Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

S.O.D.: Bajka z garbem

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
« 1 2 3 4 »

Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

S.O.D.: Bajka z garbem

3. Na lewą stronę
Łukasz Orbitowski
Łukasz Orbitowski
Orbitowski: „Księga rzeczy utraconych” opowiada także o skomplikowanych relacjach z ojcem, pogodzeniu się ze śmiercią bliskich i próbie pogodzenia się z obecnością nowych członków rodziny. Figura ojca jest najmocniej obecna, to on zajmuje się organizowaniem, ustawianiem życia Davida – tę rolę w świecie fantastycznym przejmuje jego odbicie, czyli Leśniczy. Większość autorów popularnych ma skrzywienie na psychoanalizę i Connolly nie jest od tego wolny. Znamienne, że większość postaci kobiecych – łowczyni, Królewna Śnieżka, Pani z opowieści Rolanda – ma charakter monstrualny. Freudysta, rozpoznawszy inicjacyjny charakter opowieści, wskazałby na lęki związane z nieznaną chłopcu seksualnością.
Jest też przyjaciel i obrońca chłopca, Roland, zarazem homoseksualista, próbujący zrozumieć przyczyny śmierci swojego kochanka. Jak sądzicie, czemu Connolly wprowadził tę postać? Znów Freud? Lęki jakieś? Przyznam, że nie do końca to kapuję.
Dukaj: Myślę, że Connolly próbował po prostu wywrócić kolejny archetyp, w tym przypadku bajkowego rycerza macho. Metoda jak ze „Shreka”, tylko że tutaj przeprowadzona na serio. Tzn. oczywiście w baśni, ale uczucie Rolanda jest prawdziwe, nie do śmiechu, i na koniec płaci za nie życiem. Przede wszystkim jednak to nie jest „gej w stylu pop” – dziecko wychowane w tamtych czasach nie mogło mieć tu innych skojarzeń jak z czymś brudnym, grzesznym, zakazanym.
I z tego powodu uważam ten wątek za błąd autora. Skoro kraina baśni jest grą podświadomości dziecka, to jakim cudem chłopiec z takiej kultury, z takiej warstwy społecznej, z takiej rodziny mógł sobie zbudować postać homoseksualnego rycerza? To ewidentny anachronizm.
Do pewnego stopnia to samo można zarzucić epizodowi z krasnalami komunistami.
Szostak: Tu dotykamy chyba najistotniejszej sprawy w konstrukcji książki. Z początku można odnieść wrażenie, że świat „po drugiej stronie muru” jest urealnioną projekcją lęków i napięć głównego bohatera. Kolejne postaci i sytuacje wyrastają niejako wprost ze świadomości bohatera. Ten, pogrążony w tym świecie równoległym jak we śnie, zmaga się ze swoimi demonami.
Ale Connolly robi kilka rzeczy, które wprowadzają w tę wizję niekonsekwencje. Po pierwsze, to o czym przed chwilą mówiliście, rycerz gej i krasnale komuniści nie mogliby się chłopakowi „przyśnić”. Innymi słowy – ontologiczne założenia świata eliminują takie postaci, które nie są, przetworzonymi co prawda, ale jednak śladami świadomości głównego bohatera ukształtowanej w „realnym świecie”. W „Księdze…” przecież wielokrotnie powracają przestrogi przed groźnymi pedofilami. Roland traci rację istnienia. Podobnie z krasnoludami. Chyba antykomunistyczna propaganda – na ile docierała w ogóle do chłopców w wieku Davida – nie była w stanie wygenerować tak „rewizjonistycznej” opowieści.
Po drugie zaś – i o to mam do autora nawet większe „pretensje” – konstrukcja fabularna sprawia, że koncept wycieka z powieści. Narrator opowiada o sprawach, których David w „świecie za murami” nie doświadcza. Są to przede wszystkim knowania Garbusa. W świecie, który jest w ontologiczny sposób zależny od głównego bohatera, nie ma miejsca na wydarzenia, które dzieją się poza polem doświadczana tegoż bohatera. Jak we śnie: jeśli jacyś „bohaterowie” mojego snu wychodzą z pokoju, to analizując ten sen wiem, że nie gadali za drzwiami, bo w momencie zniknięcia z moich oczu tracili istnienie. To zwykła ontologia.
Albo więc Connolly jest zwyczajnie niekonsekwentny, albo też jego pomysł jest inny. Zauważcie, że „świat za murami” istnieje nieco inaczej, ma swoją historię (powiązaną z historią realnego świata), która wyprzedza pojawienie się Davida. To przecież pochodzenie króla, porywane przez Garbusa dzieci itd. David jest więc jednym z wielu, którzy do tego świata wchodzą. Zatem „świat za murami” jest urealnioną krainą lęków dziecka w ogóle, ma charakter intersubiektywny. Z jednej strony jest bytowo zależny od dzieci, z drugiej – posiada własną autonomię. A kluczem zapewne jest Garbus.
Orbitowski: Wciąż podniecam się „Księgą…”, ale z bólem serca przyznaję, że epizod z krasnoludkami był prostacki i głupi, może dlatego, że jestem skażony przez popkulturę i nieustannie przed oczyma miałem „Sonne” Rammsteina. Connolly zawiódł na najprostszym poziomie, czyli po prostu nie był zabawny. Wulgarna Śnieżka też do mnie nie przemówiła i przez moment nie mogłem uwierzyć, że ten epizod wyszedł spod pióra tego samego faceta.
Tutaj, Wicie, kłócimy się o to, co wiemy, jak wiemy i na ile. O komunistach w latach 30. mówiło się przecież sporo. O działaczach robotniczych tak samo. No i nikt mnie nie przekona, że tak duży chłopiec nie usłyszał ani słowa o homoseksualistach, nawet w Anglii sześćdziesiąt lat temu.
