Pisarz musi czasem narozrabiać i narobić dymuPisarz musi czasem narozrabiać i narobić dymuKTL: Towarzysko poprawna odpowiedź brzmi: „Przewodas sam sobie jest winien bo ma konfliktowy charakter.” Tylko że ja swój charakter miałem od zawsze, ale na przykład w latach 1995-97 nikt by mi się dowalać nie ośmielił. Myślę, że powodem była moja fascynacja metafizyką. Najpierw były pretensje, że ciągle o niej gadam na spotkaniach autorskich. Potem komisja fizyków-inkwizytorów w osobach Ewy Pawelec i Marka Huberatha orzekła, że teoria metafizyczna Przewodasa jest niezgodna ze współczesną nauką, konkretnie z teorią względności (teraz już jest), co dla innych oznaczało tylko tyle, że Przewodas gada bzdury. Potem Ziemkiewicz przypomniał sobie, że Adam Wiśniewski – Snerg też miał teorię i się powiesił, więc kiedy pogrzeb Przewodasa? Zaczęły się kpiny, zrazu półgębkiem potem coraz śmielej, a za przykładem fandomowych elit poszła reszta ludu bożego. W pewnym momencie już nikt nie chciał słuchać i dyskutować, wszyscy wiedzieli swoje. Nikt nie zwrócił uwagi, że sam uznałem, że jestem niedouczony i poszedłem na studia doktoranckie. Nawiasem mówiąc, na metafizykę mnie nie przyjęli. Kierownik katedry wysłuchawszy mnie stwierdził, że nic z tego, bo on już miał jeden zawał i nie chce mieć drugiego. Poszedłem więc tam, gdzie było miejsce, czyli na filozofię ekologii (sozologię), bo przede wszystkim chciałem opanować warsztat filozoficzny. Tymczasem dla zadowolonych z siebie Podpór Fandomu bez znaczenia było to, że facet z wykształceniem wyższym technicznym, w wieku 32 lat postanawia zmienić cały dotychczasowy profil swego wykształcenia uzupełniając je o studia humanistyczne. Na przykład, w przeciwieństwie do magistrów filozofii musiałem zdać 11 dodatkowych egzaminów zanim w ogóle dopuszczono mnie do sesji doktoranckiej (3 egzaminy), poprzedzającej obronę. To wszystko ma znaczyć tylko tyle, że potrzebna mi pomoc psychiatry. Taka zachęta „autorytetów” sprawia, że wyłażą z fandomowych kątów jakieś leszcze i demonstrują mi swoją wyższość, bo myślą że mogą się tanio dowartościować. Kiedy w końcu się wściekam i wysyłam te ryby na drzewo to jestem „nieznośny prostak” i cykl zaczyna się od początku.
Wyszukaj / Kup Esensja: Czy nadal będziesz wplatał w swe teksty sceny erotyczne? ;-) KTL: Myślę, że tak, chociaż nie mam jeszcze konkretnych planów. Seks w moich tekstach to też efekt eksperymentów. Najpierw, w „Ksinie” chciałem sprawdzić prawdziwość tezy, że język polski nie nadaje się do mówienia o erotyzmie bez popadania w wulgaryzmy lub ginekologię. No i okazało się, że można jeszcze popaść w śmieszność. Jednak drugi krok na tej drodze – onanizująca się strzyga w „Różanookiej” już wcale nie był śmieszny, ale w pewnym stopniu fascynujący. Ostatnio traktuję seksualizm moich bohaterów jako klucz do ich psychiki. Tak było w „Królowej Joannie”, mam na myśli wyczyny wiedźmy Karwiny, które miały uzasadnić jej spalenie na stosie. Potem na dużą skalę zastosowałem tę metodę w „Misji Ramzesa Wielkiego”, wywołując szok u niewinnych recenzentów. Teraz w znacznie subtelniejszej i udoskonalonej wersji ten „erotyczny klucz do psychiki” zagrał w „Kombinerkach”. Owszem, jak ktoś nie umie inaczej, to może na seks w moich książkach reagować nerwowym chichotem, ale postawa wiktoriańska jest tu zdecydowanie anachroniczna. Esensja: Jak to w ogóle jest być pisarzem fantastycznym w Polsce? To chyba raczej hobby a nie zawód, prawda? Czy masz jakieś wspomnienia z przygód z wydawcami, redakcjami etc.? KTL: Wspomnienia? Miałbym głowę człowieka-słonia gdybym wszystkie zachował w pamięci. Ujmę to tak: od 11 lat utrzymuję rodzinę z pisania, ale nigdy nie miałem etatu. Przez cały ten czas, co miesiąc od nowa wymyślam jak zarobię na opłacenie bieżących rachunków. Trzeba