mary Roach jest entuzjastką przeszczepów. Można wręcz podejrzewać, że plastyczne opisy rozkładu ludzkich szczątków, balsamowania i działania pieców krematoryjnych służą przekonaniu czytelników do zalet transplantacji. Autorka wielokrotnie zapewnia, że nie chce urazić niczyich uczuć. Naśmiewa się jednak ze starczych dolegliwości Jana Pawła II (książka trafiła do sprzedaży dwa lata przed jego śmiercią). Nie jedyny to przypadek, gdy silenie się na dowcip wchodzi w konflikt z deklarowanym szacunkiem dla godności ludzkiego ciała. „Sztywniak” jest pierwszą częścią bestsellerowej trylogii. W księgarniach towarzyszy mu „Duch”, w którym Mary Roach punktuje dyplomowanych badaczy życia pozagrobowego. W kwietniu ukaże się zaś „Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu”. Czytelników nie zabraknie, ale naukowcy chyba nie będą zachwyceni.
Jaka trylogia, skoro autorka wydała 4 książki, a trzy wymienione tutaj mają ze sobą mało wspólnego tematycznie? (to już trylogią można nazwać "Ducha", "Sztywniaka" i tą czwartą - "Six Feet Over: Adventures in the Afterlife" - przynajmniej pokrewne treściowo. A wystarczyło zajrzeć do wiki...