Zresztą jeśli „świat za murem” jest intersubiektywny, to wszystko wskakuje na swoje miejsca, lęk przed pedofilią czy homoseksualizmem, homoseksualistami okazuje się uprawniony.
Dukaj: Kurczę, może po prostu nie potrafimy się z Witem jasno wysłowić.
Orbitowski: Albo ja źle próbuję chwycić.
Dukaj: Nie chodzi o to, że Śnieżka zbyt wulgarna czy krasnale nie dość śmieszni. Chodzi o to, że wprowadzając takie elementy jak rycerz gej widziany przez ówczesnego chłopca w pozytywnym, romantycznym świetle, Connolly chce, żebyśmy równocześnie przyjęli do lektury sprzeczne założenia. Ten świat rozchodzi się tu w szwach, podobnie jak rozłażą się np. politycznie poprawne filmy historyczne, w których XVIII-wieczni Murzyni sprzedani z Afryki w niewolę wygłaszają do plantatorów postmarksistowskie manifesty.
Jasne, przysłowiową „grą konwencją” można wiele wyjaśnić. Dominującym tonem w „Księdze…” jest jednak prostota, niewinność, naiwność. Stawką są emocje czytelnika. Raz poczuje się „wytrącony z transu” – i przepadło.
Szostak: Granie konwencją, puszczanie oka do czytelnika, zamierzona pastiszowość pewnych scen – te zabiegi mają niemal zawsze na celu przełamanie pewnej powagi, czasem patosu. Pokazanie dystansu autora do opowiadanej historii. „Chyba nie podejrzewacie, że traktuję na serio to, co wydarza się bohaterom?” – zastrzega spoza kadru autor, chcąc uniknąć oskarżeń o patos czy naiwność.
I teraz można postawić pytanie: czy takie „umycie rąk” przez autora pomaga „Księdze…”? W moim przekonaniu nie. Ta książka – tak ją czytam – została napisana na serio. Od pierwszej strony trafiamy w poważne problemy – śmierć matki, macocha, przyrodni brat, wojna. Jeśli czytelnik dotrwał do momentu przejścia Davida do krainy baśni, to oznacza, że zaakceptował poważne stawianie pytań przez autora i pisanie o poważnych sprawach.
I w tym momencie Connolly jakby przestraszył się swojej powagi i postanowił ją przełamać. Zupełnie niepotrzebnie, szkodliwie nawet. Albo też – Connolly nie ma zaufania do swojej koncepcji tłumaczenia „dorosłych” problemów za pomocą bajek; widzi, że linia łącząca świat Davida z tą „bajkową terapią” (w wydaniu Connolly’ego, rzecz jasna) jest dość cienka i nie do końca przekonująca. Całkiem słusznie zresztą, o czym mówiłem wyżej. Tak więc wzięcie tego w pastiszowy nawias pozwala mu wyjść z twarzą. Zabezpiecza sobie miękkie lądowanie.
Orbitowski: Jest poważnie/śmiesznie, to prawda, dużo elementów wydaje się niepotrzebnych, choć pewnych żartów, pewnego braku powagi bym bronił. Inaczej ładunek smutku i okrucieństwa mógłby okazać się trudny do zniesienia dla odbiorcy. Z tym że tu się zgodzę: akurat taki strach przed czytelnikiem nie wyszedł autorowi na dobre. Dziwię się tylko, że Wit podnosi ten zarzut jako wielbiciel książek połamanych, nieudanych w jakimś sensie, bo „Księga…” jest, mimo piękna, którym mnie urzekła, książką w pewien sposób nieudaną.
Dyskutujemy na linii poważne/niepoważne, a ja naprawdę nie wiem, czy jest możliwe traktowanie baśni kompletnie serio, jeśli zachowujemy ich scenerię. Zwróćcie uwagę, że do tego samego zadania inaczej zabrał się Graham Masterton, który bierze samą fabułę baśni i wrzuca w zupełnie inną scenerię, odziera z dziecinności, w tym akurat wypadku na rzecz stworzenia horroru-czytadła.
Dukaj: Czy można napisać baśń serio, nie pisząc jej dla dziecka? Odpowiedzią na to pytanie jest moim zdaniem fantasy.
Podejście Connolly’ego – kolejna możliwa interpretacja – byłoby inne: najpierw wprowadzę cię, czytelniku, w atmosferę, mentalność, naiwność dzieciństwa, i tak „zdziecinniałego” wciągnę cię do baśni serio.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

S.O.D.: Ogród mąk nieziemskich
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

25 II 2011

„S.O.D.” powraca, a Reymont pisze „Avatara"! W najdłuższej z dotychczasowych dyskusji z popularnego cyklu Jacek Dukaj, Wit Szostak i Łukasz Orbitowski debatują na temat niedawno wydanego „Vatran Auraio” Marka S. Huberatha.

więcej »

S.O.D.: Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

19 VII 2010

To już piąta dyskusja Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego i Wita Szostaka na naszych łamach i jednoczesnie pierwsza o książce polskiego autora – „Burzy” Macieja Parowskiego.

więcej »

S.O.D.: Kołek w serce horroru
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

19 IV 2010

Z dawna oczekiwana czwarta dyskusja Jacka Dukaja, Łukasza Orbitowskiego i Wita Szostaka. Tym razem nasi autorzy zajęli się „Ręką mistrza” Stephena Kinga i – przy okazji – szeroko pojętym horrorem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Księga utraconych złudzeń
— Michał Kubalski

Z tego cyklu

Ogród mąk nieziemskich
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak

Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Tegoż autora

Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski

Kanał
— Łukasz Orbitowski

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak

MetaArabia
— Wit Szostak

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.