wpaść na pomysł, znaleźć chętną redakcję, wykonać zamówienie i odebrać wierszówkę. To za każdym razem jest cała seria przygód z wydawcami i redakcjami, po czym od pierwszego kolejnego miesiąca wszystko zaczyna się od początku. Muszę wykazywać „kreatywność”, „produktywność” i „samodzielność w podejmowaniu decyzji”, od których przeciętny yapiszon by osiwiał, ale po paru miesiącach już prawie nic z tego nie pamiętam. Wiem, że zrealizowałem jakieś świetne pomysły, dowodem na to są zapłacone rachunki, tylko nijak nie mogę sobie przypomnieć co to było. Wyjątkiem są oba wywiady z Lemem, zwłaszcza drugi dla „Machiny” (7/2000), który przekształcił się w dłuższą prywatną dyskusję na temat ewolucji alternatywnej. Tak się składa, że moje hobby jest moim zawodem. Jeżeli jednak ktoś chciałby mi zazdrościć, to niech mi najpierw odpowie na pytanie, co mam robić po fajerancie? Uprawiać hobby? Serio, jako dziennikarz zaspokajam swoją ciekawość świata, a jako pisarz daję sobie odpowiedzi, których nie dostałem w rzeczywistości. Jedno wymaga drugiego, nawet ekonomicznie bo honoraria za książki często łatają dziury, które zostały po publicystyce. Jedno lub drugie oddzielnie by nie wystarczyło. Zwykle jednak nie myślę o sobie, że jestem pisarzem, podobnie jak nie mogę przyzwyczaić się do tytułu doktora nauk humanistycznych. Sam siebie nazywam „łowcą z wielkomiejskiej dżungli”, który codziennie zamiast dzidy bierze aktówkę i idzie polować, a gdy coś będzie chciało go zeżreć, to nie pójdzie wszak do rzecznika praw obywatelskich i nie naskarży na tygrysa szablozębego… Ta analogia była pełna w czasie kiedy żona siedziała w domu, na urlopie wychowawczym z dwójką drobiazgu. Wtedy jak wracałem z wierszówką to mówiłem, że ”przyniosłem mamuta”. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze; maniery to ja mam takie bardziej z epoki kamienia łupanego. Tym gorzej dla moich wrogów. Dobra wiadomość dla tych ostatnich jest taka, że mogę być skazany na dwa lata więzienia za zniesławienie prokuratury kieleckiej, tej samej, która tak walecznie ściga posłów Jagiełłę i Długosza. Pięć lat temu, jako publicysta „Przeglądu Technicznego” nie pozwoliłem im sponiewierać niewinnego człowieka – wynalazcy któremu najpierw ukradziono patent, a potem jeszcze oskarżono go o kradzież patentu. Napisałem, że w prokuraturze kieleckiej funkcjonują „układy sitwiarskie”, wtedy sprawę wynalazcy przeniesiono do innej, normalnej prokuratury, gdzie liczyły się fakty i mój wynalazca wygrał wszystkie sprawy. Jednak panowie z Kielc nie mogą darować mi boleśnie podeptanych odcisków i moja sprawa właśnie zaczyna się przed sądem w Radomiu. Broni mnie adwokat z ramienia Fundacji Helsińskiej. Esensja: Nad czym obecnie pracujesz i jakie są Twoje dalsze plany? Czym chcesz czytelnikom o sobie mocniej przypomnieć i może znów postarać się o Zajdla? KTL: Przymierzam się do rozszerzenia i kontynuacji „Królowej Joanny”, ale to jeszcze nic pewnego. Rusza nowy Ksin. Mam nadzieję, że uda mi się klasyczne wystąpienie filozoficzne na łamach renomowanego pisma, czego mam powody się spodziewać. Trzeba by też wreszcie spoważnieć, postarać się o etat akademicki i zająć habilitacją. A Zajdla już mam, jak znów dadzą, to się nie obrażę, ale na pewno już nie będę gonić tego „króliczka”. I myślę, że parę osób jeszcze zaskoczę, z samym sobą włącznie. Esensja: Dziękuję bardzo za rozmowę. |
O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch
więcej »Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.
więcej »Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: Grudzień 2014
— Miłosz Cybowski, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Komisarz Drwęcki w trasie. Przystanek Łódź
— Wojciech Woźniak
Komisarz Drętwy
— Michał Foerster
Żywa woda
— Konrad T. Lewandowski